Darmowy fragment publikacji:
Wstęp
Wiesław B. Pietrzak
__________________________________________________________
WOJNA
Z
TERRORYZMEM
cz. II
Copyright by Wiesław B. Pietrzak
Projekt okładki i strony tytułowej: Wiesław B. Pietrzak
Fotografie na okładce: AP, Reuters
ISBN 978-83-272-3358-5
Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie lub kopiowanie całości lub części publikacji zabronione
bez pisemnej zgody autora
Wydanie I
3
Rozdz. 16.
Wstęp
Przyczyny tragedii
Jak to było możliwe?
Dlaczego zaatakowano Amerykę?
Dlaczego Ameryka pozwoliła się zaatakować?
Szukanie winnego
Rozdz. 17. Osama bin Laden – twórca nowej ery terroryzmu
Al-Kaida – międzynarodówka terrorystyczna
Rozdz. 18. Muhammad Omar – jednooki władca Afganistanu
Talibowie
Rozdz. 19. Terroryzm – globalne zagrożenie
Korzenie nienawiści
Islam
Fundamentalizm islamski
Wojna dwóch cywilizacji
Źródła finansowania
Warszawski ślad
Początki współczesnego terroryzmu
Terroryzm państwowy
Terroryzm współczesny – wojna XXI wieku
Rozdz. 20. Terroryzm i broń masowego zagrożenia
Broń chemiczna
Broń biologiczna
Terroryzm atomowy
Zapobieganie terroryzmowi ABC
Rozdz. 21.
Sposoby walki z terroryzmem
Technologia
Nowa wojna
Wojna partyzancka
Jak zwalczać terroryzm?
Kodowana broń, czyli siła propagandy
Walka finansowa
Środki bezpieczeństwa w lotnictwie cywilnym
Regulacje prawne zwalczania terroryzmu
5
6
7
10
16
23
28
48
53
57
65
73
74
77
87
92
96
98
101
105
119
120
125
143
150
152
152
154
157
158
163
165
168
171
4
Sesja w Warszawie
Europejska jurysdykcja
Rozdz. 22.
Siły specjalne
Amerykańskie siły specjalne
Brytyjskie siły specjalne
Francuskie siły specjalne
Niemieckie siły specjalne
Polskie siły specjalne
Rosyjskie siły specjalne
Rozdz. 23.
„Oś zła”
Państwa „osi zła”
Uzasadnienie dla broni atomowej
USA gotowe do kolejnego etapu wojny
Rozdz. 24.
Świat po 11 września
Nowa rola USA
Zwalczanie terroryzmu
Nowe zagrożenia i wyzwania
Otwarcie Rosji na Zachód
Słabsze więzi transatlantyckie
Bliski Wschód
Zmiana zadań NATO
Nowa strategia USA
Rozdz. 25. Terrorystyczna hydra
Kontrataki al-Kaidy
Al-Kaida w Europie
„Gościnna Czeczenia”
Ofensywa w Azji południowo-wschodniej
Teatr na Dubrowce
Trudna wojna
Rozdz. 26. To jeszcze nie koniec...
Epilog
„Sprawiedliwości stało się zadość”
Akcja w Abbottabad
Al Kaida po śmierci bin Ladena
Źródła informacji
172
174
181
181
188
189
190
191
193
196
202
206
207
210
210
211
211
212
213
214
215
216
218
218
226
233
234
242
247
249
254
254
258
268
5
We wtorek, 11 września 2001 roku, uderzono na Stany Zjednoczone atakując amerykań-
skie gmachy federalne i budynki publiczne. W ten sposób terroryści al-Kaidy wydali wojnę
światu. Wojnę, w której potencjały zmagających się stron są nieporównywalne. W gruzach WTC
i Pentagonu zmaterializowało się pojęcie „wojny asymetrycznej”, znane do tej pory tylko wą-
skiemu gronu specjalistów. Prezydent Bush ogłosił krucjatę przeciw terroryzmowi światowemu.
Po największym śledztwie w historii FBI i CIA, rozpoczęto budowę koalicji antyterrorystycznej,
do której akces – mniej lub bardziej czynny – zgłosiły rządy ponad stu państw, a Pakt Północno-
atlantycki podjął bezprecedensową w swojej 52-letniej historii decyzję uznając atak na USA za
uderzenie na cały układ NATO. Później nastąpiła wojna z talibami i al-Kaidą w Afganistanie, w
efekcie której w kraju tym wybrano rząd jedności narodowej, a reżim talibów zlikwidowano. Jed-
nak nie oznaczało to końca walk wewnętrznych i końca wojny z terroryzmem, bo chociaż al-
Kaida poszła w rozsypkę, to część jej kierownictwa z najbardziej poszukiwanym na świecie
człowiekiem – Osamą bin Ladenem – przeżyła. Obławie umknął też przywódca talibów – mułła
Muhammad Omar. Bin Laden nadal groził kolejnymi atakami społeczeństwom zachodnim,
głównie Amerykanom.
Później Stany Zjednoczone, wbrew stanowisku Rady Bezpieczeństwa ONZ, rozpoczęły
kolejną wojnę przeciw reżimowi irackiemu, stawiając się ponad prawem międzynarodowym. Na
naszych oczach począł się tworzyć nowy porządek świata zhegemonizowanego przez jedyne mo-
carstwo, którego prezydent postanowił zaprowadzić pax americana na naszym globie. Pierwsza
jego ofiara, Irak, miała być przykładem determinacji Białego Domu w dążeniu do tego celu. Tak
więc lansowana od kilkudziesięciu lat teza o cywilizowaniu stosunków międzynarodowych i
wzroście dominacji gospodarki nad polityką była nietrafna. Siłą dominującą okazała się potęga
militarna. Pretendenci do rangi mocarstw regionalnych podjęli próby tworzenia sojuszy, by prze-
ciwstawić się amerykańskiej supremacji. Czym zakończy się ta rywalizacja?
Czynnikiem sprawczym budowy nowego porządku światowego stał się atak kilkunastu
terrorystów. Mimo iż początki terroryzmu sięgają dwudziestu wieków wstecz, nie istnieje jedno-
lita definicja tego zjawiska. Czym jest terroryzm? Jaka jest jego geneza? Kim są ludzie gotowi
poświęcić swoje życie, by zabić w imię wyznawanej wiary? Kim są ich protektorzy? Co leży u
podłoża ich nienawiści do współczesnego świata?
W dobie globalizacji i coraz łatwiejszego przekraczania granic oraz coraz swobodniejsze-
go dostępu do wyrobów i technologii do niedawna niedostępnych dla osób prywatnych, analitycy
zastanawiają się nad kolejnym posunięciem terrorystów: czy będzie to atak biologiczny, jądrowy
czy komputerowy? Bo w to, że nastąpi, nie wątpi nikt ze znawców tematu.
O tym wszystkim traktuje ta książka.
Rozdział XVI – Przyczyny tragedii
6
Przyczyny tragedii
Po 11 września zewsząd pojawiało się pytanie – „dlaczego?”. Dlaczego wywiad nie
ostrzegł przed atakiem? Dlaczego służby zbierające i przetwarzające dane nie wyciągnęły z
nich odpowiednich wniosków? Dlaczego kontrwywiad nie wykrył przygotowań do zamachu,
przeprowadzanych na terenie USA? Dlaczego nie wykończono organizacji bin Ladena, zanim
przerodziła się ona w ogólnoświatową międzynarodówkę terrorystyczną?
„Ilu ludzi musiało zaniedbać swe obowiązki, by powstały warunki do akcji terrory-
stów? Ludzie na odpowiedzialnych stanowiskach dopuścili do porwania czterech samolotów.
Uważam to za poważne niedbalstwo. Zawsze byłam pewna, że nasz kraj ma – wśród wszyst-
kich rzeczy wspaniałych i najlepszych – również najlepszy wywiad. Jak to się stało, że nikt
nie wiedział o planowanym ataku?” – pytała w rozmowie z gazetą „USA Today” 39-letnia
Nancy Moroney, której mąż Dennis pracował na 105. piętrze jednej z wież WTC. Takie pyta-
nia powtarzali wszyscy i wszyscy mieli pretensje do władz, że dopuściły do takiej tragedii.
No właśnie: jak to jest w ogóle możliwe, żeby kilkunastu religijnych fanatyków było
tak blisko zniszczenia rezydencji prezydenta najpotężniejszego państwa na świecie? Właśnie
dlatego – nikt nie wierzył, że jest to możliwe.
Atak terrorystyczny na Nowy Jork i Waszyngton wykazał całkowitą nieskuteczność
wypracowanego na dotychczasowych doświadczeniach systemu bezpieczeństwa i aż dziw
bierze, że Amerykanie tak dali się zaskoczyć. Powszechnie wyrażane były zdumienie i obu-
rzenie na amerykańskie służby specjalne. Eksperci mówili o porażce, a niektórzy wręcz o
kompromitacji amerykańskiego wywiadu. I chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał, iż nie ma
takich służb, które zapewniłyby stuprocentowe bezpieczeństwo w tak rozległym kraju, to po-
litycy twierdzili, że na pewno zostaną one rozliczone za niewywiązanie się z deklaracji, iż są
w stanie zapobiec wszelkim większym akcjom terrorystycznym. „Nasze uprawnienia mają
umożliwić nam zapobieganie i neutralizację skutków wszelkiego rodzaju ataków terrory-
stycznych. Mamy prawo korzystać z wszystkich uprawnień agencji federalnych. Korzystamy
z technicznych i operacyjnych środków wymiaru sprawiedliwości oraz wywiadu. Nieustannie
przygotowujemy się na wypadek ataku zarówno na terenie naszego kraju jak i poza nim” –
tak, na rok przed atakiem, mówiła Lisa Gordon Hagerty z NSA (National Security Agency –
Narodowa Agencja Bezpieczeństwa), odpowiedzialna w administracji Clintona za koordyna-
cję poczynań wszystkich agencji federalnych i specjalnych jednostek wojska w razie ataku
terrorystycznego. Dużo słów, z których nic nie wynika. W podobny sposób administracja
Rozdział XVI – Przyczyny tragedii
7
Clintona reagowała na poczynania terrorystów – było dużo słów o walce z organizacjami
przestępczymi i żałośnie mało efektów. 21 września Bush ogłosił utworzenie kolejnego ogni-
wa w łańcuchu instytucji zajmujących się bezpieczeństwem – podlegającej jemu bezpośred-
nio Agencji Bezpieczeństwa Krajowego (Homeland Security Agency). Na czele urzędu, który
miał koordynować działania na rzecz zapobiegania aktom terroryzmu wobec USA, stanął
dotychczasowy gubernator Pensylwanii Tom Ridge, umiarkowany republikanin i weteran
wojny wietnamskiej, jeden z najbliższych przyjaciół Busha. To odpowiedź na liczne zarzuty
nieskuteczności działania różnych amerykańskich agend rządowych i braku należytej komu-
nikacji między nimi.
Świadomość bezbronności Stanów wobec największego zagrożenia pozimnowojenne-
go, którego nadejście od kilkunastu lat wieścili właśnie amerykańscy specjaliści wojskowi,
była dla Amerykanów największym szokiem. To, że do takiej tragedii doszło, nie było nato-
miast żadnym zaskoczeniem dla władz. Już od wielu lat liczyły się z możliwością podobnego
uderzenia, a amerykańskie siły zbrojne dysponowały planem o nazwie „Broken Digger”
(Złamany Sztylet) na wypadek ataku z wykorzystaniem broni atomowej, biologicznej lub
chemicznej podjętego przez pojedynczych terrorystów, organizacje terrorystyczne lub tzw.
państwa zbójeckie. Nie przewidziano tylko terminu i ogromu tragedii. Mimo podwojenia na-
kładów na walkę z terroryzmem w ciągu ostatnich sześciu lat ubiegłego wieku – rocznie CAI,
FBI i NSA otrzymywały 30 miliardów dolarów na zapobieganie atakom terrorystycznym –
agencje zawiodły, nie potrafiły wyciągnąć żadnego wniosku z płynących sygnałów, który po-
zwoliłby zapobiec atakowi. Terroryści okazali się sprytniejsi niż gigantyczny aparat bezpie-
czeństwa jedynego światowego supermocarstwa.
Przebywając w czerwcu 2001 roku w Europie George Bush mówił o walce z zorgani-
zowaną przestępczością i międzynarodowym terroryzmem. Nikt wówczas nie przewidywał,
że słowa te niedługo zmaterializują się w tak potworny sposób.
Jak to było możliwe?
Teoretycznie atak taki mógł być przygotowany przez każdego. Bilet do USA z dowol-
nego miejsca na świecie kosztuje kilkaset dolarów, bilet na samolot wewnętrznych linii kilka-
dziesiąt dolarów, za broń wystarczyły noże do cięcia papieru, wszystko to nie wymagało za-
plecza logistycznego. Jednak informacje, jakie w toku śledztwa pozyskały władze amerykań-
skie, wskazywały na to, że przygotowania do zamachu prowadzone były od kilku lat. Czyżby
oznaczało to, że był on tylko fragmentem większej akcji? A jeżeli tak, to czy oznacza to kom-
pletną kompromitację amerykańskich służb specjalnych? Być może al.-Kaida wprowadziła
Rozdział XVI – Przyczyny tragedii
8
takie reguły bezpieczeństwa wewnątrz swej struktury, że inwigilacja ich wymagałaby kilku
lat pracy, by organizację tę rozpracować. Nie wolno zapominać, że siatka bin Ladena po-
wstała dopiero w 1998 r. i była tworem całkowicie nieznanym, wszak po raz pierwszy stwo-
rzono ponadnarodową organizację terrorystyczną na tak dużą skalę, oplatającą cały nasz glob.
Zapewne więc zabrakło czasu, aby służby specjalne zadziałały w odpowiedni sposób. Z dru-
giej strony trzeba pamiętać o tym, że społeczeństwo Stanów Zjednoczonych jest społeczeń-
stwem otwartym, nikt tam nie nosi przy sobie dowodów osobistych, nikt nie musi się reje-
strować w urzędach, brak w jego tradycji wzajemnego szpiegowania się. Amerykanów ce-
chuje brak podejrzliwości, stąd łatwość przeniknięcia do tego społeczeństwa i stania się jed-
nym ze swoich. Łatwo jest uderzyć od wewnątrz w kraj o takiej swobodzie życia obywateli,
dumnych ze swojej wolności osobistej.
Natomiast symptomy narastającego terroru skierowanego przeciw Stanom były prze-
cież wyraźne i to aż nadto: pierwszy zamach na WTC w 1993 r., dwa zamachy na ambasady
amerykańskie w Sudanie i Tanzanii w 1998 r., atak na okręt USS Cole w Jemenie w 2000 r.
Pierwsza próba zniszczenia bliźniaczych wież World Trade Center nie powiodła się, a jej
główny organizator, Ramzi Yusef, został zatrzymany w 1995 roku w Islamabadzie w hotelu,
którego właściciele są ściśle powiązani z bin Ladenem. Kilka dni później agenci FBI lecieli z
nim do Nowego Jorku. Lew Schiliro, asystent dyrektora FBI w latach 1998–2000, tak zapa-
miętał przelot nad Manhattanem: „Była bardzo pogodna noc. W pewnej chwili zdjęliśmy mu
opaskę z oczu. Jak na ironię zaczął wpatrywać się w budynki WTC. Jeden z agentów zwrócił
mu uwagę, że budynki te wciąż stoją. Yusef odparł bez wahania: ‘Nie stałyby, gdybyśmy
mieli więcej pieniędzy’. Wszystkim, którzy to słyszeli, odjęło mowę. On to powiedział cał-
kiem serio. Nie miałem wątpliwości, że miał szczery zamiar wysadzić w powietrze WTC”.
Yusefa aresztowano podczas przygotowywania kolejnej akcji: miało nią być zniszczenie przy
pomocy podłożonych bomb dwunastu amerykańskich samolotów pasażerskich w czasie lotu.
Te wcześniejsze zamachy i plany niewątpliwie posłużyły jako inspiracja do uderzenia na No-
wy Jork i Waszyngton w tak spektakularny sposób. Sam Osama bin Laden też ostrzegał Ame-
rykę, że niedługo poniesie karę. Ponadto wiele informacji o tym, że trwają przygotowania do
czegoś dużego przekazywali dziennikarze muzułmańscy. Czy to mało?
Całkowicie zawiódł wywiad i działania infiltracyjne prowadzone wśród organizacji
terrorystycznych. Jednak do Langley, siedziby CIA, docierało wiele sygnałów pośrednich,
również wywiad izraelski informował o przygotowywanym zamachu, a także rosyjskie tajne
służby. W wywiadzie dla niemieckiego tygodnika „Focus” prezydent Putin stwierdził, że Ro-
sja przestrzegała Amerykanów, iż terroryści szykują zamachy przeciwko nim zarówno w
Rozdział XVI – Przyczyny tragedii
9
USA, jak poza ich granicami. Na tydzień przed atakiem egipski wywiad ostrzegał Ameryka-
nów, że terroryści „szykują coś dużego”. W tym samym mniej więcej czasie ostrzeżenie o
możliwości wielkiego zamachu ze strony al-Kaidy przekazał afgański minister spraw zagra-
nicznych Wakil Ahmed Muttawakil. Jeszcze 9 września, na dwa dni przed akcją terrorystycz-
ną, kiedy prezydenci Rosji i USA w telefonicznej rozmowie poruszyli problem światowego
terroryzmu, Putin powiedział: „Mam złe przeczucie, że coś się wydarzy, oni coś szykują”. To
prawda, że otrzymywane sygnały i ostrzeżenia były enigmatyczne, ale nie były jednostronne,
wszak pochodziły z wielorakich i różnorodnych źródeł. A jednak Amerykanie nie reagowali.
Nie wiadomo do jakiego stopnia wiara, iż żyjemy w okresie relatywnego spokoju, doprowa-
dziła do spadku czujności wobec zagrożeń i przeciwdziałania im? Powszechne jest przekona-
nie o niesłychanej skuteczności CIA, FBI czy NSA, jednak nie da się ukryć, iż amerykańskie
służby regularnie raz na kilka lat zawodzą. Zewsząd dochodziły głosy, że Ameryka musi
zmienić się w sensie gruntownej reorganizacji wywiadu i kontrwywiadu, wprowadzenia no-
wych zabezpieczeń na lotniskach, dokładniejszej kontroli imigrantów, zabezpieczenia się w
nowe systemy obronne itp., a dla podjęcia skutecznych przeciwdziałań takim wydarzeniom,
jak te z 11 września 2001 roku, potrzebna będzie głęboka reorganizacja tych służb.
Większość ekspertów z Narodowej Agencji Bezpieczeństwa oraz z prowadzącego
sprawę ataków Federalnego Biura Śledczego uważała, że zaplanowanie i przeprowadzenie tak
doskonale skoordynowanego zamachu było niemożliwe bez wykorzystania nowoczesnych
środków łączności. Już w lutym George Tenet, dyrektor CIA, ostrzegał, że terroryści wyko-
rzystują Internet i inne nowoczesne narzędzia komunikacji do porozumiewania się i przeka-
zywania planów. „Międzynarodowe grupy terrorystyczne wykorzystują eksplozję nowych
technologii do rozwoju i poszerzania własnych wpływów” – powiedział Tenet przed senacką
komisją wywiadu. Służby wywiadowcze musiały przyznać, że w tym wielkim multimedial-
nym zamęcie, jaki nam zaczęły serwować koncerny informatyczne, wywiad elektroniczny
rozwija się za wolno w stosunku do szybkości, z jaką doskonalą się środki przekazu danych.
Zbierając informacje o zamachowcach FBI zwróciła się bezpośrednio do najwięk-
szych dostawców usług internetowych w USA, takich jak America Online i EarthLink, z żą-
daniem udostępnienia zapisów z serwerów. Obie firmy zapowiedziały pełną współpracę, jed-
nak odmówiły zainstalowania u siebie systemu Carnivore. Zarówno FBI jak i NSA, CIA oraz
brytyjski MI5 nie udzielały żadnych informacji na temat wykorzystania technik elektronicz-
nych w zdobywaniu dowodów w sprawie ataku na Nowy Jork i Waszyngton.
Rozdział XVI – Przyczyny tragedii
10
Dlaczego zaatakowano Amerykę?
Najprostsza odpowiedź na tak postawione pytanie brzmi: bo kraj ten, jako największe
mocarstwo, uosabia sobą całe zło zaborczej ideologii kapitalizmu i – wykorzystując przewagę
gospodarczą, naukową i militarną – dąży do zmiany świata tak, by odpowiadało to jak najle-
piej interesom Stanów Zjednoczonych, mało uwagi zwracając na potrzeby i odmienności
kulturowe innych nacji.
To, co wydarzyło się 11 września, nie spadło raptem z nieba i nie można tego rozpa-
trywać jako odosobnionego „wybryku” terrorystycznego i myśleć, że kolejna wojna przepro-
wadzona przez USA wszystko załatwi (w roku 2011, dziesięć lat po uderzeniu na Amerykę, w
Afganistanie nadal walczyło z talibami sto tysięcy amerykańskich żołnierzy). Powinno to być
traktowane jako jedna z form ujścia ogromnej energii niepokojów społecznych, drzemiących
w krajach zamieszkałych przez 80 ludności Ziemi, świadcząca o bagatelizowaniu skompli-
kowanych zjawisk toczących się współcześnie na naszym globie.
W 1989 r. ukazał się esej Francisa Fukuyamy zatytułowany Koniec historii. Po zakoń-
czeniu zimnej wojny skończył się czas walki dwóch odmiennych opcji rozwoju świata, a wraz
z nim historia rozwoju świata jako wiecznej rywalizacji. Fukuyama stwierdzał w swych roz-
ważaniach, że historia, rozumiana jako rozwój społeczeństw, dzięki rozmaitym formom rzą-
dów osiągnęła swój szczyt, a więc po upadku komunizmu nie ma innej alternatywy ustrojo-
wej jak liberalna demokracja i rynkowy kapitalizm. A ponieważ najlepiej spełniła się ona w
wydaniu amerykańskim, to odtąd wszystkie nacje będą przyswajać ją sobie i wprowadzą ame-
rykańskie wartości demokracji, wolnego rynku, ograniczonego rządu, praw człowieka, indy-
widualizmu i praworządności i oprą na nich swoje instytucje. Tekst Fukuyamy potraktowano
jako wizjonerskie dzieło, przewidujące dalszy rozwój naszego świata w dwóch przenikają-
cych się kierunkach: konsumpcji i rozrywki. Wszystko odtąd miało być już tylko spiralną za-
bawą, ponieważ skończyła się zimna wojna, która była centrum wszelkiego zła. Według ame-
rykańskiego myśliciela, Neila Postmana, USA już dawno stały się centrum rozrywki i
wszystko jest tam rozrywce podporządkowane, włącznie z wyborami prezydenckimi. Aby zaś
nie zakłócać spokoju szczęśliwym konsumentom, wszędobylskie media w swych relacjach
nie przekazują prawdziwego oblicza świata: głodu, chorób, bezrobocia, nędzy i wojen. Stąd
Amerykanom wydaje się, że wszyscy stanowimy szczęśliwą ziemską rodzinkę, a sielankę za-
kłóca co jakiś czas kolejny bin Laden, z którym jednak poradzą sobie „amerykańscy chłop-
cy”. I tylko nie rozumieją, o co chodzi takim ludziom, skoro telewizja pokazuje, że jest coraz
lepiej.
Rozdział XVI – Przyczyny tragedii
11
Owszem, jest coraz lepiej, ale w skali całego globu: samochodów przybywa, dróg też,
lata coraz więcej samolotów, coraz łatwiej można przenieść się z jednego krańca świata na
drugi, przybywa telewizorów, komputerów, coraz dłuższe jest życie ludzkie, zwalczane są
choroby, przybywa żywności. Gorzej jest z dystrybucją tego bogactwa. I chociaż biednym
żyje się lepiej, to zwiększa się ich dystans do bogatych. Dzieje się tak i wewnątrz państw i
między nimi. W efekcie, mimo bogacenia się świata, powiększają się tereny biedy, a to gene-
ruje konflikty uwidaczniające się przez niezadowolenie, zazdrość i nienawiść. Tak więc zim-
na wojna nie była winna wszelkiemu złu, natomiast przytłumiła wszelkie problemy naszego
świata, które wraz z jej zniknięciem wyszły na jaw. Po jej zakończeniu ujawniły się te siły
polityczne, które do tej pory były trzymane w karbach i można je było kontrolować. I nagle
okazało się, że świat wcale nie zamierza czerpać wzorców rozwoju z Ameryki, lecz postano-
wił zapełnić lukę, jaka się wytworzyła po eliminacji komunistycznego protektora, własnymi
koncepcjami budowy świata.
Natomiast po 12 latach od ogłoszenia „końca historii”, już po zniszczeniu WTC, Fu-
kuyama ponowne pisał: „Mimo wydarzeń z 11 września hipoteza ta, moim zdaniem, nadal
jest prawdziwa: nowoczesność, reprezentowana przez Stany Zjednoczone i inne rozwinięte
demokracje, pozostanie główną siłą światowej polityki, a instytucje ucieleśniające zasady
wolności i równości, którymi kieruje się Zachód, będą rozprzestrzeniać się na świecie”.
Inaczej na problem konfrontacji zapatruje się Samuel Huntington w swej książce
Clash of Civilisation z 1996 r., w której pisze, iż problemem dla Zachodu nie jest islamski
fundamentalizm, tylko sam „islam, odmienna cywilizacja, której przedstawiciele są przeko-
nani o wyższości swojej kultury i mają obsesję na punkcie własnej słabości”. Natomiast dla
islamu problemem jest „Zachód, odmienna cywilizacja, przekonana o wyższości swojej kultu-
ry i o tym, że jej przeważająca, choć słabnąca potęga zobowiązuje ją do szerzenia tej kultury
na całym świecie”. Według Huntingtona te dwa czynniki odpowiadają za konflikt między is-
lamem a Zachodem. W 1990 r. Bernard Lewis, islamista, stwierdził, że mamy do czynienia ze
zderzeniem cywilizacji, reakcją dawnego rywala wymierzoną przeciw ekspansji judeochrze-
ścijańskiego dziedzictwa i świeckiej teraźniejszości na cały świat. Pokrywa się to częściowo z
hasłami odrodzenia islamu, z powrotem do korzeni cywilizacji islamskiej i wyrugowaniem
zachodnich, niesprawdzonych rozwiązań w rozwoju krajów muzułmańskich. Huntington traf-
nie przewidział, że w wieku XXI, po zakończeniu wojny między dotychczasowymi protekto-
rami – USA i ZSRR – nasilą się konflikty między wygranymi, czyli państwami Zachodu, a
uwolnionymi spod zimnowojennej kurateli obu mocarstw państwami, które wreszcie będą
Rozdział XVI – Przyczyny tragedii
12
mogły propagować własne wzorce kulturowe. Ale cóż z tego, skoro przyjemniejsze dla ucha
było hasło Fukuyamy – amerykański model budowy świata górą!
Można zaryzykować stwierdzenie, że mamy do czynienia ze stanem niby-wojny mię-
dzy obiema cywilizacjami, który zapoczątkowała rewolucja irańska. Dlaczego niby-wojna? Z
kilku powodów. Chomeini dość wcześnie oznajmił, że „Iran jest praktycznie w stanie wojny z
Ameryką”, a Kadafi co i rusz ogłaszał świętą wojnę przeciw Zachodowi. Przywódcy innych
muzułmańskich grup ekstremistycznych i państw wyrażali się podobnie. Jednak nie jest tak,
że cały islam walczy z całym Zachodem. Stany Zjednoczone uznały pięć państw muzułmań-
skich za pozostające w stanie wojny z USA, gdyż udzielają pomocy w różnorodnej formie or-
ganizacjom terrorystycznym atakującym obiekty lub obywateli Stanów Zjednoczonych i ich
sojuszników: dwa państwa fundamentalistyczne (Iran i Sudan), trzy niefundamentalistyczne
(Irak, Libia i Syria) oraz wiele różnych islamskich organizacji. Walka ta jest prowadzona
ograniczonymi środkami: terroryzm przeciw lotnictwu i sankcjom ekonomicznym. Działania
prowadzone są z długimi przerwami, na prowokacje jednej strony druga odpowiada po pew-
nym czasie. Według oficjalnych danych Pentagonu w ciągu piętnastu lat, od 1980 do 1995
roku, Stany Zjednoczone angażowały się w siedemnaście operacji militarnych na Bliskim
Wschodzie skierowanych przeciw muzułmanom.
Podsumowując tezy Huntingtona, można wysnuć jeden wniosek: przyczyną konfliktu
między obiema cywilizacjami jest obustronna chęć do przewodzenia we współczesnym świe-
cie – kto ma kogo pouczać i kto komu wskazywać drogę rozwoju. Wzajemne przekonanie o
własnej wyższości kulturowej jest przyczyną tego zatargu.
Istnieje jeszcze jedno wytłumaczenie tego, co się stało w Ameryce 11 września – glo-
balizacja. Świat odchodzi od strategii narodowej do strategii globalnej. Przepływ kapitałów,
dostęp do rynków zbytu, komunikacja, łączność, masowa konsumpcja, kultura masowa –
wszystko to w wymiarze globalnym, bez przeszkód ze strony administracji rządowych. Dążą
do tego wielkie korporacje przemysłowe, handlowe, finansowe chcąc jeszcze bardziej zwie-
lokrotnić swe zyski. Ich siła finansowego i politycznego przekonywania jest tak wielka, że z
ich zdaniem muszą się liczyć nawet rządy państw. Korporacje za nic mają dotychczasowy po-
rządek polityczno-gospodarczy oraz interesy państw i interesuje je tylko jedno – zysk. Zysk
ponad wszystko to ich dewiza. I dlatego dążą do obalenia obecnych struktur społecznych, do
zniesienia ceł na granicach, do zarzucenia świata swoimi pomysłami i produktami, nie licząc
się z tym, że stanowi to znakomitą pomoc dla tych, którzy chcą rozsadzenia państw od we-
wnątrz. Lansowane przez nich rozwiązania i wprowadzanie ich nagle w skali globu nie jest
przecież niczym innym jak rewolucją, a rewolucje zawsze stanowiły znakomite warunki dla
Rozdział XVI – Przyczyny tragedii
13
działalności grup przestępczych, mafii, terrorystów, nacjonalistów, separatystów, partyzantów
i wszystkich, którzy chcą walczyć (obojętnie o co). W tym przetwarzaniu wszystkich regio-
nów świata we wspólny dom prym wiodą oczywiście gospodarcze i finansowe molochy Za-
chodu, głównie z USA. Ponieważ regionalizmy wszelkiego rodzaju trapiące nasz świat są
bardzo trwałe i trudno je z dnia na dzień wyeliminować, więc świat różnie reaguje na pomysł
na globalną wioskę, ale większość jest temu pomysłowi przeciwna. Narody o długich trady-
cjach walk o własną tożsamość, które od niedawna cieszą się własną państwowością, oba-
wiają się jej utraty, zanim jeszcze się nią nacieszyły. Przeciwko temu protestują też całe spo-
łeczeństwa będące tylko biernymi konsumentami zachodnich wytworów, mające poczucie
stania z boku przy podejmowaniu decyzji o losach świata. Społeczeństwa państw muzułmań-
skich również czują, że trwają na poboczu głównych wydarzeń światowych i nie mają żadne-
go wpływu na kierunek, w jakim podąża ludzkość. Także wykształceni obywatele z biednych
państw również mają poczucie życia na marginesie wydarzeń światowych. Przeciwnikami są
też państwa, które po likwidacji świata dwubiegunowego chcą wreszcie zrealizować swoje
dawne marzenia do bycia regionalnym mocarstwem i nacieszyć się tym stanem. To, oraz ist-
niejący od zawsze odruch niechęci do bogatych, którzy dorobili się kosztem innych, spowo-
dowało powstanie światowego ruchu antyglobalizacyjnego. Nie jest to żadna organizacja o
wspólnym programie rządzona centralnie, lecz – na razie – zlepek różnej maści ugrupowań, o
różnych planach, programach i interesach. Ponieważ prym w zamierzeniach globalizacji na-
szego życia wiodą Stany Zjednoczone, więc siłą rzeczy protest skierowany jest przeciw Ame-
rykanom.
Wiele mówiło i pisało się o konflikcie izraelsko-arabskim i wszechstronnej pomocy,
jakiej Stany Zjednoczone udzielały i udzielają stronie izraelskiej, jako o źródle nienawiści do
Ameryki, które mogło być przyczyną wrześniowego ataku. Według prof. Zbigniewa Brzeziń-
skiego nie można tego tak upraszczać. Ten oraz inne konflikty, które powstały jako efekt
zimnej wojny i nie zostały rozwiązane mimo jej zakończenia, nie są bezpośrednio związane z
terrorystycznym atakiem na Nowy Jork i Waszyngton, natomiast pośrednio są one źródłem
podsycania niechęci i nienawiści wobec Stanów Zjednoczonych. W wywiadzie udzielonym
dla „Rzeczypospolitej” Zbigniew Brzeziński tak o tym mówił: „[...] Gdyby Stany Zjednoczo-
ne bardziej zaangażowały się w pozytywne i kompromisowe rozwiązanie konfliktu izraelsko-
palestyńskiego, to już to jedno źródło nienawiści byłoby wyeliminowane. Gdyby zajęły nieco
bardziej otwarte stanowisko w stosunku do sankcji wobec ludności irackiej, to wyeliminowa-
ne zostałoby drugie poważne źródło nienawiści. Gdyby nie prowadziły polityki jednoczesnej
Rozdział XVI – Przyczyny tragedii
14
izolacji Iraku i Iranu, które są krajami wzajemnie wrogimi, to osłabilibyśmy szanse na utrzy-
mywanie się antyamerykańskiej koalicji w tej części świata”.
Prowadzona przez USA polityka nieliczenia się ze zdaniem innych już dawno była
krytykowana również przez amerykańskich sojuszników. Przykładem złego klimatu tworzą-
cego się wokół USA było ich wykluczenie z Komisji Praw Człowieka ONZ latem 2001 r.
Późniejsza konferencja w Durbanie w RPA na temat rasizmu również przerodziła się w total-
ną krytykę Stanów Zjednoczonych, za różną ocenę tych samych faktów uzależnioną od sto-
sunku danego kraju do polityki Białego Domu (np. notoryczne poruszanie sprawy łamania
praw człowieka w Chinach i milczenie na ten temat w stosunku do Arabii Saudyjskiej). Mini-
ster spraw zagranicznych Kataru, szejk Hamad bin Jasim as-Sani, podczas stambulskiego fo-
rum z 12–13 lutego 2002 r. poświęconego przełamaniu nieufności między światem Zachodu i
islamu, jaka uwidoczniła się po zamachach terrorystycznych z 11 września, powiedział, że za
jedną z form terroryzmu należałoby również uznać obcą dominację. Procesów globalizacji nie
da się powstrzymać, jesteśmy skazani na globalną wspólnotę, jako że nie jest to wyłącznie
idea, ale – będąc konkretnym rezultatem fundamentalnych zmian w gospodarce światowej –
kolejny etap naturalnego procesu rozwoju cywilizacyjnego. Jednak niejednorodność współ-
czesnych organizmów państwowych, istniejące w nich podziały i konflikty interesów, przy-
sporzą jeszcze wielu problemów tej sprawie. Nabeel Musawi, przywódca irackiej opozycji
dążącej do obalenia reżimu Husajna, mimo że traktował Amerykanów jak sojuszników, miał
krytyczny stosunek do ich polityki: „Wasz kraj nie będzie supermocarstwem i nie będzie
traktowany jak supermocarstwo, jeśli nie wypełnicie moralnych zobowiązań wobec przecięt-
nych obywateli. Nie warto ustępować królowi Fahdowi ani prezydentowi Mubarakowi, po-
nieważ to złości ludzi. Musicie postępować fair. Jesteście jak ojciec chrzestny, jesteście su-
permocarstwem. Gra fair jest waszym obowiązkiem. Jeśli wasza polityka nie będzie uwzględ-
niać wszystkich aspektów sytuacji, źle się to skończy”. Znający dobrze bin Ladena z czasów
wojny w Afganistanie przeciw armii radzieckiej saudyjski dysydent, dr Saad al-Fagih, tak wy-
raził się o Ladenie: „Jest wytworem nowej struktury społecznej, nowego nastawienia w świe-
cie muzułmańskim. Istnieje w nim nie tylko bardzo wrogie nastawienie wobec Ameryki, ale
także wobec arabskich i muzułmańskich rządów, które są sojusznikami Ameryki”.
Postęp techniczny, jak wszystko na świecie, prócz jasnej ma też swoją ciemną stronę –
stwarza większe możliwości przestępcom. Tak samo jest z wolnością, która również otwiera
nowe możliwości złu. Globalizacja, a więc usuwanie barier na granicach, ogólna dostępność
wyrobów zaawansowanych technologicznie, nadawanie coraz większych praw jednostce
otworzyły także nowe perspektywy przed wrogami tejże globalizacji, a świat przestępczy od
Rozdział XVI – Przyczyny tragedii
15
dawna korzysta z jej dobrodziejstw. Atak na World Trade Center i Pentagon odkrył tę
mroczną stronę globalizacji – globalizację terroru. Wiadomo, że terroryści wykorzystują In-
ternet i inne nowoczesne narzędzia komunikacji do porozumiewania się, samoloty przewożą
broń i narkotyki, sieć komputerowa służy do błyskawicznego transferu pieniędzy, szmugluje
się diamenty i handluje nimi na giełdach europejskich, banki wyspiarskich państewek umoż-
liwiają zalegalizowanie fortun zdobytych dzięki oszustwom lub handlem żywym towarem,
narkotykowi baronowie tworzą swe prywatne armie wyposażone w nowoczesną broń. Pod-
ziemna globalizacja powstała dzięki swobodzie poruszania się i komunikowania. Powstała
ona dzięki przymykaniu oczu na nielegalny proceder i dzięki jej pobłażliwemu traktowaniu.
Gdzieniegdzie politycy zależni są od finansów podziemnych rekinów, a gdzieniegdzie ludzie
wywodzący się z podziemia zajęli się polityką. Uprawa, przerób i przerzuty narkotyków
chronione są przez żołnierzy nielegalnych armii, którym nie mogą sprostać siły rządowe (nie-
raz nie chcą im sprostać, gdyż podziemie lepiej płaci). Mimo, iż wszystko to jest oficjalnie
nielegalne, to wszyscy o tym wiedzą, a świat przestępstw i terroru czuje się coraz pewniej,
utwierdzając się, że można żyć we własnym świecie pozostającym poza jakąkolwiek ze-
wnętrzną kontrolą.
To wszystko wskazuje, jak wielce skomplikowany jest nasz świat. Nie jest on mono-
litycznym blokiem, lecz wciąż gorejącym tyglem, gdzie nadal mieszają się różne składniki:
polityczne, gospodarcze, historyczne, ekonomiczne, kulturowe. Dopiero teraz wychodzą na
jaw zaszłości skrywane przez lata kolonizacji, a później zimnej wojny, różnego rodzaju ani-
mozje, niechęci i aspiracje. Dlatego obwinianie tylko jednego człowieka za dramat Nowego
Jorku i Waszyngtonu jest wielce niepokojące. Osama bin Laden i talibowie nie wzięli się zni-
kąd, są tworami historii, którą tworzyło kilka nacji kolonizujących, wyzyskujących i niszczą-
cych inne cywilizacje w imię Boga i przeciw zabobonom, w imię postępu i przeciw zacofa-
niu. Ci, którzy przetrwali, odzyskują teraz swą świadomość cywilizacyjną, występują przeciw
niszczeniu ich tożsamości kulturowej i dopominają się o głos. Wielkie koło historii dokonało
kolejnego pełnego obrotu.
To, co zdarzyło się w Stanach, jest początkiem nowego etapu światowej anarchii. Jego
pierwsze symptomy – gazowy atak na japońskie metro, zamachy na amerykańskie ambasady
w Afryce – zostały zlekceważone i potraktowane marginalnie, jako pojedyncze akty terroru.
Być może Amerykanie wreszcie zaczną patrzeć inaczej na świat i zrozumieją, że narzucanie
rozwiązań problemów naszego świata na ich sposób, czyli według ich wizji politycznej, eko-
nomicznej i militarnej, to droga donikąd. A jeżeli nie zrozumieją tego wybuchu nienawiści do
nich? Samuel Huntington pisał o konflikcie islamu ze światem Zachodu. Populacja muzułma-
Rozdział XVI – Przyczyny tragedii
16
nów liczy sobie obecnie ok. 1 miliard 300 milionów ludzi. Atak na World Trade Center i
Pentagon pokazał, w jak prosty sposób można przeprowadzić niesłychanie skuteczną akcję
terrorystyczną bez użycia broni przez grupkę zdecydowanych na wszystko ludzi, posługują-
cych się tylko wytworami codziennego użytku i korzystającymi ze swobód demokratycznych,
jakimi cieszą się na co dzień obywatele zachodnich demokracji. Taki pokaz jest straszliwą
pokusą. Trudno wyobrazić sobie skutki kolejnego ataku, tym razem przeprowadzonego przez
całą rzeszę niezadowolonych z amerykańskiego zadufania w swoją wielkość i nieomylność.
Z powyższych rozważań wysuwa się ogólny wniosek: terroryści (spod szyldu al-Kaidy
i im podobni) działają kierowani nienawiścią do tych, którzy wybrali inną drogę rozwoju i
odmienny styl życia, ponieważ powodzi im się lepiej. Wartości reprezentowane przez świat
„niewiernych” okazały się kreatywniejsze, skuteczniejsze i atrakcyjniejsze wobec rozwiązań
oferowanych przez islam, a nie potrafiąc skutecznie konkurować z nimi, jego wyznawcy po-
stanowili świat ten zniszczyć.
Do tej pory odpowiedzią na prowokacje ze strony terrorystycznych grup islamskich
były schematyczne: kilka rakiet na ich obozy i po kilku latach uganiania się za ich członkami
proces sądowy. Ponieważ to się powtarzało, a Amerykanie nie zmieniali swej polityki świa-
towej, nastąpiło skuteczne uderzenie w serce USA. Dopiero po tym zdarzeniu władze amery-
kańskie zrozumiały, że nie tędy droga i nie ma co się patyczkować z terrorystami. Błędne
okazało się założenie, iż ekstremalne działania można rozgrzeszać okolicznościami społecz-
nymi i traktować je jako wykroczenia kwalifikujące się tylko do rozpatrzenia przez sędziego.
Terroryści i dyktatorzy właśnie tym umacniają swe poczucie bezkarności. Obłaskawiani przez
polityków, rozgrzeszani przez socjologów i rozpieszczani przez wielki biznes mogą mordo-
wać narody, mogą niszczyć całe kraje. Hitler, Pol Pot, Stalin, Mao Dze Dong, Kim Ir Sen,
Miloszević, Husajn – nasuwa się wniosek, że tylko ludzie tego pokroju potrafią wyciągać lek-
cje z historii. Wszyscy wymienieni byli tak pewni siebie, ponieważ wiedzieli, że demokracja
popada w błogostan i boi się wojny, która może ten błogi stan zniszczyć. Amerykanie, wie-
dząc że w Afganistanie chroni się pod skrzydłami fanatycznych talibów główny podejrzany
za ostatnie akty terroru, wypłacali tamtejszym władzom 40 mln dolarów rocznie tylko po to,
żeby w państwie tym nie hodowano marihuany. Byli tak naiwni czy tak głupi? Obojętne jak
to nazwać, ale ich zachowanie aż prowokowało, by dać im nauczkę.
Dlaczego Ameryka dała się zaatakować?
Ogólnie można powiedzieć, że podstawową przyczyną takiego a nie innego zachowa-
nia się polityków i podległych im służb specjalnych była zbytnia ufność we własną przewagę
Rozdział XVI – Przyczyny tragedii
17
ekonomiczną, militarną i technologiczną nad resztą świata, przez co mentalność rządzących
pozostała w tyle za zmianami zachodzącymi we współczesnym świecie.
Wygląda to tak, jakby rządzący Ameryką wraz ze zburzeniem muru berlińskiego i
rozpadem kolosa na glinianych nogach, jakim w końcu okazał się ZSRR, zachłysnęli się
swym zwycięstwem i spoczęli na laurach razem ze sztabem analityków i doradców, ugłaski-
wani dodatkowo przepowiedniami Fukuyamy. Z drugiej strony wywiad i kontrwywiad dały
na pewno dowód na niedostosowanie swych metod i organizacji pracy do nowych czasów. Do
tej pory działalność służb specjalnych ograniczała się do państw, które były dla Stanów Zjed-
noczonych źródłem militarnego zagrożenia w czasie zimniej wojny i ich funkcjonariusze po-
stępowali rutynowo, według stałych szablonów. Po 1991 r., kiedy głównym niebezpieczeń-
stwem przestał być komunizm, a stał się nim terroryzm, na nowo należało zdefiniować poję-
cie bezpieczeństwa i stworzyć system odpowiadający za jego zachowanie, przystający do no-
wego typu zagrożeń, jakie świat pozimnowojenny przyniósł ze sobą.
14 grudnia 1999 r., na granicy amerykańsko-kanadyjskiej w okolicy Seattle, kanadyj-
skie służby graniczne złapały Algierczyka Ahmeda Ressama, na stałe mieszkającego w Sta-
nach Zjednoczonych, z 60 kg ładunków wybuchowych z zapalnikami czasowymi. Nazajutrz
w stolicy Jordanii aresztowano 13 mężczyzn i oskarżono ich o plany wysadzenia w powietrze
miejsc biblijnych odwiedzanych przez turystów oraz hotelu, z którego korzystali. W paź-
dzierniku 2000 r. uszkodzono USS Cole. Ta ostatnia sprawa była dowodem aż nadto wy-
mownym, że wróg jest cierpliwy, nie poddaje się i uczy się na błędach. Część funkcjonariuszy
FBI i pracowników Białego Domu twierdziła, że zdarzenia te są zapowiedzią czegoś więk-
szego. Niestety, informacje o planowanych akcjach bin Ladena i jego muzułmańskiej mię-
dzynarodówki terrorystycznej wielokrotnie lekceważono. Tymczasem organizacja ta w ostat-
nim dziesięcioleciu ubiegłego wieku stworzyła gigantyczną infrastrukturę obejmującą niemal
cały świat. W styczniu 2001 r., podczas procesu dotyczącego zamachów na amerykańskie
ambasady w Afryce, wyszło na jaw wiele informacji dotyczących siatki bin Ladena, a jednak
nie podjęto przeciw niej żadnych skutecznych kroków. Zemściło się to strasznie.
Już po fakcie przypominano ostrzeżenia i sygnały zwiastujące przeprowadzenie spek-
takularnego ataku terrorystycznego, wymierzonego w USA lub inne kraje Zachodu. Wtedy
zaczęto stawiać pytania, dlaczego służby wywiadowcze USA, państw NATO i Izraela nie
były w stanie wcześniej dotrzeć do organizacji Osamy bin Ladena, skoro było wiadomo, jakie
stanowi ona zagrożenie? Dlaczego od trzech lat, jakie upłynęły od zamachów na ambasady
amerykańskie w Afryce, nie udało się zneutralizować tej organizacji? Dużo wyjaśnia tu po-
dejście władz amerykańskich do sprawy bezpieczeństwa arsenałów broni masowej zagłady w
Pobierz darmowy fragment (pdf)