Darmowy fragment publikacji:
Wielkie Ego
G LY N N H A R R I S O N
Wielkie Ego
O obsesji budowania
poczucia własnej wartości
Przełożyła
Karolina Brykner
Tytuł oryginału
The Big Ego Trip
© Glynn Harrison 2013
All rights reserved. This translation of The Big Ego Trip first published in
2013 is published by arrangement with Inter-Varsity Press, Nottingham,
Copyright © for this edition by Wydawnictwo W drodze 2014
United Kingdom
Redaktor
Magdalena Ciszewska
Łamanie komputerowe
Teodor Jeske-Choiński
Projekt okładki do serii
Radosław Krawczyk
Opracowanie okładki
Justyna Nowaczyk
Fotografia na okładce
© samantiz – Fotolia.com
ISBN 978-83-7033-971-5
Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów W drodze sp. z o.o.
Wydanie I, 2014
ul. Kościuszki 99, 62-716 Poznań
tel. 61 852 39 62, faks 61 850 17 82
www.wdrodze.pl sprzedaz@wdrodze.pl
Dla Amy, która pracuje na odległej wyspie
i reprezentuje inny świat
Przedmowa
Zastanawiałem się, dlaczego w księgarniach jest aż tyle nieudanych
książek o poczuciu własnej wartości. Teraz już wiem.
Poczucie własnej wartości to pojęcie niejasne, które ma tak wiele
różnych znaczeń dla tak wielu różnych osób, że niemożliwa jest nawet
próba pogodzenia ich oczekiwań. Ma ono wpływ na wiele dyscyplin
naukowych – psychologię, psychiatrię, biologię, socjologię, edukację,
politykę społeczną i teologię. Każda z tych dyscyplin ma odrębną, nieraz
wewnętrznie sprzeczną literaturę, tworzoną od dziesiątek, a nawet setek
lat, która stawia nam więcej pytań niż odpowiedzi. Gdzie powinniśmy
więc zacząć? A gdzie skończyć? Ta skromnych rozmiarów książka uka-
zuje jedynie to, co udało mi się do tej pory pojąć. Mam jednak nadzieję,
że pozwoli ona czytelnikom spojrzeć inaczej na poruszany w niej temat.
Jestem niewymownie wdzięczny wszystkim tym, którzy przez lata
kwestionowali i wzbogacali mój sposób myślenia. Monty Barker, zna-
jomy psychiatra, był moją inspiracją i wzorem przez prawie czterdzieści
lat. Dziękuję również innym kolegom, chrześcijanom psychiatrom –
Richardowi Winterowi, Janowi Truscottowi, a także Jonowi Haynesowi
i Benowi Watsonowi. Pisząc tę książkę, zaciągnąłem dług wdzięczności
u Eda Shawa, który służył mi radą i oceniał pierwsze wersje tekstu,
oraz u Christophera Asha, który okazał mi wsparcie, dzielił się swoją
7
mądrością i dbał o to, abym nie naginał prawd teologicznych. Nie je-
stem pewien, czy osiągnął cel, a wszystkie niedociągnięcia przypisuję
tym samym jedynie sobie. Jestem wdzięczny również redaktor Eleanor
Trotter, która podsycała mój entuzjazm i dzieliła się istotnymi komen-
tarzami zawsze w odpowiednich momentach.
Wielkie wsparcie stanowiły dla mnie córki: Rebecca, Amy i Abi.
Dziękuję wam. Szczególnie chciałbym podziękować Amy za trafne
uwagi dotyczące tekstu oraz godziny spędzone na żmudnym porząd-
kowaniu przypisów, poprawianiu gramatyki i literówek. Podziękowa-
nia należą się przede wszystkim mojej żonie Louise. Dziękuję jej za
niesłabnące wsparcie, miłość i mądrość. Przez ostatnie czterdzieści lat
pomagała mi ona budować poczucie własnej wartości. Obawiam się
jednak, że nie zawsze odpłacałem jej tym samym.
W książce posłużyłem się licznymi przykładami historii różnych
ludzi. Myślę, że najlepiej określi je stwierdzenie „zainspirowane rze-
czywistymi wydarzeniami”, ponieważ nie są to wiernie przytoczone
opowieści. Wszystkie historie mają swoje źródło w autentycznych zda-
rzeniach, jednak, aby ochronić tożsamość ich bohaterów, znacząco
zmieniłem detale, a czasem nawet połączyłem ze sobą różne historie.
Jeśli więc myślisz, że ta opowieść jest o tobie… Cóż, nie jest. Odsyła
nas to do głównego tematu książki – w życiu nie chodzi tylko o ciebie!
Jak powinniśmy o sobie myśleć, spoglądając na życie z rozległej
Bożej perspektywy, górującej nad naszymi małymi światami? Mam na-
dzieję, że to istotne pytanie pozwoli ci rozpocząć twoją podróż, i modlę
się o to.
Glynn Harrison
Bristol, 2012
Wstęp
Pokaż mi osobę bez ego, a pokażę ci osobę przegraną.
Donald Trump1
W wielkim teatrze w Seattle w Stanach Zjednoczonych na scenę wdra-
puje się Stuart, młody otyły sprzedawca telefonów komórkowych.
Właśnie chwyta za mikrofon podczas przesłuchań do telewizyjnego
talent show. Jego chód, aparycja i wyraz twarzy, jednym słowem cały
język ciała, wskazują, że oto, proszę państwa, mamy przed sobą prze-
granego.
Stuart zaśpiewa arię operową. Podczas gdy jurorzy spoglądają na sie-
bie i przewracają oczami, widownia usadawia się wygodnie w fotelach
w oczekiwaniu na początek zabawy. A dalej następuje przyprawiające
o dreszcze wykonanie Nessun dorma Pucciniego, które podrywa wi-
downię na nogi, a jurorów rzuca na kolana. Występ ten staje się furtką
do lukratywnych kontraktów i międzynarodowej kariery.
1 Wiele cytatów z Donalda Trumpa można znaleźć na stronie internetowej
magazynu „Money Week”, http://www.moneyweek.com/newsand-charts/
profile-donald-trump.
9
Nasz młody artysta odkrywa przy okazji drugą stronę popularności.
W mgnieniu oka jego historia zaczyna być przytaczana podczas semi-
nariów, programów mających nauczyć cię, jak zmienić swoje życie, i na
stronach internetowych obiecujących prawdziwą życiową rewolucję.
Okazuje się, że ty również, tak jak Stuart, możesz uwolnić wewnętrzną
siłę, odnaleźć w sobie moc i odkryć własne przeznaczenie. Wystarczy
tylko „uwierzyć w siebie…”.
Ośmioletnia dziewczynka siedzi zafascynowana w ławce jednej
z londyńskich szkół usytuowanych w podupadłej części śródmieścia.
Nauczyciel opowiada właśnie historyjkę o myszce. „Biedna myszka”,
mówi nauczyciel. „Zapomniała, że posiada wyjątkowy dar”. „Jestem
słaba, jestem tylko myszką!”. „Uwierz w siebie”, szepcze dziewczynka.
„Jestem słaba, jestem tylko myszką!”. „Uwierz w siebie”, dołączają się ko-
ledzy z klasy. „Uwierz w siebie!”. Dzieci, starając się przekonać myszkę, że
dobrze jest być sobą, wielokrotnie powtarzają słowa: „Uwierz w siebie!”.
Gdy kończy się lekcja, dzieci wybiegają z klasy, śpiewając: „Dobrze
być sobą, dobrze być sobą”. Wizytator szkolny siedzący w ostatniej ławce
potakuje aprobująco – mechanizm budowania w dzieciach poczucia
własnej wartości działa bez zarzutu.
W Nowym Jorku czarnoskóra amerykańska piosenkarka pop udzie-
la wywiadu, który ma się ukazać w najnowszym wydaniu magazynu
„Hello!”. Nazywana „światowym fenomenem” promuje swój ostatni
album. Opowiada przy tym jak zawsze o modzie i chłopakach. Nagle
pada niespodziewane pytanie. Dziennikarz prosi, aby zwierzyła się ze
swojego „największego grzechu”. Po chwili zastanowienia piosenkarka
szczerze odpowiada: „Moim największym grzechem jest to… że nigdy
tak naprawdę nie kochałam samej siebie”.
Młoda kobieta na sali sądowej obojętnie czeka na wyrok. „Winna”,
ogłasza przewodniczący ławy przysięgłych. Na sali słychać pomruk za-
10
O
G
E
I
E
K
L
E
W
I
dowolenia. Matka znęcała się nad własnym synem i zaniedbywała go.
Teraz jej skamieniałą, bladą twarz wykrzywia lęk i konsternacja. „Co
teraz ze mną będzie?”, krzyczy do sędziego. „Oskarżona ma niski poziom
inteligencji”, adwokat stara się o złagodzenie wyroku. „Poza tym sama
pochodzi z dysfunkcyjnej rodziny i cierpi na chorobliwie niskie poczucie
własnej wartości”. Zanim zostanie wydany wyrok, sędzia prosi o pełną
dokumentację wywiadu środowiskowego i badań psychologicznych.
Bristol, Anglia. Grupa pięciolatków siedzi niespokojnie na przyjęciu
urodzinowym. Jedno z dzieci będących w kółku ściska w dłoniach dużą
brązową paczkę. Gdy rozlega się muzyka, paczka zaczyna przechodzić
z rąk do rąk. Maluchy grają w „Podaj dalej”. Muzyka nagle ucicha,
a uradowana Alice rozrywa papier, aby dostać się do czekoladowej na-
grody. Kiedy melodia znów rozbrzmiewa, gra toczy się dalej. Przy każ-
dym niespodziewanym wyłączeniu muzyki kolejne dziecko otrzymuje
drobny upominek. Gdy gra się kończy, każde z nich trzyma w rękach
kawałek czekolady. „Tutaj nie ma przegranych”, uśmiecha się mama
odpowiedzialna za włączanie i wyłączanie muzyki. Przecież przegrana
nie wpływałaby dobrze na poczucie własnej wartości!
W małym kościele w Midwest w Stanach Zjednoczonych młoda
mama przywołuje do porządku uczniów szkoły niedzielnej. Z wiszącego
na ścianie plakatu uśmiecha się pogodnie Jezus o jasnej karnacji, a u Jego
stóp siedzi grupka dzieci. „Jesteście wyjątkowi!”, mówi do nich. Nauczy-
cielka oznajmia: „Dziś popracujemy nad poczuciem własnej wartości!”.
Świat poczucia własnej wartości
P
Ę
T
S
W
Witaj w świecie poczucia własnej wartości. Jeśli pół wieku temu
ktoś by narzekał, że czuje się zdołowany, ponieważ jest beznadziejny,
11
nie akceptuje siebie i nikt go nie lubi, przyjaciel najprawdopodobniej
odpowiedziałby mu tak: „Nie skupiaj się ciągle na własnych proble-
mach. Nie myśl tak dużo o sobie. Zamiast przyjmować postawę »oto ja«,
otwórz się na innych. Pomyśl o bliźnich. Postaraj się więcej wychodzić
do ludzi. Poznaj nowych znajomych i odkryj nowe zainteresowania. Nie
dojdziesz do niczego, skupiając się na czubku własnego nosa”.
Dzisiaj ten sam przyjaciel poradziłby coś zgoła innego: „Powinieneś
uwierzyć w siebie! Przestań tyle myśleć o problemach i oczekiwaniach
otoczenia. Musisz odkryć, kim jesteś. Bądź sobą. Naucz się lubić siebie
samego. Zbuduj poczucie własnej wartości”.
Jakże zmieniło się podejście do życia, i to nie tylko w gabinetach
psychologów czy psychiatrów. Powyższe historie, wszystkie nieco zmie-
nione, ale mające źródło w rzeczywistych sytuacjach, ukazują, jak głę-
boko zakorzeniona jest w zachodniej kulturze idea poczucia własnej
wartości. Każdy jest „wyjątkowy” i zasługuje na nagrodę. Mówi się nam,
że niska samoocena prowadzi do chorób psychicznych i problemów
w nauce. Dlatego właśnie od najmłodszych lat staramy się zaszcze-
pić w dzieciach przekonanie: „Jesteś wspaniały!”, „Jesteś księżniczką!”,
„Mamy tu małego Mozarta!”. A kiedy dzieci dorastają, stając się dojrza-
łymi, dorosłymi ludźmi, dążącymi do sukcesu i uznania, wciąż słyszą:
„Musisz uwierzyć w siebie!”.
Nasze kościoły również się zmieniły. Uczestniczyłem ostatnio w spot-
kaniu prowadzonym przez energicznego, krótko ostrzyżonego specjalistę
do spraw rozwoju Kościoła. Przygotował prezentację PowerPoint. Kli-
kając na kolejny pesymistyczny wykres ukazujący malejącą liczbę osób
chodzących do kościoła, oznajmił: „Nasze wspólnoty potrzebują przy-
wódców, którzy pomogą im w budowaniu poczucia własnej wartości”.
Wiele lat temu podczas zajęć w szkole niedzielnej śpiewaliśmy
z dziećmi piosenkę: „Najpierw Jezus, bliźni potem, a na końcu ja…”.
12
O
G
E
I
E
K
L
E
W
I
Dzisiaj nie pozwolilibyśmy dzieciom na naukę piosenek tak negatywnie
wpływających na ich spojrzenie na siebie. Dlaczego? Ponieważ nie mo-
żesz pokochać innych, jeśli nie pokochasz siebie. W dzisiejszym świecie
na opak nie idziemy do konfesjonału wyspowiadać się z grzechu pychy,
ale z „niewystarczającej miłości do siebie samego”.
Prawie wszyscy jesteśmy w tej kwestii zgodni i nie wymaga to od
nas nawet chwili zastanowienia. Ideologia poczucia własnej wartości
zyskała aprobatę prawników, naukowców, a także polityków, peda-
gogów i liderów Kościoła. Stanowi ona jeden z najpopularniejszych
tematów poruszanych w akademickich publikacjach psychologicznych.
Jak do tego doszło? I w jaki sposób ruch ten tak mocno zakorzenił się
w naszym życiu?
Wielki dylemat
Po pierwsze, idea rozwijania poczucia własnej wartości obiecuje
nam wiele. To, co rodzi się z dobrych intencji, na przykład pomoc ostro
krytykowanym mniejszościom etnicznym w realistycznym spojrze-
niu na siebie i uwolnieniu się od ciągłego poczucia winy, staje się dla
wszystkich jedynym słusznym rozwiązaniem ich problemów. Nie odno-
si się to jedynie do negatywnych uczuć mających źródło w toksycznym
dzieciństwie. Ideologia poczucia własnej wartości sięgnęła również po
pytania o osobiste znaczenie i indywidualną „wartość”.
Każdy zadaje sobie pytania o własne znaczenie i wartość. Od za-
rania dziejów ludzie starają się rozszyfrować, jakie jest nasze miejsce
w wielkiej układance stworzenia oraz ile tak naprawdę „znaczymy”.
W odległej przeszłości pytano: „Czym jest człowiek, że o nim pamię-
tasz, i czym – syn człowieczy, że się nim zajmujesz?” (Ps 8,5). Prorocy
P
Ę
T
S
W
13
Starego Testamentu radzili: „Zaniechajcie człowieka, który ledwie dech
ma w nozdrzach. Bo na ile go ocenić?” (Iz 2,22). Wschodni mędrcy
lamentowali: „Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność
nad marnościami – wszystko marność” (Koh 1,2).
Nawet dzisiaj, w erze takich odkryć naukowych, jak bozon Higgsa,
wciąż nas dręczą pytania o znaczenie ludzkiego istnienia. Pisząc te
słowa, zauważyłem, że zaczynam się czuć nieswojo. Co też czytelnik
pomyśli sobie o tej książce? A tym samym, co pomyśli sobie o jej au-
torze? Jaki ten tekst wywrze wpływ na postrzeganie mnie? Czy zyskam
uwagę innych i uznanie, o które zabiegam? Okazuje się, że zwracając
się do ciebie, czytelniku, staram się znaleźć odpowiedź na pytanie
o znaczenie mojego istnienia. Zagadnienie poczucia własnej wartości
opanowało naszą wyobraźnię w tak wielkim stopniu, ponieważ dotyka
naszych najistotniejszych problemów – pragnienia nadania znaczenia
naszemu życiu. Co więcej, jesteśmy przekonani, że można te problemy
rozwiązać.
Po drugie, otaczają nas „specjaliści od samooceny”, i to w dodat-
ku bardzo liczni! Powtarzają nam, że wysiłek włożony w rozwijanie
poczucia własnej wartości (lub „autoreklamy”, jak wolę to nazywać2)
przynosi wspaniałe efekty. Jest to przecież gałąź nauki. Zapewniają nas,
że istnieje wystarczająco dużo obiektywnych naukowych dowodów na
to, że niska samoocena źle wpływa na nasze życie i należy radykalnie
zmienić sposób, w jaki się postrzegamy. Doszli do wniosku, że skoro
niska samoocena jest wyuczona, to można się jej oduczyć, pod warun-
kiem że wyszkolimy odpowiednio rodziców, nauczycieli, katechetów
i psychologów. Bardzo szybko odpowiedziały na to wezwanie zastę-
2 Opisuje to zjawisko Martin Seligman, zob. rozdział 8, s. 141.
14
O
G
E
I
E
K
L
E
W
I
py „guru samopomocy”, pedagogów czy przedsiębiorców związanych
z kulturą gotowych do działania.
Po trzecie, kiedy prawie pół wieku temu narodził się ruch propa-
gujący poczucie własnej wartości, wpisał się on idealnie w ówczesnego
ducha czasów. Po seksualnej rewolucji lat sześćdziesiątych ideologia
ta rozkwitła wraz z nowym humanizmem lat siedemdziesiątych i ma-
terialistycznymi orgiami lat osiemdziesiątych, aby w końcu stać się
podstawową zasadą w kulturze. Jeśli mamy kochać innych, musimy
najpierw pokochać samych siebie, czyż nie? Kto się nie zgodzi z tym
stwierdzeniem? A czy Jezus nie wspominał przypadkiem o kochaniu
bliźniego, jak siebie samego? Przedawkowaliśmy samouwielbienie, co
doprowadziło w zachodnim świecie do prawdziwej ekspansji idei pie-
lęgnowania poczucia własnej wartości, zmieniając zarówno kulturę
świecką, jak i chrześcijańską.
Wielkie oszustwo?
Czy się to jednak sprawdziło? Dopiero po kilku dekadach promo-
wania idei poczucia własnej wartości psycholodzy akademiccy zadali
sobie to najistotniejsze pytanie. Czy obietnice zostały spełnione? Czy
zachęcając lud zi do tego, by doceniali, kochali i szanowali siebie sa-
mych, uzyskaliśmy efekty, których oczekiwaliśmy? I czy istnieją na to
niezbite dowody?
Aby odpowiedzieć na te pytania, zastosowano wnikliwą i drobiazgo-
wą metodologię, jednak odpowiedź okazała się prosta i jednoznaczna.
Nasza samoocena się nie poprawiła. Brak też wystarczających dowodów
na to, że uzyskaliśmy obiecywane korzyści – nie zanotowano pozy-
tywnych efektów w dziedzinie edukacji, za to otrzymano negatywne
P
Ę
T
S
W
15
wyniki w sferze zdrowia psychicznego. Brak też pozytywnego wpływu
na przystosowanie społeczne czy tworzenie zdrowych związków mię-
dzyludzkich.
Co gorsza, wielu psychologów obwinia ruch poczucia własnej war-
tości o kreowanie negatywnych tendencji społecznych, takich jak roz-
wój kultury celebrytów, roszczeniowość, egoizm i narcyzm. Wielkie
obietnice pozostały niespełnione.
Wielka wędrówka ego
Postaram się przekonać cię, czytelniku, że nie należy się skupiać
wyłącznie na poczuciu własnej wartości. Pokażę ci, że brak dowodów
na to, iż wywiera ono na nas pozytywny wpływ. Co więcej, związana
z nim „nauka” opiera się na błędnym statystycznym rozumowaniu,
a autoreklama, czyli popularna forma, którą przyjmuje, może prowa-
dzić do niebezpiecznych i niepożądanych efektów ubocznych.
Oczywiście realistyczne spojrzenie na własną osobę jest niezbędną
częścią prawidłowego rozwoju psychicznego. Nie odrzucam potrzeby
budowania właściwego obrazu samego siebie. Postaram się więc przed-
stawić w tej książce, jak istotne jest to, co nazywam „bezwzględnym
współczuciem samemu sobie”. Odpowiedzi na pytania o ludzką wartość
i znaczenie powinny pojawić się w szerszym kontekście, mówiącym
o naszej tożsamości i życiowym celu. Należy przyjąć zupełnie odmienne
podejście do myślenia o sobie samym, nie sprowadzając go tylko do
autoreklamy.
Ta książka składa się z dwóch części. Nie będziemy w stanie od-
rzucić ideologii poczucia własnej wartości, jeśli nie dostrzeżemy jej
błędów, ponieważ wpływ, jaki wywiera na kulturę popularną, a także
16
O
G
E
I
E
K
L
E
W
I
na serca i umysły, jest zbyt duży. Na początku opowiem, jak doszło do
tego, że uwierzyliśmy, iż zagadka wartości i znaczenia, wstydu i poczu-
cia winy, kompleksu niższości i niepewności może zostać rozwiązana
dzięki poprawie samooceny oraz takiej „nauce”, jaką jest psychologia.
Przyjrzymy się, jak rośnie popularność idei poczucia własnej wartości,
począwszy od 1890 roku i stosunkowo prostych założeń amerykańskie-
go psychologa Williama Jamesa, aż po ich współczesną mutację, będącą
samoreplikującym się kulturowym wzorcem, który zaraża kolejne śro-
dowiska niczym wirus. Powiedziano kiedyś, że wszystkie koncepcje są
„egoistami dążącymi do światowej dominacji”3. Postaram się przekonać
moich czytelników, że obok feminizmu i freudyzmu ideologia poczu-
cia własnej wartości należy do panteonu „wielkich idei” dwudziestego
wieku. Spróbuję przedstawić, w jaki sposób ideologia ta skolonizowa-
ła zachodnie umysły, a przenikając do takich dziedzin, jak edukacja,
zdrowie publiczne czy religia, wykroczyła daleko poza dowody psy-
chologiczne, na których powinna się opierać. Jeśli nie dostrzeżemy
skali zmian kulturowych, do których doszło, nie ochronimy siebie ani
swoich dzieci przed jej zgubnym wpływem.
Wędrówka większa niż twoje własne ego
W drugiej części książki spróbuję odpowiedzieć na pytanie, czy
istnieje biblijne podejście do kwestii znaczenia i wartości człowieka,
które miałoby pewniejsze psychologiczne podstawy. Dobra wiadomość
jest taka, że wierzę, iż ono rzeczywiście istnieje. Zła wiadomość jest
P
Ę
T
S
W
3 Michael Foley, The Age of Absurdity: Why Modern Life Makes It Hard to
Be Happy, Simon Schuster, 2010, s. 64.
17
taka, że jest ono sprzeczne ze współczesnymi przekonaniami Zachodu.
Nie poddaje się ekspresowym poprawkom i sloganom reklamowym.
Jakkolwiek bym się starał, nie użyję w odniesieniu do niego słów „wy-
starczy, że…”. Nie uda się nam osiągnąć sukcesu w sześćdziesiąt sekund,
nie opiszemy go dziesięcioma krokami, pięcioma strategiami czy nawet
siedmioma nawykami. W świecie, w którym oczekuje się natychmia-
stowej satysfakcji bez wysiłku, z pewnością jestem o jeden krok do tyłu.
Jeśli jednak chcemy się dowiedzieć, w jaki sposób powinniśmy
o sobie myśleć, musimy zmierzyć się z takimi zagadnieniami świato-
poglądowymi, jak tożsamość i cel. Kim jestem? I, co ważniejsze, po co
istnieję? Psycholodzy nie potrafi ą odpowiedzieć na pytania ostateczne.
Mogą zapożyczyć pewne pomysły z fi lozofi i, neurologii czy literatury,
jednak każda z tych dziedzin odeśle ich z powrotem do zagadki tkwiącej
w samym środku ludzkiego doświadczenia – w jaki sposób powinniśmy
o sobie myśleć? Gdzie jest nasze miejsce w wielkiej strukturze wszech-
świata? I dlaczego tak bardzo pragniemy coś w niej znaczyć?
Odpowiedzi krążą wokół głębszych pytań o to, czy Bóg istnieje i czy
ujawnił się nam. Jeśli Bóg ani żadna prawda wykraczająca poza ludzką
wyobraźnię nie istnieją, wówczas rzeczywiście się okaże, że jesteśmy
pozostawieni sami sobie. Przyjmując fi lozofi czny punkt widzenia, mu-
simy skonstruować z dostępnych nam środków najdoskonalszą wersję
siebie. Patrząc z tej perspektywy, możemy myśleć na swój temat, co
tylko chcemy. Zgodnie z argumentami, które przytaczam w tej książce,
ludzie, dla których poczucie własnej wartości jest istotą życia, nie znaj-
dą potwierdzenia swoich przekonań w psychologii. Wszystko bowiem
zwraca się ku fi lozofi i.
Jeśli Bóg istnieje i ujawnił się człowiekowi w Ewangeliach, Jego hi-
storia może stanowić dla nas punkt odniesienia. Po pierwsze, zmieni
się nasza mentalność i perspektywa, z jakiej spoglądamy na świat. Za-
18
O
G
E
I
E
K
L
E
W
I
miast skupiać się na tym, co jest dobre dla mnie, zostanę wezwany do
działania dla dobra Jego Królestwa i chwały. Nie chodzi o nas! Chodzi
o wielką historię Boga. Odkryjemy wolność przebaczenia samym sobie
wówczas, kiedy osią naszego życia stanie się realizowanie jego wypeł-
niającego się przeznaczenia. Prawdziwe znaczenie, tak jak i szczęście,
odnajdujemy, kiedy sięgamy po coś zupełnie innego.
Po drugie, zmieni się nasze poczucie tożsamości. Jako chrześcijanie
powinniśmy się rozwijać, a następnie przyjąć nową tożsamość jako
ukochane dzieci Boga. Musimy zmienić sposób myślenia, stopniowo
przemieniając krzywdy przeszłości w obietnicę przyszłości. Pomoże
nam to skończyć z osądzaniem i ocenianiem samych siebie, a w zamian
pozwoli przyjąć biblijne współczucie. Nauczymy się również kwestio-
nować i odrzucać konsekwencje popełnionych przez innych grzechów,
które nas zraniły, a jednocześnie odkryjemy przebaczenie i łaskę w od-
niesieniu do grzechów, które sami popełniliśmy.
To nie będzie naprawa ekspresowa. Jeśli tylko wytrwamy, odkryjemy
jednak, że warto się jej podjąć. W porównaniu z błędną ideologią po-
czucia własnej wartości Ewangelia proponuje nam wędrówkę większą
niż ego. Zapnijmy więc pasy i zacznijmy od początku – skąd się wzięła
nasza dzisiejsza obsesja poczucia własnej wartości?
Rozdział 1
Narodziny ideologii
W sobotę 22 listopada, zaledwie 26 sekund przed końcem gry, Anglia
zdobyła Puchar Świata w rugby za sprawą gola strzelonego w ostat-
nim momencie przez Jonny’ego Wilkinsona. Na trybunach wybuchła
wrzawa, zagorzali wrogowie ściskali się z radością, a dorośli mężczyźni
płakali. Narodził się bohater. Do tego właśnie dążył młody Jonny Wil-
kinson od pierwszych kroków postawionych na boisku. To powinien
być najwspanialszy moment w jego życiu. A jednak okazało się, że kilka
godzin później zupełnie stracił panowanie nad sobą.
Co się stało? W książce Zmagając się z życiem4 sportowiec opowiada
o tym, jak przez cztery lata borykał się z różnymi lękami. Życie było
dla niego niczym gra, w której nie mógł zwyciężyć, ponieważ dręczyły
go niepokój i niepewność. Odkrył nagle, że stał się niewolnikiem włas-
4 Jonny Wilkinson, Tackling Life, Headline, 2008.
21
nych osiągnięć i jest jedynie tak dobry, jak jego ostatni gol. Im lepiej
się działo, tym więcej miał do stracenia.
Wielu z nas doświadczyło podobnych sytuacji. Tak jak Jonny Wil-
kinson, staramy się być lepsi, aby lepiej się poczuć. Nie możemy się
zatrzymać w ciągłej pogoni za kolejnymi sukcesami i uzależnieniu od
opinii innych. Czy może być to problem związany z poczuciem własnej
wartości? I czy możliwe jest, abyśmy poczuli się ze sobą lepiej, zmie-
niając sposób, w jaki postrzegamy nasze cele, osiągnięcia i wysiłki?
Gra w osiągnięcia
Pierwszą osobą, która ukuła termin „poczucie własnej wartości” był
William James5, Amerykanin okrzyknięty mianem ojca współczesnej
psychologii6. Tak jak Jonny Wilkinson, uważał, że istnieje związek mię-
dzy sposobem, w jaki myślimy o sobie, oraz sposobem, w jaki myślimy
o naszych życiowych celach i osiągnięciach.
Urodzony w 1842 roku w Nowym Jorku w zamożnej rodzinie7, Wil-
liam był swojego rodzaju erudytą. Jego zainteresowania oscylowały
wokół fi lozofi i, medycyny i rodzącej się wówczas psychologii. Wszyscy
członkowie rodziny cieszyli się uznaniem. Ojciec Williama, Henry, był
5 William James, The Principles of Psychology, Harvard University Press,
1983 (por. William James, Psychologia. Kurs skrócony, przeł. Michał Zagrodzki,
PWN, Warszawa 2002).
6 Właściwie: ojcem amerykańskiej psychologii, ponieważ to niemiecki fi-
zjolog Wilhelm Wundt po raz pierwszy zastosował zasady badań eksperymen-
talnych do analizy procesów umysłowych i przedstawił je w swojej książce
opublikowanej w 1874 roku.
7 Zob. Robert D. Richardson, William James: In the Maelstrom of American
Modernism, Houghton Mifflin Harcourt, 2006.
22
O
G
E
I
E
K
L
E
W
I
zwolennikiem szwedzkiego mistyka chrześcijańskiego Emanuela Swe-
denborga, a brat Williama, Henry junior, był początkującym powieś-
ciopisarzem. Wszyscy członkowie rodziny dużo podróżowali i wiedli
wyrafi nowane kosmopolityczne życie.
William cierpiał z powodu problemów psychicznych. Mimo ukoń-
czenia studiów medycznych na Harvardzie, nigdy nie pracował w za-
wodzie lekarza, a zamiast tego postanowił się zająć psychologią. Był
płodnym pisarzem i człowiekiem sukcesu. Jego prace przypominają
nam o tym, że psychologia rodziła się stopniowo jako odrębna dyscy-
plina fi lozofi i. James założył również fi lozofi czną szkołę pragmatyzmu
i cieszy się uznaniem dzięki stworzeniu terminu „pragmatyzm”.
Jamesa interesowały uczucia rodzące się w nas, kiedy oceniamy
i szacujemy wyniki naszych dokonań. Jego zdaniem ludzki umysł ceni
sukcesy ponad wszystko, a im lepiej się nam wiedzie, tym lepiej czujemy
się sami ze sobą. Uważał, że jeśli poświęcimy trochę czasu na analizę
naszych myśli i obserwację zachowań, zrozumiemy wkrótce, tak jak
Wilkinson, że jesteśmy ludźmi oceniającymi. Bez ustanku gromadzimy
i wartościujemy nasze osiągnięcia, odnosząc je do całej naszej osoby:
„Nie potrafi ę porozumiewać się z innymi, czuję się nieudacznikiem”,
„Świetnie gram w hokeja, jestem więc świetnym człowiekiem”.
William James uważał, że jeśli takie wartościujące myślenie staje się
nawykiem, wpływa ono na uczucia oraz postrzeganie siebie. Innymi
słowy, mimo iż samopoczucie może się zmieniać w zależności od dnia
i zaliczonych w nim osiągnięć, z czasem prowadzi do powstania do-
minującego sposobu myślenia o sobie, na przykład: „Jestem po prostu
beznadziejny” lub „Jestem ósmym cudem świata”.
Zazwyczaj nie bierzemy jednak pod uwagę osiągnięć z przeszłości.
Chcemy czuć się kompetentni w dziedzinach, które w danym momen-
cie są dla nas istotne. Jeśli zawsze marzyłeś o karierze piłkarza, na nic się
I
I
G
O
L
O
E
D
I
I
Y
N
Z
D
O
R
A
N
23
zda odkrycie, że jesteś utalentowanym baletmistrzem. James stwierdził,
że poczucie własnej wartości zależy od porównania naszych osiągnięć
z oczekiwaniami, czyli nadziejami, marzeniami i ambicją, a myślimy
o sobie tym lepiej, im bardziej one do siebie pasują.
Nie oznacza to, że poczucie własnej wartości jest stałe i nie mamy na
nie wpływu. James wierzył, że jeśli naprawdę chcesz, możesz odmienić
postrzeganie siebie poprzez zmianę podejścia do własnych osiągnięć.
Nie ma sensu spoglądać w lustro w nadziei na to, że powtarzanie sobie,
jacy jesteśmy wspaniali, cudowni i kochani, sprawi, że poczujemy się ze
sobą lepiej. James nie wierzył w autoreklamę. Aby zacząć inaczej my-
śleć o sobie, musisz albo zbliżyć się do realizacji marzeń, albo zmienić
marzenia i cele, które chcesz w życiu osiągnąć.
Wróćmy do przykładu baletmistrza marzącego o karierze piłkarza.
Ma on dwie możliwości – może dążyć do celu z większą determinacją
i podwoić swoje wysiłki („Będę kopał tę piłkę, aż stracę czucie w sto-
pie”) lub zmienić swój cel oraz sposób, w jaki o nim myśli („Przecież
balet jest całkiem fajny, nieważne, co myślą o tym inni”).
James otworzył przed nami furtkę do nowego myślenia o poczuciu
własnej wartości, stwierdzając, że możemy je zmienić, jeśli skupimy
się na podejściu do własnych dążeń i aspiracji. Prawdopodobnie po-
radziłby Jonny’emu Wilkinsonowi, aby przestał koncentrować się na
idealnym wyniku, poddał krytyce swoje ambicje i zaczął dążyć do rea-
listycznych celów. Nigdy nie zasugerowałby poprawy poczucia własnej
wartości poprzez powtarzanie formułki „Jesteś wyjątkowy”. I zdziwiłby
się, gdyby zobaczył, że pozytywne postrzeganie siebie niezależne od
jakichkolwiek dokonań, stało się niezbędne dla człowieka żyjącego
w drugiej połowie dwudziestego wieku.
24
O
G
E
I
E
K
L
E
W
I
Gra w ego
Wraz z początkiem dwudziestego wieku sława Jamesa zaczęła bled-
nąć przytłumiona rosnącą popularnością austriackiego neurologa
i psychoanalityka Zygmunta Freuda. Chociaż Freud nie używał poję-
cia „poczucie własnej wartości”, miał wiele do powiedzenia na temat
negatywnych i pozytywnych postaw oraz uczuć, które przyjmujemy
wobec nas samych. Zamiast jednak łączyć je z osiągnięciami „tu i te-
raz”, skupił się na poszukiwaniu ich źródeł we wczesnym dzieciństwie.
Jednym słowem, jeśli chcesz pomóc ludziom z takim problemami,
jak te, z którymi zmagał się Jonny Wilkinson, musisz zaprosić ich na
kozetkę i przeanalizować ich doświadczenia z dzieciństwa. Freud był
zdania, że negatywne i pozytywne uczucia, jakimi darzymy samych
siebie, są uwarunkowane przeżyciami z czasów wczesnego dzieciństwa.
Dochodzi w tym okresie do walki między poszczególnymi częściami
naszej osobowości, a ostateczny wynik ma dla nas szczególnie ważne
znaczenie. Co konkretnie miał na myśli?
Ludzki umysł dzieli się według Freuda na trzy części: id, ego i super-
ego8, które są ze sobą połączone i wymieniają się energią psychiczną.
Freud wiedział, że nie istnieją w mózgu podobne struktury, jednak
podkreślał, że tak skonstruowany model pozwala zrozumieć, w jaki
sposób oddziałują na siebie poszczególne operacje umysłowe.
Id jest najbardziej pierwotną częścią naszej osobowości i rozwija
się jako pierwsze. Aby zrozumieć jego działanie, wystarczy przyjrzeć
się temu, jak funkcjonują niemowlęta i małe dzieci: „Chcę, potrzebuję,
muszę to dostać natychmiast”. To właśnie ja jestem najważniejszy. Id
8 Sigmund Freud, Poza zasadą przyjemności, przeł. Jerzy Prokopiuk, Wy-
dawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2014.
I
I
G
O
L
O
E
D
I
I
Y
N
Z
D
O
R
A
N
25
odwołuje się do jednej zasady, która została określona w koncepcji
Freuda jako zasada przyjemności, polegająca na dążeniu do własnej
satysfakcji. Id, opisywane jako mroczna i niedostępna część naszej
osobowości9, jest napędzane pierwotną agresją i niepohamowanym
pragnieniem seksualnego zaspokojenia.
Id chce rządzić światem, a jeśli osiągnęłoby to, czulibyśmy się bardzo
zadowoleni z siebie. Świat zamieszkały przez niczym nieskrępowane
id nieuchronnie stałby się koszmarnym miejscem gwałtu, rabunku
i destrukcji. Dlatego właśnie instynkty i żądania id muszą zostać stłu-
mione, co należy do zadań matki i ojca. Kiedy mały Harry krzyczy:
„Chcę, potrzebuję, muszę to dostać natychmiast!”, jego id napotyka
barierę w postaci dyscypliny narzuconej przez rodziców. Odkrywa, że
upragnione lody pozostają w lodówce, a on tymczasem musi spędzić
kolejne pięć minut, stojąc w kącie.
W tym momencie zaczynamy źle się czuć ze sobą. To właśnie do-
świadczenie rodzicielskiej dyscypliny rozwija w umyśle to, co Freud
nazwał superego. Odpowiada ono za przyswajanie norm, ideałów, ocze-
kiwań i zasad ustanowionych przez rodziców, które z czasem zostają
uznane przez dziecko za własne. Superego wypełnia w pewnym sensie
zadanie matki i ojca, działając od tej pory jako „policja moralna”. Jak
zobaczymy później, to superego często sprawia, że myślimy o sobie
negatywnie.
Czy aby na pewno zawsze wygrywa id, charakteryzujące się odu-
rzeniem uwodzicielską mocą seksu oraz brutalną prymitywną siłą pro-
wadzącą do agresji? Na szczęście odpowiedź brzmi: nie. Superego ma
swoją sekretną broń – potężne i miażdżące uczucie, które nazywamy
9 Sigmund Freud, Wykłady ze wstępu do psychoanalizy, przeł. Robert
Peszke, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010.
26
O
G
E
I
E
K
L
E
W
I
poczuciem winy. Jeśli ulegamy id, superego wylewa na naszą głowę całe
wiadro wyrzutów sumienia. Superego potrafi sprawić, że poczujesz się
fatalnie, myśląc o samym sobie. I to właśnie jest według Freuda źródło
negatywnego postrzegania siebie. Zbyt głębokie poczucie winy i zbyt
duży wpływ superego wystarczą, abyśmy rozwijali w sobie swój nega-
tywny obraz lub, jak to obecnie określamy, niską samoocenę.
Większość tego, co właśnie opisałem, dzieje się na poziomie pod-
świadomości. W pełni świadome jest natomiast działanie ego, czyli
trzeciej części naszego umysłu. Ego ma swoje miejsce między id i su-
perego, pełniąc w pewnym sensie rolę sędziego. Odnosi się do świa-
ta zewnętrznego, a jego zadaniem jest wypracowanie skutecznego
kompromisu poprzez utrzymanie równowagi pomiędzy id, będącym
„wewnętrzną bestią”, oraz superego, sprawującym ochronę nad moral-
nością. Oczywiście nie jest to łatwe zadanie i, zdaniem Freuda, właśnie
dlatego mamy często wrażenie, że w naszym wnętrzu toczy się wojna.
Dlaczego nasze biedne stare ego zwyczajnie nie załamuje się pod
ciężarem wyrzutów sumienia narzucanych przez superego? Cóż, ono
też ma swoją sekretną broń – wrodzoną dziecięcą skłonność do mega-
lomanii lub, jak to ujmuje Freud, narcyzmu. Megalomania jest natu-
ralna dla niemowląt, dla których inni ludzie są po prostu pośrednika-
mi spełniającymi potrzeby ich id. Kiedy więc superego zalewa dzieci
poczuciem winy, ich naturalna megalomania łagodzi jego następstwa.
Z czasem ego poskramia narcyzm, który zamienia się w to, co Freud
nazywa pozytywnym spojrzeniem na siebie.
Pozytywna samoocena jest rodzajem mechanizmu obronnego.
Utrzymuje ona równowagę między wygórowanymi żądaniami id oraz
budzącymi poczucie winy oczekiwaniami superego. Zdrowa dawka
pozytywnego myślenia o sobie pozwala, aby ludzie czuli się dumni
z siebie. Z czasem przyjmują oni żądania i oczekiwania superego, prze-
I
I
G
O
L
O
E
D
I
I
Y
N
Z
D
O
R
A
N
27
kształcając je w swoje własne „ego-ideały” i zasady moralne. Sprawia
to, że czują się ze sobą jeszcze lepiej. Tutaj tkwi źródło tego, co zostanie
później nazwane „pozytywną samooceną”.
Posłużę się przykładem. Ojciec jest na ciebie bardzo zły i uprzedza,
że jeśli jeszcze raz skłamiesz, to nie dostaniesz deseru i będziesz miał
tygodniowy szlaban na komputer. Auć! Dochodzi do głosu superego,
wylewając ci na głowę wiadro wyrzutów sumienia. Oddalasz się więc
z podkulonym ogonem. Przekaz jest jasny – nie kłam, bo w przeciw-
nym razie czekają cię przykre konsekwencje. Z czasem ego przekształca
obciążony poczuciem winy zakaz: „Nie kłam, bo inaczej…”, w coś pozy-
tywnego, na przykład: „Bądź uczciwym, szanującym się człowiekiem,
a znajdziesz przyjaciół i uznanie”. I to właśnie sprawia, że myślimy
o sobie dużo lepiej.
Freudowski wkład w rozwój badań nad poczuciem własnej wartości
to stwierdzenie, że mimo całej ohydy płynącej z id, jesteśmy w stanie
spojrzeć na samych siebie pozytywnie dzięki pielęgnowaniu pozytyw-
nej samooceny. Kilka dekad później wielu psychologów zajmujących się
tym zagadnieniem wciąż czerpało z koncepcji pozytywnej samooceny
Freuda, uznając ją za model podstawowy. Była to inspiracja dla ów-
czesnego przekonania, że „pozytywne myślenie” i „dobre samopoczu-
cie” są kluczem do walki z poczuciem winy i brakiem pewności siebie
oraz pozwalają odnaleźć w życiu znaczenie i wartość. Zapomniano
o podkreślanym przez Williama Jamesa znaczeniu bieżących sukce-
sów. Zainteresowanie przeniosło się na freudowską teorię, akcentującą
rolę przeszłości i wewnętrzną walkę toczącą się w ludzkiej osobowości.
Spoglądając z tej perspektywy, dojdziemy do wniosku, że osoby podle-
gające surowej rodzicielskiej dyscyplinie lub podążające za nierealnymi
„ego-ideałami”, o ile nic z tym nie uczynią, zdają się skazane na niską
samoocenę.
28
O
G
E
I
E
K
L
E
W
I
Pobierz darmowy fragment (pdf)