Darmowy fragment publikacji:
8
4
9
6
5
3
S
K
E
D
N
I
T
A
V
0
M
Y
T
W
Ł
Z
0
4
7
A
N
E
C
7
0
/
3
0
6
R
N
,
ISSN 1641-5760
9 771641 576025
4
Podniebna miłość
Kathie DeNosky
03-GR-1.indd 2
03-GR-1.indd 2
1/18/07 12:03:03 PM
1/18/07 12:03:03 PM
dla ka(cid:380)dej kobiety, ka(cid:380)dego dnia(cid:8230)
Wi(cid:281)cej informacji znajdziesz na
www.harlequin.com.pl
Kathie DeNosky
Podniebna miłość
Tłumaczyła
Anna Bielska
Droga Czytelniczko!
Serdecznie witam w marcu. Na wiosnę zawsze proponujemy
w serii Gorący Romans coś nowego. Tym razem będzie to pierwsza
część cyklu „Dynastia Elliottów”. Członkowie tej rodziny będą nam
towarzyszyć przez najbliższe dwanaście miesięcy. A oto pełna lista
marcowych propozycji:
Wymarzona kobieta – pierwsza część miniserii „Dynastia
Elliottów”. Poznamy historię wydawcy, Gannona Elliotta,
i dziennikarki, Eriki Layven...
Podniebna miłość – ostatnia część miniserii „Zaskakujące
dziedzictwo”. Spadek otrzymuje trzeci z przyrodnich braci...
Wielka niewiadoma i Szokujące wyznanie (Gorący Romans
Duo) – zagadka tajemniczych morderstw w Royal zostanie
wreszcie rozwiązana.
Życzę przyjemnej lektury
Małgorzata Pogoda
Harlequin. Każda chwila może być niezwykła.
Czekamy na listy
Nasz adres:
Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.
00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21
Kathie DeNosky
Podniebna miłość
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
Tytuł oryginału: Betrothed for the Baby
Pierwsze wydanie: Silhouette Books, 2006
Redaktor serii: Małgorzata Pogoda
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Maria Kaniewska
© 2006 by Kathie DeNosky
© for the Polish edition by Arlekin – Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2007
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane
w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są kcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych
– żywych czy umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak rmowy Wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Gorący Romans są zastrzeżone.
Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.
00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4
Skład i łamanie: Studio Q, Warszawa
Printed in Spain by Litogra a Roses, Barcelona
ISBN 978-83-238-4443-3
Indeks 356948
GORĄCY ROMANS – 774
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Hunter O’Banyon zerknął na poznaną przed chwilą
śliczną blondynkę i poczuł, jak krew uderza mu do gło-
wy. Porcelanowe policzki dziewczyny zarumienione były
z podniecenia i gorąca, a iskry, które biły z jej ołkowych
oczu, mówiły mu, że zanosi się na niezłą przejażdżkę.
– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że-
byśmy pojechali trochę szybciej – powiedziała lekko
przyduszonym głosem.
Hunter uśmiechnął się i skinął głową.
– Możemy jechać tak szybko, jak zechcesz.
– Podoba mi się twój sposób myślenia. – Uśmiech
dziewczyny sprawił, że jego serce przyspieszyło niczym
dwunastocylindrowy silnik. – Trzymaj się, wielkoludzie.
Może być niebezpiecznie.
– Daj czadu, skarbie. – Hunter wziął głęboki oddech
i zapiął pasy.
Docisnęła pedał gazu do samej podłogi i jednocześnie
sięgnęła do deski rozdzielczej. Błysk świateł i ryk klakso-
nu zawtórowały piskowi opon, spod których wzbiła się
w powietrze wielka chmura teksańskiego żużlu. Pikap
ruszył z pasa startowego lotniska Devil’s Fork.
6
Kathie DeNosky
Hunter zastanawiał się, dlaczego pilot, który prowa-
dził cessnę Skyhawk z El Paso do Devil’s Fork, roze-
śmiał się jak hiena, kiedy Hunter, odkrywszy, że nie
ma lotu pasażerskiego do małego miasteczka, nazwał
to miejsce lotniskiem. Teraz już wiedział dlaczego.
Składało się ono z niewielkiego asfaltowego pasa do
lądowania, który z pewnością ledwie spełniał wymogi
FAA, hangaru, który w dziwaczny sposób przechylał
się na jedną stronę, i drewnianego masztu z porwanym
rękawem wskazującym siłę wiatru, umieszczonym tuż
nad 4 agami USA i Teksasu. Hunter nie spostrzegł na
lądowisku żadnych świateł, które umożliwiałyby ruch
powietrzny nocą. Miał nadzieję, że Life Medevac pre-
zentowało się lepiej.
– A tak przy okazji, jestem Callie Marshall, pielęgniar-
ka powietrznej drużyny Evac II – zagaiła grzecznie blon-
dynka.
Ładne imię dla ładnej dziewczyny, pomyślał Hunter.
– Hunter O’Banyon.
– Dzięki Bogu. – Uśmiechnęła się. – Kiedy padł mi
pager, nie dałam ci czasu, żebyś się przedstawił, i nagle
zaświtało mi w głowie, że może nie jesteś tym człowie-
kiem, na którego czekałam.
Serce Huntera zamarło na moment, w gardle po-
czuł suchość i musiał odchrząknąć. Callie Marshall była
prześliczna, kiedy się uśmiechała.
– A któż inny miałby lecieć do Devil’s Fork? – udało
mu się wreszcie wykrztusić.
Podniebna miłość
7
Cudowny śmiech dziewczyny był jednym z najmil-
szych dźwięków, jakie słyszał od dłuższego czasu.
– Racja – rzekła, skinąwszy głową. – Przybyłam tu
dwa miesiące temu i od tego czasu jesteś chyba pierw-
szą osobą, która tu przyleciała.
– Jakoś mnie to nie dziwi. – Hunter poprawił pasy,
kiedy wzięła ostry zakręt, najwyraźniej na dwóch ko-
łach. – Przyleciałaś samolotem?
– W żadnym wypadku. – Potrząsnęła głową, a upięte
w kucyk włosy rozkołysały się na boki. – Przyjechałam
z Houston. Nie miałam zamiaru korzystać z tutejszych
rozklekotanych samolocików.
Pędzili Main Street z taką prędkością, że Hunter oba-
wiał się, że gdyby mrugnął powiekami, przegapiłby mia-
sto. Choć z drugiej strony Callie jechała tak szybko, że
widok i tak się zamazywał. Dzielnica biurowa miała za-
ledwie kilka przecznic, a dalej była część mieszkalna.
– Mary Lou, nasza dyspozytorka, mówiła, że pocho-
dzisz z Miami. Może minąć trochę czasu, zanim przy-
zwyczaisz się do Devil’s Fork. Do najbliższej plaży jest
stąd jakieś sześćset mil, a samo miasteczko raczej nie
tętni życiem.
– Żartujesz. – Uśmiechnął się, kiedy przejechali uli-
cę z pierwszeństwem przejazdu po drugiej stronie mia-
sta, ledwie zwalniając. – Wiedziałem, że to niezbyt duże
miasto, ale sądziłem, że jest jednak nieco większe.
– Ja też tak sądziłam. Kiedy przejechałam tędy po raz
pierwszy, trudno mi było uwierzyć, że jest tu w ogóle za-
8
Kathie DeNosky
potrzebowanie na działalność powietrznej służby zdro-
wia. Myliłam się jednak.
Hunter przypomniał sobie, co przeczytał w przeka-
zanych mu przez babkę dokumentach rmy, którą miał
prowadzić.
– Z tego, co mi wiadomo, świadczymy jedynie usługi
pogotowia w zasięgu pięciu hrabstw.
Przytaknęła.
– W tej części Teksasu ludność jest bardzo rozproszo-
na i lokalne społeczności ponosiłyby zbyt duże koszty,
gdyby musiały utrzymywać własne pogotowie. – Wzru-
szyła ramionami i wjechała na pokrytą kurzem dro-
gę prowadzącą do wielkiego hangaru, na którego ścia-
nie wymalowano wielki napis „Life Medevac Helicopter
Service”. – Poza tym, gdyby mieli jednostkę naziemną,
byłaby ona zbyt odległa od większości osób. Mieliby
wówczas jeszcze dalej do szpitala. Jesteśmy dla nich naj-
lepszym rozwiązaniem w kwestii służby zdrowia.
Objechała budynek i Hunter odetchnął. Baza pogo-
towia powietrznego prezentowała się o niebo lepiej niż
lotnisko Devil’s Fork. Oprócz dobrze utrzymanego han-
garu znajdowały się tu dwa nowiutkie helikoptery Bell
EMS, czekające na wymalowanych lądowiskach, a ca-
ły teren wytyczały doskonałe oznakowania świetlne dla
startujących i lądujących jednostek.
– Do zobaczenia po powrocie – powiedziała, zatrzy-
mując wóz i otwierając drzwi od strony kierowcy. – Mu-
szę złapać samolot.
Podniebna miłość
9
– Dzięki za podwiezienie – krzyknął Hunter, gramo-
ląc się z pikapa.
Callie odwróciła się i obdarzyła go kolejnym poraża-
jącym uśmiechem.
– O mały włos zapomniałabym cię ostrzec. Uważaj na
kawę Mary Lou. Będzie ci ją zachwalała, ale nie wierz jej.
– Wykrzywiła się. – Jest obrzydliwa.
Hunter stał i patrzył, jak wolno idzie w stronę helikopte-
ra. Nie wiedział, co takiego w niej jest, ale niepokoiło go to.
Przejechała przez miasto, jakby ktoś ich gonił, a teraz za-
chowywała się jak ktoś, kto ma mnóstwo czasu. Poza tym,
kiedy patrzył na jej ciało opięte granatowym uniformem,
miał niejasne wrażenie, że coś jest nie tak.
Zniknęła we wnętrzu helikoptera, drzwi się za nią za-
sunęły i Hunter porzucił swe rozważania. Patrzył, jak
Evac II unosi się z lądowiska. Chociaż Emeralda Larson
zapewniała go, że dopilnowała, by cały sprzęt był nowo-
czesny i spełniał wszelkie wymogi stanowe, miał zamiar
zamówić nowe uniformy w barwach, które byłyby lepiej
rozpoznawalne dla osób korzystających z usług Life Me-
devac. Zamierzał też dopilnować, aby wszyscy pracow-
nicy nosili uniformy w odpowiednim rozmiarze.
– Musisz być Hunter O’Banyon, nowy szef rmy.
Hunter usłyszał dochodzący zza jego pleców głos.
Odwrócił się i ujrzał kobietę. Mogła mieć jakieś siedem-
dziesiąt lat. Miała siwe, falujące włosy, idealnie okrągłą
twarz, a na nosie okulary do czytania. Mogłaby z powo-
dzeniem odegrać rolę żony Świętego Mikołaja.
10
Kathie DeNosky
Hunter uśmiechnął się i wyciągnął dłoń.
– Tak, to ja. A pani to zapewne Mary Lou Carson.
– We własnej osobie. – Uśmiechnęła się i stanowczo
potrząsnęła jego dłonią. – Chodź do dyspozytorni i od-
pocznij chwilę. Naleję ci najlepszej kawy na świecie i po-
każę rmę.
Hunter wyjął bagaż z pikapa i ruszył za Mary Lou.
Z nieba lał się sierpniowy żar. Weszli do klimatyzowa-
nego biura, które mieściło się w hangarze. Kiedy znaleźli
się w dyspozytorni, Hunter zaczął się przyglądać zawie-
szonym na ścianie medalom.
– Należały do pani męża? – spytał przez uprzejmość.
– Niektóre z nich. – Mary Lou udała się w stronę nie-
wielkiej kuchenki znajdującej się po przeciwnej stronie
pomieszczenia i zamieszała aromatyczny napój w stoją-
cym na elektrycznym podgrzewaczu dzbanku. – Reszta
jest moja.
Wróciła do Huntera i wręczyła mu kubek z kawą, a na-
stępnie ruchem dłoni wskazała rząd krzeseł stojących po
drugiej stronie obdrapanego drewnianego biurka.
– Siadaj.
– W jakich wojskach pani służyła? – spytał, zajmując
miejsce.
– Lester i ja byliśmy zawodowymi żołnierzami w ma-
rynarce wojennej. – Podeszła do stojącego obok biurka
regału ze sprzętem radiowym, komputerem i kilkoma
telefonami i usadowiła się na starym drewnianym krze-
śle, które wyglądało, jakby pochodziło z czasów drugiej
Podniebna miłość
11
wojny światowej. – Lester był mechanikiem lotniczym,
a ja byłam pielęgniarką. Zginął w wypadku na pokładzie
lotniskowca niedługo przed przejściem na emeryturę.
– Przykro mi. – Hunter zbyt dobrze wiedział, co to
znaczy nieoczekiwanie stracić bliską osobę.
– Daj spokój – odparła, zadziwiając go. – Lester umarł,
robiąc to, co kochał, podczas pracy przy samolotach my-
śliwskich. Oby każdy z nas mógł odejść w podobny spo-
sób z tego świata. – Zanim Hunter zdążył cokolwiek po-
wiedzieć, wzruszyła ramionami. – To dlatego zostałam
tutaj dyspozytorką. Artretyzm nie pozwolił mi już dłużej
na pracę w szpitalu, więc objęłam tę posadę. Kiedy lu-
dzie dzwonią z nagłymi sprawami, czasem rozmawiam
z nimi, dopóki nie przybędzie jedna z naszych załóg. To
równie satysfakcjonujące jak praca pielęgniarki.
Hunter zastanowił się nad słowami Mary Lou i upił
łyk kawy. Poczuł w ustach gorzki smak i zmusił się, by
przełknąć płyn. Szybko odstawił kubek na biurko i z tru-
dem opanował drżenie. To, co powiedziała mu Callie
o obrzydliwym smaku kawy, było, delikatnie mówiąc,
niedopowiedzeniem. Płyn był gęsty niczym syrop i sma-
kował, jakby doprawiono go chininą.
Zakaszlał, uniósł wzrok i spostrzegł, że Mary Lou
przygląda mu się z wyczekiwaniem. Mógłby przysiąc,
że czeka na pochwały.
– Lubi pani mocną kawę, prawda? – odezwał się, sta-
rając się nie wykrzywić ust.
Wzruszyła ramionami.
12
Kathie DeNosky
– Lubię taką kawę, jakich lubię mężczyzn: mocnych
i najwyższej jakości.
Smak kawy wywołał szok w organizmie Huntera, ale
otwartość tej kobiety dopełniła dzieła. Nic chyba nie
wprawiłoby go w większe osłupienie. Nie był w stanie
powiedzieć ani słowa i czekał, co Mary Lou dalej powie.
Powinna to zaraz zrobić, chyba że źle ją ocenił.
Uśmiechnęła się w sposób, który mówił, że przewi-
działa jego zaskoczenie.
– Jest kilka rzeczy, które lepiej, żebyś o mnie wiedział od
samego początku, Hunt. Nie rzucam słów na wiatr. Mówię
to, co myślę, ponieważ mam już tyle lat, że uchodzi mi to
na sucho. Poza tym nigdy nie lubiłam owijać w bawełnę.
– Szanuję to. – Hunter nie miał pojęcia, do czego Ma-
ry Lou zmierza, ale czuł, że ma coś jeszcze do powie-
dzenia.
– Cieszę się, że to mówisz, ponieważ to, co ci zaraz po-
wiem, niekoniecznie musi ci się spodobać.
– Zamieniam się w słuch.
– Będę traktować cię tak samo, jak wszystkich tutaj,
ponieważ nikt i nic już nie jest w stanie mi zaimpono-
wać. Również fakt, że jesteś wnukiem Emeraldy Larson.
Hunter zmarszczył się. Specjalnie prosił Emeraldę,
aby nie mówiła o ich pokrewieństwie. Po pierwsze dla-
tego, że nie miał zamiaru brać na siebie ciężaru speł-
niania czyichkolwiek oczekiwań, a po drugie dlatego, że
nadal nie do końca przyzwyczaił się do faktu, że jest jej
wnukiem.
Podniebna miłość
13
– Jak się dowiedziałaś, że…
– Znamy się z Emeraldą od dawna. Nie zawsze była na
szczycie. Kiedy miała kilkanaście lat, sprzedawała napo-
je w sklepie mojego taty. – Mary Lou uśmiechnęła się.
– Była dla mnie niczym starsza siostra i przez wszystkie
te lata nie straciłyśmy ze sobą kontaktu.
Hunter nie był szczególnie uradowany faktem, że bę-
dzie współpracował z jedną z przyjaciółek babki. Nie
podobało mu się, że nie będzie w stanie wykonać kroku
bez wiedzy tej manipulantki, Emeraldy.
– Jeżeli boisz się, że będę latała do Emeraldy i donosi-
ła, co robisz, to jesteś w błędzie – odezwała się Mary Lou,
zupełnie jakby czytała w jego myślach. – Nie roznoszę
plotek. Jeżeli zechce się dowiedzieć, co u ciebie słychać,
będzie musiała sama cię o to zapytać.
– Miło mi to słyszeć. – Słusznie czy nie, Hunter wie-
rzył tej kobiecie.
Mary Lou wysączyła resztkę kawy, odstawiła kubek
i wstała.
– A teraz, skoro mamy już to z głowy, pokażę ci kwate-
rę i będziesz mógł się ulokować, a ja skończę dusić woło-
winę, którą przygotowuję dla ciebie na kolację. – Wska-
zała na jego kubek. – Podgrzać ci?
Hunter pospiesznie pokręcił głową.
– Nie jestem wielkim smakoszem kawy. – Nie chciał
zranić jej uczuć, ale nie był w stanie przełknąć ani jednej
kropli tej gorzkiej mazi.
Mary Lou potrząsnęła głową.
14
Kathie DeNosky
– Nie wiem, co się z wami młodymi dzieje. Wśród
pracujących tu osób jestem jedyna, która lubi kawę.
Hunter chwycił bagaż i ruszył za nią w stronę drzwi,
a potem korytarzem na tyły hangaru. Podejrzewał, że
niechęć innych do picia kawy Mary Lou miała wiele
wspólnego z instynktem samozachowawczym, a niewie-
le z lubieniem kawy jako takiej.
– To twoje biuro – odezwała się, wskazując drzwi
z drugiej strony korytarza, i dodała: – A to pomiesz-
czenia, gdzie śpi dyżurująca załoga. Mamy tu trzy zało-
gi pracujące na zmiany po dwadzieścia cztery godziny:
dwa dni służby, cztery dni wolne. Oczywiście, jeśli zda-
rzy się, że mamy zgłoszenie, a załogi nie ma, wzywamy
pracowników, którzy nie mają dyżuru.
– A ty? Kiedy pracujesz?
– Ja jestem tu cały czas. Kiedy nie zajmuję się pracą
dyspozytorki, gotuję i udzielam rad, których najwyraź-
niej nikt nie słucha. – Roześmiała się i wskazała na są-
siednie drzwi. – To mój pokój. Mam tu dzwonek, który
budzi mnie nocą, kiedy jest zgłoszenie, albo w dzień, je-
śli akurat się zdrzemnę.
– A kto przyjmuje zgłoszenia, kiedy masz wolne?
Mary Lou szła dalej w stronę znajdujących się na koń-
cu korytarza drzwi.
– Jeśli biorę wolny dzień, co raczej rzadko się zdarza, za-
stępuje mnie ktoś z załogi, która akurat nie ma dyżuru.
– Nie masz regularnych dni wolnych? – Hunterowi
wcale się to nie podobało. Emeralda wykorzystywała
Pobierz darmowy fragment (pdf)