Darmowy fragment publikacji:
1
© Copyright by Marta Boniecka
Projekt okładki Marta Boniecka
ISBN 978-83-272-3327-1
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji
zabronione bez pisemnej zgody autora.
2
Złota Brama
trylogia Siódmy Znak
Prolog
Spotkanie po latach
Starsza kobieta stała przy oknie w swoim gabinecie i przypatrywała się ostatnim
promieniom słonecznym. Nadawały one rosnącemu naokoło, ukrytemu pod białym puchem
lasowi piękny, czerwony odcień. Już tyle razy miała okazję obserwować ten widok, ale
zawsze napawał ją tą samą dziecięcą radością, której w tych smutnych, groźnych czasach
bardzo jej brakowało.
- Prawda, że piękny widok? – usłyszała nagle za swoimi plecami znajomy głos. Natychmiast
obróciła się w tamtą stronę i ujrzała postać ukrytą w cieniu, która po chwili zrobiła dwa kroki
do przodu, stając w ten sposób w ostatnich promieniach słońca i ukazując swoją twarz.
Starsza kobieta jęknęła cicho, po czym rzuciła się młodszej na szyję, mówiąc cicho:
- Iza, kochanie… - Obie stały tak przez kilkanaście sekund, tuląc się do siebie nawzajem. W
końcu starsza oderwała się od młodszej i ze łzami w oczach zaprowadziła ją na obitą
ciemnoczerwonym materiałem kanapę.
- Od kiedy jesteś w Polsce? Co się z tobą działo przez te wszystkie lata? – pytała, wciąż
głaszcząc jej dłoń. – Kochanie, przepraszam cię za wszystko. Wiem, że nie powinnam była…
- Mamo, to już nieważne, naprawdę. Ja… wiem, ile się zmieniło od mojego wyjazdu. –
Starsza kobieta spojrzała na nią pytającym wzrokiem, próbując się domyślić, co dokładnie
wie jej córka. – Mamo, ja wiem naprawdę bardzo dużo. Wróciłam do Polski półtora roku
temu, ale już w Ameryce byłam w specjalnej grupie zajmującej się sprawą naszego kraju, to
zresztą oni umożliwili mi powrót…
- Byłaś w czym?… Jak to się stało? – zająknęła się jej rozmówczyni.
- Oh, zbyt długo by mówić… - westchnęła młodsza, a jej długie, lekko pofalowane blond
włosy na chwilę zasłoniły twarz, co ukryło chwilowe zmieszanie. Chciała powiedzieć matce
wszystko, ale nie miała nawet czasu – musiała szybko przejść do właściwego tematu
rozmowy. – Jak już wspominałam, to dzięki nim tu jestem, ale…
- Za jaką cenę? Co masz dla nich robić? – Kobieta spojrzała badawczo na córkę, nie dając za
wygraną. Wciąż nie miała zaufania do ludzi z zachodu. Blondynka za to tylko uśmiechnęła
się – już zapomniała, jak jej mama potrafi być uparta - i odpowiedziała:
- Tylko zbieram informacje.
3
- Ale o kim – o nas czy o rządzie? Przez tyle lat walczyliśmy sami i teraz nagle im się o nas
przypomniało?
- Mamo, oni naprawdę chcą nam pomóc. Wiem, że wcześniej, cóż… nie interesowali się nami
zbytnio, ale chyba w końcu zrozumieli, że sytuacja w naszym kraju nie dotyczy tylko nas, ale
wszystkich. A ja…Jestem pewnego rodzaju łącznikiem między Polską a zachodem.
Współpracuję z wami, a zgromadzone wspólnie informacje przekazujemy dalej – oni tam
naprawdę chcą zakończyć ich rządy.
- Ale jak? – pytała dalej starsza, gdyż nie bardzo wierzyła w dobrą wolę Amerykanów.
- Tego jeszcze nie wiemy, jak na razie namierzamy poszczególnych członków Rady.
- Kochanie, przecież to wszystko szalenie niebezpieczne! – Starsza kobieta spojrzała na córkę
ze strachem, lecz ta tylko zaśmiała się cicho i powiedziała:
- Nie mniej niż to, co ty tu wyprawiasz! – Ruchem głowy wskazała na szafę stojącą za
biurkiem, lecz widząc, że jej matka wciąż ma ogromnie zatroskaną minę, dodała. – Nie martw
się, nic mi nie będzie, mam świetną przykrywkę i lojalnych ludzi.
- Nie chcę cię znowu stracić…
- Wiem, też tego nie chcę i dlatego musimy to zakończyć. Tylko że… niestety nie będziemy
mogły się widywać. Gdyby dowiedzieli się, że jestem twoją córką i to tą, która wyszła za
zwykłego mężczyznę, mogliby się mną zainteresować.
- Zdaję sobie z tego sprawę – odpowiedziała jej matka, ale po jej policzku spłynęła łza.
- Karolinie też proszę nic nie mów, przynajmniej na razie.
- Dobrze, tylko proszę cię – uważaj na siebie.
- Właśnie… - Młodsza kobieta zamilkła na chwilę, zastanawiając się, od jakich słów zacząć i
jak wyjaśnić przyczyny podjętej niedawno decyzji. – Mamo, ja mam dwie córki, które powoli
wchodzą w wiek dorosły…
Starsza kobieta wyraźnie rozpromieniła się. W sumie spodziewała się, że może mieć wnuczki,
ale nie tego, że już są takie duże. Właśnie chciała się spytać, czy córka je wtajemniczyła,
kiedy Iza znowu zaczęła stanowczym tonem:
- Nic im nie mówiłam i nie chcę ich wtajemniczać.
- Co? Ale… czemu? – spytała starsza kobieta, usilnie próbując zrozumieć decyzję córki.
- Mamo, nie chcę, by one też były wmieszane w tę wojnę, a jeżeli im wszystko opowiem, na
pewno tak się stanie.
- Jak to? To one nawet nie wiedzą, kim jesteś? Kim one same są? Bo zakładam, że są
utalentowane?
4
- Tak, są, i to nawet więcej niż ja… dużo więcej i dlatego właśnie nie chcę, by do nas
dołączyły. Nie przeżyłabym, gdyby którejś z nich coś się stało, choć mogłam temu zapobiec. I
mam prośbę – gdyby coś mi się stało, to proszę cię, nie szukaj ich dopóki to wszystko się nie
skończy. Niech chociaż one mają normalne, spokojne życie.
Kobieta spojrzała na nią błagalnym wzrokiem, mówiąc cichym głosem:
- Nie rób tego… Nie odbieraj im dziedzictwa, z którego powinny być dumne!
- Mamo, - Kobieta ścisnęła jej dłoń i popatrzyła w oczy. – ja im nie chcę tego odbierać, tylko
poczekać, aż to wszystko się skończy…
- Ale czy ty wiesz, ile to może potrwać? – Starsza kobieta chciała za wszelką cenę odwieźć ją
od tego szaleństwa.
- Mamo, pokonamy ich… Na pewno nam się uda, i to już niedługo.
Starsza westchnęła tylko i pokiwała wolno głową, szanując, choć niechętnie, wolę córki. No
bo co miała zrobić? Kłócić się i wymóc zmianę decyzji? Poza tym, w jakiejś części nawet
zgadzała się z nią. Gdyby mogła, też chciałaby chronić swoje córki przed tą wojną.
Obie porozmawiały jeszcze parę minut, kiedy w końcu młodsza pożegnała się z nią i
wyszła tak samo cicho, jak weszła. Żadna z nich nie podejrzewała nawet, że widzą się po raz
ostatni.
Rozdział I
„Czy możliwe jest, aby cały znany świat, wszystko co się znało i kochało, tak po prostu
znikło, zawaliło się w ciągu zaledwie kilku sekund?… Nie dawno przekonałam się, że jak
najbardziej tak… Nazywam się Anita Antor i jutro mijają dwa miesiące odkąd moje życie
posypało się w gruzy” – Tak zakończyła pierwszy wpis do swojego nowego pamiętnika
pewna piętnastoletnia dziewczyna. Spojrzała na swoje odbicie w szybie. Czarne włosy do
których wciąż nie mogła się przyzwyczaić oraz błękitne oczy wpatrujące się smutnie w widok
za oknem nadawał jej tajemniczy, ale zarazem jakby przygnębiający urok. Od kiedy umarli jej
rodzice, tylko taki obraz widziała w lustrze – beznamiętnej, zamkniętej w sobie nastolatki, nie
okazującej swoich uczuć, nie uśmiechającej się… „Czy kiedykolwiek to się zmieni?” –
zadawała sobie czasem pytanie, na które wciąż szukała odpowiedzi.
Robiło się coraz ciemniej i właśnie zaczynał padać deszcz. Wielkie krople uderzały w
szybę, jakby chciały przebić ją na wylot. Wiele osób było niezadowolonych z takiej pogody
(szczególnie że był to ostatni dzień wakacji), ale nie Anita. Dziewczyna zauważyła ostatnio,
że taka aura bardzo jej sprzyja – nie musiała przynajmniej wychodzić na dwór, gdzie podczas
5
słonecznych dni wyganiała ją babcia. Dziadkowie po prostu się o nią martwili i doskonale o
tym wiedziała. Od śmierci rodziców niechętnie wychodziła z domu, nie mówiąc już o
spotkaniach z rówieśnikami. Jedynie Rafałowi, jej kuzynowi, udało się ją kilka razy
„wyciągnąć” nad pobliskie jezioro, tam jednak także siadała tylko na plaży, wpatrując się w
wodę i rozmyślając długimi godzinami. Niektórzy twierdzili nawet, że zwariowała, ale to nie
było prawdą. Ona po prostu na swój sposób przeżywała odejście rodziców, tak jak jej siostra,
Ania…
Anita oderwała wzrok od swojego odbicia i popatrzyła na pierwszą kartkę w
pamiętniku. Jak na razie było tam tylko kilka smutnych zdań, lecz stwierdziła, że jak na
pierwszy raz od dwóch miesięcy, to stanowczo wystarczy. Zamknęła go i pogładziła lśniącą,
purpurową okładkę z ozdobnym napisem „My Diary”. Kupiła go, wydawałoby się niedawno,
bo dwa miesiące temu, ale czasami ten okres wydawał jej się wiecznością, czarną dziurą w jej
życiorysie. Spojrzała za okno na gęsty las, na którego skraju stał jej dom. Od prawie dwóch
miesięcy tutaj mieszkała, a on od razu, od pierwszego dnia wydał jej się jakiś… inny. Babcia
mówiła jej, że nikt tak naprawdę nie wie, ile lat mają najstarsze drzewa, wiadomo było
jednak, że ciągnie się on kilkadziesiąt kilometrów wzdłuż i wszerz oraz że tak naprawdę nikt
go do końca nie zbadał. Dziewczyna spacerowała po nim kilka razy z dziadkami lub
kuzynem, nigdy jednak nie zapuszczała się dalej niż na kilometr w głąb, choć czasami miała
na to wielką ochotę.
Nagle drgnęła, słysząc, że ktoś otwiera drzwi do domu. „To pewnie Ania” – pomyślała
i zeskoczyła z parapetu, przeszła przez salon, stając w przejściu na korytarz. Jej siostra
właśnie zdejmowała przemoczone buty.
- Gdzie byłaś? – spytała niezbyt uprzejmie.
- A co cię to obchodzi?! – odparła Ania, przechodząc obok niej do salonu. Usiadła na kanapie
i włączyła telewizor.
- Znowu łaziłaś z tą całą Eweliną? – Bardziej stwierdziła niż spytała Anita. Doskonale
zdawała sobie sprawę, z kim jej siostra się zadaje. – Przecież dziadkowie prosili cię, żebyś
zerwała tę znajomość.
- Oni nie są moimi rodzicami i nie mają prawa mi rozkazywać! – krzyknęła Ania, spoglądając
ze wściekłością na siostrę.
Anita wzruszyła tylko ramionami i skierowała się na piętro do swojego pokoju. Jej siostra od
jakiegoś miesiąca, odkąd zaczęła zadawać się z Eweliną, bardzo się zmieniła. Prawie co drugi
dzień wychodziły koło piątej, a wracały gdzieś koło dziesiątej w nocy. Dziewczyna wiedziała
jednak, że to i tak wcześnie – słyszała kilka razy, jak pod drzwiami Ewelina namawiała Anię,
6
żeby jeszcze nie wracała, bo „zabawa dopiero się rozkręca”, ale jej siostra dotąd zawsze
odmawiała. „Tylko ciekawe, jak długo jeszcze będzie potrafiła powiedzieć „nie” –
zastanawiała się Anita, wchodząc do swojego pokoju i siadając na fotelu przy oknie.
Dziewczyny zawsze się różniły – trzynastoletnia Ania otoczona tłumem koleżanek i
przyjaciółek, wiecznie roześmiana, lubiła angażować się w organizację różnych imprez – po
prostu dusza towarzystwa, z drugiej strony piętnastoletnia Anita – urodzona pisarka, raczej
nieufna w stosunku do ludzi. Jednakże pomimo tak wielkich kontrastów obie siostry lubiły się
i dogadywały, co teraz było wręcz niemożliwe. Ich rozmowy składały się najczęściej z kilku
wykrzyczanych zdań. Jeszcze parę dni po śmierci rodziców bardzo zbliżyły się do siebie, ale
potem było już tylko gorzej i nikt nie potrafił temu zaradzić.
Tym razem z zamyślenia wyrwał Anitę zapach smażonej cebuli z boczkiem,
dochodzący zza niedomkniętych drzwi. To mogło oznaczać tylko jedno – kolacja, a
konkretniej jajecznica. Nie myliła się, gdyż zaledwie kilka sekund później usłyszała głos
babci:
- Dziewczynki, kolacja!
Wstała powoli z miękkiego fotela i podążyła w kierunku schodów.
Babcia, średniego wzrostu kobieta o siwych włosach, jak zwykle krzątała się po
kuchni. Niby uśmiechała się do wnuczek, próbując jakoś nawiązać z nimi rozmowę, lecz tak
naprawdę bardzo cierpiała – widać to było po przepełnionych bólem oczach. Najpierw nagle
zmarł jej syn oraz synowa, a teraz nie potrafiła nawet pomóc własnym wnuczkom, za co
bardzo się obwiniała. Anita zauważyła też ostatnio, że schudła – wcześniej była tryskającą
życiem pulchną staruszką, a ostatnimi czasy coraz częściej narzekała na różne bóle, przestała
nawet podjadać między posiłkami.
Dziewczyna usiadła przy stole koło dziadka, który czytał z wyraźnym zasmuceniem
jakiś artykuł w regionalnej gazecie. Jemu też było ciężko, lecz starał się być silny także ze
względu na firmę stolarską, którą od lat prowadził i która od teraz miała być głównym
środkiem ich utrzymania.
- O czym czytasz? – spytała Anita. Dziadek spojrzał na nią nagle znad swoich okularów do
czytania. Nie zauważył wcześniej, że weszła już do kuchni.
- Aaa… O niczym… - odpowiedział, próbując odłożyć gazetę. Dziewczyna była jednak
szybsza i jednym ruchem wyrwała mu ją z ręki. Spojrzała na stronę, którą czytał Władysław.
Pobladła, kiedy spostrzegła duże zdjęcie wraku samochodu… samochodu, którym jechała
zaledwie dwa miesiące temu. Wzrok od razu powędrował jej w dół, na krótki artykuł:
7
„Zakończyło się śledztwo w sprawie wypadku samochodowego sprzed dwóch miesięcy, w
którym zginęli Izabela oraz Adam Antor, a cudem uratowały się ich córki – Anita oraz Anna.
Jak powiedział komisarz Komendy Powiatowej w Helenowie: „Nie znaleźliśmy żadnych
śladów wskazujących na celowe uszkodzenie samochodu, dlatego najprawdopodobniej
kierowca stracił panowanie nad samochodem.” Przypomnę iż, jak twierdzili świadkowie,
pojazd nagle zjechał z drogi, uderzając w drzewo. Przód był mocno uszkodzony. Adam Antor
zmarł na miejscu, jego żona w drodze do szpitala, a córki uniknęły większych obrażeń. Ten
straszny wypadek miał miejsce 1 lipca 2008 roku dziesięć kilometrów przed Helenowem.”
Anita nie mogła uwierzyć w to, co przeczytała. Doskonale wiedziała, że jej tata był
świetnym kierowcą. Zarówno ona, jak i Ania mówiły o tym policjantom, tłumaczyły: „… Ale
widocznie wszystko na nic” – pomyślała dziewczyna. Wezbrał w niej wielki gniew, a do oczu
masowo zaczęły cisnąć się piekące łzy, którym jednak nie pozwoliła wypłynąć. W tym
samym momencie usłyszała za sobą głos:
- Co to jest? – I zanim cokolwiek zdążyła zrobić, siostra wyrwała jej gazetę z ręki. Anita
spojrzała na nią – w miarę czytania artykułu, jej twarz przybierała wyraz najpierw zdziwienia,
potem szoku, a na koniec ogromnej złości. Ania nie miała jednak zwyczaju tłumienia w sobie
emocji. Rzuciła gazetę na stół, krzycząc ze łzami w oczach:
- Jak oni mogli coś takiego zrobić! Nie byli tam i nie widzieli tego co ja! To nie była wina
taty! – Po czym wybiegła z kuchni, na zmianę łkając i klnąc. Pozostała trójka patrzyła jeszcze
przez chwilę w miejsce, w którym przed chwilą stała. W końcu Maria, która jako jedyna nie
czytała jeszcze tego feralnego artykułu, podeszła do stołu, biorąc gazetę do ręki. Po minucie
usiadła na krześle, ukrywając twarz w dłoniach. To było dla niej za dużo.
- Babciu, nie jestem głodna – powiedziała cichym, łamiącym się od nadmiaru emocji głosem
Anita, wstając. – Pójdę do siebie.
Kobieta podniosła głowę i potaknęła. Nie mogła kazać jej tu zostać po czymś takim, lecz
kiedy dziewczyna już wyszła, szepnęła do męża:
- Trzeba było od razu spalić tę gazetę.
Rozdział II
„Jechali samochodem. Po prawej stronie rósł gęsty stary las, a po lewej uginały się
pod powiewami wiatru żółte kłosy zbóż czekające na nadchodzące wielkimi krokami żniwa.
Słońce świeciło mocno, a na niebie nie było żadnej chmurki. Anita wpatrywała się w widok za
oknem, próbując rozmyślać o swoim następnym opowiadaniu, które miała zamiar niedługo
napisać. Ania sms-owała z jakąś koleżanką. Tata prowadził samochód, jednocześnie
8
spoglądając co chwilę na mamę – niestety Anita nie mogła dojrzeć wyrazu jego twarzy. Iza za
to od rana była jakaś smutna, a jednocześnie zdenerwowana – zdążyła już rozbić dwie
szklanki i talerz, które niewiadomo jak wyleciały jej z trzęsących się lekko rąk, a usta miała
blade, jakby się czegoś bała. Przy śniadaniu oznajmiła im też, że jeszcze dziś jadą do
dziadków. Anitę bardzo to zdziwiło, gdyż po pierwsze, to babcia z dziadkiem zawsze do nich
jeździli, a oni do nich nigdy, a po drugie, w ogóle tego nie planowali. Dziewczyna patrzyła
teraz na profil swojej mamy, usilnie próbując odgadnąć, o czym myśli. Niestety, twarz kobiety
była nieprzenikniona i nic nie dało się z niej wyczytać, od jakiegoś czasu wpatrywała się tylko
w las. Anita próbowała o tym nie myśleć i skupić się na opowiadaniu, lecz po prostu nie
potrafiła. Coś jej mówiło, że nie wszystko jest w porządku. Nagle mama odwróciła się w ich
stronę. Ich spojrzenia spotkały się na chwilę – błękitne oczy Izy, tak podobne do oczu jej
córek, wyrażały teraz wieli strach, lecz kobieta usilnie starała się to ukryć przed
dziewczynami.
- Za jakieś piętnaście minut dojedziemy do dziadków. To nie będzie jednak zwykła wizyta, a
zaraz po wejściu do domu chciałabym z wami poważnie porozmawiać, dobrze?
- Dobrze – odpowiedziały równocześnie dziewczyny, a ich mama odwróciła się i z powrotem
wpatrzyła w widok za oknem. Tymczasem Anita spojrzała z wyrzutem na siostrę, która
najspokojniej w świecie wróciła do pisania sms-ów. „Jak ona może niczego nie zauważać?!
Przecież…” – Nagle jej uwagę zwróciło coś zupełnie innego. Ich samochód zaczął
gwałtownie przyspieszać. Iza z Anią także popatrzyły pytającym wzrokiem na Adama.
- Ja… Nie wiem, co się dzieje… - wykrztusił mężczyzna, próbując jednocześnie naciskać na
hamulec. Anita była przerażona, czuła, że nie jest dobrze. Jej siostra zaczęła krzyczeć, ale jej
stanęła w gardle wielka gula i nie mogła wykrztusić nawet słowa. Czas jakby zwolnił.
Ostatnim co ujrzała była skupiona twarz matki, a potem białe, jaskrawe światło…” – Anita
nagle się obudziła. Była cała zlana potem, a serce biło jej tak głośno i szybko, że aż zdziwiła
się, że reszta domowników wciąż śpi. Podniosła się do pozycji siedzącej, próbując uspokoić
oddech. Już kilkakrotnie śnił jej się ten sam koszmar – koszmar, który przeżyła na własnej
skórze. Czasami budziła się po nim, myśląc, że to się nigdy nie zdarzyło i że kiedy zejdzie
rano na śniadanie zastanie tam uśmiechniętych rodziców. Te parę chwil było
najszczęśliwszymi momentami w jej życiu, dopóki nie przypominała sobie tej strasznej
prawdy – wtedy miała ochotę zasnąć, by już nigdy się nie obudzić. Ostatnio koszmary były
coraz częstsze, a każdy z nich przedstawiał to samo – ostatnie chwile z życia jej rodziców.
Anita zauważyła jednak, że od niedawna przestała budzić się z wrażeniem, iż Iza oraz Adam
żyją. Zaczynała przyzwyczajać się do myśli o ich odejściu, choć bardzo tego nie chciała.
9
Nie mogła już usnąć lub nie chciała, sama nie wiedziała, ale w końcu zeszła z łóżka i
podeszła do okna, na którego parapecie usiadła. Miała stamtąd świetny widok na las, który
teraz pogrążony był w mroku. Dzień wcześniej (a raczej dwa, gdyż budzik wskazywał
godzinę 1.35) był nów, więc ciemność rozświetlało tylko słabe światło gwiazd. Las wyglądał
tak tajemniczo, ale zarazem pięknie i spokojnie, że serce dziewczyny w końcu przestało bić
jak szalone. Doskonale pamiętała, jak bardzo jej mamie zależało, by ona z Anią zamieszkały
u dziadków, a nie u cioci i wujka. Anita jako pierwsza obudziła się po wypadku, w momencie
przyjazdu karetki, straży pożarnej oraz policji. Ją też wyciągnięto jako pierwszą z wraku.
Wszyscy byli wręcz zszokowani jej stanem, była tylko trochę poobijana. Chcieli ją od razu
zawieźć do szpitala na badania, ale ona uparła się, że chce zobaczyć, co z jej rodziną. Anię też
udało się szybko wyciągnąć – była nieprzytomna, lecz okazało się to tylko lekkim wstrząsem
mózgu. Z rodzicami było jednak dużo gorzej, gdyż przód samochodu był mocno wgnieciony.
Anita mimo to trwała w oczekiwaniu i nikomu nie udało się jej zaciągnąć do karetki. Izę
wyciągnięto jako trzecią, a Anita od razu do niej podbiegła. Dziewczyna przeraziła się, gdy
zobaczyła stan swojej mamy – miała głęboką ranę na czole oraz na brzuchu, choć nikt tak
naprawdę nie wiedział, skąd wzięła się ta druga. Kobieta oprzytomniała na chwilę, kiedy
córka przy niej stanęła.
- Anitko… - Popatrzyła na dziewczynę błagalnym wzrokiem. – Proszę cię, obiecaj mi, że
zamieszkacie u dziadków, gdybyśmy my z tatą… nie przeżyli tego… - wykrztusiła, choć
bardzo ciężko było jej mówić.
- Ale przecież… - Anita chciała powiedzieć, że nic im nie będzie i na pewno wszyscy wyjdą z
tego cali, lecz kiedy popatrzyła w pełne cierpienia i błagania oczy mamy, odpowiedziała
tylko. – Dobrze, obiecuję.
W tym momencie lekarze powiedzieli, że muszą już zabrać Izę, która zdążyła jeszcze
powiedzieć córce:
- Pamiętaj, nigdy nie bój się stanąć oko w oko z przeznaczeniem… - Po czym znowu straciła
przytomność.
- Mamo! – krzyknęła dziewczyna, puszczając jednocześnie rękę kobiety, którą lekarze
zanieśli do karetki. To była ich ostatnia rozmowa…
Anita westchnęła, lecz nie miała zamiaru płakać – nie robiła tego od pogrzebu
rodziców. Chciała być silna, a także by inni tak o nie myśleli. Nienawidziła, gdy ludzie
patrzyli na nią współczującym wzrokiem, a na dodatek twierdzili, że „rozumieją ją i jej ból”.
„Tyle że oni właśnie nic nie rozumieją! – pomyślała ze złością dziewczyna. – Żaden z nich
nie stracił rodziców w ciągu kilku chwil! Tylko głupiec może sądzić, że wie co to znaczy, nie
10
przechodząc tego na własnej skórze!” Wpatrzyła się w widok za oknem. Gwiazdy były
bardzo dobrze widoczne, gdyż na niebie nie było właściwie żadnej chmurki. „Rodzice zawsze
zgodnie twierdzili, że to właśnie gwiazdy ich połączyły” – przypomniała sobie Anita, gdy już
trochę się uspokoiła. Oglądanie rozgwieżdżonego nieba zawsze pomagało ukoić jej skołatane
nerwy. Nauczyli ją tego Iza z Damianem, kiedy była jeszcze małą dziewczynką. Oboje
mówili, że białe światło gwiazd ma w sobie coś magicznego i tajemniczego, dzięki czemu
problemy jakby znikają.
Dziewczyna dopiero po śmierci rodziców zaczęła żałować, że tak rzadko mówiła im,
jak bardzo ich kocha i jak są dla niej ważni: „…a teraz już nigdy nie będę miała do tego
okazji” – uzmysłowiła sobie po raz kolejny. Po policzku spłynęła jej łza, którą jednak szybko
starła. Spojrzała na budzik – była już 2.33. „Powinnam się położyć, bo jeszcze zaśpię do
szkoły” – pomyślała, po czym zeskoczyła z parapetu. Rzuciła jeszcze raz okiem na las,
odwróciła się i… zamarła. Stała tak parę sekund z otwartymi szeroko oczami, zastanawiając
się nad tym, co wydawało jej się, że widziała. Powoli odwróciła się z powrotem do okna i
jeszcze raz przyjrzała roztaczającemu się widokowi. Zaraz przy budynku ogród, dalej las,
wyżej niebo – czyli nic nadzwyczajnego, a jednak wcześniej coś tam zauważyła. Miała
wrażenie, że pomiędzy drzewami, kilka kilometrów od domu nagle pojawiło się coś
świecącego, czego już teraz niestety nie widziała.
- Chyba rzeczywiście powinnam się już położyć spać – powiedziała do siebie i ruszyła w
kierunku łóżka.
Wysoka postać w długim, czarnym płaszczu stała w cieniu rozłożystych drzew i
spoglądała na dziewczynę w oknie w drewnianym budynku na skraju lasu. Opieranie się o
pień ze skrzyżowanymi rękami mogłoby wskazywać, iż jest ona całkiem spokojna, lecz to
były tylko pozory. Tak naprawdę wszystko w niej wrzało. Nie mogła sobie darować, że
pozwoliła, by dziewczyny zamieszkały u dziadków, tak blisko miejsca, do którego za żadne
skarby nie mogła pozwolić im pójść. „Spokojnie, przecież nic się nie dzieje – próbowała się
uspokoić. – Od dwóch miesięcy nie zmieniło się właściwie nic. Nadal możesz…” – Nagle jej
uwagę przyciągnęło poruszenie w oknie. Dziewczyna zeszła z parapetu i weszła w głąb
pokoju. Postać wyprostowała się, a kąciki jej ust uniosły się lekko, kiedy zrobiła pierwszy
krok w kierunku domu, lecz po paru sekundach cofnęła się. Dziewczyna znowu stała w oknie,
wpatrując się przed siebie, jakby czegoś szukała, po czym znowu zawróciła w głąb pokoju.
Postać przeklęła pod nosem, mówiąc:
- One nie mogą wejść w głąb lasu! Nie pozwolę na to…
11
Rozdział III
Anitę obudziły jakieś krzyki dochodzące z lewej strony. Dziewczyna przykryła się
mocniej kołdrą, mając nadzieję, że ktokolwiek coś mówi, zaraz się uciszy i da jej spokojnie
spać. Niestety, już po kilku sekundach usłyszała tuż nad głową:
- Anita, wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły!
Dziewczyna poczuła też szturchanie w ramię, co jeszcze bardziej ją zdenerwowało. Po raz
pierwszy żałowała, że skończyły się już wakacje. Otworzyła oczy, a osobą, która tak brutalnie
wyrwała ją ze snu, okazała się jej babcia.
- Może się różnicie, ale dobudzić to ani ciebie, ani Ani nie można – stwierdziła kobieta,
wzdychając i kręcąc głową. Nagle z dołu dobiegł dźwięk telefonu. – Śniadanie już na stole –
dopowiedziała, wychodząc z pokoju.
Anita dopiero po paru minutach zsunęła się z łóżka, stanęła na podłodze, zrobiła parę
kroków i zachwiała się niebezpiecznie. Prawdopodobnie upadłaby, gdyby w ostatniej chwili
nie usiadła na krześle. Wzięła parę oddechów, by nabrać trochę sił. Nawet nie zdziwiła się
swoim stanem – od jakiegoś czasu coraz częściej zdarzały jej się takie nagłe osłabienia. W
końcu wstała i choć wciąż miała mocne zawroty głowy, doszła do łazienki, którą dzieliła z
siostrą.
- Weź się w garść – powiedziała sobie, patrząc na odbicie w lustrze. Skrzywiła się, widząc w
jakim jest stanie – jej długie, zazwyczaj proste, czarne włosy, były poplątane, oczy
przekrwione i opuchnięte. Odkręciła zimną wodę i opłukała nią twarz, by choć trochę
otrzeźwić umysł.
- To nic nie da, może tu pomóc tylko mocna kawa – usłyszała po lewej stronie głos swojej
siostry. „Normalnie jakby mi w myślach czytała!” – pomyślała z irytacją i obróciła się w jej
stronę. Ania stała w drzwiach pomiędzy sypialnią a łazienką, opierając się niby luźno o
framugę, lecz Anita zauważyła, że, tak jak ona sama, jej siostra ledwo stoi na nogach.
- Ty też? – spytała ją, ignorując komentarz o kawie.
- Tak… Zdaje się, że wyglądam tylko trochę lepiej od ciebie. – Ania podeszła lekko
chwiejnym krokiem do lustra obok. Anita westchnęła tylko i skierowała się do swojej
sypialni. Rozmowa z siostrą jak zwykle się nie kleiła.
Kiedy usiadła na fotelu przy biurku, by chwilę odpocząć, usłyszała donośny dźwięk
dochodzący z jej brzucha i nagle poczuła, że jest bardzo głodna. Na swoją krótką, zieloną
koszulę nocną założyła gruby, ciemnoniebieski porannik, a na nogi tego samego koloru
kapcie, po czym skierowała się do kuchni.
12
-Boże, Anita, ty też?! – usłyszała krzyk babci stojącej przy ekspresie do kawy, kiedy
wchodziła do kuchni. – Dziewczynki, powiedzcie mi, co się z wami dzieje? – dodała po
chwili zmartwionym głosem. – Przecież obie wyglądacie jak pół człowieka – blade,
osłabione…
- Babciu, naprawdę nic się nie dzieje – przerwała jej Anita, siląc się na spokój. Wiedziała, że
kobieta po prostu się o nie martwi i dlatego to mówi. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie
poprawiało jej humoru przypominanie, w jakim była stanie. Usiadła przy stole obok Ani,
która dodała:
- Wszystko jest w porządku, to pewnie stres związany ze szkołą. – Spojrzała wyczekująco na
Anitę, która pokiwała energicznie głową, potwierdzając słowa siostry. Choć raz były w czymś
zgodne.
- I ten stres szkolny trwał przez całe wakacje? – stwierdziła raczej niż spytała Maria, a ton jej
głosu wyrażał rezygnację. Po chwili postawiła przed dziewczynami po kubku gorącego,
aromatycznego napoju i dodała. – Co prawda nie pochwalam picia kawy przez dzieci, ale
obawiam się, że jeżeli coś was nie postawi na nogi, to pomdlejecie mi w tej szkole. Tylko nie
mówcie o tym dziadkowi, pod tym względem jest jeszcze gorszy ode mnie.
Anita skrzywiła się. Mimo że była dwa lata starsza od Ani, która lubiła kawę, jej
wcale ona nie smakowała. Mogła ją słodzić, dolewać mleka, a i tak miała według niej
strasznie gorzki smak. Normalnie odmówiłaby wypicia nawet kilku łyków, ale tym razem
musiała zgodzić się z babcią – jeśli się jakoś nie rozbudzi, nie poradzi sobie w szkole.
Przechyliła więc kubek i wypiła całą zawartość, krzywiąc się przy tym lekko.
- No, to teraz szybko zjedzcie śniadanie i szykujcie się do szkoły – powiedziała babcia,
zabierając puste kubki. – Ja idę sprawdzić co u dziadka.
Anita westchnęła, przysuwając sobie talerz ze świeżymi bułkami. Kompletnie nie miała
ochoty jeść – była zbyt zmęczona, a po drugie bała się tego, co miało nastąpić za jakieś
półtorej godziny – rozpoczęcia roku szkolnego w nowej szkole, „…pierwszy raz bez
rodziców”.
Rozdział IV
Gimnazjum do którego miała uczęszczać było dużym, świeżo odmalowanym na
błękitno, prostokątnym budynkiem. Rozpoczęcie roku szkolnego, z racji pięknej pogody,
odbywało się na jednym z betonowych boisk do koszykówki. Anita, przechodząc przez bramę
szkoły, zauważyła, że uczniowie już ustawiali się tam klasami. Dziewczyna wiedziała, że
przydzielili ją do klasy a – humanistycznej, lecz na razie nie miała najmniejszej ochoty ich
13
szukać, więc stanęła z tyłu, opierając się o lampę. Miała stąd widok na właściwie wszystkich
uczniów. Czy było tu inaczej niż w jej poprzedniej szkole w Poznaniu? Oprócz trochę
mniejszej ilości ludzi raczej nie – tak jak tam wszędzie rozbrzmiewały śmiechy, gwar
głośnych rozmów oraz próby wzajemnego przekrzykiwania się, i, tak jak w Poznaniu, tu też
czuła się bardzo samotna. Od czasu pewnego wydarzenia, które miało miejsce dwa lata
wcześniej, tuż przed wyjazdem do Polski, stała się skryta i niedostępna. Pamiętała je, jakby
wydarzyło się wczoraj…
„Od początku roku szkolnego jej klasę objęła nowa nauczycielka – czarno-włosa piękność
pani Thompson, nauczycielka literatury. Kobieta od razu zwróciła uwagę na Anitę ze względu
na jej talent w tej dziedzinie. Nikogo nie dziwiło więc, że przesiadywały razem całymi
godzinami w bibliotece, czytając książki i szlifując styl „przyszłej pisarki” – jak mawiała
nauczycielka. Tymczasem Anita zauważyła, że coraz częściej jest jej słabo, miewa nawet
omdlenia. Lekarz, do którego udała się z mamą, twierdził, że to przez okres dojrzewania, ale
Iza i tak mu nie wierzyła i coraz częściej obserwowała swoją córkę. Dziewczynę strasznie to
irytowało, więc na złość coraz częściej przebywała poza domem, zazwyczaj w towarzystwie
pani Thompson. Można było już powiedzieć, że stały się przyjaciółkami. Aż do pewnego
dnia…
Anita, jak na prawie każdej przerwie, zapukała, po czym weszła do gabinetu nauczycielki.
Pani Thompson uśmiechnęła się do niej przyjaźnie, po czym wskazała na krzesło przy stoliku.
Jak zwykle, rozmawiały o wszystkim i o niczym, aż w końcu dziewczyna doszła do sprawy,
która nie dawała jej spokoju od kilku dni. Opowiedziała kobiecie, jak podsłuchała rozmowę
rodziców o planach przeprowadzki gdzieś daleko stąd. Pani Thompson najpierw zbladła i
przez zaciśnięte zęby spytała, czy jest tego pewna. Gdy Anita, lekko już przestraszona reakcją
kobiety, odpowiedziała, że tak… nauczycielka wpadła w furię. Nagle wstała, przewracając
stół z różnymi papierami, który dotychczas oddzielał ją od Anity, podeszła do niej
zdecydowanym krokiem i tak mocno uderzyła w policzek, że dziewczyna aż zleciała z krzesła,
upadając na podłogę. Na chwilę straciła orientację, a kiedy już się ocknęła, kobieta klęczała
przy niej i trzymała ją mocno za ramię. Jej oczy, dotychczas brązowe i błyszczące, stały się
czarne jak noc. Szeptała coś do siebie, jakby w szaleńczym amoku i uśmiechała się, tak jak
robią ludzie, kiedy spełnia się coś, o czym od dawna marzyli. Anita chciała krzyczeć, ale głos
jakby uwiązł jej w gardle, strach wręcz ją paraliżował. Nie wiedziała czemu, ale miała
przeczucie, że zaraz nadejdzie jej koniec. Czuła, jak siły zaczynają z niej upływać, jak coraz
ciężej jest jej zachować przytomność. Kiedy już prawie zamknęła oczy, żegnając się z życiem,
usłyszała gwałtowne otwieranie drzwi. Ostatnim wysiłkiem podniosła głowę, by ujrzeć, że w
14
progu stoi jej mama. Kiedy Iza ujrzała, co się dzieje, najpierw w jej oczach zagościł strach,
gdy spojrzała na córkę, ale szybko zamienił się on w szał nienawiści. To było ostatnie, co
widziała Anita. Co działo się dalej? Tego dokładnie nie wiedziała, bo mama zbywała jej
pytania iście lakonicznymi odpowiedziami. Sama zresztą nie potrafiła wymyślić nic więcej
ponad historyjkę opowiedzianą przez matkę – nauczycielka uderzyła ją mocno, przez co
straciła przytomność, a Iza odciągnęła od niej kobietę. Wciąż tylko nie wiedziała, skąd jej
mama w ogóle się tam wzięła…
Kiedy dwa dni później wylatywali do Polski, Anita w jednej z miejskich gazet przeczytała
tylko nagłówek: „Szalona nauczycielka rzuciła się na uczennicę!” Już wtedy wiedziała, że
trudno jej będzie od teraz komukolwiek zaufać. Nie podejrzewała tylko, że dwa lata później
spotka ją o wiele gorsza tragedia niż szalona nauczycielka…”
- Ej, patrzcie, jakaś nowa! – wyrwał ją z zamyślenia jakiś donośny głos dochodzący z
niedaleka. „No tak, zaczęło się.” – Dziewczyna westchnęła teatralnie i rozejrzała się dookoła,
w poszukiwaniu tego nadchodzącego „zagrożenia”. Na szczęście nikt nie szedł w jej stronę,
jedynie jakiś trzech chłopaków: wysoki, dobrze zbudowany szatyn, chudy, trochę niższy
brunet oraz lekko otyły, raczej niski rudzielec podeszli do ubranej na biało brunetki.
Dziewczyna wyraźnie się ucieszyła z takiego powitania w nowej szkole i wciąż uśmiechając
się do nich zalotnie i szczerząc białe zęby, przywitała się z każdym z nich z osobna.
Wygładziła ręką swoje idealnie ułożone w fale, sięgające ramion włosy i świdrowała
zielonymi oczami szatyna. „Pewnie spędziła cały wczorajszy dzień u fryzjera. Zaraz chyba
zwymiotuję!” – pomyślała z odrazą Anita. Na kilometr było widać, że brunetce od razu
przypadł do gustu najwyższy z trójki chłopaków. Nie raz widziała już takie sceny i znała się
trochę na tym. Tym razem jednak doświadczenie trochę ją zawiodło, gdyż szatyn, zamiast
odwzajemnić uśmiech, lekko zniesmaczony odwrócił wzrok i… spojrzał prosto na Anitę.
Dziewczyna nie zdążyła się nawet odwrócić, kiedy jego kolega – mały rudzielec – spojrzał w
tę samą stronę i krzyknął z nieukrywaną radością:
- Ej, a tam kolejna! – Po czym szturchnął bruneta (wpatrującego się dotychczas z otwartą
buzią w nowo-poznaną koleżankę) i cała trójka udała się w stronę Anity. Dziewczyna
wiedziała, że ucieczka byłaby czymś najgłupszym, co mogłaby teraz zrobić, więc czekała
tylko cierpliwie z nadzieją na szybkie rozpoczęcie uroczystości. Była zarazem wściekła na
siebie – za idiotyczne wpatrywanie się w tamtą scenkę – i na szatyna – za to, że na nią
spojrzał.
- My się chyba jeszcze nie znamy. – Usłyszała nagle koło siebie rudzielca, który wyraźnie
starał się przybrać szarmancki ton.
15
- Jaki spostrzegawczy jesteś! – prychnęła tylko w odpowiedzi, wyraźnie dając im do
zrozumienia, że nie ma ochoty na tę rozmowę.
- Ej, spokojnie, chcieliśmy się tylko przywitać! – zaśmiał się szatyn i spojrzał na nią swoimi
dużymi, brązowymi oczami. – Jestem Daniel, Daniel Kortyk. – Wyciągnął do niej rękę.
- Kunegunda, Kunegunda Brzęczyszczykiewicz. – Potrząsnęła mocno ręką szatyna, szczerząc
przy tym zęby, idealnie naśladując ruchy nieznajomej.
- Łuu, ale złośliwa. – Zaśmiał się brunet, a po chwili przyłączył się do niego rudzielec. Tylko
szatyn stał naprzeciw Anity, nadal trzymając jej dłoń i wpatrując się w nią z nieskrywanym
zaskoczeniem. „Super, domyślił się, że to ja jestem tą „dziewczyną z wypadku”! – Anita aż
zacisnęła usta ze złości.
- Ej, a ty co? Zakochałeś się? – spytał go w końcu najniższy z chłopaków.
- Co?… - Daniel wyglądał, jakby ktoś obudził go z głębokiego zamyślenia. – Nie, co ty. –
Zaśmiał się, jak dla Anity dość sztucznie, i od razu puścił jej rękę.
- Skoro się poznaliśmy, to może już sobie pójdziecie? – spytała dość ostro dziewczyna.
- No co ty, Kundzia?! Przecież my się jeszcze nie przedstawiliśmy! – Rudzielec udawał
oburzenie, na co brunet zaśmiał się głośno. Daniel jednak nadal stał pomiędzy kolegami,
wpatrując się w nią dużymi, brązowymi oczami. Anitę zaczynało to doprowadzać do szału.
Nie słuchała już pozostałych chłopaków, tylko odwróciła się z zamiarem odejścia, kiedy
nagle poczuła, że ktoś mocno ściska ją za ramię. Siłą odwrócił ją z powrotem, przez co
stanęła oko w oko z Danielem, który zaczął:
- Poczekaj! Ty… to znaczy…
- Zostaw mnie! O co ci chodzi?! – krzyknęła Anita, trochę głośniej niż zamierzała, strącając
przy tym jego rękę. Uczniowie dookoła spojrzeli na nich z zaciekawieniem w oczach, szybko
jednak odwrócili wzrok, kiedy podeszła tam pewna kobieta.
- Co się tu dzieje? – spytała, stając tuż za plecami dziewczyny. Anita odwróciła się i ujrzała
przed sobą całkiem jeszcze młodą osobę, wysoką na około metr osiemdziesiąt, o rudych
włosach, gładkiej cerze oraz dużych błękitnych oczach za okularami. Kiedy spojrzała ona na
dziewczynę, warga lekko jej zadrżała, a z jej ust wydarł się cichy, ledwo słyszalny jęk.
- Yyy… Nie, nic – odpowiedziała niepewnie Anita, starając się odczytać coś z zachowania
nieznajomej. Kobieta wpatrywała się z nią, jakby co najmniej zobaczyła ducha! Nie mogła już
znieść tego świdrującego wzroku, więc mimowolnie spojrzała w bok. Dopiero teraz zdała
sobie sprawę, że większość uczniów ustawiła się właśnie klasami na boisku, a nauczyciele
zbierają się po prawej stronie.
16
- Zaraz… - Głos kobiety stał się wyraźnie cichszy, drżał lekko, jakby miała się zaraz
rozpłakać – Czy ty jesteś Anita Antor? – spytała po chwili, jakby z nadzieją w głosie.
- Tak, to ja. – Westchnęła ze zrezygnowaniem dziewczyna i opuściła głowę. Doskonale
wiedziała, co teraz nastąpi – kondolencje, wyrażanie żalu, pocieszenie…Tak właśnie robiło
większość ludzi i pewnie dlatego tak tego nienawidziła. Czekała na to kilkanaście sekund, aż
w końcu usłyszała tylko oddalający się od niej dźwięk stukotu obcasów. Kompletnie
zdezorientowana, podniosła głowę i okazało się, że kobieta już odeszła. Rozejrzała się
dookoła – Daniel z kolegami stał kilkanaście metrów dalej ze swoją klasą. Kiedy chłopak
obrócił się w jej stronę, ona natychmiast odwróciła wzrok. Kobietę, z którą chwilę wcześniej
rozmawiała, dostrzegła stojącą wśród nauczycieli, wyraźnie zamyśloną. Nagle Anita zdała
sobie z czegoś sprawę: „Czy mi się wydawało, czy widziałam w jej oczach łzy, kiedy mnie
rozpoznała?” – zadała sobie sama pytanie. W końcu, zrezygnowana, z powrotem oparła się o
lampę. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że to dopiero początek dziwnych niespodzianek.
- Witam na rozpoczęciu roku szkolnego dwa tysiące osiem, dwa tysiące dziewięć! –
zaczął siwy, dość niski, otyły mężczyzna – dyrektor szkoły. – Szczególnie chciałbym
przywitać nowych uczniów oraz nauczycielkę, która będzie w tym roku uczyła muzyki w
zastępstwie za panią Nekroz – powitajcie panią Nowostarską. – Wśród uczniów rozległy się
oklaski, nawet głośne zważywszy na to, że większość uczniów nie słuchała dyrektora i
rozmawiała przyciszonymi głosami. Spośród nauczycieli wyszła za to rudowłosa kobieta, ta
sama, z którą Anita rozmawiała zaledwie parę minut wcześniej. Pani Nowostarska wyglądała,
jakby nie do końca wiedziała, co się wokół niej dzieje – najwyraźniej intensywnie o czymś
rozmyślała. Dziewczynie przemknęło przez głowę, że powodem zachowania kobiety była
właśnie ona sama. „Przestań! Przecież to niemożliwe, widziałaś ją po raz pierwszy w życiu!”
– skarciła samą siebie, choć tak naprawdę już niczego nie była pewna. To, jak ta kobieta na
nią spojrzała było… dziwne, a na pewno odbiegające od zwykłych kontaktów nauczyciel-
uczeń.
Po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że uczniowie powoli ruszają w kierunku wejścia
do szkoły. Ruszyła za nimi, jednak myślami wciąż była przy osobliwej nauczycielce, którą w
tej chwili straciła z oczu. Dziewczyna razem z tłumem weszła przez duże, oszklone drzwi z
prawej strony budynku do pomieszczenia przypominającego poczekalnię. Przy ścianach i
trzech kolumnach na środku stały przyczepione na stałe ławki. Korytarz na wprost od wejścia
prowadził do sali gimnastycznej, a drzwi po lewej, teraz szeroko otwarte, do dalszej części
szkoły. Spokojnie zmieściłoby się tam koło stu osób, teraz jednak wszyscy podążali w głąb
17
szkoły. To właśnie w tej chwili Anita zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia, w którą stronę
powinna się teraz udać. Nie znała nikogo w tej szkole oprócz Ani i jej kuzyna Rafała, których
nigdzie nie widziała. Już chciała poszukać jakiegoś nauczyciela, kiedy usłyszała za sobą
znajomy głos:
- Anita! – Kobieta dotknęła jej ramienia, lecz zaraz cofnęła rękę, jakby się poparzyła.
Dziewczyna odwróciła się z westchnięciem i stanęła tuż przed panią Nowostarską. Jednakże
tym razem kobieta wpatrywała się w nią jeszcze bardziej przerażonym i zszokowanym
wzrokiem niż wcześniej. Jej usta rozchyliły się lekko, jakby próbowała coś powiedzieć, ale
nie mogła. Oddychała tylko ciężko, jakby chwilę wcześniej przebiegła maraton. Po paru
sekundach Anita miała już serdecznie dość tej kobiety i odwróciła się z zamiarem odejścia.
- Zaczekaj! – krzyknęła tamta, po czym złapała ją lekko za ramię i dodała. – Zaprowadzę cię
do klasy.
- A skąd pani wie, w której jestem klasie?
- Wiem – odpowiedziała krótko, nawet na nią nie spoglądając. Razem zaczęły się przepychać
przez tłum uczniów i nielicznych rodziców. Anita nie opierała się – to w końcu była jej
nauczycielka, więc teoretycznie nie miała się czego obawiać, choć zachowanie kobiety
przeprawiało ją o mimowolne dreszcze.
- Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze. – Pani Nowostarska nagle spojrzała na nią i
uśmiechnęła się przyjaźnie. Jej głos był spokojny, opanowany, jakby nic się nie stało
zaledwie minutę wcześniej, jakby widziała w niej normalną uczennicę, a nie jakiś dziwny
okaz muzealny. „To jakaś paranoja!… Albo ja zwariowałam, albo to ona ma nierówno pod
sufitem!” – pomyślała z przerażeniem dziewczyna.
- To tam, sala numer sto jeden. – Kobieta nagle zatrzymała się i wskazała jej drzwi na wprost
na końcu korytarza. Anita sama nie wiedziała, kiedy znalazły się na drugim piętrze, na drugim
końcu szkoły. Jedyną rzeczą, którą potrafiła zrobić, było wpatrywanie się w rude włosy
nauczycielki idącej przed nią.
- To powodzenia. – Pani Nowostarska uśmiechnęła się do niej i odeszła. Dziewczyna nie
potrafiła wydusić z siebie choćby słowa – to było ponad jej siły. Czuła, że kobieta obserwuje
ją, odchodząc, więc nawet się nie odwróciła. Podeszła tylko do najbliższego okna i oparła się
o parapet, spuszczając głowę. Miała ochotę zapaść się pod ziemię, przestać myśleć o
wszystkim, ale nie potrafiła. Od kiedy zmarli jej rodzice, wszystko zaczęło się walić. Nie
potrafiła się już śmiać, ani nawet płakać, nikomu nie ufała, a najlepiej czuła się w samotności,
we własnym pokoju. Zamykała się w stworzonej przez siebie „skorupie”, odpychając
wszystkich, nawet własną siostrę. Prawda, Ania nie była święta, ale wina za pogorszenie się
18
ich stosunków leżała po obu stronach i Anita zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała o tym,
ale nie miała siły nic z tym zrobić.
W natłoku smutnych myśli, pani Nowostarska wydała się bardzo błahym problemem.
W końcu – mało to dziwnych nauczycielek chodzi po świecie?
Po pół godzinie Anita została na korytarzu tylko z jedną koleżanką. Obie były nowe,
więc wychowawczyni kazała im zostać chwilę, by mogła je spokojnie przedstawić klasie.
Nieznajoma wyraźnie chciała do niej podejść i się przywitać, lecz jak na razie nie miała
odwagi. Było to zapewne spowodowane zachowaniem Anity, która stała zasępiona przy
parapecie, wpatrując się w widok za oknem. Ostatnim, na co teraz miała ochotę, to rozmowa z
kimkolwiek.
- Cześć, jestem Monika – usłyszała nagle koło siebie miły, dość wysoki głos. Anita
westchnęła ciężko i odwróciła niechętnie głowę od widoku za oknem. Dopiero teraz
dokładniej przyjrzała się swojej przyszłej koleżance i rozpoznała w niej tę dziewczynę, która
jakąś godzinę wcześniej robiła „maślane oczy” do Daniela.
- Anita. – Uścisnęła ze złośliwym uśmieszkiem wyciągniętą dłoń dziewczyny. Jednakże ona
najwyraźniej nie przejęła się tym lub tego nie zauważyła, gdyż ciągnęła:
- A wiec ty też jesteś tu nowa? Ja przyjechałam dopiero dwa tygodnie temu. Wcześniej
mieszkałam w Szczecinie, a ty? – Zaczęła mówić bardzo szybko, jakby się bała, że ktoś jej
przerwie. Anita w pierwszej chwili chciała jak najszybciej zakończyć tę, i tak już według niej
za długą, konwersację, lecz nagle coś ją powstrzymało. Kiedy otwierała usta, by coś
powiedzieć, zdała sobie sprawę z jednej rzeczy – pierwszy raz od, jak jej się wydawało,
wieczności, ktoś zaczął z nią normalnie rozmawiać. Nie było żadnych kondolencji, wyrażania
żalu, ani nawet pocieszającego wzroku. Ta dziewczyna po prostu chciała ją poznać, nic
więcej. Anitę tak to zszokowało, że przez chwilę kompletnie nie wiedziała, co zrobić.
Wpatrywała się tylko w Monikę z głupią miną, nie mogąc pozbierać myśli. Z opresji wybawił
ją odgłos otwieranych drzwi, w których stanęła wysoka, na oko około trzydziesto-pięcio-
letnia szatynka w okularach, która powiedziała:
- Zapraszam do środka. Klasa już na was czeka.
Rozdział V
Anita jako jedna z ostatnich wyszła ze szkoły. Większość uczniów pobiegła już
grupkami do najbliższych pizzerii, lodziarni i tym podobnych, by użyć jeszcze ostatniego dnia
wakacji. Nic dziwnego – po wczorajszym deszczu, pogoda zrobiła się piękna – słońce mocno
19
świeciło, a po niebie leniwie przesuwały się nieliczne chmurki. Anicie jednak w ogóle się nie
spieszyło, a miała sporo do przemyślenia. Otóż okazało się, że pierwszą osobą jaką ujrzała po
przekroczeniu progu klasy, był nie kto inny jak Daniel Kortyk, a w ławce za nim jego
koledzy: rudzielec, czyli Michał Jałdoń oraz chudy brunet – Paweł Roztecki. Tuż obok
szatyna, wpatrzona w niego jak w obrazek, siedziała piękna blondynka o kręconych,
sięgających ramion włosach oraz szerokim uśmiechu ukazującym jej białe, równe zęby. Jak
Anita słusznie się domyśliła Paulina (czyli „ślicznotka” lub „galerianka”) oraz Daniel byli
parą.
Oczywiście, zaraz po przekroczeniu progu drzwi, wszystkie, głównie współczujące
spojrzenia skierowały się w jej stronę. Przez moment miała wielką ochotę na nich
nawrzeszczeć, ale w ostatniej chwili powstrzymała się. Teraz, kiedy na spokojnie przemyślała
sobie tamtą scenę, doszła do wniosku, że i tak miała chyba lepiej niż Monika, na którą nikt
nie zwrócił większej uwagi. Cała klasa była zbyt zajęta przyglądaniem się Anicie –
„dziewczynie z wypadku”. Niestety, Helenowo było stosunkowo małą mieściną, więc nawet
wypadek samochodowy był tam sensacją. Szczególnie kiedy giną w nim aż dwie osoby…
Anita przyspieszyła kroku, chcąc w jakiś sposób pozbyć się tych smutnych myśli.
Kompletnie nie patrzyła, gdzie idzie, właściwie po omacku przeszła przez furtkę szkoły na
chodnik, gdy nagle zderzyła się z kimś.
- Przepraszam, zamyśliłam się – powiedziała odruchowo rudowłosa kobieta, po czym
spojrzała na dziewczynę, otworzyła lekko usta ze zdziwienia i szepnęła. – Anita…
- Przepraszam, to ja powinnam była uważać. – Dziewczyna chciała jak najszybciej wyminąć
nauczycielkę, która znowu dziwnie się na nią patrzyła.
- Poczekaj, porozmawiajmy chwilę. – Pani Nowostarska wyraźnie nie chciała dać za wygraną.
Złapała ją delikatnie za ramię, wzdychając przy tym delikatnie, jakby zrobiło jej się słabo.
- Dobrze się pani czuje? – spytała odruchowo Anita i od razu pożałowała swoich słów.
Chciała przecież jak najszybciej odejść, a teraz dała nauczycielce pretekst do rozmowy.
Kobieta jednak uśmiechnęła się tylko i odpowiedziała, puszczając jej rękę:
- Ja czuję się bardzo dobrze, to ty, to znaczy… - zawahała się. Anita widziała po jej minie, że
chciała jej o czymś powiedzieć, ale coś ją przed tym powstrzymywało. Dziewczyna już sama
nie wiedziała, co sądzić o zachowaniu młodej nauczycielki – było zarazem tajemnicze a
nawet lekko przerażające, ale kobieta nie wydawała się groźna, była raczej…
zdezorientowana.
20
Pobierz darmowy fragment (pdf)