Darmowy fragment publikacji:
Rozdział II
Gospodarz pokiwał głową, a potem zapytał z jeszcze większą
nieśmiałością:
– A gdybyś mnie trochę podretuszował, Lordzie Piekieł?
Pierwszy raz użył oficjalnego tytułu. Demon zastanowił się tym razem
na poważnie. Nie igrał już wyłącznie z władcą kawałka Krainy Półżywych,
ale i z Piekłem. To mogło poskutkować wieczną banicją i pozbawieniem
szlachectwa, a wtedy nie pomógłby nawet Klejnot Władcy Demonów.
Chyba że wysłałby Piekłu podarek… Tak trzeba będzie zrobić.
– To by pomogło – powiedział. – Gdyby nie bratanek. Bratanek…
Jesteś pewien, że był twoim bratankiem?
– Nie rozumiem… – wyjąkał Azatar.
– Jak to?! To proste. Czy jesteś pewien, że syn twojej szwagierki był
synem twojego brata?
Azatar pojął fortel i rozpromienił się. Na tyle, na ile mógł przy swym
postępującym rozkładzie.
– Jesteś wspaniały, Lordzie Piekieł! – wykrzyknął. – Nie jestem pewien,
wręcz przeciwnie. Były nawet plotki na temat szwagierki i jakiegoś oficera.
Jak cudownie! Czyli mamy to załatwione?
– Nie tak szybko – rzekł Darreth lodowatym głosem. – Nie
zapomniałeś o czymś?
– Oczywiście, oczywiście. Czego pragniesz, Lordzie? Tak w ramach
wdzięczności za rozwiązanie mego problemu.
Demon rzucił swemu gospodarzowi przeciągłe spojrzenie.
– Muszę cię jeszcze, jak to określiłeś? Podretuszować. Ale może
poczęstujesz mnie winem. I zdejmij osłony magiczne, albo z napraw nici.
Azatar pospiesznie przywołał służącego i kazał mu przynieść następne
dzbany wina. Zdjął też wszelkie zabezpieczenia chroniące go przed mocą
gościa. Darreth oglądał swego gospodarza ze wszystkich stron mrucząc
coś pod nosem. Dołożył trochę iluzorycznego mięsa i skóry w kilku
miejscach, obejrzał swoje dzieło. Pokręcił z niezadowoleniem głową i
dołożył szare włosy. Przerzedził je.
– Powiedz mi, Azatarze – zagadnął nie przerywając magicznych działań
– czy mógłbyś zdobyć dla mnie Klucz do Klejnotu Władcy Demonów?
Słyszałem, że jest w Grenthi.
– Mógłbym, gdyby nadal tu był. Ale…
20
Grenthi
Przerwało mu wejście służącego, który napełnił ich kielichy winem i
dyskretnie się wycofał. Darreth wziął oba naczynia i podał jedno z nich
Azatarowi zamieniając po drodze napój w wolno działającą truciznę.
– Za naszą współpracę – powiedział i spełnili toast.
– Zacząłeś mówić o Kluczu – przypomniał demon. – Czemu nie
możesz go zdobyć?
– Bo go tu nie ma. I nigdy na dłużej nie było. W czasach, gdy zmarł
ostatni z Pierwszego Rodu, poproszono nas o przechowanie Klejnotu
Władcy Demonów. Wtedy jeszcze był całością. Trochę później przybyły
dwie grupy z Piekła. Na oczach mojego pradziada Klejnot rozpadł się na
dwie części. Jedna z grup wzięła Klucz, druga właściwy Klejnot i odeszli.
Azatar milczał przez chwilę.
– Coś nie tak z tym winem – wyszeptał i osunął się na podłogę. Darreth
patrzył oniemiały. Trucizna miała zadziałać dopiero za kilka godzin.
Pochylił się nad Azatarem i wysyczał:
– Klucz.
– Bajki. To tylko bajki…
Głowa Azatara opadła, zgasł blask krwawych oczu, iluzje stworzone
przez Darretha rozwiały się. Demon zaklął. Zapomniał, że w Grenthi
wszystko znajduje się w stanie rozkładu, więc trucizna nie może mieć
opóźnionego działania – nie ma żywotnego organizmu do wyniszczenia.
Stracił czas. Tamten na pewno wyjawi Piekłu cel jego wędrówki i
miejsce ukrycia Klucza. Zaklął jeszcze raz. Niczego konkretnego się
nie dowiedział. Jak najszybciej teleportował się z zamku nie określając
punktu docelowego. Wiedział, że poza Grenthi nie dotrze, a może
podświadomość wskaże mu drogę. Znalazł się przed Bramą. Napis obok
głosił: „Tylko dla tych, którzy naprawdę tego chcą. Zapraszamy do Krainy
Baśni”.
Darreth zamyślony pokiwał głową. Jednak otrzymał wskazówkę.
21
Rozdział III
Kraina Baśni
Młody demon przeszedł przez Bramę i znalazł się na słonecznej polanie
w pięknym, dziewiczym lesie. Westchnął ciężko. Gdyby go chociaż
przywitało kilku uciekających z przerażenia wieśniaków, połowę
problemu miałby z głowy. Stałby się bohaterem, negatywnym, bo
negatywnym, ale zawsze, jakiejś baśni i zyskał tym samym prawo do
przebywania na tej płaszczyźnie. Nie stało się tak i teraz musiał poszukać
sobie jakiegoś osobnika do podmiany albo stworzyć własną historyjkę,
a na to w związku z głównym celem wyprawy i prawdopodobnym
pościgiem z Piekła nie miał czasu.
Las był zwykłym, słonecznym lasem. Bez krasnali, trolli i nawet bez
wilków. Darreth nie wiedział, jaką postać przybrać, aby dopasować się
do najbliższej baśni, ani w jakim kierunku się udać, aby odnaleźć Klucz.
Wybrał północ.
Ruszył przed siebie raźnym krokiem. Rozglądał się, ale w pobliżu nie
dostrzegł żadnej istoty nadającej się do jego paskudnych planów. Ot, taki
sobie zwyczajny, rozświetlony promieniami słonecznymi las. Sprawa nie
przedstawiała się najlepiej. Trafił do najgorszej krainy i wcale nie dziwiło
go, że ktoś tu właśnie ukrył Klucz. Kraina Baśni rządziła się własnymi
prawami, a jedno z nich mówiło, że jeśli nie należysz do żadnej opowieści,
to znikasz. Dosłownie. Nikt cię nie wyprasza, po prostu się rozwiewasz.
Na szczęście, proces nie był natychmiastowy i Darreth miał trochę czasu.
Ściślej – bardzo niewiele czasu.
Promienie słońca przenikały między gałęziami, krzewy i drzewa
zieleniły się radośnie, kwiaty barwiły poszycie, a demona przepełniała
22
Kraina Baśni
czarna rozpacz. Wędrował przez ten las od kilku godzin i jedyną zmianą,
jaką zauważył, było pojawienie się ptaków. W tym tempie jakiejkolwiek
postaci nadającej się do podmiany mógł nie doczekać.
Zanurzony w ponurych myślach, o mało nie przegapił bardzo dla
siebie istotnego komunikatu. Przetoczył się on przez las jakby na każdym
drzewie umieszczono głośnik. Darreth stanął jak wryty i posłuchał jeszcze
raz. Po czym szybko zaczął zmieniać postać. Odjął sobie wzrostu, rozjaśnił
i wydłużył włosy, złagodził rysy twarzy. Zmienił też swój ubiór. Na koniec
stworzył koszyk piknikowy z atrapą zawartości z braku czasu i popędził
na ścieżkę wiodącą do domku babci. Czuł się co najmniej głupio, ale miał
szansę przetrwać, komunikat bowiem brzmiał:
„Wilk poszukuje Czerwonego Kapturka. Pilne! Spotkanie tam, gdzie
zwykle.”
Co się trafia, to się bierze, pomyślał Darreth zaczajając się na wilka w
przydrożnych krzakach. Gdy go ujrzał, wyszedł na ścieżkę i przybrał minę
ostatniego ciamajdy.
– Dokąd idziesz, dziewczynko? – zapytał wilk, a pochylając się
nad demonem wysyczał: – I gdzie byłaś?! Wiesz, że to jedyna metoda
przetrwania w tym świecie.
– Idę do babci. Niosę jej koszyczek – odparł Darreth słodkim głosem
Czerwonego Kapturka, a potem, wciąż się uśmiechając, dodał lodowatym
szeptem: – Powinniśmy opuścić tę historyjkę i poszukać jakiegoś skarbu.
Przecież ich tu pełno.
Wilk zaniemówił.
– Co… masz… w ko…szyczku? – wydukał w końcu. – Przecież to ty
nie chciałaś niczego zmieniać!
Darreth poczuł, że grunt robi się niepewny.
– Pozbieram kwiatów dla babci, jest jeszcze wcześnie – rzekł
przywołując wilka do porządku. Po cichu dodał: – Namyśl się do czasu
spotkania w chatce.
Wilk skinął głową i pobiegł w stronę domku babci. Demon jednym
ruchem ręki zgarnął pokaźny bukiet kwiatów i usiadł zamyślony. To, że
wilk i Czerwony Kapturek też byli przybyszami, odpowiadało mu. Pewnie
zwiedzili chociaż kawałek Krainy Baśni i mogą mu podpowiedzieć, gdzie
szukać Klucza. Przynajmniej wilk może. Ale z drugiej strony…
23
Rozdział III
Jeśli byli związani emocjonalnie, to długo już tej farsy nie pociągnie.
Coś wymyśli. Wzruszył ramionami i wstał, bo słońce właśnie zachodziło
wyznaczając czas dotarcia do domku babci. Demon teleportował się
pod drzwi, pchnął je i wszedł do środka. Spodziewał się każdej wersji
wydarzeń oprócz tej, którą znał ze szkoły (w ramach „konstrukcji
koszmaru” mieli zajęcia z bajek).
Wilk leżał w babcinym łóżku, babcia w wilku, a demon czuł, że traci
cierpliwość.
– Wilku! – zawołał tupiąc jednocześnie nogą ze świadomością, że w
postaci dziewczynki wygląda to śmiesznie. – Zbieraj się. Wypluj babcię i
idziemy.
– Jeszcze się nie zdecydowałem – wymruczał zwierz potulnie. – Babcia
się trawi.
Darreth zgrzytnął zębami.
– Babcia się nie strawi i wiesz o tym lepiej niż ja. Przyjdzie myśliwy,
rozetnie, wypuści staruszkę i napakuje kamieni. Chcesz znów przez to
przechodzić?
– Nie zapomniałaś o czymś? – wilk stał się nagle czujny.
– O czym?
– Że teraz połykam ciebie! – wykrzyknął i wyskoczył z łóżka z
rozwartym pyskiem, w którym lśniły rzędy ostrych zębów i gotowymi
do rozszarpania pazurami. Skoczył wprost na Czerwonego Kapturka,
nie trafił jednak. Darreth cofnął się o krok i instynktownie stworzył
tarczę ochronną. Wilk przeszedł przez nią jak przez masło i demon
zastosował zaklęcie odpychające. Zwierz wylądował na ścianie, zsunął
się po niej i próbował pozbierać do następnego ataku, ale wtedy tkwił
już w magicznych więzach, które tylko piekielne stworzenie mogło
zdjąć. Niestety, działania magiczne spowodowały powrót Darretha do
najczęściej używanej postaci.
– Nie jesteś Zandrą – zaskamlał wilk.
Demon westchnął i usiadł ostrożnie na jedynym w izbie krześle.
– Ano nie jestem – przyznał. – Ale ty też nie jesteś wilkiem.
Przynajmniej nie z tej bajki. Zastanawia mnie, skąd się tu wziąłeś.
– Nie twoja sprawa – wysyczał. – Nie będę odpowiadał na twoje
pytania dopóki mnie nie uwolnisz.
24
Kraina Baśni
Darreth pokręcił wolno głową.
– Taki głupi to ja nie jestem. Za dużo w tobie magii i to mnie
zastanawia. Przybyliście tu z Zandrą i odgrywacie postaci z tej bajeczki,
żeby przeżyć, bo znacie zasady Krainy. Ale założę się, że nie po to się tu
zjawiliście. Mam rację?
Wilk milczał. Demon spojrzał na niego z wyrzutem i uniósł w górę
dwa palce lewej dłoni. Zwierz okazał zaskoczenie, potem niepokój. W
końcu zaczął się wdrapywać po ścianie, tak, że stał już tylko na czubkach
pazurów. Darreth podszedł i z zaciekawieniem obserwował swoje dzieło.
Deski zaczynały czernieć, spomiędzy nich wydobywał się dym.
– A pomyśleć – powiedział z namysłem chłodnym tonem badacza – że
zawsze uważałem tego rodzaju zaklęcia za prymitywne i bezużyteczne.
Muszę chyba zmienić poglądy. Jak myślisz?
Wilk zaczął piszczeć.
– Widzę, że się ze mną zgadzasz – kontynuował demon nadal oglądając
podłogę. – Zobacz, wytrzymałe to drewno. Powinno się już zająć żywym
ogniem. Muszę przyspieszyć proces. W końcu nie mam aż tak wiele
czasu. Swoją drogą, nie wiesz przypadkiem, jak smakuje pieczeń z wilka
nadziewanego babcią? Nie, pewnie nie wiesz.
Machnął ręką i temperatura znacznie się podniosła. Na deskach
pojawiły się języczki ognia. Wilk zawył.
– Coś się stało? – zapytał Darreth z udaną troską w głosie.
Zwierz drapał ścianę rozpaczliwie próbując wspiąć się na nią.
– Powiem ci, co chcesz – zapiszczał wilk. – Tylko to zgaś!
Demon dmuchnął i ogień momentalnie zniknął. Jedynym
świadectwem niedawnych zdarzeń były sczerniałe deski podłogi.
– Słucham.
Wilk przysiadł na ostudzonej magicznie podłodze. Polizał przypalone
łapy i spojrzał na demona z wyrzutem.
– Trafiliśmy tu przypadkiem z wymiaru zwanego Guppo. Używaliśmy
zaklęć do przemieszczania się w obrębie strzeżonego miejsca i magia
jakoś się zdeformowała. Straciliśmy własne postaci i wylądowaliśmy tutaj.
Odgrywamy ten teatrzyk już chyba z dziesięć lat, poznajemy zasady tu
panujące i nie wiemy, jak wrócić. Próbowaliśmy odejść i poszukać drogi,
ale wtedy o mało nie padliśmy ofiarami Krainy Baśni. Domyślam się, że
25
Rozdział III
prawdziwi wilk i Czerwony Kapturek znaleźli się na naszych miejscach.
Ot i cała historia.
Darreth siedział zamyślony. Nie tego się spodziewał. Jego nowy
znajomy wiedział o tym świecie prawdopodobnie mniej niż on sam. Mógł
jedynie liczyć na to, że razem uda im się stworzyć opowieść, która pozwoli
im przetrwać i zbliżyć się do Klucza. Zastanawiał się właśnie, czy warto w
ogóle brać sobie kłopot w postaci zwierza na głowę, gdy usłyszał szelest za
oknem. Nawet się nie odwracając, przeniósł intruza do wnętrza więzów
krępujących wilka, rozciągając je jednocześnie. Wtedy dopiero spojrzał.
Czerwona ze złości dziewczynka odwzajemniła jego spojrzenie.
– Na co się gapisz?! Wypuść mnie natychmiast! Co ty sobie
wyobrażasz?! Wchodzisz tak bez pytania do cudzej bajki i… – reszta
wykrzykiwanej przemowy utknęła Czerwonemu Kapturkowi w gardle,
gdy demon rzucił na dziecko zaklęcie milczenia. Mógł jednak odczytać z
ruchów jej warg epitety, których by wysłuchał, gdyby tego nie zrobił.
– Tak lepiej – powiedział. – Poza tym to nie twoja bajka.
Dziewczynka spojrzała zdumiona na wilka i zadała bezgłośne pytanie.
– Powiedziałem mu. Musiałem. Jest czymś w rodzaju złego ducha, tak
mi się zdaje.
Czerwony Kapturek spojrzała na spalone deski i pokiwała głową. Jej
wzrok wyrażał pytanie.
– Jestem demonem – uściślił Darreth mając nieodparte wrażenie,
że popełnia duży błąd. – A twój przyjaciel nie chciał współpracować.
Niestety, kiedy już zechciał, okazało się, że moje wysiłki i tak na nic się nie
zdały i nie przydacie mi się do niczego. Zostawię was tutaj i pójdę sobie
dalej. Na wypadek, gdyby zachciało się wam zemsty albo innych równie
głupich działań, zaklęcie krępujące przestanie działać dopiero jutro. I nie
liczcie na pomoc – myśliwego też unieruchomię.
Z tymi słowami wstał zamierzając opuścić chatkę.
– Może chociaż mnie wypuścisz – usłyszał za plecami. – Ten wilk
zaczyna mnie już trawić.
Demon obejrzał się zdumiony i zaśmiał. W całym zamieszaniu
zapomniał o istnieniu babci.
– A dasz mi jakiś konkretny powód?
– Zostawiłbyś tę bajkę przy życiu.
26
Kraina Baśni
– Dlaczego miałoby mi na tym zależeć?
– Taak… Masz rację. Zapomniałam, że jesteś demonem. To może
inaczej. Pies trącał tę bajkę. I tak miałam jej już dosyć. Wypuść mnie, a
pokażę ci drogę przez Krainę Baśni.
Darreth zastanowił się przez chwilę, po czym sięgnął po nóż.
– Zrobimy to tradycyjnie – powiedział z wrednym uśmiechem na
twarzy. – No, prawie tradycyjnie.
Rzucił nóż i z odległości pokierował jego ruchami. Po chwili brzuch
wilka został rozpłatany, a z wnętrza wynurzyła się staruszka. Aby uniknąć
jęczenia wilka, zasklepił ranę. W tym samym czasie przechodzący obok
myśliwy ze zdumieniem zauważył, że zaczynają mu blaknąć dłonie i wrócił
do domu podejrzewając chorobę. Jako że był jedyną oryginalną postacią
tej bajki, zniknął zanim tam dotarł, nie zdając sobie sprawy dlaczego.
W chatce więzy magiczne rozszerzyły się jeszcze bardziej i objęły
babcię. Tym razem demon był mile zaskoczony. Staruszka wyglądała
jak żywcem przeniesiona z koszmaru. Długie postrzępione włosy,
haczykowaty nos, niezdrowa cera i przygarbiona postać sprawiały, że z
łatwością można ją było wziąć za wiedźmę.
– Ty też chyba nie jesteś z tej bajki, prawda, babciu? – zapytał Darreth.
– Nie. Już nie pamiętam, z jakiej bajki jestem. Tyle razy zmieniałam
postać, tyloma staruszkami byłam, że niewiele pamiętam. Wiem za to,
jak tu przeżyć i chętnie zmienię otoczenie. Tylko nie wiem, do jakiej
opowieści będziemy pasować oboje. Nie znam żadnej o staruszkach i
młodych mężczyznach.
Patrzyła na demona z powątpiewaniem. Ten roześmiał się.
– O to się nie martw. Zmienię kształt, gdy będzie trzeba. Znasz jakieś
historyjki o skarbach w okolicy?
– Znam, synku, znam.
– To chodźmy, babciu. Nie mamy wiele czasu.
Zdjął z niej zaklęcie krępujące i powiódł ku wyjściu, przekształcając
się po drodze w biednego wieśniaka. Mógł teraz od biedy ujść za wnuka
staruszki.
Wędrowali przez lasy i łąki, nie odczuwając skutków oddalenia od
jakiejkolwiek bajki.
27
Rozdział III
– Widocznie stworzyliśmy swoją – zauważyła babcia.
Darreth spojrzał na nią jak na umysłowo chorą, ale w końcu musiał
przyznać, że kobieta ma prawdopodobnie rację.
– Skoro tak – powiedział – to możemy też uformować ciąg dalszy. I
zakończenie.
Staruszka jednak pokręciła głową.
– To nie takie proste – rzekła.
– Nie? – demon przystanął. – A co w tym skomplikowanego?
Babcia szła dalej, dogonił ją zatem, by usłyszeć pytanie:
– Wiesz, jak powstają bajki?
– Wiem. Ktoś – rodzice, dziadkowie lub inny opowiadacz – faszeruje
niewinne dziecko smętnymi opowiastkami, które najczęściej kończą się
zwycięstwem dobra nad złem.
– Masz specyficzne podejście – mruknęła. – W ogóle lubisz jakieś
bajki?
– Owszem. Braci Grimm. Niektóre tak źle się kończą. No wiesz,
weszka poparzyła się przy warzeniu piwa, pchełka lamentuje, drzwiczki
skrzypią, miotełka sprząta, wózek się toczy, łajenko płonie, drzewko
dygocze, dziewczynka tłucze dzbanuszek, źródełko zaczyna bić i wszyscy
się topią. Chyba niczego nie pominąłem.
– Nie sądzę – babcia pokiwała z namysłem głową. – Ważne jest to,
że rozumiesz podstawy. A teraz kurs dla zaawansowanych. Po pierwsze
– trwałość bajki w Krainie Baśni uzależniona jest od częstotliwości
opowiadania tejże w innych wymiarach, szczególnie ludzkich. Po drugie
– bajka mająca wiele wersji może się zachować na trzy sposoby. Pierwszy
– rozpada się na dwie lub więcej odrębnych historii, jeżeli wszystkie
wersje są wystarczająco trwałe; drugi – zawiera tylko wersję najbardziej
popularną, jeśli jej przewaga jest znaczna; trzeci – składa się ze wszystkich
wersji, jeżeli są one mniej więcej równie popularne, a różnią się na tyle
mało istotnymi szczegółami, że nie nastąpi rozpad na dwie bajki. Po
trzecie – historyjki dążą do zachowania swej oryginalnej treści i dlatego,
gdy podszywasz się pod bohatera, to musisz grać zgodnie z fabułą albo
bajka zaczyna się od początku. Musisz zapamiętać jedną rzecz – te prawa
są niezmienne, odgórnie ustalone nie wiadomo przez kogo, jak prawa
28
Kraina Baśni
natury. Nikt stąd nie decyduje o rozwoju danej opowieści, wszystko
zależy od ludzi i bytów im pokrewnych, a tutaj po prostu się dzieje.
Demon kiwał głową.
– To mi przypomina jeden film… – zaczął.
– Co to jest film?
– To taka bajka opowiedziana za pomocą ruchomego obrazu.
Nieważne. Kto rządzi tą krainą?
– Nikt. Każda opowieść stanowi odrębną całość i rządzi się własnymi
prawami. Nie ma żadnej ogólnej władzy, tylko ta jedna zasada, o której ci
mówiłam.
Darreth zastanowił się.
– W takim razie dlaczego nadal istniejemy? – zapytał.
Usiedli nad strumykiem, a babcia wyciągnęła z plecaka dwie kromki
chleba i dwa kawałki sera. Jedną porcję podała towarzyszowi. Westchnęła.
– Oprócz kompletnych bajek istnieją też „zacinki”, czyli fragmenty, w
których opowiadający najczęściej przerywają, by zacząć od tego samego
miejsca lub które powtarzają, bo nie pamiętają, co było dalej. Jak trafisz
na „zacinek”, to możesz przejść całą krainę bez świadomości, a nawet
podejrzenia praw nią rządzących. My brzmimy – spojrzała krytycznym
wzrokiem na demona – jak coś takiego: ”…wtedy głupi Jaś wraz z matką
wyruszyli na poszukiwanie szczęścia lub lepszego losu”. Albo czegoś
innego.
Posłał jej zabójcze spojrzenie. Na jej szczęście nie nadal mu magicznej
mocy.
– I nie możemy być pewni, kiedy ten „zacinek” się skończy. Tak?
– Też – odparła kobieta z pewnym wahaniem. – Ale z drugiej strony
jak już do niego trafiliśmy, to możemy tak iść i iść aż do Bramy. To chyba
najrozsądniejsze wyjście.
– Chyba tak – demon zamyślił się. Trwało to dość długą chwilę, a gdy
się odezwał, na jego twarzy malowała się niepewność.
– Jeśli stąd wyjdę – zaczął – Bramą i udam się do ludzi, to mogę
opowiedzieć komuś bajkę i ona się tutaj ziści. Będzie bardzo mało trwała,
ale mogę ją też opowiedzieć tłumom i wtedy zaistnieje tu na dobre.
Zgadza się?
– Dzieciom.
29
Rozdział III
– Co dzieciom?
– Musisz opowiedzieć historyjkę dzieciom. I muszą wiedzieć, że to
bajka. W innym wypadku zmaterializuje się w Krainie Kłamstwa. A,
no i pamiętaj, że dobro ma zatriumfować, i to niezbyt okrutnie, bo trafi
do Świata Koszmarów. Wersje Grimmów, które tak lubisz, znajdują się
właśnie na granicy tych światów. Ni to bajki ni okropieństwa.
Darreth pokiwał ze smutkiem głową. Niby dlaczego miało być łatwo?
– Niech będzie – westchnął. – Więc tak. Wracam Bramą na Ziemię.
Opowiadam tłumowi dzieciaków bajkę o tym, jak znalazłem pewien
skarb. Później przenoszę się z powrotem tutaj i zajmuję własne miejsce.
Zabieram skarb i idę swoją drogą.
– Tak. Do granic Krainy Baśni – dodała babcia. – Poza nią ten
przedmiot przestanie istnieć.
– Nie pomagasz mi! – zirytował się Darreth.
– Pomagam – odparła urażona. – Ale jak nie chcesz, to radź sobie sam.
W milczeniu kontynuowali swą wędrówkę. Mijali wsie, pola, łąki, aż
dotarli do wzniesienia, na szczycie którego leżał głaz.
– Jesteśmy przy Bramie – odezwała się niespodziewanie staruszka, a
właściwie kobieta w średnim wieku, gdyż przez całą drogę od chatki w
lesie systematycznie młodniała.
– To sobie idź – wymruczał wciąż zezłoszczony demon.
– Na pewno tego chcesz?
Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
– A co ja mam do tego? – wybuchnął. – To ty chciałaś znaleźć Bramę i
wydostać się z tej przeklętej krainy! Chociaż miałaś mi pomóc. Gdybym
wiedział, że tak się stanie, nie wypuszczałbym cię z wilka! A teraz idź sobie
zanim zrobię z tobą coś naprawdę podłego.
Usiadł zrezygnowany na małym kamieniu i zapatrzył się w dal. Kobieta
powoli usiadła obok niego.
– Tobie naprawdę nie chodziło o wyjście – powiedziała cicho.
Kiwnął głową zagniewany, nadal nie patrząc na towarzyszkę.
– Szukasz tego skarbu, o którym wspominałeś? Odnajdziemy go, jeśli
bardzo tego pragniesz.
– Daruj sobie – burknął Darreth. – Mam już plan. Opowiem dzieciom
historyjkę mojej podróży po Krainie Baśni dokładnie krok po kroku, tak
30
Kraina Baśni
jak się wydarzyła, i odnalezieniu skarbu, później się w nią tu na miejscu
wcielę. Szkoda, że nie pomyślałem o tym wcześniej. Chodźmy.
Ruszył w kierunku Bramy, ale kobieta zatrzymała go mówiąc:
– To na nic. Pamiętasz? Każda bajka to oddzielna całość żyjąca
własnym życiem. Uda ci się po prostu stworzyć następną opowiastkę,
muszę przyznać, że oryginalną, ale zawsze opowiastkę, która zajmie jakąś
część Krainy Baśni powielając ją, ale nie stanie się nią! Jeśli chcesz czegoś,
co jest spoza tego świata, a zostało tu przyniesione i podmienione z
jakimś bajkowym elementem, to musisz to znaleźć, nie stwarzać na nowo!
Dlaczego nie rozumiesz prostych spraw? Jak…
Reszty zdania już nie usłyszał, bo zniecierpliwiony odebrał kobiecie
głos. Zrozumiał, że od chwili opuszczenia chatki w lesie nie posunął się
nawet o krok naprzód. Gorzej – tracił tylko czas. Co prawda wiedział już,
jak przetrwać w tym dziwnym świecie, a nawet jak kształtować w nim
wydarzenia, ale nie przybliżało go to do zdobycia czy choćby odnalezienia
Klucza. Miał poważne wątpliwości co do zamiarów niedawnej „babci”, jej
wiedzy i pochodzenia, ale tylko ona mu została. Postanowił zaryzykować.
Spojrzał na swą towarzyszkę i powiedział:
– Porozmawiamy. Przywrócę ci głos, jeśli zdecydujesz się zachować
rozsądek.
Kobieta spróbowała odpowiedzieć, ale nie słysząc efektu swych starań,
energicznie skinęła głową.
– Dobrze – orzekł demon. – Zacznijmy od podstaw. Kim jesteś?
– Nie wiem. Prawdopodobnie pasterką.
– Jak to prawdopodobnie?! – zdumiał się Darreth.
– Nooo… tyle pamiętam. Czyli siebie w roli pasterki w Krainie
Baśni. Później znudziło mi się i poszłam poszukać innej bajki. Byłam
wieśniaczkami, księżniczkami, babciami, matkami, córkami, służącymi
i nie pamiętam, kim jeszcze. Zawsze postaciami pobocznymi, nigdy
głównymi. Tak było mi łatwiej się przemieszczać.
– Racja – przyznał demon. – Ale coś mi tu nie pasuje. Z tego, co
mówiłaś, wynika, że postaci z bajek nie mogą istnieć poza swoimi
historiami.
Przytaknęła ochoczo. Teraz, gdy przyznała się do swej pierwotnej
roli, jej wygląd uległ widocznej zmianie. Przemieniła się w średniego
31
Rozdział III
wzrostu, trochę pulchną, jasnowłosą i jasnooką dziewczynę. Tak na oko
dwudziestoletnią. O miłym wyrazie twarzy, który bardzo odlegle kojarzył
się Darrethowi z czymś, ale nie mógł sobie przypomnieć, z czym.
– Tak – odparła. – Dlatego powiedziałam, że nie wiem, kim jestem.
Pamiętam swoje życie od roli pasterki i w tym względzie nie różnię się
od innych, którzy zamieszkują ten świat. Może gdybym wiedziała, że nie
mogę istnieć poza moim bajkowym wcieleniem, naprawdę by tak było. Jak
sądzisz?
– Nie – powiedział stanowczo, niszcząc jej złudzenia. – Może nie
wszystko na temat działania tej krainy jest dla mnie jasne, ale sama sobie
przeczysz. Żadna z postaci czysto bajkowych nie zdaje sobie sprawy z
własnych ograniczeń ani z możliwości istnienia świata poza zajmowaną
historyjką, nawet te drugoplanowe. Oni po prostu żyją swoim życiem.
Darreth rozłożył ręce i potrząsnął głową.
– Ty sobie wybierasz opowieści. Musisz być z zewnątrz. Ale skąd?
– To chciałam sprawdzić za Bramą. Nie udało mi się jak dotąd do
żadnej dotrzeć, a myślałam, że może poza nią coś sobie przypomnę. Albo
przestanę istnieć, co też rozwiąże problem.
Mówiła cicho i wyglądała bardzo żałośnie. Sam nie wiedząc czemu,
Darreth zaproponował:
– Potrafię znaleźć Bramę. Jeśli ty potrafisz doprowadzić mnie do tego,
czego szukam, to możemy zawrzeć układ.
– Naprawdę? – spojrzała na niego z nową nadzieją.
– Tak. Ale, z oczywistych względów, najpierw moja część umowy.
– Dobrze – przytaknęła skwapliwie. – Zaprowadzę cię do skarbu. Duży
ma być? Pewnie tak, największy. Pomyślmy…
– Pasterko! – przerwał jej. – Sama mi to tłumaczyłaś. To specyficzny
skarb, nie jeden z wielu. I nie interesują mnie żadne miejscowe nietrwałe
podróbki. Jasne?
Pokiwała głową.
– A w ogóle masz jakieś imię? – zainteresował się udobruchany demon.
– Nie, ale mów mi Past, to skrót od pasterki. Z braku innego…
– Niech będzie. Jestem Darreth.
– Wiesz, czego szukamy?
32
Kraina Baśni
– Wiem. Prawdopodobnie pierścienia. Z brakującym kamieniem.
Może być niepozorny. Albo bardzo widowiskowy.
Westchnęła.
– Niewiele nam to daje. Takich przedmiotów możemy odnaleźć setki, a
żaden z nich nie będzie tym, czego szukasz.
– Jak znajdziemy, będę wiedział, że o to mi chodziło. Poza tym potrafię
rozpoznać rzeczy pochodzące z innych światów niż ten, w którym
przebywam. Potrzebuję tylko przewodnika, który pokaże mi drogę do
kolejnych skarbów. Chodźmy. Zaczniemy od tamtej groty – wskazał na
wschód i udali się w tym kierunku. Dziewczyna zdawała się myśleć o
czymś intensywnie.
– A co z istotami żywymi? – zapytała w końcu, gdy wspinali się
żwirową drogą na wzniesienie, w którym wydrążona była rzeczona grota.
– To znaczy?
– Czy rozpoznajesz istoty spoza danego świata czy tylko przedmioty?
Demon zastanowił się przez chwilę. Nagle zrozumiał, co mu nie
pasowało w pasterce, a właściwie wtedy jeszcze w babci.
– Rozpoznaję – odpowiedział. – Ale z tobą miałem problem. Zarazem
należysz do Krainy Baśni i jesteś tu obca. Nie umiem tego wyjaśnić, ale
może przejście przez Bramę rzuci trochę światła na twój rodowód. No i
doszliśmy.
Ostatnie słowa dotyczyły wejścia do groty, które ukazało się oczom
zmęczonych wędrowców. Było wysokie, wąskie i częściowo zawalone
kamieniami. Demon przecisnął się przez nie, pasterka za nim. Przeszli
kilka kroków wąskim tunelem, gdy kamienie osunęły się zasypując
wejście jeszcze bardziej. Dziewczyna rzuciła się ku światłu, chcąc uciec z
jaskini póki mogła, ale Darreth ją powstrzymał łapiąc za rękę.
– Nie przejmuj się tym – powiedział. – Nie będziemy tędy wracać.
Spojrzała na niego zdziwiona, ale nic nie rzekła. Trzy zakręty dalej
korytarz zwęził się, ale rozjaśnił bladozieloną krystaliczną poświatą.
– Na górze mamy światło – orzekł demon. – Czyli warstwa skały nie
jest zbyt gruba. Nie powinno być problemu z wyjściem. W ostateczności
teleportuję nas przed wejście.
– Co zrobisz?
– Tele… przeniosę.
33
Rozdział III
– Możesz tak?
– Mogę, ale wolę nie ryzykować nie znając terenu. Staram się korzystać
z tej zdolności tylko wtedy, gdy znam lub widzę cel podróży. Uwierz mi,
nie chciałabyś doświadczyć skutków nie dopracowanego przeniesienia.
Czasami nie obywa się bez zmiany kształtu, a tego chyba nie potrafisz? –
dodał widząc jej mało zadowoloną minę.
– Przecież szczyt tego wzniesienia widziałeś – stwierdziła.
– Tak.
– To dlaczego…?
-…musieliśmy się wspinać?
Przytaknęła.
– Może potrzebowałem pomyśleć, a może jestem złośliwy z natury.
Korytarz rozszerzył się tworząc coś w rodzaju sali przykrytej kopułą
z dziurą pośrodku. Była wielkości pałacu, a na jej środku leżała
usypana sterta klejnotów. Naszyjniki, korony, łańcuchy, bransolety,
kolczyki i oczywiście pierścienie, przemieszane bez żadnego ładu czy
składu. Przybysze jęknęli zniechęceni. Dla nich była to tylko kupa
bezwartościowego żelastwa, którą trzeba będzie przeszukać, dokładnie,
kawałek po kawałku, jeden drogocenny przedmiot po drugim, każdy
najmniejszy…
– Naprawdę musimy to robić? – zapytała Past.
– Chyba nie – zawahał się demon, przyglądając się stercie uważnie. –
Widzę tu tylko trzy obiekty, które mogłyby być tym szukanym, ale raczej
nie są. Odkopmy je, przekonajmy się o tym i chodźmy dalej.
Zgodnie ze wskazówkami demona porozrzucali kosztowności jak
pryzmę kompostu i wyłowili z niej trzy pierścienie. Darreth położył
je przed sobą, wymruczał zaklęcie i przeciągnął nad nimi dłonią, która
pod wpływem piekielnej magii zmieniła się w zakrzywione szpony. W
tym czasie coś błysnęło. Demon dotknął każdego z czterech pierścieni
pazurem i pokręcił głową.
– To nie te – powiedział. – Ale wybraliśmy przecież trzy.
Spojrzał pytająco na dziewczynę, która tylko wzruszyła ramionami.
– Może się stoczył z tej sterty.
34
Kraina Baśni
Gdy to mówiła, rozległ się łoskot i przez otwór w ich kierunku
poleciała następna dostawa klejnotów. Darreth prędko złapał oniemiałą
Past za rękę i teleportował ich na zewnątrz. Niestety, nie zdążył
sprecyzować, gdzie ma być to „zewnątrz” i po chwili stanął oko w oko z
olbrzymem uzupełniającym właśnie zapasy złota przez dziurę w kopule.
– Niezła skarbonka – wymruczał. – A jak ją później rozbijesz?
– A tak! – wykrzyknął wielkolud i uderzył pięścią w kopułę, która od
tego ciosu uległa częściowemu wgnieceniu. Był to fragment, na którym
stali nasi wędrowcy.
– W porządku! Wierzę ci! – zawołał demon. – Przestań! Przecież teraz
odkładasz, a nie wybierasz oszczędności!
Olbrzym spojrzał na niego zdumiony, całkowicie nie rozumiejąc
słów demona. Po czym złapał go dwoma palcami i podniósł do oczu.
O ile Darreth pamiętał, Piekło nigdy szczególnie nie interesowało
się wielkoludami, gdyż nie istniały w realnym świecie. Stąd też nie
wymyślono zaklęć ani wzmocnień tychże mających odpowiednią moc,
by nadać się w takiej sytuacji. Demon rozważył zmianę postaci, ale
zrezygnował. Prawdopodobnie nie udałoby mu się wystarczająco urosnąć.
Jedyne, co mu pozostało, to wzmocnić któreś z zaklęć na ludzi i mieć
nadzieję na sukces. Przystąpił do dzieła. Wzmocnić, jeszcze wzmocnić,
jeszcze…
Olbrzym szturchnął Darretha palcem drugiej ręki i zarechotał patrząc
jak demon się buja. Ten wziął zamach i po chwili stał już na dłoni
wielkoluda. Tam ukłonił się swemu gospodarzowi i wyciągnął z kieszeni
chusteczkę. Bawił się nią wyczarowując gołębie, a każdy z nich zostawiał
mu w dłoni piórko. Olbrzym aż postękiwał z uciechy.
– Past! – krzyknął demon. – Uważaj, będzie wiało!
Uśmiechnął się, wyciągając w stronę wielkoluda otwartą dłoń
i ukłonił się. Leżała na niej piękna, połyskująca w słońcu, kula ze
złączonych gołębich piór. Nadal się uśmiechając, teraz już trochę
złośliwie, Darreth dmuchnął delikatnie. Kula uniosła się i zaczęła
wykonywać skomplikowany piruet na wznoszących ją wiatrach. Olbrzym,
zachwycony nową, lśniącą zabawką, odstawił demona i próbował złapać
kulkę.
Darreth spojrzał na Past.
35
Rozdział III
– Trzymaj się mnie. Dosłownie – powiedział, po czym wykonał
kilka delikatnych ruchów palcami. Wiatry prowadzące pierzastą kulkę
powtórzyły te ruchy. Dziewczyna objęła demona i wtuliła się w niego
widząc już, co się święci. Darreth pchnął zabawkę wyżej, wprost w lewe
nozdrze olbrzyma i zakręcił palcem spiralę.
Potężne kichnięcie odrzuciło ich o dwa wzniesienia dalej, a następne
o jeszcze jedno. Wylądowali plecami na głazie oblepieni śluzem. Kiedy
oczyścili się trochę, Past spojrzała na Darretha z podziwem.
– To było takie pomysłowe – pochwaliła. – I piękne. Myślałam, że
demony wszystko niszczą.
Ziemią wstrząsnęło.
– Tylko to, co nam niepotrzebne – odparł. – Poza tym wolimy
subtelniejsze metody. Chodź, na południu jest rzeka, a za nią pewnie
następny skarb.
– Zgadza się. Kiedy on przestanie kichać? – zapytała. – Ziemia się
trzęsie.
– Jak wykicha kulkę – stwierdził Darreth wzruszając ramionami. – Tak
samo jak u wszystkich.
A pomyślał – nigdy. Pióra się rozłączą i nigdy nie pozbędzie się ich
wszystkich. Czasami ułożą się tak, że dadzą mu spokój, ale nigdy nie
wypadną do końca. Na tym polegała wspomniana piekielna subtelność.
Wędrując od skarbu do skarbu, przez lasy, miasta, zamki i jaskinie, coraz
bardziej zmęczeni i zniechęceni bezowocnymi poszukiwaniami, dotarli w
końcu do pochylonej ze starości chaty biednego rybaka.
– To tutaj? – zapytał demon.
Past pokiwała głową, po czym szarpnęła Darretha silnie za ramię,
zmuszając do przykucnięcia. Pociągnęła go w stronę ledwo trzymającego
się na zawiasach okna.
– Wychyl się trochę i przypatrz dobrze temu człowiekowi –
wyszeptała. – Będziesz musiał stać się nim.
Demon spojrzał za siebie, utrwalił w pamięci krajobraz, po czym
przesunął dłonią po pękniętej szybie mrucząc zaklęcie. Wstał i
przykładając palec do ust w geście nakazującym milczenie, machnął ręką
na dziewczynę, aby zrobiła to samo. Zajrzeli do wnętrza domostwa. Przy
36
Kraina Baśni
stole siedziało dwoje steranych życiem ludzi, którzy już dawno mieli
za sobą najlepsze lata. Kobieta o złym wyrazie twarzy wrzeszczała na
poczciwie wyglądającego mężczyznę. Ten skulił się w sobie i tylko ulegle
potakiwał. W końcu wziął ze stołu czapkę i poszedł w kierunku wyjścia.
Darreth i Past skryli się za węgłem.
– Co mam zrobić? – zapytał demon konspiracyjnym szeptem.
– Cokolwiek – odrzekła równie cicho. – Ale musisz dotrzeć do jeziora
przed rybakiem i odnaleźć złotą rybkę. To jedyny sposób, aby dowiedzieć
się, gdzie jest ukryty ten twój skarb. Inaczej możemy krążyć po Krainie
Baśni do śmierci i nigdy nie trafić na jego trop. No idź!
Darreth westchnął i teleportował się na skraj lasu. Upodobnił swój
wygląd do starego żebraka. Tak przemieniony zaczekał na chłopa.
– Witaj, rybaku – powiedział. – Widzę, że trapi cię jakieś zmartwienie.
Staruszek westchnął ciężko i przyznał:
– Mam ja ci żonę chciwą. Zła kobieta nie jest, ale ubzdurała sobie
zostać szlachcianką i idę rybkę poprosić, żeby spełniła jej życzenie.
– Tę rybkę? – zapytał demon wyciągając zza pleców okrągłe
akwarium ze złotą rybką. Chłop przyjrzał się jej uważnie i pokręcił z
niedowierzaniem siwą głową.
– Nie – powiedział z wahaniem. – Raczej nie. Ta jest jakaś mizerna.
Darreth zmełł przekleństwo w ustach. Stworzył naprędce przeciętnego
karasia ozdobnego, nie zadając sobie trudu przyjrzenia się jego magicznej
wersji. A że nie miał czasu czekać na następną odsłonę bajki, zmyślił
historię o chorobie rybki, która wymagała troskliwej opieki w zamian
za spełnienie pragnień rybaka. Chłop dał się przekonać i odszedł z
powrotem do domu niosąc w ramionach akwarium z rybką. Demon
uśmiechnął się złośliwie, bo zdążył zadbać o prawidłowy ciąg dalszy
opowieści i wiedział, co czeka rybaka z fałszywą rybką. Popatrzył za
odchodzącym starcem, a kiedy był pewien, że ten nie zawróci, przybrał
jego postać i udał się nad jezioro. Tam zawołał magiczne stworzenie, a gdy
to się ukazało, począł lamentować nad swym losem i pazernością swojej
żony. W końcu rybka ulitowała się nad nim i zapytała o pierwsze życzenie
z trzech, które obiecała spełnić. Po krótkim namyśle demon rzekł:
37
Rozdział III
– Moja stara chciała być szlachcianką, ale wiem, że jej to nie wystarczy
i pewnie znów mnie tu przyśle. Czy jest coś, nad czym nie ma już większej
władzy?
Woda spieniła się, gdy rybka zanurzyła się, by pomyśleć. W końcu
wypłynęła i rzekła:
– Są dwie władze: niebiańska i piekielna. Ale nie mogę dać ci żadnej z
nich.
– O ja biedny, stracony – zaczął od nowa lamentować niby-rybak. –
Teraz już do domu wrócić nie mogę. Za me dobre serce przyjdzie mi się
po świecie tułać i za chlebem żebrać… O, ja nieszczęśliwy… – płakał.
Rybka zanurzyła się ponownie, a fale jeziora spieniły. Tym razem nie
uspokoiły się po jej wynurzeniu. Karaś skoczył prosto w ręce demona.
– Dobrze. Pomogę ci. Niebiańskiej władzy nie możesz zdobyć dla
chciwej kobiety. Ale pójdź do zaklętego lasu, gdzie żyje król węży. Ma on
koronę, którą zdejmuje tylko do kąpieli. Zabierz mu ją i daj swojej żonie,
a będzie mogła posiąść władzę piekielną. Ale uważaj na węże strzegące
swego króla, bo nie wrócisz stamtąd żywy. Masz jeszcze jakieś życzenia?
Gdy Past dołączyła do Darretha nad brzegiem jeziora, okazały karp
posypany orientalnymi ziołami kończył się właśnie piec nad ogniskiem.
Demon zaprosił ją gestem, by usiadła i się posiliła. Była bardzo głodna,
więc zjadła rybę z apetytem. Potem jednak ogarnęły ją wątpliwości.
– Skąd miałeś zioła? – zapytała podejrzliwie.
– Od złotej rybki – odparł beztrosko ogryzając ostatnie ości.
– A rybę? – złe przeczucia nie chciały opuścić dziewczyny.
– Sama wpadła mi w ręce – odrzekł, jedną ręką zakopując za sobą
głębiej złote łuski.
Chciała pytać dalej, ale w tej chwili zagrzmiało i nad horyzontem z
niewiarygodną prędkością zgromadziły się czarne, burzowe chmury.
Zdawały się przemieszczać w ich kierunku. Demon stał jak wmurowany,
wdychając woń wiatru i patrząc jak zauroczony w stronę zbliżającej się
nawałnicy. Past pociągnęła go mocno za rękaw. Potem jeszcze raz. Za
trzecim zareagował, mrugając szybko powiekami.
38
Kraina Baśni
– Musimy się schronić przed deszczem! – zawołała przekrzykując
wycie wzmagającego się wiatru. Spojrzał na nią z nieprzytomnym
wyrazem zielonych oczu. Powtórzyła, a wtedy jakby się ocknął.
– Nie! – odkrzyknął. – Musimy uciekać! Podaj mi szybko pięć
patyków!
Sam podniósł z ziemi potężny konar i przesunął nad nim szponami.
Wziął od dziewczyny cztery gałęzie i złamał je do tej samej długości.
Dołożył do konaru i połączył magicznie. W świetle błyskawic Past ujrzała
piekielne wcielenie towarzysza podróży – ciemne oblicze o zapadniętych
policzkach, żarzących się oczach i długich kłach, skórę napiętą na
nieziemsko ukształtowanych mięśniach i te ciemne, błoniaste skrzydła.
Szpony wyciągnęły się w jej kierunku, a jadowity głos wysyczał:
– Nie stój tak! Daj mi to, jeśli chcesz żyć!
Szybko podała stworowi gałąź i cofnęła się ze strachem. Demon
dołożył ją do reszty i tchnął moc w tę dziwaczną konstrukcję. Siła zaklęcia
ogłuszyła i oślepiła dziewczynę, a gdy się ocknęła, gnali już przed siebie
na grzbiecie czarnego jak bezgwiezdna noc rumaka. Past z wahaniem
odwróciła się, aby spojrzeć na Darretha i odetchnęła z ulgą, gdy ujrzała go
w ludzkiej postaci. Uśmiechnął się sardonicznie i popędził konia. Mknęli
przez Krainę Baśni oddalając się od burzy. Chwilę przed nastaniem świtu
demon zatrzymał rumaka i zsiadł, pomagając dziewczynie. Pierwsze
promienie słońca przemieniły zwierzę z powrotem w gałęzie. Zmęczona
nocnym rajdem Past usiadła na ziemi.
– Nie możemy teraz się zatrzymywać – orzekł Darreth.
Dziewczyna wpatrywała się zaszokowana w to, co zostało z konia. Cała
groza poprzedniego wieczoru wróciła do niej z podwójną mocą.
– Nie! – krzyknęła, gdy chciał potrząsnąć jej ramieniem, i cofnęła się
gwałtownie. Odsuwała się od niego w panice, tyłem, na czworaka.
– Nie bój się – powiedział dodając zaklęcie uspokajające. Zatrzymała
się patrząc na demona nieufnie.
Usiadł naprzeciwko.
– Od początku wiedziałaś, kim jestem – zaczął usypiającym tonem. – I
sama chciałaś ze mną pójść. Musiałem użyć bardzo silnej piekielnej mocy,
a to wymaga przemiany postaci. Ta magia działa tylko w nocy, dlatego
nie mamy już wierzchowca. Możemy go mieć znowu, jeśli zaakceptujesz
39
Rozdział III
ten sam rytuał dziś wieczór. Właściwie nie masz wyboru, bo ściga nas
samo Piekło, a przynajmniej któryś z potężniejszych Lordów. Wiedzą,
że szukam Klucza i chcą go zdobyć tak samo, jak ja. Pokazałaś mi kilka
skarbów i podsunęłaś pomysł ze złotą rybką i chociaż jestem demonem
i powinienem cię tu zostawić na pastwę losu, to jednak, sam nie wiem
dlaczego, chcę cię doprowadzić do Bramy i zobaczyć, co się zdarzy, gdy
przez nią przejdziesz. Do wieczora powinniśmy być bezpieczni, ale
nie wolno nam odpocząć. Musimy zdobyć przewagę czasową, inaczej
wszystko na darmo. Rozumiesz?
Pokiwała głową z wyraźną sennością.
– Idziesz ze mną?
Jeszcze jedno potwierdzenie.
– To chodź. Przed nami już niedługa droga. Wyczuwam Klucz.
Po całodziennym marszu wieczorne zaklęcia i nocny galop piekielnego
rumaka nie zdały się Past tak przerażające jak poprzednio. Może
zadziałały uspokajające czary Darretha, może była zbyt wyczerpana, a
może po prostu przywykła, tak jak wcześniej do wielu dziwów Krainy
Baśni. Udało jej się nawet zasnąć na końskim grzbiecie, czego o mały
włos nie przypłaciła skręceniem karku, gdy demon nagle ściągnął
cugle wierzchowca osadzając go w miejscu na szczycie niewielkiego
wzniesienia.
– Co się stało?! – zapytała wystraszona i nie do końca przytomna.
Rozejrzała się wokół przecierając oczy.
– Gdzie jesteśmy? – dodała.
Darreth uśmiechał się triumfalnie. Patrzył na rosnący w dolinie las.
– Prawie na miejscu – odrzekł. – Zsiadaj. Już świta. Dalej się
przespacerujemy.
Posłusznie zeskoczyła na ziemię, a demon za nią. Koń przybrał na
powrót postać suchych gałęzi, gdy zabrakło ożywiającej go piekielnej
mocy.
Wędrowcy ruszyli w poświacie brzasku w dół zbocza. U stóp
wzgórza biło źródło. Darreth zatrzymał się przy nim i przez dłuższy
czas obserwował okolicę, z której przyszli. Później przeniósł spojrzenie
40
Kraina Baśni
na majaczący w oddali zagajnik. W końcu pokiwał wolno i z namysłem
głową. Zdawał się kontent.
– Tu zostaniemy do wieczora – zarządził. – Wyprzedziliśmy, może
nawet zgubiliśmy pościg. Po zmroku przeniosę nas na skraj lasu.
Wejdziemy tam, odnajdziemy Klucz i wyniesiemy się z tej przeklętej
krainy.
Zanim skończył, dziewczyna spała. Westchnął ciężko i ułożył się do
czujnego snu. Jakoś trudno było mu uwierzyć, że kres poszukiwań jest tak
blisko, a Klucz w zasięgu ręki.
Kilka godzin, śniadanie i teleportację później demon przekonał się, że
jego sceptycyzm miał całkiem uzasadnioną rację bytu. Chodził wzdłuż
linii drzew klnąc w mało wymyślny sposób, co nie zmieniało faktu, że do
lasu nijak nie mógł wejść. Stanął w miejscu rażony nagłą myślą. Cofnął się
spory kawałek i popatrzył na zagajnik przekrzywiając głowę. Przypatrywał
mu się pod różnymi kątami przez dłuższy czas, po czym usiadł na trawie
krzyżując nogi. Brodę oparł na dłoni i trwał tak przez pół nocy. W końcu
potrząsnął głową zniechęcony i wbił wzrok w ziemię przed sobą. Past,
która obserwowała go nie śmiąc przeszkadzać, teraz podeszła i usiadła
naprzeciwko. Dotknęła delikatnie dłoni demona.
– Co się stało? – zapytała cicho.
Popatrzył na nią, jakby przed chwilą zaistniała.
– Nie wejdę tam – odrzekł. – To anielski las.
– Anielski?
– Tak.
– I co z tego?
Potarł czoło dłonią. Wyprostował się.
– Jako demon nie jestem w stanie przekroczyć granicy żadnego obszaru
należącego do lub stworzonego przez istoty niebiańskie. A one nie mogą
wstąpić na tereny piekielne. I to niezależnie, w jakiej krainie, płaszczyźnie,
czy jak tam zwał, by się to cholerstwo nie znajdowało.
Przytaknęła, próbując zrozumieć.
– A jak znalazło się tam to, czego szukasz?
– Wspólnymi siłami. Po śmierci ostatniego prawowitego Władcy
Demonów powstało duże zamieszanie, gdyż nie zostawił następcy.
41
Rozdział III
Znalazło się wielu pretendentów do korony, ale Klejnot nikogo nie
zaakceptował. Później potoczyło się już tradycyjnie – zamachy, trucizny,
podstępy. W rezultacie Piekło przestało prawidłowo funkcjonować.
A że to, co dzieje się u nas, odbija się na działalności tak naszej, jak i
strony przeciwnej, Niebo postanowiło się zaangażować. Pierwszy raz
od niepamiętnych czasów współpracowaliśmy i uzgodniono, że Klejnot
i Klucz zostaną rozdzielone aż do momentu, gdy znajdzie się ktoś, kto
będzie godzien ich użyć. Jeden z demonów pozostawił Klucz na łące, a
jeden z aniołów zasadził las. Inaczej by się nie udało. Skomplikowali mi w
ten sposób życie, ale chyba o to chodziło, żeby nie było łatwo. Jak by nie
spojrzeć, musi się znaleźć rozwiązanie tej zagadki.
Past pokiwała głową, wyraźnie nad czymś dumając.
– A górą? – zasugerowała.
Spojrzał ponad korony drzew, po czym wstał i wzbił się w powietrze.
Zawisł nad lasem i zaczął powoli się obracać, a potem zniżać. Trwało to
chwilę, po czym wrócił do dziewczyny.
– To na nic – mruknął zniechęcony. – Tylko do poziomu najwyższych
gałęzi. Domyślam się, że od dołu będzie to granica najgłębszych korzeni.
Uprzedził tym jej następny pomysł.
Siedzieli w milczeniu.
– Ale wiem przynajmniej, w którym dokładnie miejscu znajduje się
Klucz – dodał nagle, a Past aż podskoczyła.
– To może ja po niego pójdę? – zaproponowała niewiele myśląc.
Darreth zamyślił się.
– Nie – zawyrokował. – Nie dasz rady.
– Dlaczego? Mogę wejść do lasu bez problemu!
– Wejść tak – spojrzał na nią z szyderczym uśmiechem. – Wyjść pewnie
też. Ale zapomniałaś o jednym – nadal nie wiemy, kim lub czym jesteś.
Las cię akceptuje, nie pochodzisz więc z Piekła. Ale Klucz to zupełnie inna
sprawa. Możesz obudzić siły, których działania nie chciałbym widzieć.
Nigdy.
Wstał, by jeszcze raz popatrzeć na zarośla i odszedł kilka kroków.
Zaświtała mu pewna myśl. Jeżeli mógł przenosić rzeczy, które widział
do miejsc, które zapamiętał, to może zadziałałoby to i w drugą stronę.
Jeszcze raz poszybował nad drzewami. Ujrzał Klucz i spróbował go
42
Kraina Baśni
teleportować poza obszar lasu, lecz gałęzie przysłoniły widok i jego
moc została zakłócona. Zaśmiał się krótko z własnej porażki i wrócił na
ziemię. Pogwizdując wykreślił koło na piasku, wewnątrz umieścił symbole
magiczne, po czym przyjrzał się swojemu dziełu.
Past spojrzała zdziwiona.
– Nie powinny być na zewnątrz? – zapytała.
– Co? – demon, zajęty swoim działaniem, zapomniał o niej. Teraz
popatrzył zdziwiony. – Co mówiłaś?
– Pytałam, czy te znaki nie powinny być na zewnątrz. I brakuje chyba
pentagramu.
A kiedy zdumienie nie opuszczało jego oblicza, dodała wyjaśniającym
tonem:
– Widziałam, jak czarownica to robiła.
Demon zaśmiał się.
– Tak, powinny – odpowiedział. – Jeśli chcesz się chronić przed
tym, co wzywasz. Mnie zaś zależy na stworzeniu wewnątrz kręgu
niezakłóconych przez wpływ tego… – zmełł przekleństwo – lasu
warunków. Dlatego zamykam drogę do środka, nie na zewnątrz.
– Koncentrujesz moc wewnątrz koła?– chciała się upewnić.
Przytaknął.
– Można to tak nazwać. Spójrz.
Piach w wyrysowanym kręgu powoli brązowiał, a w miejscu znaków
już czerniał. Świtało. Darreth rozejrzał się, w myśli policzył czas do
osiągnięcia przez promienie słoneczne łąki, na której się znajdowali i
odwrócił się do dziewczyny ze słowami:
– Mam niewiele czasu. Jak tylko zabiorę Klucz, przygotuj się na szybki
przeskok do Bramy i opuszczenie tej Krainy.
Pokiwała głową i usiadła w bezpiecznej odległości. Demon wstąpił w
krąg i znalazł się w całkowitej ciemności. Zmienił postać natychmiast, gdy
tylko dosięgło go działanie piekielnej mocy i szponem wyrysował dwa
ostatnie znaki.
Siła zaklęcia, wzmocnionego przez krąg i bliskość Klucza, rzuciła
Darretha w sam środek lasu. Stanął na polanie, obok siedliska węży,
i rozejrzał się wokół. Między gałęziami dostrzegł światło słoneczne,
coraz intensywniejsze. Sam otoczony był półmrokiem, który stworzył.
43
Rozdział III
Niepewnie ruszył przed siebie, w stronę śpiącego na kamieniu
największego węża w srebrnej koronie. Światło coraz bardziej rozpraszało
otaczający go mrok. Każdy krok stawał się trudniejszy. Powietrze ciążyło
nieznośnie. Moc ciemności słabła. Demon wyciągnął szpony, by chwycić
Klucz. I wtedy poczuł na skórze promień słońca, tutaj, w samym sercu
anielskiego lasu, zabójczy. Zwalczył chęć cofnięcia ręki i, niemalże wyjąc z
bólu, zdołał dotknąć Klucza. Poczuł jego mroczną moc, lecz zanim zdążył
zacisnąć pazury na zdobyczy, potężny wir wyssał go z powrotem na łąkę.
Oszołomiony, Darreth zamrugał powiekami i szybko rozejrzał się
wokół. Świt jeszcze nie wstał, a słońce nie dosięgało swymi promieniami
lasu. Nie to było więc powodem jego niepowodzenia. Ostrożnie spojrzał
na drzewa. Lśniły nieziemskim blaskiem. Zatem sam las powstrzymał
zapędy demona, a poprzez rozbudzenie mocy w nim drzemiącej stracił on
szansę na dalsze próby.
Mimo wszystko Darreth zaśmiał się z triumfem. Coś jednak zostało!
Zaklęcie nie było całkowitą porażką, gdyż czuł czarną jak Otchłań Piekła,
mrowiącą nić łączącą go z Kluczem. Z Kluczem, którego zdążył dotknąć
i który go zaakceptował. A jeśli tak, to wskaże drogę do Klejnotu. Teraz
wystarczy tylko zabrać ten pierwszy z lasu, odnaleźć drugi, a Wrota Piekieł
same się przed Darrethem otworzą. Wiedział, jak tego dokonać. Klucz
miał własną świadomość, ograniczoną wprawdzie, ale wystarczającą do
wypełnienia tego, do czego został stworzony.
Demon wstał, w mgnieniu oka zmienił postać na ludzką i skinął na
Past, która, przerażona, tkwiła ciągle w tym samym miejscu.
– Chodź – wychrypiał, starając się dostosować głos do wyglądu. –
Wiem, czego nam potrzeba.
Korzystając z mocy Klucza, Darreth stworzył książęcą karocę zaprzężoną
w cztery konie. Jej podstawę stanowił wóz na siano, ale z braku czegoś
lepszego i on się nadał. Teraz magia szła mu o wiele łatwiej niż przed
nawiązaniem kontaktu z piekielnym przedmiotem, tak że nawet
powołanie do życia w środku dnia dorodnych rumaków nie stanowiło
już żadnego problemu. Przyjrzał się zaprzęgowi i, z lekkim wahaniem,
umieścił na drzwiczkach własny herb rodowy. Past spoglądała na jego
wysiłki coraz bardziej blednąc.
44
Kraina Baśni
– Co się stało? – zapytał. – Miałaś już przecież do czynienia z moimi
zaklęciami.
Ona tylko potrząsnęła głową.
– To nie ty. Czuję, że Kraina Baśni mnie pochłania.
Tym razem spojrzał na nią zaniepokojony. Rzeczywiście zapomniał o
tym aspekcie ich kruchej egzystencji. Przeniósł wzrok na własne ręce. Nic.
Widocznie był już pod ochroną Klucza. A jeśli tak…
– Wsiadaj – rozkazał. – Myślę, że to pomoże. Przynajmniej na jakiś
czas.
Posłusznie wykonała polecenie. Poczuła dziwne zawirowanie w głowie
i lekkie, ale utrzymujące się mdłości, jednak blaknięcie cofnęło się. Nie
chcąc się skarżyć na ten specyficzny ratunek, powiedziała tylko:
– W porządku. Minęło.
Demon skinął. Potrzebował dziewczyny do realizacji planu.
– Co przedstawia twój herb? – zapytała, żeby odwrócić uwagę od
swojego samopoczucia.
– Trzy bezskrzydłe smoki. Ich liczba oznacza, że jesteśmy trzecim
najwyższym rodem Piekła, chociaż w dzisiejszych czasach nikt już nie
przywiązuje do tego wagi. Smoki, bo podstawowe żywioły mojej rodziny
to ogień i powietrze, a bezskrzydłe są od momentu nastania bezkrólewia.
Na znak straty. Klejnot i Klucz w pyskach to symbole tego, czego szukam,
czyli władzy królewskiej. Każdy ród bliżej spokrewniony z pałacem ma je
w swoim herbie. Trzeci smok zieje ogniem, co zarazem obrazuje żywioł i
funkcję strażników koronnych.
– A ja myślałam, że to węże.
– Węże są pozostałością po smokach. Wiesz, co masz robić?
– Tak. Właściwie nic. Wyglądać godnie i uśmiechać się do wybranego
młodzieńca. Myślisz, że to wystarczy?
Darreth uśmiechnął się przebiegle.
– Oczywiście. Reszta to już moja sprawa. Zobaczysz demona przy
najczęściej nam przypisywanym zajęciu, którym de facto zazwyczaj się nie
paramy. Ale na razie poczekaj tu na mnie.
Podkradł się do czterech pasterzy siedzących na niewielkiej górce,
jedzących śniadanie i obserwujących pasące się niedaleko owce. Chłopcy
spędzili stada razem, by móc porozmawiać przy tej nudnej pracy.
45
Rozdział III
Teraz, gdy kończyli swój posiłek, nadszedł czas na oddanie się planom i
marzeniom. Demon, leżąc w trawie, dostroił się do ich myśli i pragnień.
Nie zaskoczyli go zbytnio. Ot, zwykli wieśniacy marzący o dziewczynach,
pieniądzach, pozycji naczelnika wioski czy nowym nożu. Przyjrzał się
uważniej cechom charakteru każdego z chłopców. Dwóch nie nadawało
się w ogóle – byli za głupi i za tchórzliwi, żeby wykonać zadanie. Pozostali
dwaj byli zbyt prawi, by dotknąć Klucza, ale demon wiedział, że to
tylko kwestia czasu. W końcu grono świętych było naprawdę nieliczne.
Uśmiechnął się złośliwie i zagłębił w umysły wybranych pasterzy.
Konsekracja nie groziła na pewno żadnemu z nich. Chwilę trwało, zanim
dotarł do najbardziej ukrytych pokładów ich emocji i żądz. Obejrzał je
sobie i z wahaniem wybrał jednego z młodzieńców. Co prawda ten drugi
byłby łatwiejszą ofiarą z powodu chciwości, małostkowości i lenistwa, tak
prostych do rozdmuchania, ale brakowało mu wytrwałości. Darreth zajął
się podsycaniem ambicji i pychy jedynego nadającego się kandydata. Gdy
chłopak był już gotowy, podkusił jednego z pozostałych do rozpoczęcia
interesującego go tematu i wycofał się do Past.
Karoca powożona przez demona pędziła w stronę anielskiego lasu drogą
przebiegającą tuż przy miejscu wypoczynku pasterzy. Gdy przebrany
za lokaja Darreth ich ujrzał, zatrzymał gwałtownie konie. Młodzieńcy
podbiegli zaciekawieni. Ujrzeli przestraszonego stangreta w średnim
wieku, który zeskoczył z kozła i bezskutecznie usiłował poprawić uprząż w
swoim zaprzęgu. Na ich widok rozpromienił się.
– Bogowie mi was zesłali – krzyknął. – Moglibyście mi pomóc?
Chłopcy rzucili się do oglądania zerwanej uzdy. Zajęło im to dłuższą
chwilę, a gdy zdołali doprowadzić zaprzęg do względnego porządku, lokaj
podziękował im za wysiłek, wynagrodził złotymi monetami i wdrapał się
z powrotem na swoje miejsce. Szło mu to z wyraźnym trudem z powodu
wieku i sztywnej lewej nogi. Z niepokojem spojrzał na słońce chylące
się ku zachodowi. Chwycił cugle, by pogonić konie, ale te odmówiły
posłuszeństwa. Zbladł wyraźnie, gdy to zauważył i rozpaczliwie próbował
zmusić je do dalszego biegu. Przypatrujący się temu pasterze pokręcili
głowami z wyraźną niechęcią.
46
Kraina Baśni
– Nic nie zdziałasz, człowieku – powiedział najwyższy z nich. – Nie
należy tak traktować zwierząt. Daj im odpocząć, najeść się, a jutro rano
będą jak nowo narodzone.
Stangret popatrzył na nich rozbieganym wzrokiem z nieukrywaną
rozpaczą.
– Wiem o tym – odrzekł smutnym głosem. – Ale muszę dotrzeć do
tamtego lasu – tu wskazał, o który las mu chodziło – przed zmrokiem,
inaczej moja pani umrze.
Wśród młodzieńców zapanowała konsternacja. W końcu odezwał się
ten, na którego najbardziej liczył.
– Wiesz, do jakiego lasu zmierzasz? To siedziba króla węży.
Mężczyzna gorliwie przytaknął.
– Tak, tak, właśnie. Jedynie jego korona może ocalić księżniczkę.
– Księżniczkę?! – zakrzyknęli wszyscy czterej.
– Tak. Sami zobaczcie, jak już osłabła.
Stłoczyli się przy drzwiczkach karocy. Past, ciągle odczuwając mdłości
i zawroty głowy, nie wyglądała najlepiej, jednak zdołała posłać blady
uśmiech i zalotne spojrzenie chłopcu wskazanemu jej przez demona. Ten
zaś czekał z napięciem wpatrując się w twarz swej ofiary. Chłopak nie
zawiódł go. Podszedł i zapytał:
– Jak mogę jej pomóc?
Darreth zgiął się w ukłonie, częściowo po to, by ukryć zjadliwy
uśmieszek i błysk satysfakcji w oku.
– Nnie śmiałbym pprosić – wyjąkał służalczo – gdybym miał siłę sam
tego dokonać. Moja pani potrzebuje korony króla węży, gdyż tylko jej
dotyk jest w stanie uleczyć jej słabość. Lecz to zadanie niebezpieczne i nie
mogę…
– Daruj sobie – przerwał mu młodzieniec powodowany pychą. –
Jest jeszcze dzień, a to pewnie las jak każdy inny. Czekaj tutaj, a przed
zmierzchem dostaniesz to, czego pragniesz.
– Dziękuję ci, szlachetny panie – demon zginał się w pokłonach. –
Nie ominie cię nagroda. Bogowie ulitowali się nade mną i nad biednym
królem, ojcem jedynaczki.
Jednak pasterz nie słuchał już biadolenia lokaja, tylko ruszył żwawym
krokiem w stronę zagajnika. Darreth usiadł na schodkach karety i
47
Rozdział III
obserwował chłopaka. Wyposażył go we wszelkie możliwe zaklęcia
chroniące przed atakami leśnych stworzeń i pozostało mu tylko czekać.
Nie mógł mu w żaden inny sposób pomóc, bo las rozpoznałby piekielną
ingerencję. Podziękował pozostałym młodzieńcom za wodę i kawałek
chleba z serem, którymi go poczęstowali i pozwolił im odejść do swoich
zajęć, gdyż spokojne zazwyczaj owce porozłaziły się w sobie tylko
znanych kierunkach.
Po upływie niezbyt długiego czasu, który jednak zdawał się demonowi
wiecznością, poczuł lekkie szarpnięcie mentalne. To Klucz dawał znać
swemu panu, że ktoś go dotyka. Darreth przesłał wzdłuż łączącej ich więzi
zapewnienie, że wszystko w porządku i że to jego posłaniec i odebrał
odległe echo zadowolenia. Ciarki przebiegły mu po plecach. Aż do tej
pory nie zdawał sobie sprawy ze szczególnych właściwości przedmiotu
swego pożądania. Pierwszy raz zastanowił się, czy nie porywa się na coś,
co go przerasta. Bo jeśli Klucz miał taką władzę, to co z Klejnotem? Lecz
był już we władaniu tej najmroczniejszej z mocy i jedyną odpowiedzią na
wątpliwości, którą podsunął mu umysł była pewność, że ta władza jest mu
przeznaczona. Najostrożniej jak umiał poprowadził pasterza przez las i
pogonił po łące. Wyrwał z jego rąk zdobycz i, zmieniając kształt dłoni tak,
by przecisnąć ją przez bransoletę, założył Klucz na przegub ręki. Srebro
wżarło się w nadgarstek demona, wypalając skórę i mięśnie aż do kości.
Porażający ból zgiął Darretha wpół i zmusił do zmiany postaci. Lecz
jakkolwiek by zwężał lub rozszerzał rękę, Klucz tkwił tam dopasowując
się za każdym razem. Palił najgorętszym z piekielnych ogni, a demon
wił się w uścisku cierpienia. Nagle wszystko się skończyło i miejsce bólu
zajęła niewypowiedziana rozkosz i nieziemska satysfakcja. Darreth wrócił
do ludzkiej postaci. Spojrzał na lewą rękę. Srebrna bransoleta stanowiła
jedność z jego nadgarstkiem i nie było sposobu, by ją zdjąć. Fale mocy,
przepływające od Klucza do demona powoli wyciszały się, ale wiedział
już, że może używać magii jak nigdy przedtem, z siłą porównywalną
tylko do mocy najbieglejszych Mistrzów Piekła. Zaśmiał się szatańsko.
Otworzył drugą ręką drzwi karocy, chwycił Past i, pozostawiając za sobą
obłąkanego pasterza, rozkazał Kluczowi:
– Prowadź!
48
Kraina Baśni
W najczarniejszej głębi Otchłani Piekieł coś się poruszyło. Ledwie cień
cienia potężnej niegdyś i nigdy nienazwanej istoty.
Świadomość.
Zaginiona iskra istnienia w martwej nieskończoności. Niepewna.
Jeszcze nie zdecydowana, czy powrócić czy może pogrążyć się w wiecznej
ciemności.
Nagły dopływ mocy, wyrywający dawno zapomnianego z jego
pozaczasowego snu. Nieustanny, niepozwalający na ponowne zaśnięcie,
szarpiący jestestwem i wzywający do świata.
Potężny ryk wstrząsnął Otchłanią Piekieł. Brzmiała w nim nieludzka
wściekłość i przeszywający żal. W ślad za dźwiękiem nad Otchłań
wzniosła się czarna bezkształtna istota. Uformowała skrzydła i wyruszyła
na poszukiwania tego, który zakłócił jej spoczynek.
49
Rozdział IV
Kraina Koszmaru
Z powrotem do kamienia stanowiącego Bramę, przy którym zatrzymali
się kiedyś. Past zawahała się na chwilę, ale potem dzielnie przekroczyła
granicę światów. Razem z Darrethem znaleźli się na półce skalnej pod
ołowianym niebem, które często przecinały potężne błyskawice. Ziemia
trzęsła się od grzmotów, a w złowrogim świetle piorunów można było
dostrzec surową okolicę.
Naprzeciw występu skalnego, na którym stali wędrowcy, rozciągały
się wysokie kamienne wzgórza. Szarości ich zboczy nie urozmaicał
najmniejszy akcent zieleni. Zdawały się martwe, lecz po bliższym
przyjrzeniu się można było zauważyć gdzieniegdzie nieznaczny ruch.
Darreth spróbował rozpoznać poruszające się istoty, po chwili jednak
zrezygnował. Mogły być równie dobrze wszystkim co kiedykolwiek
żyło, jak i złudzeniem. Znaleźli się w Krainie Koszmaru, gdzie każdy
lęk przybierał materialną formę, i to wyolbrzymioną. Tutaj demon
Pobierz darmowy fragment (pdf)