Opowiadanie obyczajowe oparte na historiach zasłyszanych od prawdziwych pokojówek, pracujących w hotelu na południu Europy. Każda młoda dziewczyna ma marzenia, do spełnienia których dąży uparcie. Nie inaczej jest z bohaterką niniejszego opowiadania, Karoliną. Zdecydowała, że zarobi na wakacjach pracą pokojówki, ale nie tam gdzieś w polskim kurorcie. Poszukała agencji rekrutującej personel w Polsce do hoteli na Cyprze. Marzenie wielu Polaków — słońce, ciepłe morze, plaża… Przecież w przerwach w pracy można na pewno skorzystać z tych dobrodziejstw, czyli połączyć przyjemne z pożytecznym. Czy aby na pewno?
Karolina zderza się z realiami życia daleko od rodziny, gdzie o pomoc ciężko, trzeba samemu bronić się wśród obcych ludzi. Na pewno w tej chwili nie pojechałaby ani na Cypr, ani do żadnego ośrodka turystycznego na południu Europy — zwłaszcza w sezonie letnim, a już na pewno nie do hotelu. Dlaczego? O tym jest niniejsza książka.
Dla Karoliny ta przygoda, na szczęście, zakończyła się szczęśliwie.
Darmowy fragment publikacji:
Wielki hotelowy hol wydawał się nieograniczoną przestrzenią pełną rozmaitych
zakamarków, zacisznych wnęk, przestronnych salek, służących jako salony i saloniki.
Wszędzie było marmurowo i lśniąco. Tu i tam stały palmy w doniczkach, a z sufitu,
a raczej z licznych sufitów, zwieszały się kryształowe żyrandole. Tuż obok recepcji
znajdowała się okrągła fontanna, której brzegi służyły jednocześnie jako oparcia
kamiennej ławy, na której pieczołowicie ułożono stosy poduszek. W dalszej części
holu znajdowały się kręcone schody ozdobione czarną, rzeźbioną poręczą.
Prowadziły one na najniższy poziom, gdzie znajdowały się butiki z ubraniami
znanych marek, sklepy jubilerskie, SPA i tym podobne przybytki, w których możni
tego świata tracą nic niewarte groszaki, za które moja rodzina byłaby w stanie
spokojnie przeżyć miesiąc. No, może tydzień, bez specjalnych wyrzeczeń.
Na każde z pięciu pięter można było dostać się za pomocą bezszelestnie
poruszającej się windy. Oczywiście, wyłącznie dla gości. Hotelowy staff1 miał swoją
windę, ukrytą na zapleczu, którą jednakże mieliśmy obejrzeć później, w towarzystwie
szefowej pokojówek. Polis chyba nie lubił zanurzać się w brudnych wnętrznościach
hotelu przeznaczonych dla niższego rangą personelu, do którego nie zaliczało się
oczywiście szefostwa, panienek z recepcji, obsługi butików i SPA. Najniższy personel
to pokojówki, obsługa kuchni, konserwatorzy, kelnerzy i wszyscy ci, których praca
była ciężka, fizyczna i najgorzej płatna. Polis, oczywiście, nie powiedział tego wprost,
ale konkluzja była jasna.
Zanim zaprowadził nas do pralni, obejrzeliśmy jeszcze imponujący basen
w kształcie wielkiej nerki. Ogromne, białe parasole chroniły przed słońcem
rozłożonych na leżakach turystów, wokół których kręcili się odziani na żółto kelnerzy
i kelnerki. Piotr spojrzał w ich stronę z wyraźną satysfakcją, bo praca w takim
miejscu, nad basenem, z widokiem na oszałamiający ocean wydawała się
satysfakcjonująca. Kelnerzy obsługiwali wyłącznie niewielki bar, wydając głównie
soki, napoje i kolorowe drinki.
— Ty będziesz obsługiwał restaurację wewnętrzną — powiedział Polis
z nieodgadnionym uśmieszkiem. — Oraz te dwie, z wyjątkiem baru sushi. Tam
pracuje dziewczyna w kimonie.
Piotrek uśmiechnął się krzywo i ruszył za nami, żegnając się z pracą pod
tego dokładnie obejrzał restauracje. Eleganckie stoliki na
palmami. Zamiast
1 Staff (ang.) — Personel (tum. redakcja).
1
drewnianym pomoście wychodzącym na ocean oraz snobistyczną wersję tajskiej
restauracji, do której wychodziło się prosto z wielkiego, hotelowego holu. W tym
ostatnim miejscu uwijało się dwóch kolesi odzianych w długie, czarne spodnie
i śnieżnobiałe koszule z długimi rękawami. Pracowicie rozkładali obrusy i serwety,
najwyraźniej przygotowując restaurację na porę obiadową.
— Dobrze, widzieliście mniej więcej wszystko, co trzeba — stwierdził,
prowadząc nas na skromnie wyglądające ubocze, tuż koło szerokiego wyjazdu na
drogę. — To wejście dla pracowników. I tylko z niego możecie korzystać.
Wejście dla pracowników, szare niepozorne drzwi, prowadziło do równie szarej
części hotelowej. Po lewej stronie znajdowała się duża stołówka z rzędami nakrytych
obrusami stołów. Drzwi po prawej prowadziły do pokoju socjalnego, a raczej szatni
z metalowymi szafkami dla pracowników. Polis nie pokazał nam naszych szafek, co
pozwalało sądzić, że ominie nas zaszczyt posiadania swojego miejsca w szatni. No,
trudno. Po co nam szafki, skoro mieszkałyśmy w hotelu? W szatni znajdował się
również zegar godzinowy, na którym należało odbijać karty.
— Nie zapomnijcie — powtórzył Polis z naciskiem — To bardzo ważne.
Dochodziło południe i w stołówce zaczęły pojawiać się pierwsze zgłodniałe
osoby. Głównie starsze kobiety z pomalowanymi na czerwono paznokciami, odziane
w okropne sukienki, a raczej fartuchy w biało-niebieskie podłużne paski. Na nogach
nosiły buty ortopedyczne.
— To inne pokojówki — powiedział Polis, uśmiechając się do nich uprzejmie.
Oddawały mu krzywe, cierpkie uśmiechy. Zapewne rodowite Cypryjki, brzydkie
jak lutowa noc.
— O, Maria — rozjaśnił się Polis na widok grubej babki, odzianej w czarne
spodnie i białą koszulę z krótkimi rękawami. — To wasza przełożona, dziewczyny.
Chodźcie, przedstawię was.
Jak się okazało, Maria znała język angielski. Nie wdając się w zawiłe
wyjaśnienia, powitała nas uprzejmie, przedstawiła się krótko i ruszyła w stronę stołu,
zasadniczo bardziej zainteresowana obiadem. Ja również chętnie zgłębiłabym tę
kwestię. Hotel zapewniał nam wyżywienie, ale Polis nie wyjaśnił nam jak to dokładnie
funkcjonuje. Wyglądało na to, że o dwunastej podają obiad. Reszta pozostała
tajemnicą. Głupio mi było pytać o coś podobnego. Na szczęście, Sylwia nie miała
takich skrupułów.
2
— A, tak… — Polis popatrzył zafrasowany, jakby nie chciał przyjąć do
wiadomości, że mogą nas interesować takie przyziemne sprawy — Śniadanie jest od
siódmej do siódmej trzydzieści. Jeśli zaczynacie pracę o siódmej, odbijacie się,
meldujecie się u przełożonej i idziecie na śniadanie. Wracacie po piętnastu minutach.
Obiad jest od dwunastej do pierwszej, organizujecie sobie pracę tak, żeby zdążyć.
Kolacja od szóstej do siódmej. Wszystko jasne? No, to do pralni. Powinniśmy jeszcze
zastać tam Luizę.
Luiza najwyraźniej wybierała się na obiad, ale na widok Polisa posłusznie
wróciła do pracy. Nie omieszkała jednak dać do zrozumienia, że wyświadcza nam
wielką przysługę. Prędko przekonałam się, że to jej zwykły wyraz twarzy. Luiza była
młodą, mieszkającą tu na stale, Bułgarką. Pracowała w pralni na zmianę ze stuletnią
chyba, odzianą wiecznie na czarno kolejną Marią (tutaj to niezwykle popularne imię),
która w przeciwieństwie do niej była przesympatyczna.
Na pierwszy rzut oka pralnia robiła przygnębiające wrażenie. Wielkie, dwa
połączone ze sobą pomieszczenia, ukryte w hotelowym brzuchu, w podziemiach
gmachu. Większą część zajmowały niezliczone metalowe regały z kilkoma rodzajami
ręczników, obrusami, bielizną pościelową, kocami, szlafrokami oraz uniformami dla
pracowników. Wbrew temu, czego można się było spodziewać, w powietrzu nie
unosił się zapach świeżego prania. Było za to zimno, mrocznie i dziwnie.
— Potrzebujemy komplety dla trzech pokojówek i jeden dla kelnera. Macie
eleganckie buty?
Polis popatrzył na mnie, wyrywając z sennego otępienia.
— Tak — skinęłam głową — Dwie pary czarnych butów. Agencja kazała mi
zabrać.
Nam wszystkim przekazano takie polecenie. Nawet mnie to nie zdziwiło.
Ostatecznie miałam pracować w eleganckim hotelu, więc takie buty były jak
najbardziej na miejscu. Spodziewałam się otrzymać gustowny uniform pokojówki:
ładną, czarną sukienkę i biały fartuszek z koronką. Zamiast tego Luiza wcisnęła mi
do rąk dwa takie same bezkształtne fartuchy, jakie widziałam u pokojówek
w stołówce. Do tego dwie białe koszulki, które należało nosić pod spodem, gdyż —
jak z przerażeniem zauważyłam — owe
fartuchy zawierają szelki niczym
w dziecinnych sukienkach. Zapinało się je z przodu na białe, pościelowe guziki. Taki
zestaw bardziej mi pasował dla niesfornych pacjentów zakładu psychiatrycznego,
3
aniżeli dla pokojówki w pięciogwiazdkowym hotelu. Zakładanie do czegoś
podobnego eleganckich butów było szczytem kretyństwa. I rodzajem dyskryminacji,
skoro cypryjskie „pokojówy” chodziły w butach ortopedycznych, tudzież adidasach.
— Włóżcie uniformy, dziewczyny — powiedział, zwracając następnie uwagę na
Piotra.
Z nim było nieco gorzej, bo skrzywiona w pięćdziesiąt Luiza musiała dopasować
mu czarne spodnie i białą koszulę. Trudne zadanie, zważywszy, że nasz kumpel był
niesamowicie chudy.
Poszłyśmy w odległy kąt pralni. Za jednym z regałów, ściśle wypełnionym
plastykowymi workami z ręcznikami, włożyłyśmy białe koszulki i te okropne, brzydkie
fartuchy.
— Masakra — jęknęła Sylwia, wpatrując się ze zgrozą w nasze odbicia. — Nie
pokażę się tak ludziom.
— Chyba nie masz wyboru — powiedziałam — Nie mogli zainwestować
w lepsze ciuchy. Wyglądamy równie beznadziejnie jak tamte stare baby.
Polis był innego zdania. Rozpromienił się na nasz widok.
— Wspaniale wyglądacie — pochwalił, jakby fakt ten był jego osobistą zasługą.
— Weźcie uniformy na zmianę. Możecie iść do pokoju zostawić rzeczy i stawić się
u Marii. Będzie po obiedzie. Powie wam, co macie robić. Chodźcie, pojedziemy
windą, to pokażę wam drzwi jej biura. Piotr, ty się przebierz i poczekaj tu na mnie.
Idziemy, dziewczyny.
Wyszliśmy z pralni wprost na drzwi windy. Na szczęście, była pusta. Z poziomu
minus dwa wjechaliśmy na minus jeden. Drzwi się otworzyły. Polis wypchnął nas na
zewnątrz i wskazał znajdujące się dwa kroki dalej białe, zamknięte na głucho drzwi.
— Maria będzie tutaj o pierwszej. Zdążycie odnieść ubrania do pokoju. Nie
musicie brać windy, pokażę wam którędy przejdziecie.
Zaprowadził nas niczym nierozsądne cielęta aż na sam koniec korytarza do
kolejnych wielkich, dwuskrzydłowych drzwi, które wystarczyło jedynie popchnąć.
— Wracajcie szybko — polecił i poszedł sobie, nie czekając na odpowiedź.
Wprost chciało się wzruszyć ramionami.
Pchnęłyśmy drzwi i nagle znalazłyśmy się w wielkim holu, niemal naprzeciw
recepcji.
4
— Dobra, to lecimy — powiedziałam, kierując się do wejścia na poziom zerowy
— Bo naliczą nam za spóźnienie w pierwszym dniu pracy.
Wprawdzie nie zdążyłyśmy odbić naszych kartek godzinowych, ale pierwszy
dzień z założenia powinien być tylko zapoznawczy, liczyłam więc na to, że za góra
dwie godziny będziemy wolne i zrobimy solidny nalot na plażę.
5
Pobierz darmowy fragment (pdf)