Kwiecień 2008
ISBN: 978-83-7386-284-5
Liczba stron: 312
Wymiary: 135 x 200 mm
“Klasa Pani Czajki” to osadzona we współczesnych realiach opowieść o paczce gimnazjalistów zmagających się ze szkolną codziennością i problemami okresu dorastania. Trzy lata z życia młodzieży to historie młodzieńczych przyjaźni, rodzących się pasji i szkolnych miłości. Pisana współczesnym stylem, ale z tradycyjnym przesłaniem, przypomina najlepsze książki dla młodzieży starej pisarskiej szkoły Niziurskiego czy Bahdaja, w nienachalny sposób i z dużą dawką humoru przekazującej nieprzemijające wartości, takie jak przyjaźń czy honor.
Darmowy fragment publikacji:
1
KLASA PANI CZAJKI
2
Barbarze Czajce
– mojej ulubionej nauczycielce polskiego
MAŁGORZATA KAROLINA
PIEKARSKA
3
KLASA
PANI CZAJKI
WYDAWNICTWO
NOWY (cid:285)WIAT
4
© Copyright by
Małgorzata Karolina Piekarska, 2009
© Copyright by
Wydawnictwo Nowy (cid:285)wiat, 2009
Projekt okładki i ilustracje:
Ala Murgrabia
Redakcja:
Anna Czubska
ISBN 978-83-7386-284-5
Wydanie III
Warszawa 2009
Wydawnictwo Nowy (cid:285)wiat
ul. Kopernika 30, 00-336 Warszawa
tel. (22) 826 25 43, faks (22) 826 25 47
INTERNET: www.nowy-swiat.pl
BLOG: blog.nowy-swiat.pl
KLUB CZYTELNIKÓW: klub.nowy-swiat.pl
E-MAIL: wydawnictwo@nowy-swiat.pl
ŁAWKA
5
– Małgosia! A drugie (cid:286)niadanie? – dobiegł j(cid:261) głos mamy,
która wychyliła si(cid:266) z okna.
– Wzi(cid:266)łam! – odkrzykn(cid:266)ła i przyspieszyła kroku. Mieszka-
ła w starym bloku przy Saskiej. Z jej okien widać było ko(cid:286)ciół
i kawałek ogródka jordanowskiego. Do szkoły miała pi(cid:266)ć mi-
nut drogi, ale dzi(cid:286) wydawało jej si(cid:266), (cid:298)e ta w(cid:266)drówka trwa całe
wieki. Dawno si(cid:266) tak nie denerwowała. Pierwszy dzie(cid:276) w nowej
szkole to był dzie(cid:276), na który czekała, ale którego jednocze(cid:286)nie
bardzo si(cid:266) obawiała. Niby z Kamil(cid:261) przyja(cid:296)niły si(cid:266) od dawna.
Nawet w lipcu były razem na obozie. No i teraz obiecały sobie,
(cid:298)e b(cid:266)d(cid:261) siedzieć w jednej ławce, ale... pewien niepokój był. Po
pierwsze Kamila jeszcze nie wróciła z wakacji, a po drugie kto
jeszcze b(cid:266)dzie w tej klasie? Tego Małgosia nie wiedziała. Gim-
nazjum uchodziło za jedno z lepszych w dzielnicy. Poło(cid:298)one
u zbiegu ulic Zwyci(cid:266)zców i Mi(cid:266)dzynarodowej, przyci(cid:261)gało mło-
dzie(cid:298) z prawobrze(cid:298)nej Warszawy.
W klasie siedziało ju(cid:298) kilka osób. Niektórych znała z ko(cid:286)-
cioła, z ulicy czy sklepów. Innych widziała po raz pierwszy. Ro-
zejrzała si(cid:266) po sali. Jej wzrok przykuł chłopiec, którego zapa-
mi(cid:266)tała z osiedlowej biblioteki. Tak jak i ona wypo(cid:298)yczał du(cid:298)o
ksi(cid:261)(cid:298)ek. Spojrzał w jej kierunku i u(cid:286)miechn(cid:261)ł si(cid:266). Wszyscy po-
woli zajmowali ławki i zanim Małgosia si(cid:266) zorientowała, została
dla niej tylko pierwsza w (cid:286)rodkowym rz(cid:266)dzie.
„Kamila nie b(cid:266)dzie zbyt zadowolona” – pomy(cid:286)lała, siadaj(cid:261)c.
***
– Ty to pewnie jaki(cid:286) kujon jeste(cid:286) – usłyszała za plecami czyj(cid:286)
głos. Odwróciła si(cid:266). Przed ni(cid:261) stała brunetka ubrana w mini
i pantofl e na obcasach. Swoim wygl(cid:261)dem zupełnie nie pasowa-
ła do reszty klasy.
– Dlaczego... – zacz(cid:266)ła Małgosia pytanie, którego nie zd(cid:261)(cid:298)y-
ła doko(cid:276)czyć, bo dziewczyna najwyra(cid:296)niej wiedziała lepiej.
– Siedzisz w pierwszej ławce i nosisz okulary. A okularnicy
to z reguły kujony.
6
Małgosia wzruszyła ramionami. Miała ochot(cid:266) co(cid:286) powie-
dzieć, ale zrezygnowała. Odezwał si(cid:266) za to chłopak, którego
znała z biblioteki.
– A takie wydekoltowane w miniówkach to jakie s(cid:261)?
– Ty si(cid:266) lepiej, Maciek, nie odzywaj, bo powiem Krzy(cid:286)kowi
i ci wleje.
– Z twojego powodu? W(cid:261)tpi(cid:266). I tak ci(cid:266) nie lubi.
– Głupi jeste(cid:286)!
– Sama jeste(cid:286) głupia...
Kłótnia trwała dobr(cid:261) chwil(cid:266) i trwałaby pewnie dłu(cid:298)ej, gdyby
w obronie Ka(cid:286)ki nie stan(cid:266)li... chłopcy. Najwyra(cid:296)niej nie potra-
fi li ukryć zachwytów nad jej urod(cid:261). Jeden odsuwał jej krzesło.
Drugi proponował, (cid:298)e z ni(cid:261) usi(cid:261)dzie w ławce. Trzeci próbował
Maćkowi wytłumaczyć, (cid:298)e jest chamem. Ale Maciek za(cid:286)miał si(cid:266)
tylko pod nosem i wzruszył ramionami, a po chwili, machn(cid:261)w-
szy r(cid:266)k(cid:261), poszedł na koniec klasy.
Ta wymiana zda(cid:276) wystarczyła jednak, by Małgosia zorien-
towała si(cid:266), (cid:298)e dziewczyna ma na imi(cid:266) Ka(cid:286)ka, a chłopak Maciek
i (cid:298)e zna jakiego(cid:286) Krzy(cid:286)ka, z którym Ka(cid:286)ka chyba si(cid:266) spotyka. No
i (cid:298)e ci dwoje dobrze si(cid:266) znaj(cid:261).
„Ech...” – westchn(cid:266)ła i popatrzyła na Ka(cid:286)k(cid:266) z zazdro(cid:286)ci(cid:261).
„Ta to ma mnóstwo adoratorów, a ja?” – pomy(cid:286)lała i obejrzała
si(cid:266) do tyłu. Uchwyciła pogardliwe spojrzenie Ka(cid:286)ki, wi(cid:266)c skuli-
ła si(cid:266) w sobie i odwróciła wzrok w kierunku tablicy. W tym mo-
mencie otworzyły si(cid:266) drzwi i weszła nauczycielka.
***
– Witam was w nowym roku szkolnym. Nazywam si(cid:266) Barba-
ra Czajka i, jak zapewne ju(cid:298) wiecie, jestem wasz(cid:261) wychowawczy-
ni(cid:261) – zacz(cid:266)ła, obserwuj(cid:261)c uwa(cid:298)nie twarze wszystkich uczniów.
– Ci, którzy byli na rozpocz(cid:266)ciu roku szkolnego, mieli okazj(cid:266)
mnie poznać. Pracuj(cid:266) w tej szkole ju(cid:298) bardzo długo i wiem, (cid:298)e
szybciej wy poznacie mnie, ni(cid:298) ja zapami(cid:266)tam wasze imiona
i nazwiska. Mam nadziej(cid:266), (cid:298)e mi w tym troch(cid:266) pomo(cid:298)ecie. Zro-
bimy tak, (cid:298)e ja powiem par(cid:266) słów o sobie, a wy napiszecie dla
mnie wypracowanie. Na przyszły tydzie(cid:276). To b(cid:266)dzie jedyne wy-
pracowanie, z którego nie b(cid:266)d(cid:266) wstawiać do dziennika stopni
poni(cid:298)ej czwórki. Temat – „Moje wakacje”. Chc(cid:266) po prostu po-
znać, jak piszecie. No i dowiedzieć si(cid:266) czego(cid:286) o was. Wprawdzie
najbardziej lubi(cid:266) gramatyk(cid:266) i, jak twierdz(cid:261) wasi starsi koledzy,
gn(cid:266)bi(cid:266) uczniów słowotwórstwem i budow(cid:261) zda(cid:276), ale... Tak?
Słucham ci(cid:266)? – spytała pani Czajka Małgosi(cid:266), która podniosła
do góry dwa palce.
7
– Czy mamy opisywać całe wakacje? Czy tylko jak(cid:261)(cid:286) ich
cz(cid:266)(cid:286)ć? W ko(cid:276)cu wakacje to ponad dwa miesi(cid:261)ce i...
– Chc(cid:266) nie tylko zobaczyć, jak piszecie, ale i was poznać –
powiedziała pani Czajka. – Dlatego forma wypracowania jest
dowolna. Mo(cid:298)e być ono listem do mnie. Mo(cid:298)e być listem do ko-
le(cid:298)anki. Mo(cid:298)e być opowiadaniem albo zwykł(cid:261) relacj(cid:261). Mo(cid:298)ecie
opisać jak(cid:261)(cid:286) swoj(cid:261) wakacyjn(cid:261) przygod(cid:266). Piszcie tak, by sprawiło
wam to przyjemno(cid:286)ć. Niech ta pierwsza praca b(cid:266)dzie tak(cid:261) tro-
ch(cid:266) zabaw(cid:261).
– A jak długie to ma być? – spytała Małgosia.
– Według waszego uznania – odparła pani Czajka, po czym
powiedziała klasie, (cid:298)e ma nadziej(cid:266), (cid:298)e te trzy lata, które sp(cid:266)dz(cid:261)
razem, b(cid:266)d(cid:261) dla wszystkich nie tylko pracowite, ale i miłe.
– Kujon! – sykn(cid:266)ła Ka(cid:286)ka w kierunku Małgosi, kiedy za-
dzwonił dzwonek na przerw(cid:266), a pani Czajka opu(cid:286)ciła klas(cid:266).
***
– Poczekaj! – usłyszała za sob(cid:261) czyj(cid:286) głos. Obróciła si(cid:266) – za
ni(cid:261) biegł Maciek. – Nie przejmuj si(cid:266) Ka(cid:286)k(cid:261) – powiedział, ci(cid:266)(cid:298)-
ko sapi(cid:261)c.
– Nie przejmuj(cid:266) si(cid:266) – odparła. Ale to nie była prawda. Przej-
mowała si(cid:266). Zwłaszcza tym, (cid:298)e wszyscy chłopcy wpatrywali si(cid:266)
w Ka(cid:286)k(cid:266) jak w obraz i chcieli siedzieć wła(cid:286)nie z ni(cid:261). Nawet te-
raz, jak wychodziła, widziała, (cid:298)e taki jeden czarnowłosy za-
proponował jej niesienie teczki. Zupełnie jak w jakiej(cid:286) ksi(cid:261)(cid:298)ce
z dziewi(cid:266)tnastego wieku. Przez chwil(cid:266) oboje szli w milczeniu.
Pierwszy odezwał si(cid:266) Maciek.
– Chodziłem z ni(cid:261) do podstawówki. To kretynka.
– Ładna. Widziałam, jak chłopcy si(cid:266) na ni(cid:261) patrz(cid:261).
– Eee. Tak ci si(cid:266) wydaje. A poza tym im wszystkim zaraz to
minie. Za par(cid:266) dni nikt nie b(cid:266)dzie jej lubił. Wspomnisz moje
słowa. Zapytaj Sta(cid:286)ka czy Tomka.
– Którzy to?
8
– Ci, co siedz(cid:261) za mn(cid:261). Przyjaciele od przedszkola. Chodzi-
li z nami do klasy. Mieszkaj(cid:261) zreszt(cid:261) tu obok – pokazał r(cid:266)k(cid:261) na
teren za ko(cid:286)ciołem.
– A ja tu – powiedziała Małgosia, staj(cid:261)c przed klatk(cid:261) swoje-
go domu.
– Ja kawałek dalej – powiedział Maciek, ale nie ruszył si(cid:266)
z miejsca. Małgosia te(cid:298) nie. Zupełnie nie wiedziała, jak si(cid:266) za-
chować.
– Znam ci(cid:266) z biblioteki – powiedziała po chwili i w tym mo-
mencie Maciek wykrzykn(cid:261)ł:
– Wła(cid:286)nie! Wiedziałem, (cid:298)e gdzie(cid:286) ju(cid:298) ci(cid:266) widziałem! – i chciał
jeszcze co(cid:286) powiedzieć, ale Małgosi(cid:266) zawołała mama.
***
Nast(cid:266)pnego dnia pierwsz(cid:261) lekcj(cid:261) była godzina wychowaw-
cza. Pani Czajka zarz(cid:261)dziła wybór gospodarza klasy i skarbni-
ka. Powiedziała, (cid:298)e zdaje sobie spraw(cid:266) z tego, (cid:298)e nie wszyscy si(cid:266)
znaj(cid:261), ale takie organizacyjne rzeczy trzeba jak najszybciej za-
łatwić.
– To ja chciałam zgłosić kandydatur(cid:266) Kingi – odezwał si(cid:266)
czyj(cid:286) głos.
– A ty jeste(cid:286)...
– Ewa – odparła dziewczyna. Miała krótko przystrzy(cid:298)one
włosy i dwa dołeczki w buzi. – Kinga chodziła ze mn(cid:261) do klasy
w podstawówce i była gospodarzem przez cztery lata. Ma wpra-
w(cid:266).
– A czy Kinga chce? – spytała pani Czajka.
– Jak klasa zechce, to mog(cid:266) być – odparła Kinga, a wszyst-
kie oczy zwróciły si(cid:266) w jej kierunku.
– Czy kto(cid:286) chce zgłosić inn(cid:261) kandydatur(cid:266) ni(cid:298) Kingi?
Odpowiedziała cisza.
– To wobec tego Kinga zostaje gospodarzem klasy. A co ze
skarbnikiem?
Po tym pytaniu zapadło długie i kłopotliwe milczenie.
– Mo(cid:298)e ten, kto u nich w klasie był skarbnikiem? – dało si(cid:266)
słyszeć głos spod okna.
Wszystkie oczy zwróciły si(cid:266) w tym kierunku. Brunet, który
poprzedniego dnia niósł Ka(cid:286)ce teczk(cid:266) do domu, wyra(cid:296)nie kpił
sobie z Kingi, Ewki, ale i z pani Czajki.
9
– Pewnie nie chodzi do tej klasy, ale co tam...
– To mo(cid:298)e ty? – padło pytanie wychowawczyni, ale chłopak
za(cid:286)miał si(cid:266) i pogardliwie prychn(cid:261)wszy, odparł:
– Mam wa(cid:298)niejsze sprawy na głowie.
– Ty jeste(cid:286)...
Pani Czajka patrzyła na ucznia, którego imi(cid:266) bezskutecznie
próbowała sobie przypomnieć.
– Michał. A pani to... pani Barbara Czajka, je(cid:286)li si(cid:266) nie myl(cid:266)
– powiedział, udaj(cid:261)c, (cid:298)e tak jak i wychowawczyni szuka w pa-
mi(cid:266)ci jej nazwiska.
– Nie zachowujesz si(cid:266) zbyt elegancko.
– Bo to nie audiencja u króla – odparł chłopak i usiadł, gło(cid:286)-
no szuraj(cid:261)c krzesłem.
ciche słowa pani Czajki.
Przez chwil(cid:266) w klasie panowała cisza. Przerwały j(cid:261) dopiero
– Od dzi(cid:286) moje lekcje b(cid:266)d(cid:261) dla ciebie jak audiencja. Na razie
pozwalam ci na nich być. I radz(cid:266) korzystać z tej łaski. Bo gdy ci(cid:266)
z nich wyprosz(cid:266), b(cid:266)dziesz musiał przyj(cid:286)ć do mnie z ojcem. Zro-
zumiano?
– Nie mam ojca.
– To z matk(cid:261), babci(cid:261), cioci(cid:261) czy innym prawnym opieku-
nem! – pani Czajka była ju(cid:298) wyra(cid:296)nie zirytowana. – Czy to jest
jasne?
– Tak.
– Prosz(cid:266) pani! – Małgosia podniosła r(cid:266)k(cid:266). – Chciałam zgło-
sić na skarbnika Ka(cid:286)k(cid:266) – wyrecytowała jednym tchem formuł-
k(cid:266), o której my(cid:286)lała ju(cid:298) dłu(cid:298)sz(cid:261) chwil(cid:266). Mo(cid:298)e jak ona pierwsza
wyci(cid:261)gnie do Ka(cid:286)ki r(cid:266)k(cid:266), wówczas Ka(cid:286)ka nie b(cid:266)dzie si(cid:266) tak za-
chowywała? Tak jak na przykład rano, kiedy w szatni powie-
działa: „Ooo! Widz(cid:266), (cid:298)e dziecinka ma kapciuszki”.
– Ja te(cid:298) mam wa(cid:298)niejsze sprawy, ni(cid:298) być jakim(cid:286) tam skarb-
nikiem. A ty si(cid:266) nie podlizuj, bo ci nic z tego nie wyjdzie – prych-
n(cid:266)ła Ka(cid:286)ka.
Małgosia a(cid:298) skuliła si(cid:266), słysz(cid:261)c te słowa, ale teraz Ka(cid:286)ka nie
wydawała si(cid:266) jej ju(cid:298) taka ładna jak kiedy(cid:286). Z satysfakcj(cid:261) zauwa-
(cid:298)yła, (cid:298)e dziewczyna ma cienkie włosy i szpec(cid:261)cy pieprzyk na po-
liczku.
– To jest szczyt wszystkiego! – powiedziała pani Czajka. –
Pierwsza godzina wychowawcza i wychodzi na to, (cid:298)e w tej kla-
sie s(cid:261) same konfl iktowe osoby. Ciebie, moja droga, nie rozu-
10
miem – zwróciła si(cid:266) do Ka(cid:286)ki. – Ubrała(cid:286) si(cid:266) nie jak do szkoły,
ale jak na pokaz mody. Kole(cid:298)anka wyci(cid:261)ga do ciebie r(cid:266)k(cid:266), po-
kazuje, (cid:298)e obdarzyła ci(cid:266) zaufaniem, a ty kopiesz j(cid:261) w t(cid:266) r(cid:266)k(cid:266).
Co(cid:286) niebywałego! Po tym zachowaniu to ci powiem, (cid:298)e nawet
jakby(cid:286) chciała być skarbnikiem, nie zgodziłabym si(cid:266) na to. Tak
wi(cid:266)c wracamy do punktu wyj(cid:286)cia. Kto zostanie skarbnikiem?
S(cid:261) kandydatury? Albo ch(cid:266)tni?
Wychowawczyni rozejrzała si(cid:266) po klasie.
– Widz(cid:266) – powiedziała po chwili – (cid:298)e b(cid:266)d(cid:266) musiała loso-
wać. Niech wi(cid:266)c skarbnikiem b(cid:266)dzie ten, kto w dzienniku ma
numer trzyna(cid:286)cie. To jest... – powiedziała powoli, przysuwaj(cid:261)c
do siebie dziennik i zagl(cid:261)daj(cid:261)c do listy – Michał... – i spojrzała
w kierunku chłopca, z którym dopiero co przeprowadziła nie-
mił(cid:261) rozmow(cid:266).
– Ja na pewno nie jestem trzynasty! – odparł brunet. – Je-
stem na pocz(cid:261)tku listy.
– O Bo(cid:298)e! Niejednemu psu Burek – zirytował si(cid:266) Maciek,
ale nie zd(cid:261)(cid:298)ył nic wi(cid:266)cej powiedzieć, bo z ławki przed nim wstał
jasny blondyn i odezwał si(cid:266) fl egmatycznie:
– Mo(cid:298)e być.
– A to ci dwa Michały! – powiedziała pani Czajka, a Maciek
dodał:
– Biały i Czarny.
Klasa, usłyszawszy to, za(cid:286)miała si(cid:266). I tylko Michał, który
przed chwil(cid:261) ochrzczony został Czarnym, siedział naburmuszo-
ny w swojej ławce.
– Mam nadziej(cid:266), (cid:298)e ta pierwsza godzina wychowawcza była
ostatni(cid:261), podczas której zachowywali(cid:286)cie si(cid:266) w ten sposób – po-
wiedziała pani Czajka. – Czy kto(cid:286) ma jeszcze jakie(cid:286) pytania?
– Ja – podniosła r(cid:266)k(cid:266) Małgosia.
– Słucham?
– Kiedy dostaniemy legitymacje szkolne? Bo chciałam za-
pisać si(cid:266) do biblioteki, ale pani bibliotekarka powiedziała, (cid:298)e
mog(cid:266) tylko z legitymacj(cid:261)...
– No i zni(cid:298)ka na autobus... – odezwał si(cid:266) inny głos.
– Ojej!
Pani Czajka zrobiła si(cid:266) czerwona na twarzy.
– Przepraszam was. Zupełnie o tym zapomniałam. Mam
wasze legitymacje w pokoju nauczycielskim. Zaraz je przynios(cid:266)
– powiedziała i pospiesznie wyszła z klasy.
11
– No tak. Ksi(cid:261)(cid:298)eczki, okularki, garb z tyłu zamiast piersi
z przodu. Kujon! – za(cid:286)miała si(cid:266) pogardliwie Ka(cid:286)ka i spojrzała
na m(cid:266)sk(cid:261) cz(cid:266)(cid:286)ć klasy, szukaj(cid:261)c aprobaty. Ale w tym momencie
w Małgosi najwyra(cid:296)niej co(cid:286) p(cid:266)kło, bo powiedziała na cały głos:
– Wol(cid:266) mieć garba na plecach, okulary na nosie i być kujo-
nem bez piersi ni(cid:298) tob(cid:261). Chamsk(cid:261) i niekole(cid:298)e(cid:276)sk(cid:261). Pasujesz do
tego tam! – wskazała głow(cid:261) na Czarnego Michała. – Dwa zaro-
zumiałe chamy.
Ka(cid:286)ka za(cid:286)miała si(cid:266) pewna swego. Jednak od tej pory z dnia
na dzie(cid:276) budziła coraz mniejszy zachwyt i zainteresowanie m(cid:266)-
skiej cz(cid:266)(cid:286)ci klasy. Pewnie dlatego, (cid:298)e codziennie zachowywała
si(cid:266) tak samo wyzywaj(cid:261)co. Jedno było pewne – po tygodniu ju(cid:298)
nikt nie chciał z ni(cid:261) siedzieć. Słowa Maćka sprawdziły si(cid:266) szyb-
ciej, ni(cid:298) Małgosia przypuszczała.
12
TYGODNIOWE
SPÓ(cid:295)NIENIE
13
Kamila przyszła do klasy tydzie(cid:276) po rozpocz(cid:266)ciu roku szkol-
nego. Zawi(cid:261)zywały si(cid:266) ju(cid:298) pierwsze przyja(cid:296)nie. Maciek przeby-
wał najcz(cid:266)(cid:286)ciej w towarzystwie Aleksa, Białego Michała, grube-
go Mateusza oraz Sta(cid:286)ka i Tomka. Ewa siedziała z King(cid:261). Inni
te(cid:298) znale(cid:296)li jako(cid:286) swoje pary. I tylko Ka(cid:286)ka siedziała sama –
choć nie wygl(cid:261)dała na osob(cid:266), która si(cid:266) tym przejmuje. Pewnie
dlatego, (cid:298)e na du(cid:298)ych przerwach chodziła do IIIb, by pogadać
z Krzy(cid:286)kiem, który okazał si(cid:266) kuzynem Maćka.
Pojawienie si(cid:266) Kamili w klasie wywołało spore zaintereso-
wanie wszystkich. Po pierwsze fakt, (cid:298)e spó(cid:296)niła si(cid:266) na rozpo-
cz(cid:266)cie roku a(cid:298) tydzie(cid:276), bo cały sierpie(cid:276) była u ciotki w Anglii,
wzbudził w klasie pewn(cid:261) zazdro(cid:286)ć. A to, (cid:298)e Kamila nie zadzie-
rała z tego powodu nosa, zjednało jej sympati(cid:266). Po drugie ju(cid:298)
na pierwszej lekcji angielskiego Kamila wykazała si(cid:266) du(cid:298)(cid:261) zna-
jomo(cid:286)ci(cid:261) j(cid:266)zyka. Potrafi ła po angielsku mówić z akcentem, któ-
ry brzmiał bardziej brytyjsko ni(cid:298) akcent nauczycielki, zwanej
przez wszystkich uczniów Milady. No i ch(cid:266)tnie podpowiadała
innym. To dlatego na du(cid:298)ej przerwie Kamil(cid:266) otoczył wianuszek
dziewcz(cid:261)t i chłopców, którzy chcieli jak najwi(cid:266)cej dowiedzieć
si(cid:266) i o Anglii, i o Kamili.
– Moja ciotka Iwona wyszła za Anglika – mówiła Kamila.
– I to dlatego mówi(cid:266) po angielsku. Pewnie gdyby wujek Hugh
znał polski, nie mówiłabym tak dobrze. Ale (cid:298)e ciocia cz(cid:266)sto zo-
stawiała mnie sam(cid:261) z wujkiem, bo chodziła do pracy, to gada-
łam z nim.
Pokazywał mi Londyn. A to tak głupio nie wiedzieć, co kto(cid:286)
do ciebie mówi. Trudno milczeć. No i telewizj(cid:266) ogl(cid:261)dałam...
– W Polsce te(cid:298) mo(cid:298)na ogl(cid:261)dać, jak si(cid:266) ma kablówk(cid:266) – prych-
n(cid:266)ła pogardliwie Ka(cid:286)ka.
– Ale tobie nawet kablówka nie pomo(cid:298)e – powiedział Ma-
ciek. – I tak b(cid:266)dziesz z angielskiego nog(cid:261).
– Za to w mini – zachichotała Małgosia.
– A ty, kobra, co si(cid:266) wcinasz? – spytała Ka(cid:286)ka Małgosi(cid:266).
14
– Kobra? – powtórzyła Małgosia ze zdziwieniem usłyszane
przed chwil(cid:261) przezwisko.
– No, okularnik inaczej – wyja(cid:286)niła Ka(cid:286)ka. – Czyli ty.
– Wiesz co? – powiedziała Małgosia. – Dziwi(cid:266) si(cid:266), (cid:298)e w gim-
nazjum prezentujesz poziom ni(cid:298)szy ni(cid:298) w podstawówce. Oku-
lary nosz(cid:266) od dawna, a pierwszy raz w (cid:298)yciu kto(cid:286) próbuje mi
z tego powodu dokuczyć. Ty si(cid:266) w głow(cid:266) stuknij! Jeste(cid:286) jaka(cid:286)
opó(cid:296)niona w rozwoju!
– Dajcie spokój! – powiedziała Kinga i spytała, czy Kamila
zna du(cid:298)o angielskich idiomów.
– Jak tam jest w Anglii? – spytał Aleks, który zwiedził pół
Europy, ale na Wyspach Brytyjskich jeszcze nie był. – Czy to
prawda, (cid:298)e Anglicy s(cid:261) fl egmatyczni?
– Tak, i fl egm(cid:266) w słoikach sprzedaj(cid:261) na eksport, a takie głup-
ki jak ty j(cid:261) kupuj(cid:261) – burkn(cid:261)ł Czarny Michał, który te(cid:298) przysłu-
chiwał si(cid:266) rozmowie.
– Spadaj! – krzykn(cid:261)ł Aleks i odepchn(cid:261)ł go. Michał doskoczył
do Aleksa i zacz(cid:266)li si(cid:266) szamotać.
– Mo(cid:298)ecie si(cid:266) uspokoić? – spytała Ewka. – Chciałabym do-
wiedzieć si(cid:266) jeszcze czego(cid:286) od Kamili.
– Lepiej niech powie, gdzie straciła pigment – wtr(cid:261)ciła zno-
wu Ka(cid:286)ka, która od dłu(cid:298)szego czasu przygl(cid:261)dała si(cid:266) włosom Ka-
mili. Były tak jasne, (cid:298)e prawie białe.
– Nie straciła pigmentu, tylko jest blondynk(cid:261) – warkn(cid:266)ła
Małgosia, wiedz(cid:261)c, (cid:298)e to, co powiedziała Ka(cid:286)ka, mo(cid:298)e wywo-
łać spor(cid:261) burz(cid:266). I, niestety, mimo Małgosinej interwencji tak
si(cid:266) stało. Kamila, z trudem powstrzymuj(cid:261)c łzy, wybiegła z kla-
sy. Małgosia wiedziała, (cid:298)e teraz nale(cid:298)y j(cid:261) pozostawić sam(cid:261). Nie
zauwa(cid:298)yła, (cid:298)e tu(cid:298) za ni(cid:261) wyszedł Czarny Michał.
Kamila od dziecka cierpiała z powodu koloru swoich wło-
sów, bo to one najpierw zwracały na ni(cid:261) uwag(cid:266) innych. Wpraw-
dzie znajomi rodziców wielokrotnie mówili jej, (cid:298)e w niektórych
kulturach byłaby uwa(cid:298)ana za bogini(cid:266), a ciotka Iwona za ka(cid:298)-
dym razem zaklinała, by nigdy tych pi(cid:266)knych włosów nie farbo-
wała, ale Kamila chciałaby, by choć troch(cid:266) jej (cid:286)ciemniały. Gdy
teraz usłyszała słowa Ka(cid:286)ki, nie mogła powstrzymać łez. Ka(cid:286)-
ka najwyra(cid:296)niej wiedziała, gdzie uderzyć. I uderzyła, a wszyst-
ko dlatego, (cid:298)e minut(cid:266) wcze(cid:286)niej Krzysiek, który akurat wszedł
do ich klasy, spytał j(cid:261):
– Ty, co to za laska?
15
– Która? – Ka(cid:286)ka udała, (cid:298)e nie wie, o kogo Krzysiek pytał.
– Ta z tymi jasnymi włosami.
Ka(cid:286)ka tylko wzruszyła ramionami, a Krzysiek podszedł do
– Fajna?
– Na pewno fajniejsza od Ka(cid:286)ki.
– Kiedy ty przestaniesz mi j(cid:261) wypominać? To ju(cid:298) dawno
Maćka.
i nieprawda.
– A ona my(cid:286)li, (cid:298)e prawda. Patrz, jak si(cid:266) zachowuje. Człowie-
ku! Ona przez ten tydzie(cid:276) dała tu prawdziwy popis.
– Ale(cid:298) ty jej nie lubisz.
– Troch(cid:266) nie tak – sprostował Maciek. – To nie jest tak, (cid:298)e
ja jej nie lubi(cid:266). Mnie straszliwie denerwuje jej głupota. Dener-
wuje i m(cid:266)czy.
– Eee, dobra. Pies j(cid:261) drapał – powiedział Krzysiek i zmienił
temat.
***
Kamila stała nad umywalk(cid:261) i przemywała zapłakan(cid:261) twarz.
„Zacz(cid:266)ło si(cid:266)” – pomy(cid:286)lała, patrz(cid:261)c na swoje odbicie w lustrze.
„Chyba całe (cid:298)ycie b(cid:266)d(cid:261) mi dokuczać z powodu tych włosów”.
Nagle drgn(cid:266)ła. Dzwonek na lekcj(cid:266) przestraszył j(cid:261). Wytarła twarz
i wyszła z łazienki. Pod drzwiami stał Czarny Michał.
– Ty si(cid:266) nie przejmuj tym, co mówi Ka(cid:286)ka – powiedział. –
Ona jest głupia. Dogryza ludziom z powodu rzeczy, na które oni
nie maj(cid:261) wpływu.
– A co ty mo(cid:298)esz o tym wiedzieć? – spytała nieprzyjemnym
głosem.
– Nic. Tylko ja wiem, jak si(cid:266) czujesz. Ja te(cid:298) tak miałem
w podstawówce. Te(cid:298) mi dokuczano. Nie z powodu włosów, ale
czego(cid:286) innego, na co te(cid:298) nie miałem wpływu.
– To znaczy? – spytała Kamila ju(cid:298) milszym tonem.
– Kiedy(cid:286) ci powiem – odparł Michał. – Jak si(cid:266) lepiej pozna-
my – i otworzył drzwi do klasy, w której wła(cid:286)nie rozpocz(cid:266)ła si(cid:266)
geografi a.
– Gadała(cid:286) z tym chamem? – spytała Małgosia, gdy Kamila
usiadła na miejscu.
– Z jakim chamem?
– No, z Michałem.
16
– Tym czarnym kolesiem?
– Tak.
– To on si(cid:266) Michał nazywa?
– Tak. To straszny cham.
– A dla mnie był miły.
– No wiesz... Nie widziała(cid:286) go kilka dni temu.
– Rany! Musisz mi wszystko dokładnie opowiedzieć. Przez
to tygodniowe spó(cid:296)nienie nie wiem, kto w tej klasie jest fajny,
a kto nie. Zupełnie jakbym przyszła tu w połowie roku.
– Nie gadać mi tu! – krzykn(cid:261)ł nauczyciel geografi i, zwany
przez uczniów Labradorem. – Jak ty masz na imi(cid:266)? – spytał,
spogl(cid:261)daj(cid:261)c karc(cid:261)cym wzrokiem na Kamil(cid:266).
– Kamila.
– Aaa, to u ciebie rok szkolny rozpoczyna si(cid:266) pó(cid:296)niej ni(cid:298)
u innych. Upominam ci(cid:266), (cid:298)e nienawidz(cid:266) gadulstwa i niepunk-
tualno(cid:286)ci. I mam nadziej(cid:266), (cid:298)e na dzisiejsz(cid:261) lekcj(cid:266) spó(cid:296)niła(cid:286) si(cid:266)
po raz pierwszy i ostatni.
– Pewnie nie, bo to taka angielska fl egma – powiedziała do(cid:286)ć
gło(cid:286)no Ka(cid:286)ka i za(cid:286)miała si(cid:266). Nikt jej w tym nie wtórował.
WYPRACOWANIE
O LECIE
17
– Musz(cid:266) przyznać, (cid:298)e lektura waszych wypracowa(cid:276) o waka-
cjach sprawiła mi wielk(cid:261) przyjemno(cid:286)ć – powiedziała pani Czaj-
ka, oddaj(cid:261)c im zeszyty. – Jest wprawdzie par(cid:266) prac, które, jak
widać, napisane zostały „na odwal si(cid:266)”, ale na szcz(cid:266)(cid:286)cie jest ich
tylko kilka.
– Bo jak pani powiedziała, (cid:298)e trójki, dwójki i pały nie b(cid:266)d(cid:261)
stawiane do dziennika, to po co si(cid:266) starać? – odezwał si(cid:266) Czarny
Michał z wła(cid:286)ciw(cid:261) sobie arogancj(cid:261).
– Tak, rzeczywi(cid:286)cie – w głosie pani Czajki dało si(cid:266) wyczuć
kpin(cid:266). – Miałam na my(cid:286)li mi(cid:266)dzy innymi twoj(cid:261) prac(cid:266), ale nie
tylko. S(cid:261) w klasie jeszcze inne lenie, ale dzi(cid:286) nie b(cid:266)dziemy si(cid:266)
nimi zajmować.
– Prosz(cid:266) pani! – Kamila podniosła r(cid:266)k(cid:266).
– Tak?
– Mnie tydzie(cid:276) nie było w szkole. Ja to wypracowanie napi-
sałam, ale przyniosłam dopiero dzi(cid:286)... Czy pani...
– Oczywi(cid:286)cie, (cid:298)e przeczytam i sprawdz(cid:266). Ale dobry stopie(cid:276)
postawi(cid:266) ci tylko wtedy, je(cid:286)li zasłu(cid:298)ysz na szóstk(cid:266).
– Dobrze – odparła Kamila.
– Pewnie napisała o tej swojej Anglii – powiedziała Ka(cid:286)ka
teatralnym szeptem.
– A co? Miałam pisać o Pcimiu Dolnym, w którym nigdy nie
byłam i nawet nie wiem, czy istnieje?
– Istnieje – wtr(cid:261)cił Biały Michał. – Byłem tam kiedy(cid:286) na wa-
kacjach.
Michał.
– Bo gdzie indziej by ci(cid:266) nie wpu(cid:286)cili – odezwał si(cid:266) Czarny
– Przesta(cid:276)cie! – powiedziała pani Czajka. – Czy nie mo(cid:298)e-
cie si(cid:266) uspokoić? Min(cid:266)ły dopiero dwa tygodnie, a zachowuje-
cie si(cid:266) jak ludzie, którzy si(cid:266) nie lubi(cid:261). Ja rozumiem, (cid:298)e w ka(cid:298)-
dej społeczno(cid:286)ci, nawet tak małej jak klasa, powstaj(cid:261) animozje,
ale czy si(cid:266) to wam podoba, czy nie, b(cid:266)dziecie razem (cid:298)yć przez
najbli(cid:298)sze trzy lata. I naprawd(cid:266) lepiej by było, (cid:298)eby(cid:286)cie si(cid:266) po-
18
lubili. A je(cid:286)li nie, to chocia(cid:298) nie przeszkadzali jeden drugiemu
i nie dogryzali.
Odpowiedziała jej cisza. Zarówno oba Michały, jak i Kamila
z Ka(cid:286)k(cid:261) spu(cid:286)cili głowy. Ale głupio było chyba i reszcie klasy, bo
milczeli wszyscy.
– Chciałabym, by(cid:286)cie posłuchali tego, co napisał Maciek –
odezwała si(cid:266) pani Czajka i omiotła wzrokiem klas(cid:266).
– Powiedziała pani, (cid:298)e praca mo(cid:298)e mieć dowoln(cid:261) form(cid:266)... –
Maciek podniósł si(cid:266) z miejsca.
– Powiedziałam i podtrzymuj(cid:266). Ja, bro(cid:276) Bo(cid:298)e, nie mówi(cid:266), (cid:298)e
to, co napisałe(cid:286), jest złe! B(cid:266)dziemy teraz czytać najoryginalniej-
sze prace. Zaczniemy od twojej, bo dawno czego(cid:286) podobnego
nie czytałam. Powiedz najpierw wszystkim, co napisałe(cid:286).
– Ojej... – j(cid:266)kn(cid:261)ł Maciek i spu(cid:286)cił głow(cid:266). – No, wiersz napi-
sałem, bo pani powiedziała, (cid:298)e dowolna forma, a ja nie miałem
(cid:298)adnego pomysłu – mówił Maciek, cały czas nie podnosz(cid:261)c gło-
wy.
– Wiersz to bardzo dobry pomysł, wprawdzie zrezygnowa-
łe(cid:286) z przecinków i kropek, no i rym ci si(cid:266) tam posypał w jednym
miejscu, ale... rozumiem, (cid:298)e chciałe(cid:286) mnie troch(cid:266) oszcz(cid:266)dzić.
Powiem ci, (cid:298)e moi domownicy bardzo si(cid:266) ubawili. Przeczytasz
teraz kole(cid:298)ankom i kolegom?
– Rany! Musz(cid:266)?
– Nie j(cid:266)cz! Czytaj! – powiedział Aleks, który uwielbiał być
pierwszy i fakt, (cid:298)e polonistka nie zwróciła uwagi na jego wy-
pracowanie, najpierw troch(cid:266) go zabolał. Ale teraz zaczynała go
z(cid:298)erać ciekawo(cid:286)ć. Co te(cid:298) takiego napisał ten Maciek, (cid:298)e rodzi-
na pani Czajki si(cid:266) ubawiła? Podobnie działo si(cid:266) z reszt(cid:261) klasy. Z
ró(cid:298)nych miejsc zacz(cid:266)ły dobiegać Maćka głosy, by czytał. Dlate-
go wzi(cid:261)ł z r(cid:266)ki wychowawczyni zeszyt i zacz(cid:261)ł czytać.
„Moje wakacje”
W lecie byłem na obozie
I przygody ró(cid:298)ne miałem
Najpierw w lesie si(cid:266) zgubiłem
Potem w rzece si(cid:266) sk(cid:261)pałem
W lesie było grzybobranie
W którym wzi(cid:261)ć miałem ochot(cid:266)
Lecz przestraszył mnie odyniec
Znaleziono mnie w sobot(cid:266)
19
W rzece chciałem łowić ryby
By je upiec na ognisku
Kumpel zepchn(cid:261)ł mnie do wody
Wi(cid:266)c obiłem go po pysku
Ale za złe zachowanie
Musiałem obrać ziemniaki
Dwie godziny obierałem
I na r(cid:266)kach mam (cid:298)ylaki
Miałem te(cid:298) inne przygody
Pisanie o nich jest głupie
Zwłaszcza, (cid:298)e te opowie(cid:286)ci
Czytelnik b(cid:266)dzie mieć w nosie
W tym momencie klasa, która ju(cid:298) od dobrej chwili dusiła si(cid:266)
ze (cid:286)miechu, rykn(cid:266)ła. Maciek musiał przerwać. Spojrzał zakło-
potany na pani(cid:261) Czajk(cid:266). Nauczycielka z trudem powstrzymy-
wała (cid:286)miech.
– Czytaj dalej! – wyst(cid:266)kał Aleks, dusz(cid:261)c si(cid:266) ze (cid:286)miechu.
Teraz przyznam si(cid:266) do czego(cid:286)
Nazmy(cid:286)lałem tu straszliwie
Lecz prawdy pisać nie mog(cid:266)
Bo jest nudna obrzydliwie
Wakacje sp(cid:266)dziłem w domu
Szwendaj(cid:261)c si(cid:266) po Warszawie
Prawie nie ma o czym pisać
Bo min(cid:266)ły ju(cid:298) po sprawie
Wiem (cid:298)e wierszyk ten jest krótki
I (cid:298)e tre(cid:286)ci w nim jest mało
Ale prosz(cid:266) by mej pracy
Nie nagradzać dzisiaj pał(cid:261)
Wakacje miałem do bani
I nigdzie nie pojechałem
Napisałem głupi wierszyk
Tylko taki pomysł miałem
– Maćku – powiedziała pani Czajka, gdy sko(cid:276)czył czytać,
a klasa przestała si(cid:266) (cid:286)miać – pały na pewno ci nie postawi(cid:266).
– Szóstk(cid:266)! Szóstk(cid:266)! – krzyczeli prawie wszyscy. I choć po
Maćku swoje prace czytali jeszcze Kinga, Małgosia, Natalka
20
i Aleks, to (cid:298)adna nie wzbudziła takich emocji, jak wiersz Mać-
ka.
– Dzi(cid:266)ki tym pracom lepiej was poznałam – powiedziała
pani Czajka. – Wiem ju(cid:298), co kogo interesuje, jak ka(cid:298)de z was
patrzy na (cid:286)wiat, a nawet kto umie rymować. Wprawdzie jest
par(cid:266) osób, których postawa (cid:298)yciowa mnie martwi, ale...
– Eee, pierwsze (cid:286)liwki robaczywki! – powiedział Maciek,
o(cid:286)mielony pochwał(cid:261) wychowawczyni. A klasa znowu rykn(cid:266)ła
(cid:286)miechem. Tego dnia to on był niekwestionowanym faworytem
całej I. No i dostał szóstk(cid:266) – za ten wiersz, w którym raz łamał
si(cid:266) rym... Choć pani Czajka postawiła j(cid:261) z pewnym wahaniem.
21
CI OKROPNI
RODZICE
To było pierwsze klasowe zebranie. Pani Czajka była bar-
dzo zdenerwowana, bo zebrania działały na ni(cid:261) stresuj(cid:261)co. Jej
zdaniem, i nie tylko jej, z roku na rok rodzice uczniów stawali
si(cid:266) coraz okropniejsi. Po pierwsze mieli coraz wi(cid:266)cej pretensji
do szkoły. Po drugie bywało, (cid:298)e pisali skargi do ministerstwa,
a wreszcie po trzecie okazywali si(cid:266) czasem bardzo konfl iktowi.
Jacy b(cid:266)d(cid:261) ci? Rodzice jej poprzedniej klasy byli zno(cid:286)ni. Ale ko-
le(cid:298)anka z pokoju nauczycielskiego ze swoimi prze(cid:298)ywała praw-
dziwy horror. „Oby mnie si(cid:266) to nie przytrafi ło” – my(cid:286)lała i wie-
trzyła klas(cid:266) przed zebraniem, sprawdzaj(cid:261)c przy tym w my(cid:286)lach
list(cid:266) spraw, które chciała omówić.
Zebranie rozpocz(cid:266)ło si(cid:266) punktualnie. Pani Czajka przed-
stawiła si(cid:266), podała terminy kolejnych zebra(cid:276), ferii zimowych,
przerw (cid:286)wi(cid:261)tecznych i sobót, w które trzeba b(cid:266)dzie odpraco-
wywać majowy weekend. Poinformowała, (cid:298)e w szkole działaj(cid:261)
dwie dru(cid:298)yny harcerskie oraz kilka kółek zainteresowa(cid:276): pla-
styczne, teatralne, polonistyczne i matematyczne. Potem za-
pisała na tablicy nazwiska i imiona poszczególnych nauczycie-
li. Podała te(cid:298), kiedy przyjmuje szkolny pedagog i psycholog.
Powiedziała, (cid:298)e prosi o przyniesienie za(cid:286)wiadcze(cid:276) o dysgrafi i
i dysleksji do ko(cid:276)ca miesi(cid:261)ca. Zaproponowała wiosenn(cid:261) wy-
cieczk(cid:266) do Białowie(cid:298)y i wreszcie spytała, czy s(cid:261) jakie(cid:286) pytania
i sprawy, które trzeba omówić.
– Chciałem zgłosić, (cid:298)e córka nie b(cid:266)dzie chodziła na religi(cid:266)...
– odezwał si(cid:266) tata Natalki i chciał jeszcze co(cid:286) powiedzieć, ale
w tym momencie odezwała si(cid:266) mama Stasia, a w jej głosie czuć
było oburzenie:
– A to czemu? Jest pan komunist(cid:261)?
– Nie – odparł tata Natalki i za(cid:286)miał si(cid:266). – (cid:285)wiadkiem Je-
howy.
– Koszmar! Powinien si(cid:266) pan nawrócić.
– Przepraszam – wtr(cid:261)ciła si(cid:266) mama Maćka. – Ale pani zno-
wu wprowadza zamieszanie. Kiedy dzieci chodziły do podsta-
wówki, robiła pani podobne uwagi w stosunku do mojego syna
Pobierz darmowy fragment (pdf)