Darmowy fragment publikacji:
2
©opyrights to:
Wirtualne Wydawnictwo „Goneta” Aneta Gonera
www.goneta.net
ul. Archiwalna 9 m 45, 02-103 Warszawa
Okładka: Małgorzata Mazurek ©
ISBN: 978-83-928108-3-4
Wydanie I
Warszawa, kwiecie(cid:276) 2009
1.
3
I oto Dzwoniec P po raz pierwszy w (cid:298)yciu, zobaczył wyj(cid:261)tek od regu-
ły. W skrzynce pocztowej nie było ulotek reklamowych, kolorowych gazet
i innych gad(cid:298)etów. Była tylko jedna elegancka koperta złocistego koloru.
„Jak w ba(cid:286)ni” — pomy(cid:286)lał. — „Zaproszenie na (cid:286)lub lub komuni(cid:266). Ale
kto zaprosił? Zreszt(cid:261) i tak nie pójd(cid:266)”.
Miał „g(cid:266)sty czas”, jak sam ten stan nazywał. Tydzie(cid:276), a wi(cid:266)c siedem
dni temu, porzuciła go Maria Antonina, bez uprzedzenia. (cid:297)yli bez (cid:286)lubu,
ale zgodnie, dobrze im było ze sob(cid:261) i wszyscy wokół mówili, (cid:298)e s(cid:261) do-
bran(cid:261) par(cid:261).
Dobran(cid:261)!
Uciekła bez uprzedzenia, zostawiła tylko kartk(cid:266) na stole: „Odchodz(cid:266)
na zawsze. Przestałam ci(cid:266) kochać”.
Po tym wypadku gorycz zacz(cid:266)ła wypływać z serca. Nieustannie
szukał przyczyn. Ale ani w niej, ani w sobie nie potrafił jej znale(cid:296)ć. Do
ostatniej chwili ich (cid:286)wiat ani razu nie wyskoczył z zawiasów. Nie było te(cid:298)
dzielenia włosa na czworo ani darcia po(cid:286)cieli.
Zagadkowe odej(cid:286)cie!
Ugodziła go mocno!
A przysi(cid:266)gała, (cid:298)e do grobowej deski, nawet poza ni(cid:261). Có(cid:298), jak ka(cid:298)da
kobieta zdolna jest do obł(cid:266)dnych czynów, tak dobrych jak i złych. Ona
wybrała zł(cid:261) (cid:286)cie(cid:298)k(cid:266). Zazwyczaj tak bywa.
Ale dosyć smutku, robimy wolt(cid:266), od koloru czarnego przechodzimy
do złotego.
Znakomicie!
Jeste(cid:286)my na miejscu.
4
Dzwoniec P siedzi przy swoim biurku i otwiera list, no(cid:298)ykiem, aby
nie uszkodzić koperty, której kolor przypominał mu tło ikony — (cid:286)wiatło(cid:286)ć,
która na nas czeka po opuszczeniu tego padołu łez.
Przeczytał list i uniósł brwi, chciał si(cid:266) nawet u(cid:286)miechn(cid:261)ć, ale drugi
Dzwoniec P — ten wielko(cid:286)ci protonowego kciuka i mieszkaj(cid:261)cy w jego
sercu — nie dopu(cid:286)cił do tego. Szepn(cid:261)ł, (cid:298)e to bardzo, ale to bardzo po-
wa(cid:298)na sprawa. Tak osobliwa, (cid:298)e nawet on nie wie, co z tym fantem zro-
bić i do kogo si(cid:266) udać z pro(cid:286)b(cid:261) o pomoc.
Posłuchał, nie u(cid:286)miechn(cid:261)ł si(cid:266), zło(cid:298)ył tylko usta w „dziób” i zapatrzył
si(cid:266) w złoto papieru.
„Uciec tam, w te rozłogi, jak kiedy(cid:286) si(cid:266) uciekało na Zaporo(cid:298)e lub
Dziki Zachód, bez tych ziemskich ceregieli — cierpienia i umierania”.
Jeszcze raz przeczytał list:
„Obywatel Dzwoniec P niniejszym otrzymuje rozkaz
zlikwidowania Prezydenta Pa(cid:276)stwa Donalda Drake’a w
ci(cid:261)gu jednego miesi(cid:261)ca. W wypadku odmowy lub nie do-
trzymania terminu Dzwoniec P zostanie zlikwidowany. Od-
liczanie czasu rozpoczyna si(cid:266) od dnia wysłania listu z roz-
kazem.
PS. Obywatel Dzwoniec P zostanie ukarany kar(cid:261)
(cid:286)mierci równie(cid:298) wtedy, gdy doniesie o powy(cid:298)szym policji
lub komukolwiek przeka(cid:298)e tre(cid:286)ć wiadomo(cid:286)ci”.
„Morderstwo w złotym opakowaniu” — pomy(cid:286)lał i łzy zapiekły w k(cid:261)-
cikach oczu. Łzy popłyn(cid:266)ły samoistnie, jakby to nie on płakał, ale ten
drugi Dzwoniec P — jego tchnienie, sumienie, dusza, ja.
5
— Bo(cid:298)e, jestem tylko człowiekiem, marnym dziennikarzyn(cid:261), a nie
herosem – szepn(cid:261)ł, ocieraj(cid:261)c łzy higieniczn(cid:261) chusteczk(cid:261). — Za du(cid:298)o te-
go jak na moje barki.
— Biedny ty, Robinsonie, biedny — usłyszał.
Nie był to obcy głos, mimo to drgn(cid:261)ł, usłyszał d(cid:296)wi(cid:266)ki nerwami, wi(cid:266)c
zakłuło w sercu. Szybko si(cid:266) uspokoił, lecz łzy z odbitym sło(cid:276)cem nadal
wyciekały z k(cid:261)cików oczu i nadawały twarzy jesienny wyraz.
Po chwili wstał i podszedł do klatki, w której papuga tłukła dziobem
w blaszany pojemnik na wod(cid:266).
— Nie b(cid:261)d(cid:296) w gor(cid:261)cej wodzie k(cid:261)pany — powiedział. — Tak czy
owak na jednym wózku jedziemy.
— Biedny ty, Robinsonie, biedny — ponownie zaskrzeczał Karol.
Papug(cid:266) zapomniała lub rozmy(cid:286)lnie zostawiła Maria Antonina. Karol
nale(cid:298)ał do niej, odziedziczyła ptaka po babce — (cid:298)onie marynarza. W
pierwszym odruchu chciał oddać papug(cid:266) do ZOO, ale, na szcz(cid:266)(cid:286)cie,
rozmy(cid:286)lił si(cid:266) w drodze i wrócił z ptakiem do domu. Karola od tej chwili
zacz(cid:261)ł traktować jak dobrego przyjaciela. Jego chrapliwie wypowiadane
zdanie przypominało mu o ludzkiej, a wi(cid:266)c i jego, kondycji.
Dzwoniec P napełnił pojemniki: jeden wod(cid:261), drugi ziarnem, a na-
st(cid:266)pnie poszedł do kuchni, wyci(cid:261)gn(cid:261)ł z lodówki butelk(cid:266) whisky i wrócił do
salonu. Usiadł w fotelu, napełnił szklank(cid:266) i natychmiast wypił dwa gł(cid:266)bo-
kie hausty. Wypił i tul(cid:261)c głow(cid:266) do wysokiego oparcia, czekał na szept
krwi rozgrzanej alkoholem. Nie doczekał si(cid:266). Dopiero po czwartym hau-
(cid:286)cie zacz(cid:266)ło wschodzić sło(cid:276)ce, a wraz z nim kurtyna poszła w gór(cid:266). Na
scen(cid:266) wjechała kareta, stara, skrzypi(cid:261)ca i obryzgana błotem. Konie w
zaprz(cid:266)gu nale(cid:298)ały do tej kategorii, któr(cid:261) nazywamy „chabetami”. Doro(cid:298)-
karz cuchn(cid:261)ł samogonem i kiszon(cid:261) kapust(cid:261).
— Dojechali(cid:286)my! — krzykn(cid:261)ł i (cid:286)ci(cid:261)gn(cid:261)ł lejce.
6
Z karety wysiadł jegomo(cid:286)ć w czarnym błyszcz(cid:261)cym garniturze. Nikt
szczególny — kto(cid:286) z wydatnym brzuszkiem i podwójn(cid:261) brod(cid:261). I z dwoma
pomocnikami, czy te(cid:298) sługami. Jegomo(cid:286)ć praw(cid:261) dłoni(cid:261) uchylił kapelu-
sza, lew(cid:261) podniósł w powitalnym ge(cid:286)cie.
— Przyjechali(cid:286)my w go(cid:286)cin(cid:266) na cały miesi(cid:261)c — powiedział dono-
(cid:286)nie.
— Biedny ty, Robinsonie, biedny — zaskrzeczał Karol, gło(cid:286)niej ni(cid:298)
zwykle.
— Spokój! — krzykn(cid:261)ł Dzwoniec P zaciekawiony wizj(cid:261).
Spojrzał na klatk(cid:266) i pogroził papudze wskazuj(cid:261)cym palcem. Kiedy
ponownie spojrzał przed siebie, wizji ju(cid:298) nie było. Było to pierwsze wi-
dziadło w jego (cid:298)yciu, a jego przyczyn(cid:261), tak przypuszczał i słusznie, było
sprawka Marii Antoniny.
Uciekła!
(cid:297)eby do rodziców, to byłoby pół biedy, ale nie — uciekła diabeł wie
gdzie, diabeł wie z kim i dok(cid:261)d.
— Ta moja niezmierzona wyobra(cid:296)nia, to moje (cid:296)ródło biedy — i
opró(cid:298)nił szklank(cid:266) do dna.
— Nie byłoby tej paranoi — szepn(cid:261)ł ten drugi Dzwoniec P złoty,
wielko(cid:286)ci protonowego kciuka — gdyby(cid:286) wierzył Torze i prorokom. Tam
stoi czarno na białym, (cid:298)e człowiek to okrutna i zdradliwa istota, zdolna do
najgorszego. Co si(cid:266) stało, to si(cid:266) nie odstanie — szepn(cid:261)ł ju(cid:298) pokorniej. —
Nale(cid:298)y nauczyć si(cid:266) z tym (cid:298)yć, wpi(cid:261)ć si(cid:266) w zaistniałe wschody i zachody
sło(cid:276)ca, które nigdy si(cid:266) nie ko(cid:276)cz(cid:261), przynajmniej za mojego (cid:298)ycia, które
kocham, sam nie wiem dlaczego? Jest w nim przecie(cid:298) wi(cid:266)cej smutku ni(cid:298)
zdziwienia.
— Biedny, ty Robinsonie, biedny — zaskrzeczał Karol.
7
Dzwoniec P nie usłyszał lub nie chciał usłyszeć, mocniej wcisn(cid:261)ł si(cid:266)
w fotel i wsłuchał si(cid:266) w siebie. Czekał na melodi(cid:266) bluesa, do(cid:286)ć długo
czekał, nie doczekał si(cid:266), usłyszał tylko trzaski suchych łamanych gał(cid:266)zi.
Z niezadowoleniem kiwn(cid:261)ł głow(cid:261), si(cid:266)gn(cid:261)ł po szklank(cid:266) i opró(cid:298)nił do dna.
I ponownie zacz(cid:261)ł czekać. Doczekał si(cid:266), ale nie melodii, tylko upojenia.
Napływało dr(cid:298)(cid:261)cymi kolorowymi falami jak zorza polarna. Ka(cid:298)da fala
zrywała z niego coraz to inny w(cid:266)zeł czy zatrzask. Czuł si(cid:266) szcz(cid:266)(cid:286)liwy i
wielki.
Dostrzegł złot(cid:261) kopert(cid:266) i u(cid:286)miechn(cid:261)ł si(cid:266). Wstał, przyniósł z kuchni
talerz i zapałki i zerkn(cid:261)ł na kopert(cid:266).
— Zobacz, Karol, co zrobi(cid:266) z tym straszydłem.
Spalił wpierw list, a nast(cid:266)pnie kopert(cid:266). Przez chwil(cid:266) patrzył na zw(cid:266)-
glone szcz(cid:261)tki, u(cid:286)miechaj(cid:261)c si(cid:266), zgniótł szar(cid:261) spalenizn(cid:266) w drobny pył,
poszedł ponownie do kuchni, podstawił nachylony talerz pod kran, pu(cid:286)cił
wod(cid:266), popiół z szumem został pochłoni(cid:266)ty przez strug(cid:266) i — znikn(cid:261)ł w
labiryncie kanalizacyjnych rur.
Nast(cid:266)pnie umył talerz i dłonie, wytarł je dokładnie, do sucha i wrócił
do pokoju.
— Pogrzebali(cid:286)my moj(cid:261) (cid:286)mierć — powiedział, patrz(cid:261)c na Karola. —
Uniewa(cid:298)nili(cid:286)my wyrok. Teraz opijemy zwyci(cid:266)stwo.
Napełnił szklank(cid:266).
— Twoje zdrowie, Karol! To nie ostatnie (cid:298)yczenie i szklanka. Oj, nie
ostatnia...
2.
8
Dzwoniec P obudził si(cid:266) rano z pakułami w głowie; było tam szaro jak
na (cid:286)mietnisku o zmierzchu, w uszach — na zmian(cid:266) szumy lub d(cid:296)wi(cid:266)ki.
„W Dzwo(cid:276)cu musi co(cid:286) dzwonić” — pomy(cid:286)lał z ironi(cid:261). My(cid:286)l niczego
nie zmieniła, raczej pogorszyła, poniewa(cid:298) po niej przyszła nast(cid:266)pna i na-
st(cid:266)pna, mózg plótł paj(cid:266)czyn(cid:266) jedn(cid:261) za drug(cid:261), coraz to dłu(cid:298)sze i dłu(cid:298)sze.
W tej tkalni Dzwoniec P, który nie był fachowcem, pogubił si(cid:266). Zacz(cid:261)ł si(cid:266)
miotać i wrzeszczeć. Wreszcie padł jak placek na patelni(cid:266). A kiedy odro-
bin(cid:266) odetchn(cid:261)ł, chciał sobie przypomnieć, jak do tego wszystkiego do-
szło. Ale z jego ciekawo(cid:286)ci wyszły nici. Okazało si(cid:266), (cid:298)e nie pami(cid:266)ta dnia
wczorajszego. Widział tylko kontury, zarysy przez g(cid:266)ste mgły — co(cid:286) tam
było, ale co? Co(cid:286) za (cid:286)cian(cid:261), pod podłog(cid:261), tu(cid:298), tu(cid:298) — było, ale co? Nie
byle co. To czuł przez skór(cid:266)? Mo(cid:298)e kogo(cid:286) obraził albo wyrzucono go z
pracy? Albo co(cid:286) jeszcze gorszego?...
— Co? (cid:285)wi(cid:266)ty Bo(cid:298)e?
Oczywi(cid:286)cie nie otrzymał odpowiedzi. Nie mógł. Bóg w(cid:261)tpi(cid:261)cym nie
odpowiada ani podpowiada.
Nie był tym zgorszony czy zawiedziony. Cuda rzadko si(cid:266) zdarzaj(cid:261). I
to nie takim jak on.
— A u ciebie, Karol, dobrobyt, prawda?
Spojrzał na klatk(cid:266) i zd(cid:266)biał, przetarł oczy i zamrugał z wra(cid:298)enia. By-
ła pusta. Przetarł jeszcze raz — nic nie pomogło. Wstrz(cid:261)sn(cid:266)ło nim. Od-
rzucił koc, wci(cid:261)gn(cid:261)ł szlafrok i ruszył na poszukiwanie.
— Hej, hej, Karol, Karolciu!
W kuchni cisza i pustka w łazience, w drugim pokoju podobnie.
Ruszył na kwartały. Wcisn(cid:261)ł dło(cid:276) do wazonu, zagl(cid:261)dn(cid:261)ł pod kanap(cid:266),
szukał w szafie, pod szaf(cid:261), za fotelami i pod stołem, mi(cid:266)dzy po(cid:286)ciel(cid:261) i
bielizn(cid:261). Karola nigdzie nie było, rozpłyn(cid:261)ł si(cid:266) jak kamfora.
9
Uciekł albo kto(cid:286) go ukradł.
„Mo(cid:298)e Maria Antonina wróciła po niego?”.
I z ta my(cid:286)l(cid:261) wyszedł na korytarz , a potem na ulic(cid:266).
Naprzeciwko, za placem, stał ko(cid:286)ciół. Dzie(cid:276) był wysoki i słoneczny,
wi(cid:266)c drzwi (cid:286)wi(cid:261)tyni były otwarte. Poszedł w tamt(cid:266) stron(cid:266).
W drzwiach ko(cid:286)cioła zatrzymał si(cid:266), aby przyzwyczaić oczy do mroku
wn(cid:266)trza. (cid:295)renice rozszerzyły si(cid:266), wi(cid:266)c zobaczył wyra(cid:296)nie ławki i chodnik.
Poszedł przed siebie w stron(cid:266) ołtarza.
I wyobra(cid:296)cie sobie znalazł Karola. Siedział na bocznej (cid:286)ciance kon-
fesjonału. Dzwoniec P u(cid:286)miechn(cid:261)ł si(cid:266) i podszedł. Ale Karol siedział wy-
soko, za wysoko, aby mógł go dosi(cid:266)gn(cid:261)ć r(cid:266)k(cid:261). Rozgl(cid:261)dn(cid:261)ł si(cid:266). Nie było
w pobli(cid:298)u (cid:298)adnego stołka czy krzesła, tylko ławki i ławki.
Karol nie zwracał na Dzwo(cid:276)ca P (cid:298)adnej uwagi. Siedział spokojnie,
jakby czekał na kapłana, aby przyst(cid:261)pić do spowiedzi.
Dzwoniec P miał czekania powy(cid:298)ej uszu, szukał wyj(cid:286)cia, wszedł
wi(cid:266)c do konfesjonału. Na nic si(cid:266) to jednak nie zdało. Miał sufit. Na nic te(cid:298)
zdała si(cid:266) przytwierdzona ławeczka, na której siadywał kapłan.
Siedz(cid:261)c w konfesjonale na duszpasterskim siedzisku, Dzwoniec P
usłyszał:
— Biedny, ty Robinsonie, biedny!
I zaraz potem stan(cid:261)ł przed nim mnich w czarnym habicie, przepasa-
ny białym sznurem.
— Chce si(cid:266), brat, wyspowiadać? — zapytał.
— Nie, nie o to chodzi — odpowiedział.
— Szkoda, wielka szkoda — powiedział zakonnik.
— Uciekł mi Karol — powiedział Dzwoniec P i wskazał palcem pa-
pug(cid:266) siedz(cid:261)c(cid:261) na bocznej (cid:286)ciance konfesjonału. — Jak b(cid:266)dzie mo(cid:298)li-
wo(cid:286)ć, prosz(cid:266) go złapać. Po pracy przyjd(cid:266) i odbior(cid:266).
10
— Dziwne, (cid:298)e papuga pragnie si(cid:266) wyspowiadać, a pan nie.
— Tak, to zaskakuj(cid:261)ce i zagadkowe, przemy(cid:286)l(cid:266) to.
— Jak si(cid:266) Karol wyspowiada i nie odfrunie twoje szcz(cid:266)(cid:286)cie. Mimo
wszystko wst(cid:261)p. Mo(cid:298)e si(cid:266) wtedy wyspowiadasz. A robił b(cid:266)d(cid:266) wszystko,
aby pomóc bli(cid:296)niemu.
— Dzi(cid:266)kuj(cid:266), wst(cid:261)pi(cid:266) po pracy, a wtedy niebo przed nami — i wy-
szedł z ko(cid:286)cioła.
Tak!
Tak!
Dzwoniec P odrzucił koc, lecz nie poszedł szukać Karola.
„Uciekł jak Maria Antonina. Jedna krew, zła krew, zdradliwa”.
I gorycz ponownie odsłoniła swoj(cid:261) ksi(cid:266)g(cid:266). Przekartkował j(cid:261) szybko,
ale tym razem nie wcisn(cid:266)ła si(cid:266) do gardła i k(cid:261)ciki oczu nie wypełniły si(cid:266)
łzami. Zamiast uczucia (cid:298)alu, pojawił si(cid:266) l(cid:266)k. I to taki natarczywy, (cid:298)e a(cid:298)
si(cid:266) obejrzał. I w tym ruchu przypomniał sobie otrzymany list. I cała resz-
t(cid:266), ł(cid:261)cznie ze spaleniem, przemian(cid:261) w proch, wrzuceniem do zlewu,
puszczeniem wody i z satysfakcj(cid:261) z jak(cid:261) patrzył, jak woda porywa zło w
swoje tajemnicze otchłanie.
— Prezydent! Co ja o nim wiem, prócz tego, (cid:298)e ma zakazan(cid:261) g(cid:266)b(cid:266).
Groteskowy prezydent. Maj(cid:261)c tak(cid:261) fizys nie mo(cid:298)na liczyć na szcz(cid:266)(cid:286)cie,
tylko na odwrotno(cid:286)ć. Taki Prezydent to gru(cid:296)lica. Po co si(cid:266) taki tr(cid:261)d pcha
do władzy?
Tak!
Tak!
Dzwoniec P nie cierpiał Prezydenta, kiedy jego wzrok złowił jego
zdj(cid:266)cie w gazecie lub na ekranie telewizora. Od razu czuł glist(cid:266) w gardle
i natychmiast si(cid:266)gał po jak(cid:261)kolwiek goryczk(cid:266), która te mdło(cid:286)ci przep(cid:266)-
dzała.
11
Czy teraz mo(cid:298)emy si(cid:266) dziwić, (cid:298)e to wła(cid:286)nie on otrzymał list w złotej
kopercie, ze znanym nam rozkazem? Jego negatywne my(cid:286)li i emocje
kusiły los. No i ma, czego chciał. Poza tym, kto dokładnie wie, czy
otrzymał ten złoty list, czy tylko zmy(cid:286)lił, a ja łapacz snów ukradłem mu
ten fantazmat i zaciekawiłem si(cid:266) nim i pu(cid:286)ciłem w obieg.
Mówi(cid:261)c ogl(cid:266)dnie, (cid:286)wiat, w którym (cid:298)yjemy nie posiada w sobie nic
pewnego, jest relatywny do tego stopnia, (cid:298)e prawda bardzo cz(cid:266)sto brzmi
jak zabobon, a zabobon reprezentuje klasyczna prawd(cid:266). Z tego te(cid:298) po-
wodu trzymajmy si(cid:266) (cid:296)ródła, z którego czerpał Dzwoniec P.
Tak!
Marno(cid:286)ć!
Jak pami(cid:266)tamy, Dzwoniec P w pewnym momencie poczuł l(cid:266)k, który
si(cid:266) w nim zagnie(cid:296)dził. Zacz(cid:261)ł si(cid:266) bać, poniewa(cid:298) wydawało mu si(cid:266), (cid:298)e
prócz niego w jego mieszkaniu znajduj(cid:261) si(cid:266) jeszcze obce osoby.
Przypomniał sobie przyjazd karety, wi(cid:266)c nie doko(cid:276)czył (cid:286)niadania,
łykn(cid:261)ł tylko odrobin(cid:266) herbaty, wstał i ruszył, aby sprawdzić swoje prze-
czucie. Wstaj(cid:261)c, k(cid:261)cikiem oka spostrzegł Karola. Siedział skulony w ku-
chennym k(cid:261)cie, raczej w szparze pomi(cid:266)dzy (cid:286)cian(cid:261) a szafka na naczynia.
Był w opłakanym stanie, potargany i pobity.
— Co si(cid:266) stało, Karol?
Nawet nie zaskrzeczał, nie wy(cid:286)piewał swojego refrenu.
— Dobry chłopiec z ciebie — powiedział Dzwoniec P. — Urz(cid:261)dzili
ci(cid:266). Cierpisz i t(cid:266)sknisz jak ja. Maria Antonina nas tym pocz(cid:266)stowała.
Có(cid:298), takie jest (cid:298)ycie człowieka zrodzonego z niewiasty. Wa(cid:298)ne, (cid:298)e prze-
(cid:298)yłe(cid:286), (cid:298)e mamy siebie. Co dwóch to nie jeden.
Ale odnalezienie Karola nie zabiło odczucia obecno(cid:286)ci osób trze-
cich.
— Kto tu jest?! — krzykn(cid:261)ł. — Poka(cid:298) si(cid:266)!
12
Cisza.
„To tylko mój kac” — pomy(cid:286)lał. — „To wszystko przez Mari(cid:266) Antoni-
n(cid:266). Odeszła i zacz(cid:266)ło walić si(cid:266) wszystko. Zrobiła wyrw(cid:266) w naszym du-
chowym domu i wszystko teraz włazi przez ni(cid:261) do chaty i losu. Wszystkie
karaluchy, nietoperze i paj(cid:261)ki, i stwory niewidzialne. I to wszystko teraz
pije nasz(cid:261) krew”.
— Kto(cid:286) jest w naszym domu, Karolu albo był. Czuj(cid:266) to.
Uniósł brwi i zamy(cid:286)lił si(cid:266), patrz(cid:261)c na Karola.
— Biedny ty, Karolu biedny — szepn(cid:261)ł. — Biedny, wi(cid:266)c nie zostawi(cid:266)
ci(cid:266) samego. Prze(cid:298)yłe(cid:286) traum(cid:266), kto(cid:286) chciał ci(cid:266) udusić lub zje(cid:286)ć. Bardzo
(cid:296)le wygl(cid:261)dasz. Nie, nie zostawi(cid:266) ci(cid:266). Umrzesz ze strachu, ju(cid:298) si(cid:266) trz(cid:266)-
siesz jak galareta, pójdziesz ze mn(cid:261) do pracy, zostaniesz dziennika-
rzem.
Wyci(cid:261)gn(cid:261)ł Karola z k(cid:261)ta, wstawił do klatki, nast(cid:266)pnie wyci(cid:261)gn(cid:261)ł go
stamt(cid:261)d i w przedpokoju wsadził do plecaka.
— Tak b(cid:266)dzie lepiej, nikt si(cid:266) na nas nie b(cid:266)dzie gapił. Ludzie to
straszni plotkarze i aferzy(cid:286)ci.
Ludzie!
Znajd(cid:296) człowieka w tym kraju albo słowika w tym mie(cid:286)cie. Na mor-
derc(cid:266) trafisz, na złodzieja te(cid:298).
Ale nie na Pi(cid:266)kno.
3.
13
W redakcji, w swoim boksie, Dzwoniec P usadowił Karola na łama-
nym ramieniu stołowej lampy. Pomieszczenie miało wielko(cid:286)ć kajuty na
statku, a nawet było do niej podobne, wi(cid:266)c Karol, który w przeszło(cid:286)ci,
dawno, dawno temu był marynarzem, zacz(cid:261)ł powoli o(cid:298)ywać. Jego oczy
nabierały blasku, pióra prostowały si(cid:266) i mocniej przylegały do ciała, a
dziób zacz(cid:261)ł si(cid:266) otwierać i zamykać szukaj(cid:261)c dziury w całym.
Dzwoniec P siedział w fotelu i spod brwi obserwował papug(cid:266). Był
ciekawy, ale to bardzo, w jaki sposób Karol opu(cid:286)cił klatk(cid:266), a nast(cid:266)pnie
znalazł si(cid:266) w kuchennym k(cid:261)cie sponiewierany i przestraszony. Nie wie-
rzył w to, (cid:298)e sprawiła to t(cid:266)sknota za Mari(cid:261) Antonin(cid:261). Zostawiła ich prze-
cie(cid:298). To było tylko mniemanie, bo przecie(cid:298) tak mało wiemy o sobie i
(cid:286)wiecie. Bardzo mało!
Karol nale(cid:298)ał do rasy papug (cid:298)ako zwanej popularnie mistrzami mo-
wy, wi(cid:266)c mo(cid:298)e co(cid:286) słyszał i zapami(cid:266)tał. Teraz dochodził do siebie, jak
uspokoi si(cid:266) zupełnie i nabierze werwy (cid:298)yciowej, wysłowi co(cid:286) w tej swojej
papuziej szczero(cid:286)ci.
Dzwoniec P czekał, niecierpliwił si(cid:266), ale si(cid:266) doczekał. Karol nagle
zachrypiał niczym Louis Amstrong, a po czaruj(cid:261)cej chrypce czaruj(cid:261)co
zagwizdał w ró(cid:298)nych tonacjach, jak kiedy(cid:286) jego przodkowie w afryka(cid:276)-
skiej d(cid:298)ungli, sk(cid:261)d został przewieziony. Po tym popisie wyrzekł swoje
Credo: „Biedny ty, Robinsonie, biedny”, a po minucie, mo(cid:298)e trzech: „A co
z papug(cid:261) zrobić? Na (cid:286)mietnik z ni(cid:261), do kosza”.
„A wi(cid:266)c kto(cid:286) był w moim pokoju” — pomy(cid:286)lał Dzwoniec P. — „Ciem-
ny typ. Z kim(cid:286) rozpijałem butelk(cid:266)? A mo(cid:298)e wszedł wtedy, kiedy ju(cid:298) spa-
łem?”.
Nie pami(cid:266)tał! I to było straszne. Podobnie jak złota koperta, któr(cid:261)
spalił, ale o której nie zapomniał.
14
Co(cid:286) niedobrego kr(cid:266)ciło si(cid:266) wokół niego i jego domu. Czuł to instynk-
tem. To go niepokoiło — bał si(cid:266) przecie(cid:298) lec(cid:261)cej paj(cid:266)czyny.
W takim razie, kto mógł zlecić zamach na Prezydenta takiemu stra-
chem podszytemu osobnikowi? Kto odgadnie — temu konia z rz(cid:266)dem,
kto powiesi kapelusz na ten tajemniczy gwó(cid:296)d(cid:296) — złot(cid:261) podkow(cid:266). A mo-
(cid:298)e to sam strach gra tu pierwsze skrzypce? Strach! Owszem, parali(cid:298)uje,
działa na sto innych sposobów, ale czasami pokazuje swoje inne talenty.
Na własne oczy przekonali(cid:286)my si(cid:266) ju(cid:298), (cid:298)e wyj(cid:261)tki od reguły si(cid:266) zdarzaj(cid:261).
Panika jest zdolna do cudów. I mo(cid:298)e to wzi(cid:266)to pod uwag(cid:266), szczególnie
to. Cz(cid:266)sto zapominamy, (cid:298)e człowiek to p(cid:266)czek tajemnic wypełnionych
zapieraj(cid:261)cymi dech zdolno(cid:286)ciami i mo(cid:298)liwo(cid:286)ciami, które te(cid:298), z niezna-
nych nam przyczyn, rozkwitaj(cid:261), przychodz(cid:261) jak do siebie i po swoje, ob-
rabiaj(cid:261) swój ogródek i odchodz(cid:261) znienacka tak, jak si(cid:266) pojawiły, czy nam
si(cid:266) to podoba, czy nie.
Dzwoniec P zamy(cid:286)lił si(cid:266), chyba rozgryzał słowa, które wyskrzeczał
Karol. Rysy twarzy miał ostre, usta (cid:286)ci(cid:261)gni(cid:266)te, tak(cid:298)e (cid:286)ci(cid:261)gni(cid:266)te były
krzaczaste brwi, które nad nasad(cid:261) nosa tworzyły niewielki garb.
Cz(cid:266)sto si(cid:266) zamy(cid:286)lał, zwłaszcza kiedy patrzył na drzewa, rozłogi,
przestrze(cid:276) nocnego nieba lub promienie skrytego ju(cid:298) za horyzontem
sło(cid:276)ca. Patrzył długo, wnikliwie, nie zauwa(cid:298)aj(cid:261)c nikogo ani niczego wo-
kół siebie; twarz nabierała szlachetnego wyrazu, a oczy takiego blasku,
jakby był w galerii sztuki, na koncercie muzycznym lub pod (cid:286)wi(cid:261)tynnym
Murem Płaczu w Jerozolimie. Nigdy nie zwierzał si(cid:266) ze swoich rozmy-
(cid:286)la(cid:276), a raczej medytacji, a je(cid:286)li kto(cid:286), czasami, go o to zapytał, odpowia-
dał, (cid:298)e po prostu odpoczywał. I to było prawdopodobne. Tak przecie(cid:298)
odpoczywali pierwotni ludzie — zrzucali z siebie wszystkie troski i zanu-
rzali si(cid:266) w Pi(cid:266)kno (cid:286)wiata.
Tak!
15
Beznadzieja!
Cz(cid:266)sto kontemplował, ale w chwili obecnej, w zwi(cid:261)zku z wypadkami,
które zwaliły si(cid:266) na niego, analizował swój los, przeszło(cid:286)ć i widzenie
(cid:286)wiata. Zdawał sobie spraw(cid:266) z tego, (cid:298)e (cid:298)yje w robaczywym systemie,
który przy pomocy ciemnych sił i ludzkich emocji wykonuje zało(cid:298)one ce-
le, a on stracił czujno(cid:286)ć i stał si(cid:266) nagle trybikiem tej machiny.
Dzwoniec P znał podobny system. Jeszcze w pieluchach został wy-
rzucony z rodzinnego domu, przeganiany z miejsca na miejsce, wreszcie
rzucony w sko(cid:286)ne oczy Azji, gdzie jako pi(cid:266)ciolatek podkuwał ju(cid:298) konie.
Teraz, po kator(cid:298)niczym dniu pracy, przypomniał sobie swoje zapatrzenie
na dalekie fioletowe góry Kirgizji, dreszcz zachwytu i my(cid:286)li wypowiedzia-
ne na głos:
„Gdyby Bóg nie istniał, (cid:286)wiat nie byłby taki Pi(cid:266)kny. Gdyby nie istniał,
nie byłoby we mnie tak wielkiego pragnienia (cid:298)ycia”.
I to wspomnienie, prawem serii, obudziło wspomnienie nast(cid:266)pne.
Przypomnial sobie Bibli(cid:266), szczególnie te fragmenty, gdzie wyst(cid:266)puje
Szatan, Anioł Zła.
Szatan zn(cid:266)cał si(cid:266) nad Hiobem, Chrystus wyrzucał demony z op(cid:266)ta-
nych, legion wygnał z pasterza (cid:286)wi(cid:276) w okolicach Gerazy, a z Marii Mag-
daleny sze(cid:286)ć czy siedem. A Pismo (cid:285)wi(cid:266)te nie kłamie, nie rzuca słów na
wiatr. A wi(cid:266)c diabeł istnieje, czy to si(cid:266) komu(cid:286) podoba, czy nie. Je(cid:286)li chce
si(cid:266) dostrzec prawdziwy obraz (cid:286)wiata, nie sposób omin(cid:261)ć Anioła Zła. A
je(cid:286)li udajemy, (cid:298)e go nie widzimy, jeste(cid:286)my hipokrytami i sługami demo-
nów i tworzymy piekło, a nie dobrobyt.
„Nie d(cid:261)(cid:298)(cid:266) do Nieba” — pomy(cid:286)lał ze smutkiem Dzwoniec P. — „Tyle
prze(cid:298)yłem, a nie udało mi si(cid:266) zerwać z siebie tej demonicznej paj(cid:266)czyny,
zmyć cuchn(cid:261)cego błota. Mo(cid:298)e nie dorosłem jeszcze do tego, mo(cid:298)e to
tylko mi pisane?”.
16
Wraz z tym pytaniem rozległo si(cid:266) pukanie do drzwi, tu(cid:298) po nim
skrzyp zamka.
Był to Naczelny Redaktor; szczera twarz, rodzinny u(cid:286)miech, oczy
jasne, miodowe...
— Pami(cid:266)tasz, byłem wczoraj u ciebie? — podał dło(cid:276). — Piłe(cid:286) do lu-
stra, grzecznie — do Karola, albo z Karolem. Nie wyszedłe(cid:286) jeszcze na
prost(cid:261).
— Nie wyszedłem. Był kto(cid:286) jeszcze z tob(cid:261)?
— Nie, wszedłem sam. Zobaczyłem (cid:286)wiatło w oknie o takiej porze,
wiec wst(cid:261)piłem.
— I nikogo u mnie nie było?
— Nie. I nic nie wskazywało na to, (cid:298)e kto(cid:286) był przede mn(cid:261).
— Dobra wiadomo(cid:286)ć.
— Dzisiaj jest poniedziałek, dlatego wst(cid:261)piłem do ciebie, aby
ostrzec. Pami(cid:266)taj, ani grama wyobra(cid:296)ni w „Miejskiej kronice”. Logika, to
co si(cid:266) wydarzyło i ani litery wi(cid:266)cej. Gazeta jest za mała dla twojej feno-
menalnej wyobra(cid:296)ni. Lubi(cid:266) ci(cid:266), dlatego prosz(cid:266)… zacznij wreszcie pisać
powie(cid:286)ć. Zyska na tym literatura i ja b(cid:266)d(cid:266) miał spokój z telefonami. Zgo-
da? Kamie(cid:276) spadnie mi z serca. B(cid:266)d(cid:266) pewny, (cid:298)e nikt nas do s(cid:261)du nie
poda za przej(cid:266)zyczenia czy zmy(cid:286)lenia.
— Przemy(cid:286)l(cid:266) to, szefie, stanie na twoim. Ale teraz co(cid:286) innego mam
na głowie. Pytam: Czy wierzysz w personalne istnienie zła? No, czy wie-
rzysz w istnienie Szatana?
— Co znowu wpadło ci do głowy? — Naczelny wcisn(cid:261)ł swoje długie
wypiel(cid:266)gnowane palce we włosy i zwichrzył je, u(cid:286)miech szarpn(cid:261)ł stru-
nami zmarszczek. — Jak najdalej od metafizyki. Kto(cid:286) ju(cid:298) powiedział: Nie
mno(cid:298)yć bytów... I słusznie. Czy mało mamy kłopotów i wojen?
17
— A ja od dwóch dni nieustannie my(cid:286)l(cid:266) o diabłach. Nasi przodkowie
wierzyli w Złego, musieli, czuli go, mieli lepszy instynkt i duchowy wzrok.
Natura była ich matk(cid:261).
— Jestem dziennikarzem nie teologiem. Przyszedłem przypomnieć
o „Kronice Miejskiej” — i (cid:298)artobliwie pokiwał wskazuj(cid:261)cym palcem.
— Pami(cid:266)tam szefie. B(cid:266)dzie jak logika nakazuje. My(cid:286)l(cid:266) o Czerni,
chc(cid:261) mi zabić Karola, a mo(cid:298)e i mnie?
— A sk(cid:261)d to wiesz?
— Karol mi powiedział. Powtórzył to, co o nim mówili, kiedy ja spa-
łem. To sprawka Marii Antoniny
— Nie mów tak. Wstyd! Zapomnij o niej, a wszystko wróci do normy.
— To nie takie proste. Od niej zacz(cid:261)ł si(cid:266) ambaras. W niej jest jaka(cid:286)
arabeska, w któr(cid:261) si(cid:266) zapl(cid:261)tałem, a potem, nie mog(cid:261)c si(cid:266) wygrzebać,
zakochałem si(cid:266) w niej do rdzenia serca, jak mówi(cid:261) mnisi. A ona zamor-
dowała moj(cid:261) miło(cid:286)ć i ten czyn zostawiła w moim sercu i przez ten hak
włazi do mojej duszy wszelkie paskudztwo. To wied(cid:296)ma.
— To prawda, od niej zacz(cid:266)ła si(cid:266) twoja zła passa. Ale to tylko moje
mniemanie. Zreszt(cid:261), co jest teraz prawd(cid:261)?
— (cid:297)ycie jest prawd(cid:261), (cid:286)mierć jest prawd(cid:261). Złem jest kłamstwo, mor-
derstwo...
— Dajmy spokój temu. Uspokój si(cid:266) i trzymaj si(cid:266) (cid:298)ycia. Zacznij pisać
powie(cid:286)ć. — Pokiwał dłoni(cid:261), u(cid:286)miechn(cid:261)ł si(cid:266) i wyszedł.
(cid:650) Biedny ty, Robinsonie, biedny (cid:650) zaskrzeczał Karol.
(cid:650) A co z papug(cid:261)? Do (cid:286)mietnika z ni(cid:261) – odgryzł si(cid:266) Dzwoniec P.
18
4.
Dzwoniec P, szybciej ni(cid:298) zwykle, zmontował swoja rubryk(cid:266) do gaze-
ty: „Wydarzenia miejskie”. Postarał si(cid:266). Był rutyniarzem, wi(cid:266)c wiedział,
gdzie i do kogo dzwonić, o co pytać i o czym przy okazji wspomnieć. Po-
głaskanie tego czy owego procentuje „familiarno(cid:286)ci(cid:261)”. Czego nie robi si(cid:266)
dla zmarłych.
Wklepał wiadomo(cid:286)ci w komputer i przesłał do Naczelnego.
(cid:650) Commedia la finita (cid:650) powiedział. (cid:650) Ka(cid:298)da wolno(cid:286)ć wymaga ha-
rówki (cid:650) dodał.
Wsadził Karola do plecaka i wyszedł z redakcji, aby w ulubionym ba-
rze zje(cid:286)ć pizz(cid:266). Była godzina czternasta.
„O pi(cid:266)tnastej Chrystus zawołał: Dokonało si(cid:266)! Szkoda, (cid:298)e tak po
barbarzy(cid:276)sku potraktowano Go. Szkoda! Niepotrzebnie! (cid:297)al! Ludzie i tak
nie wyci(cid:261)gn(cid:266)li wniosku z Jego ofiary, (cid:286)wiadczy o tym choćby dzisiejsza
kronika dnia. Gorzej ni(cid:298) za Cezara. Maria Antonina uciekła, Karol zagro-
(cid:298)ony, a ja (cid:650) lepiej nie wspominać złotego listu, je(cid:286)li nie jest to twór mojej
wyobra(cid:296)ni. Wszystko si(cid:266) popl(cid:261)tało. Noc zakrapiana solidnie whisky wp(cid:266)-
dziła w (cid:286)lepy zaułek. Nie wiem, na czym stoj(cid:266) i co dalej robić.”
Wszedł do baru, usiadł przy czteroosobowym stole stoj(cid:261)cym pod
oknem. Karol został umieszczony na okiennym parapecie na papiero-
wym r(cid:266)czniku.
(cid:650) Tylko nie zrób mi wstydu (cid:650) powiedział Dzwoniec P i pogroził pa-
pudze palcem.
Karol przez chwil(cid:266) patrzył na swojego pana zdziwionym wzrokiem,
wykr(cid:266)caj(cid:261)c głow(cid:266) raz w lewo, to znowu w prawo, nast(cid:266)pnie zatrzepotał
skrzydłami i ... za(cid:286)piewał:
(cid:650) Tylko nie zrób mi wstydu!
19
Dzwoniec P nie odpowiedział, machn(cid:261)ł tylko r(cid:266)k(cid:261). Musiał milczeć,
aby si(cid:266) podobna scena nie powtórzyła. Popatrzył w stron(cid:266) lady, złowił
wzrok kelnerki i podniósł kciuk do góry. Skin(cid:266)ła głow(cid:261), przyjmuj(cid:261)c za-
mówienie (cid:650) Frutti di mare.
Do stolika przysiadł si(cid:266) emeryt, mo(cid:298)e nie był emerytem, ale na ta-
kiego wygl(cid:261)dał. Emeryt (cid:286)redniej klasy, któremu nie uło(cid:298)yło si(cid:266) (cid:298)ycie, dla-
tego (cid:298)ywił si(cid:266) w barze. Ubrany był w trzycz(cid:266)(cid:286)ciowy garnitur, koszul(cid:266)
zdobił jedwabny gustowny krawat. I kiedy popatrzył na Karola twarz mu
si(cid:266) rozja(cid:286)niła, zapulsowała pastelowym ró(cid:298)em.
(cid:650) W młodo(cid:286)ci chciałem zostać marynarzem, ale jako(cid:286) tam nie wy-
szło mi to. Dalekie podró(cid:298)e zawsze mi si(cid:266) kojarz(cid:261) z palmami i papugami,
dlatego, gdy dostrzegłem pana ptaka serce mi pikn(cid:266)ło. Cudowny ptak!
Cudowne (cid:298)ycie: włóczyć si(cid:266) po morzach i ogl(cid:261)dać (cid:286)wity na oceanie albo
w tropikach! A Zorze Polarne?! Upojenie! Wmówiono mi, (cid:298)e po morzach
włócz(cid:261) si(cid:266) tylko bandziory i dziwacy. Bujda! Na l(cid:261)dzie jest gorzej ni(cid:298) na
wodzie. Prze(cid:298)yłem swoje, wiem.
(cid:650) Tak, widz(cid:266), prze(cid:298)ył pan swoje (cid:650) mrukn(cid:261)ł Dzwoniec P. (cid:650) Min(cid:261)ł
si(cid:266) pan ze swoim powołaniem i teraz (cid:298)ycie pana jest w strz(cid:266)pach. Jak
moje.
(cid:650) Nie (cid:298)ebrz(cid:266), nie jest tak (cid:296)le. Tylko ta samotno(cid:286)ć, okrutna zimnica,
wysysa szpik z ko(cid:286)ci. Ohyda. A psów i kotów nie lubi(cid:266), nie przepadam
za nimi. Teraz odnalazłem swoje, kupi(cid:266) sobie papug(cid:266). Tak, papug(cid:266), da-
lekie morza…
(cid:650) Opatrzno(cid:286)ciowe spotkanie (cid:650) u(cid:286)miechn(cid:261)ł si(cid:266) Dzwoniec P. Za-
b(cid:266)bnił palcami po stole, mrugn(cid:261)ł do Karola i spojrzał emerytowi w oczy.
(cid:650) Prosz(cid:266) mi teraz powiedzieć, pytam pana, bo du(cid:298)o pan prze(cid:298)ył i wi-
dział: czy wierzy pan w istnienie diabła? Takiego, który kr(cid:266)ci si(cid:266) po (cid:286)wie-
cie jak człowiek i raz jest widzialny, raz niewidzialny, zale(cid:298)nie od sytuacji.
20
(cid:650) Jest pan dziennikarzem?
(cid:650) Tak, ale nie pisz(cid:266) o tym artykułu (cid:650) odpowiedział szybko. (cid:650) Py-
tam z ciekawo(cid:286)ci, poniewa(cid:298) zaczynaj(cid:261) mnie n(cid:266)kać złe wydarzenia,
dziwne i nienormalne. Natura sama z siebie czego(cid:286) takiego nie robi.
(cid:650) Przykro mi, ale ja w nic nie wierz(cid:266) i uwa(cid:298)am, (cid:298)e losy osobiste
tworzymy sobie sami, zadaj(cid:261)c si(cid:266) z niewła(cid:286)ciwymi lud(cid:296)mi, a histori(cid:266) two-
rz(cid:261) politycy (cid:650) wypomadowane sukinsyny. I tak to (cid:286)wiat brnie w coraz to
subtelniejsze piekło. Ju(cid:298) niewiele nam zostało. (cid:285)wiat ju(cid:298) dławi si(cid:266) sam
sob(cid:261).
(cid:650) I nie przera(cid:298)a to pana? Nie chce si(cid:266) pan uratować?
(cid:650) Dla kogo? Trzy miło(cid:286)ci przysi(cid:266)gały mi wierno(cid:286)ć i uczciwo(cid:286)ć i co?
Zostawiły mnie jak psa pod płotem. I ka(cid:298)da swoj(cid:261) działk(cid:266) zabrała. Ohy-
da. Kobieta… o tak, ona ma zawsze co(cid:286) wspólnego diabłem. Tak, kobie-
ta!
(cid:650) Spokojnie (cid:650) przerwał mu Dzwoniec P (cid:650) po co ta emocja, roz-
gryzamy przecie(cid:298) tylko problem filozoficzny.
Emeryt zrobił wielkie oczy, na chwil(cid:266) zastygł, potem uszczypn(cid:261)ł si(cid:266)
w policzki, pomrugał i ponownie spojrzał na Dzwo(cid:276)ca P.
(cid:650) Przepraszam, zagalopowałem si(cid:266), za du(cid:298)o zalano mi sadła za
skór(cid:266) i w ko(cid:276)cu puszczono z torbami. Musz(cid:266) (cid:298)yć z najni(cid:298)szej emerytury,
ja, były milioner. Psia mać! To przez moj(cid:261) naiwno(cid:286)ć, wiar(cid:266) w ludzk(cid:261)
uczciwo(cid:286)ć i w to, co nazywamy honorem. Ale gdzie jest pieni(cid:261)dz, nie ma
nic z tych rzeczy. Jest tylko chciwo(cid:286)ć i obłuda. I diabeł. Tak, w tej chwili
o(cid:286)wieciło mnie, diabeł istnieje. Wierz(cid:266) w to, (cid:298)e wchodzi on w człowieka i
posługuje si(cid:266) nim jak kierowca samochodem. Diabeł siedzi we mnie i
dlatego nie jestem w stanie uwierzyć w Boga. Nie potrafi(cid:266) si(cid:266) skruszyć,
odmówić modlitwy, nudz(cid:261) mnie pobo(cid:298)ne kobiety, nie widz(cid:266) Pi(cid:266)kna. A
chc(cid:266), bardzo chc(cid:266) nale(cid:298)eć do Ko(cid:286)cioła, (cid:286)piewać: „alleluja,” mówić:
21
„amen”. Bardzo chc(cid:266), a nie mog(cid:266). Jestem w rozpaczy (cid:650) i rozpłakał si(cid:266),
przytulił głow(cid:266) do stołu, a łzy płyn(cid:266)ły po blacie i skapywały na podłog(cid:266).
Tak to bywa cz(cid:266)sto w (cid:298)yciu.
(cid:650) Biedny, ty Robinsonie, biedny (cid:650) zanucił Karol.
(cid:650) Tak, biedny (cid:650) odrzekł płaczliwie emeryt i oderwał głow(cid:266) od stołu,
ocieraj(cid:261)c r(cid:266)kawem oczy.
(cid:650) Id(cid:296) pan do braciszków franciszkanów (cid:650) powiedziałem. (cid:650) Oni s(cid:261)
specjalistami od rozpaczy. Prosz(cid:266) uczepić si(cid:266) nawet brzytwy. Jest pan
przecie(cid:298) z ducha marynarzem. A je(cid:286)li co(cid:286) nie b(cid:266)dzie si(cid:266) udawało, prosz(cid:266)
kupić sobie papug(cid:266), (cid:298)ako, pami(cid:266)taj pan, (cid:298)ako. Z papug(cid:261) tej rasy nawet
diabeł nie jest straszny.
(cid:650) Tak, kupi(cid:266), na pewno. (cid:650) Wstał, podał dło(cid:276) na po(cid:298)egnanie i na-
tychmiast wyszedł.
(cid:650) Biedny ty Robinsonie, biedny (cid:650) zaskrzeczał Karol.
(cid:650) To chory człowiek (cid:650) powiedziała kelnerka, stawiaj(cid:261)c przede mn(cid:261)
zamówion(cid:261) pizz(cid:266), a oczy jej l(cid:286)niły zieleni(cid:261) jesiennego Syriusza. (cid:650) Zaw-
sze napada go epilepsja przed drzwiami ko(cid:286)cioła, do którego chce
wej(cid:286)ć. Kiedy(cid:286), stał si(cid:266) rozmowny po trzech piwach i powiedział mi, (cid:298)e jak
pracował na poczcie, to donosił na ka(cid:298)dego, nawet na siebie. Wynika z
tego, (cid:298)e podpisał cyrograf.
(cid:650) A ty wierzysz w sił(cid:266) diabła?
Wzruszyła ramionami i zbladła.
(cid:650) Nie my(cid:286)lałam nigdy o tym, ale gdybym zobaczyła jak(cid:261)(cid:286) zjaw(cid:266),
chyba p(cid:266)kło by mi serce. Miesi(cid:261)c temu tu, w tym lokalu, podsłuchałam
rozmow(cid:266) trzech młodzie(cid:276)ców. Najstarszy z nich, obwieszony srebrnymi
ła(cid:276)cuchami, mówił kolesiom, (cid:298)e aby spotkać si(cid:266) z Szatanem, nale(cid:298)y o
Północy pój(cid:286)ć na cmentarz i usi(cid:261)(cid:286)ć na grobie wisielca...
(cid:650) Umówiłaby(cid:286) si(cid:266) ze mn(cid:261) na takie spotkanie? (cid:650) spytałem
22
Znieruchomiała, zbladła, a po chwili poczerwieniała. Z czym(cid:286) zacz(cid:266)-
ła si(cid:266) zmagać, poniewa(cid:298) jej brwi marszczyły si(cid:266) i rozlu(cid:296)niały. Kiedy
wszystko wróciło do normy, u(cid:286)miechn(cid:266)ła si(cid:266).
(cid:650) Dzwoniec P, ty cholero jedna (cid:650) powiedziała i zacisn(cid:266)ła dło(cid:276) na
dłoni. (cid:650) Wiesz, (cid:298)e mi si(cid:266) podobasz. Dobrze, pójd(cid:266) z tob(cid:261) i z twoj(cid:261) pa-
pug(cid:261) nie tylko na cmentarz.
— Dzi(cid:266)kuj(cid:266), kiedy(cid:286) si(cid:266) spikniemy i hurra na Soplic(cid:266).
Spojrzała zalotnie i z nadziej(cid:261).
Szkoda, (cid:298)e nie było jej w moim sercu, a tak mi brakowało człowieka,
tak bardzo, ale nie stać mnie było na obłud(cid:266). Za du(cid:298)o dziwnych rzeczy
kr(cid:261)(cid:298)yło wokół mnie.
Pobierz darmowy fragment (pdf)