Darmowy fragment publikacji:
Aleksandra Niedźwiedź
Z czego się śmiano
w średniowieczu?
2
Autor:
Aleksandra Niedźwiedź
Redakcja:
Antoni Olbrychski
Korekta: Justyna Piątek
Skład i łamanie: Tomasz Kiełkowski
Projekt okładki: Tomasz Kiełkowski
ISBN: 978-83-65156-21-1
All rights reserved.
Copyright © 2018 by
PROMOHISTORIA Michał Świgoń
Warszawa 2018
e-mail: redakcja@histmag.org
www: https://histmag.org
Wydanie elektroniczne. Jeśli posiadasz ten egzemplarz z naruszeniem praw
autorskich, zachęcamy: kup oryginalny e-book i wesprzyj jego twórców.
Wszystkie wykorzystane ilustracje znajdują się w domenie publicznej
bądź też na wolnej licencji:
Creative Commons Attribution 3.0 Unported
https://creativecommons.org/licenses/by/3.0/deed.en .
(CC BY 3.0)
Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 Unported (CC BY-SA 3.0)
https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/ .
3
Spis treści
Czy w średniowieczu było miejsce na śmiech?
W krzywym zwierciadle
Karnawał. Czas, kiedy świat staje na głowie
Śmiech jako instytucja, czyli rzecz o średniowiecznym błaźnie
Misteria i intermedia
Fabliaux – powiastki uciesznea swawolne
Waganci – średniowieczni buntownicy
Drôlerie – żart zakamuflowany w sztuce sakralnej
Figle artystów
Nie taki diabeł straszny, jak go malują
Humor skatologiczny
Poczucie humoru a Kościół
Zakończenie. Granice tego, co dozwolone
Bibliografia
4
5
10
23
35
47
50
69
74
80
88
93
102
115
117
Śmiech jako instytucja,
czyli rzecz o średniowiecznym błaźnie
Kluczową postać karnawału stanowił błazen. Śmiech, żarty i wygłupy w jego
wypadku były obowiązkiem zawodowym. Wolno mu było więcej. Jego wygląd
również musiał być niepoważnie groteskowy. Ubiór błazeński często składał
się z nieprzystających do siebie elementów (il. 20). Znakiem rozpoznawczym
była czapka o trzech rogach zakończonych dzwoneczkami – trzy rogi symbo-
lizowały ośle uszy i ogon, które dawniej były przez błaznów przyczepiane. Na
niektórych przedstawieniach zresztą widać błaznów z oślimi uszami (il. 21).
Oprócz tego błaźni charakteryzowali się kolorowym, krzykliwym strojem
i często towarzyszyło im specjalne berło zwieńczone wyrzeźbioną głową.
Wbrew pozorom błazen nie jest wynalazkiem średniowiecza. Jest jedną
z najstarszych postaci w literaturze. Wspominają o nim już pisma starożytne-
go Wschodu, szczególnie Mezopotamii, a także starożytnej Grecji i Rzymu.
Pliniusz Starszy pisał o kró-
lewskim błaźnie (planus re-
gius) na dworze Ptolemeusza
I. Oczywiście jednak to ze
średniowieczem kojarzy się
najbardziej.
Zawód ten nie wymarł
jednak wraz z nastaniem epo-
ki nowożytnej. Długo jeszcze
swoim bogatym repertuarem
zabawiali oni gości dworu an-
gielskiego, pojawiali się jesz-
cze w sztukach Shakespeare’a.
Kres wygłupom położyła do-
piero wojna domowa, kiedy
Il. 20. Błazen (Bible Historiale, Paryż i Clairefontaine,
1411, Royal MS 19 D III, fol. 266r).
35
Il. 21. Nadanie herbu protoplaście rodzinie Szydłowieckich
(Stanisław Samostrzelnik, 1532, Liber geneseos illustris
Familiae Schidloviciae, Biblioteka PAN w Kórniku).
36
urząd błazna zlikwidował Karol II Stuart. We Francji nadwornych błaznów
spotkać można było aż do rewolucji francuskiej. Jednym z bardziej znanych
był Tom le Fol – błazen Edwarda I, króla Anglii od 1273 r., wojownika, który
podbił Walię i ujarzmił Szkocję. Gdy zimą, na przełomie 1294 i 1295 r., król
Edward I oblegał mury walijskiego zamku Conwy, zmusił Toma do pozosta-
nia wewnątrz murów. Przez następne trzy miesiące przebywał tam, a jego
rolą było zabawiać wszystkich mieszkańców.
Ważną rolę błazen pełnił także na polskim dworze. O tym, jak wysoko
bywali oni na naszych ziemiach cenieni, nich świadczy fakt, że ci szczególnie
zasłużeni otrzymywali nadania ziemi. Wiadomo przynajmniej o 12 błaznach,
którzy działali na dworze Jagiellonów. Wśród nich najbardziej znanym był
Stanisław Stańczyk, zwany Gąską, który był nadwornym błaznem Zygmunta
Augusta. Kolejni władcy elekcyjni także utrzymywali na swym dworze bła-
znów, a z tradycji wyłamał się dopiero ostatni król Polski, Stanisław August
Poniatowski, który wyżej cenił sobie bardziej wysublimowane rozrywki.
Głupiec i mędrzec
Gdy w Kościele zabrakło miejsca dla takich dowcipnisiów, musieli sobie oni
znaleźć miejsce gdzie indziej. Z łatwością odnaleźli się w świecie świeckim,
który złakniony był tego typu rozrywki. Aż do XVII w. istniały towarzy-
stwa i konfraternie błazeńskie, których początki sięgały XIV w. Najstarsze
towarzystwo błazeńskie, o którym zachowały się wzmianki, zostało założo-
ne w 1381 r. w Kleve, małym księstwie nad Renem. Inicjatorami byli Adolf
de la Mark – hrabia Kleve – oraz 35 innych możnych panów. Byli to Ry-
cerze Zakonu Błaznów. Takie bractwa korzystały z dużej swobody. Ludwik
XII pozwalał członkom confréries des fous na krytykę dworu, a nawet własnej
osoby. Nie wolno im było jedynie znieważać w swych żartach królewskiej
małżonki. Najwięcej wiemy o bractwie Compagnie de la Mère-Folle (To-
warzystwo Matki Wariatki) w Dijon, któremu przewodził Mère-Folle, czyli
Matka-Wariatka, mężczyzna w damskim ubraniu. Gdy zbliżał się karnawał,
ogłaszał się on strażnikiem publicznej moralności, a okoliczni mieszkańcy
donosili mu skwapliwie o rozmaitych plotkach i skandalach obyczajowych:
przemoc domowa, oszustwa, romanse – wszelkie informacje były mile wi-
37
dziane i skrupulatnie notowane. Gdy przychodził czas zabawy, tłum błaznów
rozpoczynał obyczaj nazywany charivari, znany u nas jako „kocia muzyka”,
przemierzając miasto i zatrzymując się pod oknami nieszczęśników, którzy
znaleźli się na ich celowniku. Tam zaczynał się spektakl, który mieszkań-
com przysparzał wiele śmiechu, zaś głównemu zainteresowanemu przede
wszystkim wstydu, który mógł się skończyć, dopiero, gdy skończono obwo-
zić po mieście figurę przestawiającą ich ofiarę, którą umieszczano na ośle.
Nie pomagały nawet skargi i protesty możnych, którym nie w smak były ta-
kie zabawy. Bractwo mogło od takiego oskarżyciela zażądać kary pieniężnej,
a w przypadku odmowy zapłaty – zamówić tyle jedzenia w gospodzie na jego
rachunek, że już bardziej opłacało się zapłacić karę.
Błazen pełnił ważną rolę na dworze władcy. Pewien średniowieczny bi-
skup w dniu swojej nominacji powiedział ponoć: „Po raz ostatni usłyszałem
prawdę”. Im potężniejszy ktoś się bowiem stawał, tym bardziej był odcięty
od rzeczywistości, w miarę jak ich dworzanie skupiali się na tym, aby ich za-
spokoić i ugłaskać. Woleli im mówić, to, co chcą usłyszeć, niż to, co powinni
wiedzieć. Królewska potrzeba prawdy, szczególnie tej trudnej do przyjęcia,
oraz zdolność błazna do komunikowania jej w wyjątkowej formie żartu były
kluczowym czynnikiem w ich relacji, która stanowiła dla błazna rację bytu.
John Southworth twierdzi, że były dwa rodzaje błaznów: ci, którzy byli głupi
z natury i nazywano ich niewinnymi oraz ci o przeciętnej inteligencji, którzy
świadomie odgrywali swoje role.
Niewinny mówi prawdę, ponieważ nie potrafi inaczej. Wyrzuca ją z siebie
i najczęściej nie ponosi żadnych konsekwencji, ponieważ jest całkowicie
uczciwy. Jak powiedział kardynał Perron o Mistrzu Guillaume’ie: „[…] upra-
wia profesję, której sam nie rozumie”. Mądry błazen aż za dobrze rozumiał
niebezpieczeństwo mówienia bolesnej, całkowitej prawdy, dlatego musiał dla
niej znajdować dobrze skrojone, odpowiednio złagodzone formy. Był naj-
bardziej efektywny (i zabawny), kiedy wyczarowywał swoiste zwierciadło,
w którym wszystkie cechy władcy mogły się odbić i mógł się w nim przej-
rzeć. W starożytnej legendzie, kiedy Zeus ogłasza, że ześle na Ziemię deszcz,
ale jedynie głupcy zostaną zmoczeni, tylko jeden człowiek okazał się na tyle
mądry, że pospieszył do domu po parasol. Kiedy deszcz spadł i jako jedyny
38
pozostał suchy, skrupiła się na nim cała złość tłumu. W świecie pełnym głup-
ców, to osoba, która jest zdolna pojąć swoje ograniczenie, jest prawdziwie
mądra. Czasami to właśnie na błazna spadał obowiązek przekazania królowi
niedobrych wiadomości.
Na dworze zdominowanym przez hipokryzję mogło być konieczne, aby
prawda reprezentowana była jako żarł, wygłup. Kiedy nikt na dworze fran-
cuskiego króla Filipa VI nie był dostatecznie odważny, aby poinformować
go, że większość jego floty została zniszczona przez Edwarda III pod Sluys
w 1340 r., obowiązek ten spadł na pewnego bezimiennego błazna. W obec-
ności króla zaczął mamrotać pod nosem:
Ci tchórzliwi Anglicy, ci Brytole płosi jak kurczaki! – Jak to? – zapytał Filip. –
Dlatego, że nie mieli tyle odwagi, aby wskoczyć w morze, jak twoi marynarze,
panie, którzy opuścili swe statki wprost na spotkanie z wrogami, którym jednak
zabrakło odwagi, aby pójść w ich ślady.
Il. 22. Król Dawid i błazen (Antyfonarz z Ranworth, XV w.,
kościół św. Heleny, Ranworth, Wielka Brytania).
39
Błazen był niejako odbiciem króla w krzywym zwierciadle, jego pa-
rodią (il. 22). Na czas karnawału stawał się tymczasowym królem, bła-
zeńskim zastępcą władcy. To
jednak postać niejednoznaczna. Łączył
w sobie śmiech i bolesną krytykę, zarówno żart, jak i prawdę. Z błaznem
można łączyć postać głupca i grzesznika, ale także mędrca. Jego zachowanie
i postawa mogą się wydawać głupie, zupełnie niepoważne, a nawet bez-
myślne, ale w jego żartach często może się skrywać prawdziwa mądrość.
Dobry błazen jest jednocześnie zmyślnym obserwatorem. Jego spostrze-
żenia na temat świata i ludzi są trafne, ale jednak potrafi je przedstawić
w lekkostrawnej formie, z przymrużeniem oka. Błaznami zostawali po-
czątkowo najczęściej ludzie chorzy umysłowo, w przypadku których to-
lerancja co do ich zachowania i wypowiedzi była większa. Głupota śmie-
szy zresztą do dziś. Od zawsze potrafiła wzbudzić śmiech. Błazen może być
jednak także mędrcem. Znana jest stara literacka kreacja postaci Moro-
sopha, czyli mądrego błazna. Tradycja wiąże ten nurt z postacią żyjącego
w III w. p.n.e. Menipposa z Gadary. Odznaczał się krytycznym, nierzadko
ironicznym spojrzeniem na rzeczywistość, któremu bez skrupułów poddawał
wszystkich, zarówno ludzi, jak i bogów. Nauki, które głosił łączyły w sobie
mądrość filozofii i lekkość zabawnej ironii. Dzięki umiejętnemu łączeniu tre-
ści poważnych i rozrywkowych zaczęto nazywać go spudogeloios, czyli „po-
ważnym śmieszkiem”. Jego wzniosłe nauki poruszające zagadnienia moralne
nie szły jednak w parze z życiem, jakie wiódł. Przypuszcza się, że był on nie-
wolnikiem, a jego priorytetem było jak najszybciej się wzbogacić. Czerpał zy-
ski z pożyczania pieniędzy na wysoki procent, co stało się w końcu przyczyną
jego zguby. Gdy stracił cały dobytek, odebrał sobie życie.
Błazen nie jest przecież głupcem, a jedynie się w y g ł u p i a. To gra,
pewna konwencja. Często w średniowiecznych psałterzach Psalmowi 52,
Dixit insipiens in corde su…, towarzyszy wizerunek króla Dawida, uważanego
za wzór władcy, któremu towarzyszy głupiec (zazwyczaj nagi bądź niekom-
pletnie ubrany), a czasem błazen (il. 23). Jest to nawiązanie do fragmentu:
W sercu swem głupi sobie powiedział:
Iż nie masz Boga, któryby wiedział
40
O mych zamiarach i sprawach moich.
Zepsowali się w uczynkach swoich,
Stali się wszyscy obrzydliwymi.
Z drugiej strony Nowy Testament nieco inaczej podchodził do tego zja-
wiska. Św. Paweł nauczał w pierwszym liście do Koryntian:
Bracia! Przypatrzcie się waszemu powołaniu. Niewielu was mądrych o pojęciu
ludzkim, niewielu wpływowych i szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał bowiem
to, co głupie wedle świata, aby zawstydzić mądrych, i co słabe według świata
wybrał Bóg, aby zawstydzić to, co mocne. Bóg wybrał również to, co świat ma za
nic i uważa za nieszlachetnie urodzone oraz godne pogardy, aby unicestwić to co
czymś jest (1 Kor 1, 26–28).
Il. 23. Dawid i głupiec (Psalm 52, Psałterz z Rutland, ok. 1250, Add MS 62925, f. 56r).
41
Głos ludu
Ten motyw, choć w zniekształconej, satyrycznej
formie, znajdu-
je swój oddźwięk w popularnej w dojrzałym średniowieczu apokry-
ficznej opowieści o Salomonie i Marchołcie pod nazwą Disputationes
quas ducuntur habuiss einter se mutuo rex Salomon sapientissimus et Marcol-
phus facie deformis et turpissimus, tamen – utfertur – eloquentissimus, co Jan
z Koszyczek w 1521 r. przetłumaczył jako Rozmowy, które miał król Salomon mądry
z Marchołem grubym a sprośnym, a wszakoż, jako o nim powiedają barzo wymow-
nym. Pierwotnie ta historia posiadała charakter poważnego dialogu, ale pod
koniec XII w. w Niemczech powstała nowa redakcja tej historii w wydaniu
typowo komicznym, gdzie Marchołt z poważnego adwersarza zamienia się
w błazna. Jest to zestawienie ze sobą dwóch skrajnie różnych osobowości:
mądrego i szlachetnego władcy oraz sprytnego i rubasznego prostaka o zde-
formowanej fizjonomii, który mędrcowi płata nieustanne figle. Jego głów-
nym zadaniem było parafrazowanie w zabawny, ale też i frywolny sposób
mądrych sentencji wypowiadanych przez Salomona oraz płatanie żartów
królowi i jego dworzanom. Pokazuje to fragment utworu w XVI-wiecznym
tłumaczeniu Jana z Koszyczek:
Gdy zaś Marchołta napadł kaszel, a w czasie rozmowy nagromadziło mu się
w ustach wiele śliny, rozglądając się dokoła spostrzegł człowieka łysego stojącego
obok króla. Wówczas nie widząc innego sposobu, jako że nie było gołej ziemi, na
którą mógłby splunąć, zebrał ślinę w ustach i z całej siły plunął na czoło człowie-
ka łysego. Łysek, krwią nagle zapłoniony; ledwie twarz obtarł, rzucił się do nóg
królewskich i skargę na Marchołta uczynił.
Salomon: – Przecześ zanieczyścił oblicze tego łysego?
Marchołt: – Nie zanieczyściłem, lecz użyźniłem, na płoną bowiem ziemię nawóz
kładziemy, aby się na niej żyźnie rodziło.
Utwór zasadza się na konstrukcji skonfrontowania ze sobą modelu
i anty-modelu. Marchołt przeciwstawiał genealogii Salomona swoją, ana-
logiczną, choć czysto chłopską, co dodatkowo podkreśla jego rolę jako ko-
micznego, zdeformowanego (podobnie jak fizjonomia Marchołta) odbicia
42
samego króla. Przeciwstawiono wysokiej i wysublimowanej kulturze dwor-
skiej oraz dostojnej pobożności kulturę niską, ludową i rubaszną. Rozum jest
tutaj skonfrontowany z instynktem, a mądrość ze sprytem. Głębokie mądro-
ści o wymiarze uniwersalnym wypowiadane przez Salomona, parafrazowane
są przez Marchołta, tracąc swoją powagę, ale zyskując na komizmie jako ro-
dzaj mądrości ludowej. Cały utwór jest bowiem humorystycznym nawiąza-
niem do starotestamentowej Księgi Przysłów, zawierającej przysłowia i sen-
tencje, których część przypisuje się Salomonowi.
Marchołt reprezentuje tutaj głos gminu, mówi jak gmin oraz to, co
gmin lubi. Dlatego, w przeciwieństwie do uczonego Salomona, nie wypo-
wiada on górnolotnych sentencji, ale jego odpowiedzi brzmią jak zagad-
ki. W ten sposób przekazywał on mądrość tę samą, co król, ale w prostej,
zabawnej, a tym samym atrakcyjnej dla słuchacza formie. Jedna z takich
zagadek przedstawiona jest niejako w formie rebusu na jednej ze stron
Psałterza z Ormesby, gdzie Marchołt, zamiast na rumaku, jeździ na koź-
le – symbolu lubieżności (il. 24). Przyjechał w jednym bucie, prawie nago
(jedynie w kapturze) i z zającem. A to dlatego, że jak sam stwierdził, ani
nie przyjechał, ani nie przyszedł piechotą; ani nie jest ubrany, ani nagi,
a w dodatku przynosi coś, co jest i jednocześnie nie jest prezentem – bo zając
uciekł. Ówcześni ludzie uwielbiali takie zagadki.
Il. 24. Salomon i Marchołt (Psałterz z Ormesby,
Bodleian Library, Oxford, MS Douce 366, fol. 72 r).
43
Il. 25. Żywot Ezopa Fryga, mędrca obyczajnego, z przypowieściami jego Biernata z Lublina,
karta tytułowa wydania z 1578 roku.
44
Podobna historia zdarza
się w przypadku legendarnej
postaci Ezopa, któremu tra-
dycja przypisywała szpetny
wygląd, ale również ogrom-
ną życiową mądrość i bystry
umysł. Te szanowane cnoty
sprawiły, że niewolnik stał się
królewskim doradcą i ludo-
wym autorytetem. Żywot Ezo-
pa Fryga, mędrca obyczajnego,
z przypowieściami jego to utwór
Biernata z Lublina, po raz
pierwszy wydany w Krakowie
ok. 1522 r. (il. 25).
Il. 26. Portret Gonelli, błazna dworu w Ferrarze
(ok. 1440, Jean Fouquet, Kunstmuseum, Wiedeń).
To Marchołt i Ezop sta-
nowili pierwowzory dla sta-
ropolskiego Sowizdrzała. Są
to trzy najważniejsze postaci
pojawiające się w tzw. lite-
raturze błazeńskiej, w któ-
rej główny wątek stanowią perypetie opiewającej sylwetkę prostego chłopa
sprytem przewyższającego potężniejsze od siebie autorytety władzy, Kościoła
i nauki, przez co sam staje się mędrcem. Podobna myśl nie była obca Erazmo-
wi z Rotterdamu, autorowi słynnej Pochwały głupoty. Jan z Koszyczek, który
przetłumaczył historię Marchołta i Salomona na język polski, tak tłumaczył
się czytelnikowi ze swego przedsięwzięcia w Przemowie do Polaków:
Jan, bakałarz z Koszyc, z łaciny przełożył,
Iżby się w was tym więcej rozum mnożył.
Tłumacz zatem, podobnie zresztą jak autor, liczy, iż zabawne i pozornie
prostackie żarty ostatecznie przyniosą czytelnikowi coś dobrego. Skłonią go
do refleksji i niejedno uzmysłowią.
45
Niewielu błaznów zasłużyło sobie na zapisanie się na trwałe w historii,
a już wyjątkową rzadkością są portrety błaznów, szczególnie te prywatne, któ-
re pokazują ich prawdziwe oblicze, bez całego zawodowego entourage. Cieka-
wym przykładem jest portret Gonelli, który był błaznem na dworze Ferrary
(il. 26). Jego mecenasem był żyjący w XIV w. Obizzo III d’Este, senior potęż-
nego włoskiego rodu. Jego błaznowi Franco Sachettiego poświęcił aż siedem
nowel, które uwieczniły niektóre spośród wymyślnych żartów Gonelli. Jedna
z nich wspomina o pomysłowym figlu, jakiego spłatał swojemu chlebodawcy.
Któregoś dnia błazen rozgniewał go tak, że musiał opuścić Ferrarę, przy czym
Obizzo zastrzegł, że każe go ściąć, jeżeli ten kiedykolwiek ośmieli się stanąć
na ferraryjskiej ziemi. Gonella nic sobie jednak z tego nie robił. Wkrótce po-
wrócił do Ferrary, choć zastosował się do zakazu, bowiem wjechał do miasta
na taczce wypełnionej ziemią z Bolonii. Bezczelny żart tak rozbawił markiza,
że wybaczył swojemu błaznowi.
46
120
Pobierz darmowy fragment (pdf)