Darmowy fragment publikacji:
Katarzyna Stachowiak
© Copyright Katarzyna Stachowiak 2013
Tytuł: W kolorze krwi. Pierwsi z pierwszych
Autor: Katarzyna Stachowiak
Wydane przez Miasto Książek
www.miastoksiazek.com
Ilustracja na okładce:
© Ivan Bliznetsov - Fotolia.com
Projekt graficzny okładki:
miastoksiazek.com
ISBN
Wydanie I
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
ZASKAKUJĄCA DIAGNOZA ................................................................ 4
RADA NAJWYŻSZA ............................................................................... 42
DAR ŻYCIA .............................................................................................. 79
ZAGUBIONE DUSZE ............................................................................ 117
W OTCHŁANI SZALEŃSTWA .......................................................... 167
SAMOTNOŚĆ SERCA ......................................................................... 227
POMIĘDZY ŚWIATAMI ..................................................................... 266
ŚWIĄTECZNE DNI ............................................................................... 343
BAL NOWOROCZNY .......................................................................... 380
ZASKAKUJĄCA DIAGNOZA
Na podjazd rezydencji Robillardów zajechał czarny mercedes. Drobinki
żwiru prysły spod jego kół, gdy gwałtownie zahamował. Po chwili drzwi pojazdu
otworzyły się i z wnętrza wysiadła szczupła, ciemnowłosa dziewczyna. Wolnym
krokiem pokonała przestrzeń dzielącą ją od marmurowych schodów wiodących
wprost do okazałych drzwi wejściowych. Zanim weszła na pierwszy stopień,
zatrzymała się na moment i odwróciła. Wzrok Barbary napotkał spojrzenie
Rodericka stojącego przy aucie.
Widok przystojnego, odzianego w czerń mężczyzny wywołał w jej sercu
dziwne drżenie. Nie zdążyła się jednak nad tym głębiej zastanowić, gdyż nagły
podmuch wiatru rozwiał włosy Rodericka, na moment przesłaniając mu twarz.
Brunet podniósł rękę do góry i niedbałym ruchem odgarnął niesforne pukle. Ten
obraz wydał się
jakieś odległe
wspomnienie, skryte na samym dnie umysłu. Przecież tak nie powinno być! Nie
powinna tego czuć! Nie w stosunku do niego! Nie po tym wszystkim, co przeszła
wspólnie z Lucasem!
jej bardzo znajomy, wręcz bliski. Jakby
Krwawe wydarzenia, które miały miejsce ponad trzy tygodnie temu, na
zawsze odcisnęły swoje piętno na osobach, które przez przypadek zostały
wplątane w porachunki sprzed wieków. Spokojna, zapomniana przez Boga
miejscowość stała się areną pojedynku istot mroku, dla których życie ludzkie nie
stanowi żadnej wartości. Teraz jednak wszystko wracało do normy i jedynie
wyżłobione ślady pazurów wampira widoczne na asfalcie szkolnego parkingu,
przypominały wtajemniczonym o stoczonej walce. Walce wygranej dzięki
poświęceniu Caroline. Elizabeth Town znowu było zwykłym, sennym,
bezpiecznym miasteczkiem, zagubionym wśród lasów i pagórków.
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 4
Angelina powoli przystosowywała się do swojego nowego życia. Nie
musieli już jej pilnować — najbardziej niebezpieczny okres właśnie minął. Nadal
mieszkała w domu Robillardów, ale regularnie kontaktowała się telefonicznie z
Flo. Przed koleżanką udawała, że ciągle przebywa u swojej matki w Los Angeles.
Tak było lepiej dla wszystkich. Często po szkole odwiedzała ją Barbara i
przekazywała najświeższe wiadomości. Przez ten czas zbliżyły się do siebie, tym
bardziej, że Caroline musiała pojechać do Europy.
Tak, ten wyjazd był konieczny. Przejmując należne jej prawa, wzięła na
siebie wszystkie obowiązki i przywileje z tym związane. Ani Lucas, ani Roderick
nie mieli pojęcia skąd Caroline czerpie wiedzę na temat historii i obowiązków
Patronów. Nie utrzymywali kontaktu z żadnymi innymi wampirami, a w
książkach ani w Internecie nie można było wyszukać potrzebnych wiadomości.
Być może wszelkie informacje otrzymała wraz z wypitą krwią Kingsleya. W
każdym razie wiedziała, że musi poinformować Radę o zaistniałej sytuacji i
przyjąć od nich wytyczne dotyczące dalszego postępowania. Wiedziała także,
gdzie szukać Rady. Trochę niepokoili się, że zupełnie sama chce jechać w tak
daleką podróż, ale musieli uszanować jej decyzję. Teraz to ona miała nad nimi
władzę. Niby się nie zmieniła, niby nadal była tą samą Caroline, ale w jej ruchach,
w jej spojrzeniu, można było dostrzec coś ulotnego, coś co dodawało jej majestatu.
Zaczęli odczuwać przed nią pewien rodzaj respektu.
Wyprawa do Alicante została szczegółowo opracowana. Przez Internet
zarezerwowali jednoosobowy pokój w hotelu Albahia i wykupili bilet na lot. Z
ciężkim sercem odprowadzili Caroline na lotnisko. To była bardzo ważna
podróż, ponieważ miała ona zadecydować o ich dalszych losach. Oto właśnie
ujawniali swoje istnienie światu wampirów.
Przez całe to zamieszanie Roderick nie miał czasu na spotkanie z Sarah i
wyznanie jej swoich uczuć. Zresztą, co bardzo go dziwiło, wcale nie było mu do
tego spieszno. Często w nocy budził się w swoim wielkim łożu i wpatrując w
niebo za oknem, zastanawiał, dlaczego nie czuje do niej tego, co powinien.
PIERWSI Z PIERWSZYCH www.miastoksiazek.com | 5
Przecież to było nowe wcielenie Elizabeth — kobiety, która stanowiła sens jego
życia. Tyle czasu na nią czekał, tak długo szukał, a gdy wreszcie znalazł, coś
dziwnego sprawiało, że powstrzymywał się przed zrobieniem pierwszego kroku.
Czasem z oddali, siedząc w zaparkowanym samochodzie, obserwował ją
skrycie. Patrzył na jej twarz, króciutkie, rude włosy i duże, rogowe okulary. Nie
pasowała mu do obrazu Elizabeth. Była taka kanciasta, bardziej męska. Nie
dostrzegał w niej delikatności swojej żony, tego uroku, który kiedyś nim
zawładnął. Ale to była Elizabeth! To była jej dusza była skryta w tym
nieatrakcyjnym ciele. Czy miał z niej zrezygnować i czekać na kolejne wcielenie?
Ile lat? Ile wieków? A jeśli już jej nie spotka?
Lucas i Barbara także nie mieli sposobności upajać się swoim szczęściem.
Pocałunek, który połączył ich na szkolnym parkingu, był pierwszym i jak na razie
jedynym. Ze względu na to, że Lucas nadal był nauczycielem Bennettówny, nie
mogli zdradzić nikomu prawdy o łączącym ich uczuciu. Musieli unikać
wspólnego pokazywania się w towarzystwie i nawzajem schodzić sobie z drogi.
Widywali się tylko w szkole, podczas lekcji. Poza tym Barbara nadal fatalnie się
czuła, przez co często opuszczała zajęcia. Grypa żołądkowa utrzymywała się
zdecydowanie zbyt długo i Barbara zaczęła obawiać się, że to coś poważniejszego.
Bała się jednak wizyty u lekarza. Jeszcze usłyszałaby jakąś gorszą diagnozę…
Wolała nie wiedzieć, co jej dolega.
i obdarzył
ją
Roderick podszedł do Barbary
jednym ze swoich
najpiękniejszych uśmiechów. Gdy się uśmiechał, w jego oczach zapalały się wesołe
ogniki, jakby iskierki płonącego wewnątrz ognia. Idąc z nim ramię w ramię,
wchodziła po szerokich, marmurowych schodach, wsłuchując się w melodyjny
głos mężczyzny, który opowiadał o tym, co słychać u Caroline, jak radzi sobie w
Hiszpanii i jak daleko posunęły się prowadzone przez nią rozmowy. Udawała, że
jest zainteresowana tymi wszystkimi nowinami, ale najbardziej pochłaniał ją
tembr jego głosu. Było w nim coś niezwykłego. Nigdy się nad tym nie
zastanawiała, ale miała pewność, że mogłaby słuchać go w nieskończoność.
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 6
— Nareszcie jesteś! — Angelina już na nią czekała. Z radością, malującą
się w oczach, chwyciła koleżankę za rękę i pociągnęła na górę, prosto do
zajmowanego przez siebie pokoju.
— Nie będę wam przeszkadzał! — zawołał za nimi Roderick.
— Jaki on słodki — szepnęła Angelina, nachylając się do ucha Barbary.
— Mogłabym schrupać to ciasteczko, gdyby moje serce nie było już zajęte.
— Tak? — Barbara drgnęła, ale nie pokazała po sobie, że wie, o co chodzi
młodej wampirzycy.
— Oj nie mów, że nie pamiętasz — szczebiotała rozanielona blondynka.
— Tak bardzo stęskniłam się za Lucasem. Żałuję, że wrócił do swojego domu. Tu
miałam go na wyciągniecie ręki. Jeszcze trochę, a na pewno zrozumiałby, że jestem
kobietą jego życia.
— Tak, szkoda — przytaknęła Barbara, dziękując w duchu za taki obrót
sprawy.
— Och powiem ci kochana, że jestem strasznie ciekawa moich mocy.
Erick mówił, że wampiry potrafią czytać w myślach ludzi i mogą narzucać im
swoją wolę. Tak bardzo chciałabym to wypróbować, ale niestety na razie nie
pozwalają mi na kontakty towarzyskie… No tak, oczywiście wyłączając ciebie, ale
ty skarbie jesteś jakimś strasznym dziwolągiem. Patrzę na ciebie i nic nie widzę.
— Chyba nie próbowałaś rzucać na mnie uroku? — Barbara zmarszczyła
brwi.
— Tylko odrobinkę — przyznała beztrosko Angelina. — Raz, albo dwa…
Ale bez żadnego rezultatu. Może potrzebuję więcej prób?
— Możliwe, ale myślę, że lepiej zrobisz zmieniając obiekt swoich
eksperymentów — zastrzegła. — Noszę pewien talizman — tu wskazała na
zawieszony na szyi wisiorek — który chroni mnie przed wszystkimi wampirzymi
sztuczkami.
Barbara wiedziała od Caroline, że panna Stewart nie ma na razie żadnych
zdolności i być może nigdy ich nie otrzyma. Fakt ten stanowił dla wszystkich
PIERWSI Z PIERWSZYCH www.miastoksiazek.com | 7
zagadkę, której nie potrafili rozwiązać. Po każdej przemianie nowonarodzony
odkrywał dodatkowe możliwości swojego ciała. Czytanie w myślach i łączność
telepatyczna były czymś tak naturalnym, że ich brak u Angeliny stanowił
prawdziwy ewenement. Caroline miała na ten temat pewną teorię: być może
panna Stewart była tak zadufana w sobie, że po prostu blokowała odbiór myśli
innych ludzi.
— Ach, to dlatego! — Angelina poderwała się z miejsca i zakręciła piruet
na środku pokoju. — Taka jestem szczęśliwa. Mam przed sobą całą wieczność i
będę mieć taką władzę… Jak w filmie!
— A jak z piciem krwi? — Barbara przerwała ten wybuch euforii.
Drażniło ją nastawienie Angeliny, nie rozumiała jej zachwytu i była zła, że
koleżanka próbowała trenować na niej swoje zdolności. Postanowiła troszkę
ostudzić zapał panny Stewart. — To musi być coś okropnego. Brrrr, jak tylko
pomyślę, to robi mi się słabo. Pewnie smakuje obrzydliwie.
— Jest całkiem słodka — Panna Stewart wzruszyła ramionami. — Kurczę,
wyobrażasz sobie? Jestem wampirem! Najprawdziwszym wampirem! I Lucas, i
Caroline, i Erick też są! Tworzymy jakby rodzinę. Rozumiesz? Lucas i ja to prawie
rodzina. Tyle nas łączy… Och czuję, że coś z tego będzie….
— Angelino zejdź na ziemię. Cieszę się, że jesteś taka zachwycona nowym
życiem, ale nie zapominaj, kim byłaś.
— Człowiekiem — prychnęła pogardliwie. — Marną, słabą istotą, którą
tak łatwo zranić. Pamiętasz, co przeszłam przez Kingsleya? Już nigdy więcej nic
takiego mnie nie spotka. A wiesz dlaczego? Bo już nie jestem człowiekiem!
Podbiegła do szafy i otworzywszy ją, zaczęła wyrzucać na podłogę
przeróżne ubrania.
— Widzisz? To wszystko jest moje! Erick mi kupił! Mam mnóstwo
odjazdowych, cholernie drogich ciuchów! Jestem kimś! Mam władzę! Zobacz!
— Pospiesznie ściągnęła z siebie fioletową sukienkę i stojąc w samym biustonoszu
i wysoko wyciętych majteczkach, sięgnęła po różową, króciutką sukienkę z
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 8
dwoma plisami z przodu. — Wiesz co to jest? Chanel! — Założyła na siebie
uroczy ciuszek i stanąwszy przed lustrem, z pełnym podziwem patrzyła na swoje
odbicie. — Jestem piękna! Piękniejsza niż za życia! Teraz to ja zostanę królową
balu.
Barbara spędziła jeszcze chwilę z Angeliną, dzieląc się z nią najświeższymi
wiadomościami ze szkoły, ale to w większości panna Stewart mówiła, przeważnie
na swój temat. Zawsze była trochę egocentryczna, teraz jednak ten egocentryzm
wzmógł się wielokrotnie. Na szczęście na górę wszedł Roderick i zaproponował
Barbarze, że odwiezie ją do domu. Była mu za to wdzięczna. Z prawdziwą ulgą
pożegnała przyjaciółkę i niemalże zbiegła po schodach. Stanęła przed portretem
Elizabeth.
— Była taka piękna — szepnęła. — Musi ci jej bardzo brakować.
— Nawet nie wiesz jak bardzo. — Zwrócił twarz w stronę obrazu. — W
każdym momencie swego życia tęsknię za nią. Jest w każdym moim oddechu…
— Dla takiej miłości warto żyć — Nutka smutku zabrzmiała w jej głosie.
— Warto — przyznał. — Nawet, jeśli miałoby to trwać tylko chwilę.
Jestem pewien, że to, co łączy ciebie i Lucasa, jest tak samo trwałe.
— Tak… — Chciałaby, żeby to było prawdą, ale coraz częściej łapała się na
tym, że związek z Lucasem nie wydaje się jej szczytem szczęścia. Owszem, myślała
o nim, śniła, ale to nie było takie uczucie, jakiego się spodziewała. Zaraz po
zdarzeniu z Natem, odkryła w sobie ogromne pokłady miłości skierowanej ku
Lucasowi. Nawet sama się dziwiła, że tak nagle nabrało to niesłychanej mocy.
Jednak wraz z upływem czasu ta siła słabła i chociaż nadal kochała Lucasa, to nie
potrafiła wyobrazić sobie ich wspólnej przyszłości. Coś tu nie pasowało, ale nie
miała pojęcia co. Może to wina jej stanu zdrowia?
Roderick założył skórzaną kurtkę i sprawdziwszy czy w kieszeni ma
kluczyki od samochodu, podszedł do drzwi wejściowych. Otworzył je, dając
przejść Barbarze. Wychodząc, dziewczyna kątem oka dostrzegła jak postać na
PIERWSI Z PIERWSZYCH www.miastoksiazek.com | 9
portrecie porusza się, jak macha do niej ręką. Przywidzenie, jak zwykle, kolejne
przywidzenie.
* * *
— Kiedy wraca ta twoja koleżanka? — Adam przyniósł do pokoju siostry
kubek z gorącą miętą. Nowy atak torsji po raz kolejny zmusił Barbarę do
pozostania w łóżku. Nie żałowała jednak, że wieczór spędzi samotnie w sypialni.
Za oknem szalała prawdziwa nawałnica. Deszcz bębnił o parapet i szybę.
Ciemność nocy co chwilę przerywały błyskawice. Huk grzmotu niósł się echem
po okolicy i napawał Barbarę lękiem. Cieszyła się, że może bezpiecznie, otulona
ciepła kołdrą, leżeć w swoim pokoju. Tak, wreszcie poczuła, że tu jest jej miejsce.
Nowy Orlean stał się przeszłością. Wspomnieniem. To z Elizabeth Town wiązała
swoją najbliższą przyszłość… A może nawet całą wieczność…
— Dziękuję. — Odebrała od niego naczynie i ostrożnie upiła mały łyczek.
Wrzątek parzył ją w wargi, ale pamiętała słowa ciotki, że zioła należy pić tylko
gorące, gdyż wtedy uwalniają całe bogactwo swoich właściwości. — Jej podróż
może się trochę przedłużyć. Sam rozumiesz, jest w Hiszpanii.
— Taaaa… — podrapał się po rozczochranej czuprynie. — Ale dasz mi
znać, jeśli będziesz cokolwiek wiedziała?
— Jasne — przytaknęła pospiesznie. Szkoda, że raz wymazanych
wspomnień nie można przywrócić. Teraz, gdy wszystko dobrze się skończyło, nic
już nie stoi na przeszkodzie, aby Adam był razem z Caroline. Chociaż… Czy
protoplastka gatunku wampirów powinna
się ze zwykłym
człowiekiem?
spotykać
— Idziesz jutro do szkoły? — zapytał, zatrzymując się w progu.
— Myślę, że do rana mi przejdzie.
— Powinnaś zgłosić się do lekarza. Zbyt długo masz te objawy.
— Już mi lepiej.
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 10
— OK. Dobrej nocy siostra. — Wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Ledwie
jego kroki ucichły, gdy w okno sypialni Barbary ktoś zapukał.
Wstała z łóżka i odstawiwszy czerwony kubek na nocny stoliczek,
podeszła do parapetu. Za szybą dostrzegła mokrego od deszczu Lucasa.
Pospiesznie otworzyła okno.
— Co tu robisz? — Cofnęła się do tyłu, zakładając na swoją cienką koszulę
nocną, welurowy szlafrok.
— Wreszcie możemy się zobaczyć. — Zwinnie zeskoczył na podłogę. Z
jego zamszowej, krótkiej kurtki skapywały wielkie krople wody. Włosy przykleiły
mu się do twarzy.
— Przeziębisz się. — Pobiegła do łazienki po ręcznik, ale gdy wróciła,
uzmysłowiła sobie, jaka jest głupia. Lucas miałby się przeziębić? Wampir?
Przez tę krótką chwilę, kiedy jej nie było, Lucas zdążył już zdjąć całe
ubranie i stał teraz w samych szarych slipkach. Rzuciła mu ręcznik, pospiesznie
odwracając wzrok. Nie była przygotowana na to, co zobaczyła. Uśmiechnął się
widząc jej zażenowanie. Dziewczyny w jej wieku nie były już takie niewinne. Miał
szczęście, że trafił właśnie na nią.
— Już — odezwał się dopiero, kiedy wytarł włosy i całe ciało, a następnie
owinął się ręcznikiem wokół pasa.
Nie miała odwagi się odwrócić. Podeszła do stoliczka i sięgnęła ponownie
po kubek. Piła spokojnie, jak najdłużej odwlekając moment, kiedy będzie mogła
na niego spojrzeć. On jednak nie był cierpliwy. Podszedł do niej i objął od tyłu.
Pod wpływem jego dotyku wypuściła kubek, który upadł na ziemię i rozbił się na
mnóstwo małych kawałków. Chciała się pochylić, aby je podnieść, ale Lucas
uniósł ją do góry i przeniósł na łóżko. Ostrożnie położył na pościeli, sam kładąc
się obok. Widział jej zdenerwowanie, ale brał je za objaw nieśmiałości. Nie mógł
odczytać jej myśli, lecz gdyby to uczynił odkryłby, że powód był zupełnie inny.
PIERWSI Z PIERWSZYCH www.miastoksiazek.com | 11
Barbara nie chciała się z nim kochać. Przynajmniej nie teraz. Czasem
wyobrażała sobie tę chwilę, ale ona nie mogła wydarzyć się dziś. Na pewno nie w
teraz!
— Czekałem na ciebie tyle czasu… — Usta Lucasa błądziły po jej szyi, po
jej ramionach… Schodziły niżej. Ręce nerwowo starały się wyplątać ją ze zwojów
szlafroka.
— Nie! — Zebrała w sobie wszystkie siły i odepchnęła go od siebie.
Poderwała się z łóżka. To, co zrobiła, zaszokowało go. Usiadł zdezorientowany.
Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, nie po tym, co razem przeszli.
— Barbaro — próbował do niej przemówić, ale zatkała uszy dłońmi.
— Nie Lucasie, nie teraz — wyszeptała. — Nie w ten sposób. To
niewłaściwe. Jesteś moim nauczycielem… Nie możemy tego zrobić.
— Kocham cię Barbaro i to z tobą chcę spędzić całą wieczność
— zapewnił.
— Wiem, ale nie potrafię zrobić czegoś wbrew przyjętym regułom.
Błagam, zrozum mnie. To dla mnie naprawdę bardzo trudne. Ja…
— Uszanuję twoją decyzję — przerwał jej. Wstał szybko i nerwowymi
ruchami zaczął zakładać na siebie mokre ubranie.
— Co robisz?
— Naprawiam to, co zepsułem. Nie będę zmuszał cię do niczego. Jeśli
twoją wolą jest poczekać do zakończenia szkoły, to poczekamy.
— Ja… — Poczuła się trochę niezręcznie. Nadal nie wiedziała, jak mu to
jej sercu, skutecznie
wszystko wyjaśnić. Tyle różnych uczuć szalało w
uniemożliwiając logiczne myślenie. Kochała Lucasa — tego była pewna, ale ta
miłość była zupełnie inna. Inna niż…
— Nie musisz się tłumaczyć, to ja popełniłem błąd. Proszę cię o
wybaczenie. — Zapiął pasek od spodni i zarzucił na siebie kurtkę. — Uznajmy, że
dzisiejszej nocy nie było. — Skoczył na parapet i nawet nie oglądając się na
Barbarę, zniknął w ciemnościach panujących za oknem.
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 12
* * *
Tego dnia historia była ostatnią lekcją, ale mimo to Lucas spóźnił się na
nią całe dwadzieścia minut, gdyż po tym, co wydarzyło się poprzedniego
wieczora, nie potrafił tak po prostu wejść do klasy i spojrzeć na Barbarę. Odwlekał
tę chwilę w nieskończoność, ale wreszcie musiał stawić czoła temu, co
nieuchronne. Młodzież, siedząca w ławkach, powitała go jękiem zawodu. Mieli
nadzieję, że nauczyciel już się nie zjawi i będą mogli wcześniej skończyć zajęcia.
Niestety, ich nadzieje zostały rozwiane. Lucas przekroczył próg, a jego wzrok od
razu napotkał spojrzenie Barbary. Wspomnienie wczorajszej nocy wróciło ze
zdwojoną siłą. Starając się panować nad swoimi emocjami podszedł do biurka i
tak jak to miał w zwyczaju, usiadł na jego blacie.
— Zawiedzeni — raczej stwierdził, niż zapytał. Doskonale widział myśli
wszystkich uczniów. Wszystkich, oprócz Barbary. — No cóż drodzy państwo,
jako że sporo się spóźniłem, nie rozpocznę dziś nowej lekcji.
Po klasie rozległ się szmer zadowolenia, jednak Lucas szybko go uciszył.
— Ponieważ wkrótce kończycie szkołę i czekają was testy, poświęcę
dzisiejsze zajęcia, na sprawdzenie waszej znajomości ostatnio przerabianych
zagadnień.
Słowom Lucasa zawtórował zbiorowy jęk. Uczniowie nerwowo zaczęli
przeglądać podręcznik i notatki.
— Jest może jakiś ochotnik? — Na twarzy Lucasa pojawił się złośliwy
uśmiech. — No czekam. Znajdzie się śmiałek? Jeśli nikt się nie zgłosi, zaczynam
stawiać oceny niedostateczne. Po kolei od samej góry. Kto obroni kolegów? Nie
ma chętnych? — Sięgnął po zeszyt z nazwiskami uczniów. W tym momencie
spostrzegł, że pierwsza na liście jest Barbara. Jak mógł o tym zapomnieć?
Podniósł głowę i spojrzał na nią. Siedziała w pierwszej ławce na wprost
niego.
PIERWSI Z PIERWSZYCH www.miastoksiazek.com | 13
— Barbara Bennett… — starał się, aby jego głos brzmiał w miarę
normalnie. — Może spróbujesz przypomnieć nam, o czym rozmawialiśmy na
ostatniej lekcji?
Podniosła się w milczeniu. Pamiętała temat, ale w jej głowie wirowały
sformułowanie
tysiące myśli. Kłębiły
najprostszego zdania. Miała wrażenie, że świat zawirował i ucieka spod nóg.
się
i
skutecznie uniemożliwiały
— Ja… ja… — chciała coś powiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle. Nagły
skręt żołądka i kolejna fala mdłości dopełniły dzieła. Nie miała nawet czasu, aby
usiąść. Jej nogi odmówiły posłuszeństwa i bez przytomności osunęła się na
podłogę. Odgłos przewracanej ławki, przerwał ciszę panującą w sali.
Lucas zerwał się z biurka i nim ktokolwiek zdołał podejść do dziewczyny,
on już był przy niej. Nie zważając na zdziwione spojrzenia uczniów, delikatnie
chwycił ją na ręce. Jej głowa opadła do tyłu. Barbara była taka lekka, taka wiotka.
W ogóle nie czuł jej ciężaru.
— Rozejść się! — krzyknął jak żołnierz do tłoczących się wkoło niego
uczniów. Bez sprzeciwu wykonali polecenie, Lucas zaś stąpając ostrożnie, z tym
jakże cennym ładunkiem, wyszedł z klasy. Wyjrzeli za nim, zaciekawieni zaistniałą
sytuacją. Widzieli jak idzie pustym korytarzem, niosąc na rękach bezwładną
dziewczynę.
— Co się stało? — Drogę zastąpiła mu pani Lee. — Co z nią?
— Zasłabła na mojej lekcji.
— Wezwę pogotowie — zaoferowała się.
— Nie trzeba. Prędzej będzie, jak sam ją zawiozę do klinki — powstrzymał
kobietę. — Proszę zająć się moimi uczniami.
— Ależ tak, oczywiście — przytaknęła pani Lee i ruszyła w stronę
pracowni historycznej. — Koniec zbiegowiska! — Zagoniła uczniów do klasy.
* * *
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 14
W Elizabeth Town nie było szpitala. Najbliższy znajdował się dopiero w
Springfield, ale Lucas nie zamierzał jechać tak daleko. W miasteczku działała mała,
prywatna klinika i to tu przywiózł nadal nieprzytomną Barbarę. Kiedy troskliwie
wyjmował ją z samochodu, dziewczyna otworzyła oczy.
— Co się stało? — zapytała słabym głosem.
— Zemdlałaś. — Kopniakiem otworzył drzwi kliniki i wszedł do środka.
— Potrzebuję lekarza! — krzyknął do recepcjonistki. — Dziewczyna zemdlała na
lekcji.
— Już mi lepiej. — Barbara próbowała się wyswobodzić i stanąć na
własnych nogach, ale w starciu z nim nie miała szans. Trzymał ją mocno i nie
zamierzał puszczać. Recepcjonistka zadzwoniła po lekarza i już po chwili wyszedł
do nich wysoki, czarnoskóry mężczyzna w białym, długim fartuchu.
— To nasza pacjentka? — zapytał, ukazując w uśmiechy olśniewająco
białe zęby.
— Dokładnie. — Lucas nadal nie wypuszczał Barbary z objęć.
— To może pozwoli mi pan ją zbadać? — zaproponował lekarz.
— Tak. Oczywiście. — Dopiero teraz postawił dziewczynę na ziemi, ale
nadal wspierał ramieniem.
— Proszę za mną. — Czarnoskóry mężczyzna wskazał drzwi gabinetu.
— Nazywam się Aron Obayomi. Zajmę się panią i przeprowadzę konieczne
badania. .
— Barbara Bennett — przedstawiła się, idąc za nim. Lucas wiernie jej
towarzyszył i miał zamiar wejść wraz z nią do gabinetu, ale w momencie, gdy już
przekraczał próg, doktor Obayomi spojrzał na niego z dezaprobatą.
— Proszę wypełnić formularze w rejestracji i załatwić kwestie finansowe.
Pozwoli pan, że sam zaopiekuję się pacjentką? No, chyba, że pan też jest
lekarzem…
— Nie. — Lucas potulnie wycofał się do rejestracji, patrząc jak za
doktorem i Barbarą zamykają się drzwi.
PIERWSI Z PIERWSZYCH www.miastoksiazek.com | 15
— Proszę to wypełnić. — Szczupła, skośnooka dziewczyna, siedząca za
kontuarem, podała mu plik papierów. — Gdyby miał pan jakieś problemy, to
proszę pytać. Płatność będzie gotówką czy kartą?
— Kartą. — Sięgnął do kieszeni i wyjął złotą kartę Visa. Dziewczyna
uśmiechnęła się do niego.
— Nie teraz. Po badaniach. Nie wiem, co zleci pan doktor.
— Dobrze… — Wziął do ręki dokumenty i długopis. Martwił się o
Barbarę. Co takiego mogło się z nią stać? Dlaczego zemdlała?
Usiadł na skórzanym fotelu i zaczął wypełniać formularze, ale nie potrafił
zebrać myśli. Nie znał wszystkich danych dziewczyny. Patrzył na rzędy pustych
kratek i nie miał pojęcia, co w nie wpisać. Uniósł wzrok na recepcjonistkę i patrzył
na nią tak długo, aż wreszcie i ona zerknęła w jego stronę. To wystarczyło. Nakazał
jej wziąć dokumenty i wypełnić samodzielnie. Dziewczyna wyszła zza kontuaru i
podeszła do niego. Podniosła ze stolika formularze.
— Może lepiej będzie, jak ja to zrobię. — Uśmiechnęła się.
— Tak. Tak będzie najlepiej — przyznał, spoglądając na ciągle zamknięte
drzwi gabinetu.
* * *
— Są wyniki. — Pielęgniarka położyła przed lekarzem kilka niewielkich,
komputerowych wydruków. Barbara z zaciekawieniem zerknęła na rzędy cyferek
i wykresy. To były badania jej krwi. Lekarz z uwagą przestudiował otrzymane
dokumenty. Zerknął na Barbarę i ponownie na wyniki. Poczuła, że znowu robi
się jej słabo. Czy było aż tak źle? Może to nie jest zwykła grypa żołądkowa, tylko
jakaś podstępna, ukryta choroba? Może to, co miał ojciec? Czy rak jest
dziedziczny? Z wrażenia zaschło jej w gardle, ale wiedziała, że gdyby się napiła, to
od razu zwróciłaby wszystko. Mdłości nasiliły się i teraz nie były już napadowe,
tylko ciągłe. Sam zapach gabinetu powodował, że miała ochotę wymiotować.
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 16
— Tak pani Barbaro. Jest dokładnie tak, jak podejrzewałem od samego
początku. — Odłożył wyniki i spojrzał na nią, uśmiechając się jeszcze szerzej.
Dlaczego on się śmieje, kiedy ona umiera? Zaraz dowie się, że cierpi na jakąś
straszną, nieuleczalną chorobę, a ten mężczyzna się z tego cieszy.
— Co… co mi jest? — wydukała z trudem. — Ile mam czasu?
— Myślę, że jakieś siedem miesięcy. — Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Siedem miesięcy życia! Jak bezduszny musi być lekarz, aby mówiąc o tym
pacjentowi, śmiać mu się prosto w twarz? Czyli koniec… Tak szybko… Nawet nie
poszła na studia, nawet nie zaczęła normalnie żyć. Dopiero poznała Lucasa i już
będzie musiała go stracić. Siedem miesięcy… Tylko siedem miesięcy, aby pożegnać
się ze wszystkimi… Czy w ciągu siedmiu miesięcy można przeżyć całe życie?
— To nieuleczalne? — zapytała z drżeniem w głosie. — Nic nie można
zrobić? Naprawdę nie ma żadnego ratunku?
Lekarz przestał się uśmiechać. Teraz patrzył na nią z powagą, a nawet
naganą. Jakby nagle zamiast Barbary zobaczył przed sobą jakąś szczególnie
odrażającą istotę.
— To już pani decyzja. Zrobi pani, co będzie chciała. Nie mogę ingerować
w pani życie, chociaż osobiście nie radziłbym podejmować żadnych pochopnych
kroków.
Wariat! Kompletny wariat! Ona umiera, ma przed sobą siedem miesięcy
życia, a on namawia ją do nie podejmowania kuracji. Zdenerwowała się i wstała
gwałtownie z krzesła. Trochę zbyt gwałtownie. Ponownie zakręciło się jej w
głowie. Nie upadła tylko dzięki temu, iż w porę schwyciła się blatu biurka.
— Ostrożnie. — Lekarz poderwał się z miejsca i objął ją ramieniem, ale
ona odtrąciła jego pomoc.
— Jak pan może? — krzyknęła, tłumiąc łzy, które jednak mimo wszystko
popłynęły po policzkach. — Umieram, a pan mi to mówi z uśmiechem i jeszcze
przekonuje, abym nie podejmowała kuracji? Ale ja chcę żyć! Chcę żyć!
PIERWSI Z PIERWSZYCH www.miastoksiazek.com | 17
Jej krzyk zaalarmował Lucasa, który nie zważając na protesty
recepcjonistki wtargnął do gabinetu.
— Lucas. — Barbara dopadła do niego i ukryła twarz w koszuli na jego
piersiach.
— Co on ci zrobił? — Oczy Lucasa nabiegły krwią, zaczynał tracić nad
sobą kontrolę. Jeszcze chwila i przemieni się w potwora.
— Moment! — lekarz gwałtownie zaprotestował. — Zaszło chyba jakieś
nieporozumienie. Nie powiedziałem, że ma pani przed sobą siedem miesięcy
życia. Skądże! Jest pani zupełnie zdrowa, chociaż ma lekką anemię. Wystarczy
jednak żelazo i kwas foliowy, a wszystko wróci do normy…
— Ale mówił pan… — Uniosła głowę i odwróciła się w stronę lekarza. Na
jej policzkach lśniły łzy, ale w sercu pojawiła się odrobina nadziei. Może jednak
nie wszystko stracone?
— Mówiłem, że jest dokładnie tak, jak przypuszczałem. Senność, zawroty
głowy, nudności… Owszem symptomy mogą być mylące, ale mam potwierdzenie
w badaniach. — Wrócił do biurka i wziął do ręki kartkę z wykresami. — Pani
Barbaro, nie mam żadnych wątpliwości. Jest pani w ciąży!
* * *
Była w ciąży. Ciągle nie wierzyła w te słowa. Myślała o wszystkich,
możliwych, ciężkich chorobach, ale nie o czymś takim. Nigdy nie brała tego pod
uwagę. W ciąży! To musiało stać się wtedy w lesie… Nat… To jego dziecko.
Chciała krzyczeć, ale nie potrafiła. W milczeniu wpatrywała się w uśmiechniętą,
twarz lekarza. Widziała, jak porusza ustami, jak mówi coś do niej, nie słyszała
jednak ani jednego słowa. Miała wrażenie jakby oglądała niemy film, tyle tylko,
że to ona była jego główną bohaterką.
Opierała się na ramieniu Lucasa, zdając się zupełnie na niego. Pozwoliła,
aby zaprowadził ją do kolejnego gabinetu, gdzie ten sam doktor, kazał jej położyć
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 18
się na zielonej leżance. Podciągnął jej bluzkę do góry, odsłaniając brzuch. USG.
Nie chciała patrzeć na monitor, bo i po co? Nie miała ochoty oglądać tego dziecka.
Głowica przesuwała się po jej brzuchu, a ona z odwróconą w bok głową, z
zaciśniętymi ustami, czekała na słowa doktora. Miała nadzieję, że to jednak
pomyłka, że nastąpił jakiś błąd. O Boże, jak bardzo chciała to usłyszeć. Lucas
trzymał jej dłoń. Stał tuż przy niej, żadna siła nie dałaby rady wyprosić go z tego
pomieszczenia.
— Wszystko w porządku — wesoły głos lekarza zabrzmiał jak wyrok.
— Zdrowy, rozwijający się płód. Według pomiarów około siedmio-
ośmiotygodniowy. O proszę tak bije jego serce. — Podkręcił jakiś wskaźnik i w
sali rozległ się dziwny dźwięk. Bum, bum, bum, bum, bum, bum… Szybciutko,
raz za razem. Ten dźwięk wwiercał się w głąb jej umysłu. To dziecko żyło. Żyło w
niej i rosło. Jego serce biło… Odwróciła głowę w stronę monitora. Zerknęła na
ekran, ale oprócz mnóstwa dziwnych linii i cieni nie dostrzegła niczego, co
przypominałoby dziecko.
— Nie widzę go — wyszeptała z trudem.
— Bo jest jeszcze bardzo maleńki, jak okruszek. Trzeba wiedzieć, czego
szukać — wyjaśnił lekarz i palcem dotknął jednego punktu na monitorze.
— Proszę spojrzeć uważniej. Tu bije jego serce.
Wytężyła wzrok i dostrzegła malutką, pulsującą plamkę. Bum, bum, bum,
bum… Serce jej dziecka. Serce dziecka Nata….
* * *
Roderick znowu siedział w swoim samochodzie zaparkowanym na
wprost kościoła. Nie mógł przestać tu przyjeżdżać, musiał chociażby z daleka na
nią spojrzeć. Szła od strony miasta. Ubrana w granatowe jeansy i fioletową krótką
kurtkę wyglądała jak chłopak. Nawet buty nosiła typowo męskie, ciężkie, za
PIERWSI Z PIERWSZYCH www.miastoksiazek.com | 19
kostkę, sznurowane. Jakim cudem, w tym nieatrakcyjnym ciele, mogła się skryć
dusza Elizabeth?
Zauważyła go, tak jak widziała za każdym poprzednim razem, teraz jednak
postanowiła sama uczynić pierwszy krok. Zamiast skręcić do kościoła, zatrzymała
się i odwróciła w stronę czarnego mercedesa. Poprawiła przewieszoną przez ramię
płócienną torbę i zdecydowanym krokiem podeszła do drzwi od strony kierowcy.
Zapukała w szybę.
— Czy mogę w czymś pomóc? — zapytał, otwierając okno. Nawet jej oczy
były inne. Takie zwyczajne, bez wyrazu. Nie dostrzegł w nich niczego, co
mogłoby przypomnieć mu Elizabeth.
— To chyba raczej ja powinnam o to zapytać. — Patrzyła mu prosto w
oczy, a on czytał w jej myślach. Podobał się jej, była pod wrażeniem. Zastanawiała
się, czy przyjeżdża tu specjalnie po to, aby ją zobaczyć. Miała nadzieje, że tak.
— Widuję cię tu prawie każdego dnia. Siedzisz w tym aucie, tak jakbyś na kogoś
czekał. Może masz jakiś problem i nie wiesz, jak się zwrócić o pomoc.
Nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Odsunęła się na bok, aby mógł wysiąść.
Stanął koło niej zastanawiając się nad odpowiedzią. Co mógł jej powiedzieć? Że
odnalazł w niej duszę swojej zmarłej żony? Nigdy by w to nie uwierzyła. Uznałaby
go za pomyleńca.
— Właściwie mam problem — przyznał z wahaniem.
— Jaki? — Oparła się o maskę samochodu, czekając na jego wyjaśnienia.
Nie zamierzała tak łatwo odpuścić. Zrobiła pierwszy krok i miała nadzieję, że coś
z tego będzie.
— Wiesz, jestem raczej nieśmiałym facetem…
— Ty? — Nie kryła zdziwienia.
— Dokładnie. Jak widzisz trudno mi nawiązać kontakt z kobietami.
— Może ty… Czy ty wolisz mężczyzn? — Zarumieniła się zadając to
pytanie. Naprawdę zaczęła go o to podejrzewać.
Chyba pierwszy raz w życiu poczuł zmieszanie.
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 20
— Skąd taki pomysł?
— Przepraszam. — Starała się zatuszować swoją gafę. — Nie powinnam
o to pytać. To takie nie na miejscu z mojej strony.
— Ok. Postawmy sprawę
jasno, bo te wszystkie niedomówienia
powodują tylko niepotrzebny zamęt. Po pierwsze wolę kobiety. Po drugie mam
problem. Po trzecie ty jesteś tym problemem.
— Co takiego? — Nerwowo poprawiła okulary.
Gdyby zapuściła włosy, zmieniła styl uczesania i zrezygnowała z noszenia
okularów, może nawet mogłaby zostać uznana za ładną. Może… Ale ta jej
chłopięca sylwetka pozbawiona prawie w ogóle biustu, wąskie biodra i obwisłe
ramiona… Nie podobała mu się jako kobieta. Nic do niej nie czuł, była mu
zupełnie obojętna. A przecież to była Elizabeth, ta na którą tyle czekał. Ta, która
oddała za niego swoje życie.
— Od dłuższego czasu zastanawiam się, czy poszłabyś ze mną na kawę.
— Włożył ręce do kieszeni długiego, czarnego płaszcza. Obiecał, że ją odnajdzie,
więc jak teraz, gdy wreszcie stoi tuż koło niej, miałby odwrócić się i odejść?
— Ty chcesz mnie zaprosić na kawę? Ty? — Nie mogła uwierzyć w to, co
usłyszała. Przecież to było spełnienie jej najskrytszych pragnień! Ten nieziemsko
przystojny mężczyzna, za którym oglądały się wszystkie kobiety, właśnie ją
zaprasza na kawę.
— Czy coś w tym złego?
— Nie, ale nie rozumiem dlaczego po prostu nie wszedłeś do biblioteki i
nie zaproponowałeś mi tego wcześniej, tylko czaiłeś się w samochodzie.
— Roześmiała się i przez jedną chwilę jej twarz wydała mu się nawet ładna. Tak,
ta dziewczyna potrzebuje odpowiedniej oprawy, a wtedy rozbłyśnie. Może nie
będzie taką pięknością jak Elizabeth, ale rozkwitnie jak wiosenny kwiat.
— To właśnie wina mojej wrodzonej nieśmiałości. — Również się
uśmiechnął. — Już dawno nie umawiałem się z żadną dziewczyną i trochę
PIERWSI Z PIERWSZYCH www.miastoksiazek.com | 21
wyszedłem z wprawy. — Sto pięćdziesiąt lat samotności. Tyle czasu przeżył bez
kobiety. Śnił tylko o Elizabeth, tylko o niej marzył.
— Właściwie nie jestem miłośniczką kawy, ale chętnie napiję się herbaty.
— Może być herbata. — Przystał na to bez wahania. — To co, przyjadę
po ciebie dziś o siedemnastej?
— Wolałabym o osiemnastej. Muszę zrobić nowy katalog, a nie lubię
przerywać zaczętej pracy. Do osiemnastej na pewno zdążę się wyrobić.
— Ok. Będę na ciebie czekał.
— Wiem. Tak jak każdego dnia. — Ze śmiechem klepnęła go w ramię, w
sposób jakim mają zwyczaj witać się i żegnać dobrzy znajomi. Nawet jej
zachowanie było mało kobiece. Westchnął patrząc za nią. To będzie trudne.
Bardzo trudne, ale nie niewykonalne. Może przywyknie do tej nowej Elizabeth.
Przynajmniej będzie się bardzo starał.
* * *
— Chcesz pogadać? — Lucas zjechał na pobocze i wyłączył silnik
samochodu. Odwrócił się w stronę siedzącej obok Barbary. Od wyjścia z kliniki
nie odzywali się do siebie ani słowem, ale widział, że Barbara jest wstrząśnięta tym,
co usłyszała od lekarza. Patrzył na jej pobladłą twarz, na zamyślone, jakby
nieobecne spojrzenie. Obie dłonie przycisnęła do swojego brzucha i trzymając je
tak kurczowo zaciśnięte, nawet nie drgnęła przez całą drogę. — Barbaro, słyszysz
mnie? — powtórzył.
Otrząsnęła się, wracając do rzeczywistości. Już nigdy nic nie będzie takie
jak przedtem. Jak ma powiedzieć ciotce o swoim stanie? Jak wytłumaczyć to, co
się stało? Czy w ogóle urodzić to dziecko? Ono rosło w niej, żyło. Słyszała bicie
jego serca. Ta mała, pulsująca plamka na monitorze… Wszystkie plany, wszystkie
marzenia właśnie prysły jak bańka mydlana. Jest w ciąży! Co ze studiami? Co z
przyszłością? Przecież nawet jeszcze nie spotykała się tak naprawdę z chłopakami!
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 22
Wtedy, tam w lesie, gdy Nat ją napadł, to był ten pierwszy raz. Pierwszy i zarazem
tak brzemienny w skutkach. Gdyby chociaż kochała Nata… Gdyby to stało się w
inny sposób, nie tak brutalny…
— Słyszę. — Spojrzała na Lucasa, a w jej oczach pojawiły się łzy. Zbierało
się ich co raz więcej i więcej, aż w końcu spłynęły po policzkach. Wyciągnął dłoń i
czubkami palców otarł te słone krople.
— Nie jesteś z tym sama — powiedział cichym, ale stanowczym tonem.
— Chcę, abyś o tym pamiętała. Cokolwiek postanowisz, ja jestem z tobą. Na
dobre i na złe.
— Ale właśnie ja nie wiem, co mam postanowić — szlochała. Wreszcie
oderwała dłonie od brzucha, a przycisnęła do twarzy. — Nie wiem! Nie wiem!
Nie wiem!
Odpiął pas i przysunął się do niej bliżej, tak iż mógł ją objąć. Ukryła twarz
w koszuli na jego piersiach. Jej drobnym ciałem wstrząsał dreszcz, a on nie
wiedział, jak ją pocieszyć. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Teraz, po
zakończeniu sprawy z Kingsleyem, liczyli na chwilę spokoju. Miało być tak
przyjemnie, normalnie. Zaprawdę los czasem szykuje niezwykłe niespodzianki.
Jakże okrutne.
— Co ja mam zrobić? — Uniosła głowę do góry, patrząc mu prosto w
oczy. — Co powinnam zrobić? Może ty to wiesz?
— Chciałbym wiedzieć. — Pogładził jej kasztanowe włosy. — Nigdy nie
byłem w podobnej sytuacji, więc nie mam pojęcia, co ci poradzić.
— To dziecko Nata! Noszę w sobie dziecko tego potwora! Rozumiesz
Lucasie? Dziecko człowieka, który mnie zgwałcił i zostawił w lesie na pewną
śmierć. On chciał mnie zabić! Był pewien, że tam umrę! Gdyby nie Erick, nie
byłabym tu dzisiaj z tobą… O Boże, nie musiałabym teraz podejmować tej
strasznej decyzji.
— To także twoje dziecko — przypomniał łagodnie. — Nie myśl w takich
kategoriach. Ono niczym nie zawiniło. To przypadek, zrządzenie losu…
PIERWSI Z PIERWSZYCH www.miastoksiazek.com | 23
— Dlaczego ja wtedy nie umarłam! — krzyknęła z rozpaczą.
— Nawet tak nie mów! Barbaro, nigdy tak nie mów! Nie wiem, co bym
zrobił bez ciebie! Jesteś dla mnie wszystkim! Nie ważne czy zdecydujesz się
urodzić, czy nie! Będę przy tobie! Rozumiesz Barbaro? Mogę być ojcem dla twego
dziecka! Mogę się wami zaopiekować!
— Nie wiem… Ja nawet nie mam z kim o tym porozmawiać. Gdyby była
tu Caroline… Tak bardzo jej potrzebuję. — Poczuła ulgę słysząc słowa Lucasa.
Domyślała się, że nie zostawi jej w potrzebie, ale teraz, gdy tak otwarcie to
powiedział, była pewna, że może na niego liczyć. Jeśli zdecyduje się urodzić, nie
chciałaby być samotną matką. Lucas jako ojciec… Czy to możliwe? Chciała
wierzyć, że tak.
— Zadzwoń do niej. — Sięgnął po telefon leżący w skrytce samochodowej
i podał go dziewczynie. — Hiszpania nie jest tak daleko, żeby nie docierały tam
połączenia.
— Ja… — Wzięła od niego aparat.
— Zostawię cię samą. — Zrozumiał jej wahanie. Czasem kobiety
potrzebują samotności, aby wyżalić się przyjaciółce. — Pójdę się przejść po lesie.
Wysiadł z samochodu i mrugnąwszy do niej porozumiewawczo,
skierował się w stronę drzew. Odgarnęła z twarzy pozlepiane od łez kosmyki.
Pochyliła się nad telefonem, wyszukując w spisie kontaktów potrzebny numer.
Caroline… Jest! Nacisnęła przycisk rozmowy. Chwilę trwało, zanim usłyszała
koleżankę.
— Co nowego Lucasie? — Głos Caroline był jak zwykle melodyjny i
bardzo wyraźny. Barbara miała wrażenie, że dziewczyna jest tuż koło niej.
— To ja… Barbara — starała się mówić w miarę normalnie, ale głos się jej
rwał.
— Czy coś się stało? — Caroline bez trudu wyczuła, że coś jest nie tak.
— Barbaro, ty płaczesz? Czy to wina mego nieznośnego braciszka? Coś ci
powiedział?
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 24
— Nie — pospiesznie zaprzeczyła, jednocześnie wycierając dłonią ciągle
płynące łzy. — Wiem, że nie powinnam ci teraz zawracać głowy, ale dowiedziałam
się czegoś, co może zmienić moje życie. Nie wiem, co zrobić! Tak bardzo cię
potrzebuję… — znowu zaczęła szlochać.
— Kochanie uspokój się i powiedz mi, co się stało! Czy jest tam Lucas?
Może on mi powie?
— Jestem sama. Dał mi swój telefon i wyszedł się przejść. Caroline, byłam
dziś u lekarza! Jestem w ciąży — niemalże wykrzyczała jednym tchem.
Cisza. Po drugiej stronie zapanowała kompletna cisza. Barbara miała
wrażenie, że połączenie zostało przerwane, ale po długiej, przerażająco długiej
chwili, usłyszała niepewny, drżący głos Caroline. To już nie był ten wesoły,
beztroski ton.
— Czy to się stało wtedy… Czy to…
— Tak. Nigdy nie spałam z żadnym facetem. To dziecko Nata. To się
stało wtedy, gdy mnie zgwałcił.
— Nie podejmuj żadnych kroków, dopóki nie wrócę! Barbaro, poczekaj
na mój powrót! Rozumiesz? Musisz na mnie poczekać!
— Ale co ja mam zrobić? Nie chce tego dziecka! Jego ojciec był potworem!
Chciał mnie zabić!
— Barbaro, nic nie jest takie, jak ci się wydaje. Poczekaj na mnie. Proszę
cię tylko o kilka dni zwłoki w podjęciu decyzji. Wszystko ci wytłumaczę, gdy
wrócę. Jeszcze dziś zarezerwuję lot. Błagam, nie rób niczego! Obiecujesz, że nie
zrobisz? — Caroline była naprawdę przerażona. Barbara nawet nie spodziewała
się, że koleżanka tak emocjonalnie zareaguję na tę wiadomość. Liczyła na radę,
wsparcie, nie na prośbę o wstrzymanie się z jakąkolwiek decyzją.
— Ale to dziecko rośnie we mnie — krzyknęła. — Rozwija się! Widziałam
jego serce! Jak mam czekać, wiedząc o jego istnieniu?
— Czy kiedykolwiek zawiodłam twoje zaufanie? Czy kiedykolwiek
zrobiłam coś, aby cię skrzywdzić? Proszę tylko o kilka dni zwłoki. Wrócę
PIERWSI Z PIERWSZYCH www.miastoksiazek.com | 25
najszybciej, jak mi się uda. Tu wszystko już prawie załatwiłam. Wytrzymaj te parę
dni. Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze.
— Obiecujesz?
— Tak. Proszę daj mi na chwilę Lucasa. Zawołaj go. Proszę, zawołaj
Lucasa — powtórzyła.
— Ok. — Wysiadła z samochodu i rozejrzała się po okolicy. Stali na skraju
lasu. Po jednej i drugiej stronie drogi ciągnęły się linie gęstych drzew.
— Lucas — krzyknęła i niemalże w tej samej chwili Westmoore pojawił
się koło niej. — Caroline chce z tobą rozmawiać. — Wyciągnęła do niego dłoń z
telefonem. Odebrał od niej aparat i przyłożył go do ucha.
— To ja — rzucił krótko.
— Lucasie, pilnuj jej. Nie pozwól, aby podjęła jakąkolwiek decyzję przed
moim powrotem. To dziecko jest bardzo ważne.
— O co chodzi? — Jak zwykle Caroline była bardzo tajemnicza,
doprowadzając tym Lucasa do furii.
— Wszystko wyjaśnię, jak wrócę, a do tego czasu dopilnuj, aby nie zrobiła
niczego głupiego. Muszę kończyć.
Schował aparat do kieszeni jeansowej kurtki. Co Caroline miała na myśli,
mówiąc, że dziecko Barbary jest wyjątkowe? Czy chodziło jej o to, że jego ojcem
jest człowiek-niedźwiedź? Ale jakie znaczenie miałoby to dla nich? No trudno,
trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość i wytrzymać te kilka dni.
* * *
Caroline położyła telefon na łóżku, na którym siedziała. Westchnęła
ciężko patrząc na przeciwległą ścianę, tak jakby tam chciała uzyskać poradę.
Kremowe, gładkie ściany pokoju milczały jednak, nie dając żadnych wskazówek.
Jednostajny szum klimatyzacji podwieszonej pod sufitem, nieopodal dużego,
zasłoniętego w tej chwili materiałowymi roletami okna, był jedynym słyszalnym
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 26
odgłosem, który także nie przekazywał niczego sensownego. Podniosła się z łóżka
przykrytego cienką, kremową narzutą. Pokój był śliczny, taki przestronny i jasny.
Dominowały w nim odcienie bieli i écru, które jeszcze bardziej optycznie
powiększały pomieszczenie.
Caroline podeszła do małego, okrągłego stoliczka postawionego przy
oknie. Wyminęła biały fotel i odsunęła rolety. Jej oczom ukazał się piękny widok
na nadmorski bulwar, plażę i morką toń. Wprawdzie było już ciemno, gdyż
dochodziła godzina dwudziesta pierwsza, ale bulwar był rzęsiście oświetlony i w
blasku padającym od ulicznych latarni wszystko wyglądało tak bajkowo, cudnie.
Patrzyła na ludzi idących w dole i zastanawiała się nad niespodziankami
szykowanymi przez los. Każda z tych osób miała swoje życie. Swoje troski,
zmartwienia, radości… Każda kochała, cierpiała… Ale żadna z tych osób nie miała
takiego problemu jak ona. Żadna nie musiała podjąć kolejnej ważnej decyzji. To
znowu w jej rękach spoczywała przyszłość świata. Ten, niby zwyczajny telefon,
wywrócił wszystko do góry nogami. Już miała nadzieję, że uporządkuje swoje
życie, a tu nagle taka wiadomość. I co zrobić? Czy Barbara będzie potrafiła
zrozumieć? A Lucas? I jak to im powiedzieć? Jak przekonać? Przecież to takie
nierealne…
Na powrót zasunęła roletę i wróciła do łóżka. Podniosła telefon. Chwilę
trwało, zanim wybrała odpowiedni numer. Gdy po drugiej stronie usłyszała
chropowaty, kobiecy głos, odetchnęła głębiej i przemówiła. Była spokojna,
opanowana. Nie chciała ujawniać swoich emocji. Nie przed tą osobą.
— Witaj Yadiro. Chciałabym prosić o spotkanie. To ważne. Muszę
wcześniej wracać do domu… Dziękuje. Tak oczywiście, najlepiej jutro. Oczywiście
jedenasta godzina bardzo mi pasuje. Ok. Gdzie? Dobrze, będę przy Mercado1.
* * *
1 Mercado – przystanek podziemnej stacji tramwajowej w Alicante. Z tego przystanku, specjalnym, panoramicznym
chodnikiem, można się udać na szczyt góry Benacantil, gdzie zbudowana jest warownia Castillo de Santa Barbara.
PIERWSI Z PIERWSZYCH www.miastoksiazek.com | 27
Lucas chciał odwieźć Barbarę do domu, ale poprosiła go, aby zatrzymał
się przy cmentarzu. Na razie nie miała ochoty wracać do pustych, czterech ścian.
Potrzebowała chwili w zupełnej samotności, a spacer po starym cmentarzu mógł
jej dać trochę wytchnienia. Bez słowa sprzeciwu wysadził ją przed zakrętem i
obiecawszy zadzwonić wieczorem, pojechał dalej.
Szła wolno, krok za krokiem. Nie spieszyła się, bo i nie miała po co. Szurała
butami po piaszczystej drodze, wzbudzając tumany pyłu. W skupieniu
podziwiała wirujące drobinki piasku. Sama czuła się takim ziarenkiem.
Bezbronnym, wystawionym na pastwę wiatru. Nie mogła decydować sama o
sobie. Wszystko działo się jakby poza jej udziałem. Cały świat okazał się zupełnie
inny, niż myślała. Straciła wszystko, co było jej bliskie. Nowy Orlean, ojciec,
spokojne życie… Jakież to wydawało się teraz odlegle i nierealne. Trafiła do tego
sennego miasteczka, które okazało się jaskinią lwa. Przez ostatnie dwa miesiące
przeżyła więcej, niż przez siedemnaście lat swego życia.
Wampiry… Nigdy nie wierzyła w ich istnienie. Dla niej były to dziwne
istoty, zrodzone tylko w wyobraźni twórców. Fikcyjne postacie, nie mające prawa
bytu w normalnym, tak dobrze jej znanym świecie. Dlaczego więc jedno z tych,
zdawałoby się nieprawdopodobnych stworzeń, stało się dla niej kimś bliskim?
Kimś szczególnie bliskim… Lucas. Nauczyciel. Mężczyzna jej życia. Wampir. I
Caroline… Wszyscy, którzy coś dla niej znaczyli, nie byli zwykłymi ludźmi. Nawet
ona sama… Przez tyle lat nie wiedziała nic o swoim prawdziwym pochodzeniu, o
historii swojej rodziny. Ojciec zadbał, aby wychowywali się z dala od
przynależnego
im dziedzictwa. Nigdy nie zdradził tajemnicy. Ludzie-
niedźwiedzie, oto kim była jej rodzina. Adam mógł przejąć należne mu prawa, ale
nie zdążył. Ubiegł go Nat… Nat. Na samą myśl o chłopaku jej dłonie mimowolnie
zacisnęły się w pieści. Nat był potworem. Uczynił coś tak strasznego…
Wspomnienie tamtego dnia, tamtego lasu, powróciło z całą wyrazistością. Znów
czuła ten lęk i ból. A teraz spodziewała się dziecka. Jego dziecka…
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 28
Stanęła przed cmentarną furtką i pchnąwszy ją do przodu, weszła do
środka. Jak zwykle panowała tu cisza i spokój. Nawet szum drzew był
delikatniejszy. Stąpała ostrożnie pomiędzy pochyłymi mogiłami, starając się, aby
zbyt gwałtownym ruchem nie zburzyć podniosłego nastroju. Atmosfera pełnego
skupienia udzieliła się i
jej. Zmierzała tam, gdzie ciągnęło ją coś bliżej
nieokreślonego. Czuła potrzebę, że musi tu przyjść, że to konieczne. Ten pomnik
kobiety z twarzą zasłoniętą włosami, zdawał się przyciągać ją jak magnes. W swojej
głowie słyszała szept wołający jej imię.
Zasuszone, kremowe róże, leżące na kamiennym bloku, były pamiątką po
ostatnich odwiedzinach Caroline. Patrzyła na nie i na wyryty napis, który
częściowo przysłaniały. Elizabeth Robillard… Dziewczyna z portretu… Dlaczego
czuła ucisk w sercu, patrząc na ten grób? Dlaczego widok tych róż, przypominał
jej coś, czego jednak nie potrafiła sobie uzmysłowić?
— Barbaro — i ten głos w jej głowie. Nie, on nie brzmiał tylko w jej
głowie! Odwróciła się i zobaczyła stojącą z tyłu dziewczynę. Elizabeth! W
przestrachu cofnęła się o krok i zahaczywszy nogą o róg pomnika, przewróciła się
na nagrobek. Wyciągnęła rękę, aby zamortyzować upadek. Jej dłoń zatrzymała się
na uschniętych różach.
— Ciebie tu nie ma! — krzyknęła. — To tylko moja wyobraźnia! Tylko
moja, głupia wyobraźnia!
— Mylisz się. — Głos zjawy brzmiał bardzo realnie. Przepojony był
smutkiem.
Barbara chciała się podnieść, ale nie mogła się poruszyć. Miała wrażenie,
że zrosła się z tym grobem w jedno, że stanowi jego część. Leżała więc i patrzyła na
stojącą przed sobą dziewczynę. Błękitna suknia Elizabeth powiewała na wietrze.
Dostrzegła, że przybyła trzyma w dłoni jedną, długą, kremową różę.
— Kim jesteś? — wyszeptała z przerażeniem.
— Tym kim byłam. — Postać uśmiechnęła się. — Nie musisz się mnie
bać. Nawet nie powinnaś. Jesteś mi bardzo bliska.
PIERWSI Z PIERWSZYCH www.miastoksiazek.com | 29
— Elizabeth? — musiała zapytać, chociaż znała odpowiedź.
— Znasz mnie, a ja znam ciebie. Czekałam na twój przyjazd. Wiedziałam,
że kiedyś się zjawisz. Bill mi to obiecał.
Jak Bill mógł jej obiecać coś takiego? Skąd miał wiedzieć o Barbarze,
przecież zmarł ponad sto lat przed jej narodzinami? Nie odrywała wzroku od
zjawy, ale ze zdziwieniem zauważyła, że odczuwany jeszcze chwilę temu strach,
gdzieś zniknął.
— Dziwisz się, bo tego nie rozumiesz. Też kiedyś nie rozumiałam. Śmierć
nauczyła mnie wielu rzeczy. Przede wszystkim tego, że nigdy już nie można być
tym kimś, kim się było.
— Ale czego chcesz ode mnie?
— To jest pytanie, na które sama musisz znaleźć odpowiedź. Musisz jej
poszukać wewnątrz siebie… Dużo od tego zależy. I nie pomyl się…
— Nie rozumiem — westchnęła.
— Kochasz, ale w twoim sercu pojawiają się wątpliwości. Ja takich
wątpliwości nie miałam. Jeśli ty je masz, to zastanów się, czy dokonałaś słusznego
wyboru. Lucas jest moim bratem i słodki z niego mężczyzna, ale czy to on jest
miłością twojego życia? To dziecko, które nosisz w sobie, ono ma moc. Jest
spełnieniem obietnicy. Lękasz się nieznanego, wahasz przed podjęciem decyzji,
ale wiedz, że tak musi być. To przeznaczenie, które kiedyś pokierowało moje
kroki do kopalni. Ty też masz swoje przeznaczenie…
— Ale ja nie chcę tego dziecka! — krzyknęła rozpaczliwie. — Jeśli wiesz
wszystko, to wiesz także, w jaki sposób ono powstało. Jego ojciec był potworem,
który skazał mnie na śmierć. Gdyby nie Erick…
— Roderick. — Twarz Elizabeth rozpromieniła się. — Tak, on zawsze
zjawiał się w odpowiednim momencie. Uratował ciebie, tak samo jak mnie. To
też było przeznaczenie, znak z zaświatów. Jak czasem ciężko wam ludziom
odczytać najprostsze przesłanie.
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 30
— Jakie przesłanie? Elizabeth, ja zostałam zgwałcona! Rozumiesz? A teraz
spodziewam się dziecka…
— Kochanie, wkrótce to zrozumiesz… To dziecko jest darem, obietnicą
sprzed wieków. Jeśli spojrzysz oczami duszy, dostrzeżesz to, co istotne. Patrz w
głąb siebie. Wsłuchaj się w swoje serce. Twoje uczucia… Barbaro nie pomyl się!
Od tego dużo zależy! — Elizabeth pochyliła się i włożyła różę, w nadal bezwładne
palce Bennettówny. Zacisnęła jej dłoń na łodydze kwiatu, tak mocno, że kolec
wbił się w skórę dziewczyny. Barbara cichutko krzyknęła i w tym momencie
poczuła, że jej ciało odzyskuje władzę. Rozprostowała palce, wypuszczając kwiat
z dłoni. Krople jej krwi skapnęły wprost na kremowe płatki. Podniosła się i
rozejrzała dookoła, ale nigdzie nie zobaczyła już Elizabeth. Zjawa zniknęła tak
samo bezszelestnie, jak się pojawiła. Tylko ta świeża, zbroczona krwią róża, leżąca
na wiązance zwiędłych kwiatów, była świadectwem jej niedawnej obecności.
* * *
Roderick zatrzymał samochód na poboczu piaszczystej drogi. Wysiadając
z samochodu, spojrzał w stronę pobliskiego domostwa Bennettów. Przez chwilę
pomyślał o Barbarze i jej błękitnych oczach… Elizabeth miała takie same.
Elizabeth…
Wolnym krokiem podszedł do cmentarnej furtki.
Nie lubił tego miejsca, unikał przez tyle lat. Chciał wymazać ze swojej
pamięci jego istnienie. To tu spoczywała jego żona. Gdy Caroline pierwszy raz
pokazała mu grób, zrozumiał, że czasu nie można już cofnąć. Że to, co się stało,
jest nieodwołalne i ostateczne. Pozwolił odejść Elizabeth, tej Elizabeth, którą
kochał i znał… Ta osoba, którą odnalazł, mimo że ma duszę jego żony, jest już
zupełnie innym człowiekiem. Zupełnie.
Patrzył na
zmierzając w kierunku
charakterystycznego nagrobka. Bill został z nią. Nie opuścił. Zadbał o wszystko.
zatarte, nagrobne napisy,
PIERWSI Z PIERWSZYCH www.miastoksiazek.com | 31
Sam wyrzeźbił pomnik, wyciosał trumnę. Jakimże uczuciem musiał ją darzyć ten
człowiek? Nawet dom postawił w pobliżu jej grobu, tak aby zawsze być blisko.
Do końca. Ta sama ziemia przyjęła jego szczątki. A on, jej mąż, podążał za
mrzonkami. Szukał czegoś, co sam dobrowolnie oddał. Był głupcem, strasznym
głupcem. To Bill pokazał, jak należy kochać.
Stanął przed nagrobkiem przedstawiającym zadumaną kobietę. Wiatr
rozwiewał poły jego długiego, czarnego płaszcza, smagał po twarzy i targał włosy.
Ciemne kosmyki przesłaniały mu oczy, więc uniósł dłoń do góry i je odgarnął. W
tym momencie poczuł coś, co ścisnęło mu serce. Pochylił się ku płycie nagrobnej
i podniósł piękną, kremową różę, leżącą na zeschniętej wiązance. Ostrożnie
obracał w palcach ten kwiat, który jakimś dziwnym trafem pachniał tak jak
Elizabeth. Intensywny, znajomy aromat… Dostrzegł czerwoną smugę na
kremowych płatkach i przybliżył różę do ust. Krew… Jeszcze świeża krew… Ten
zapach… Jego Elizabeth… Tak, nie miał wątpliwości, to była ona.
— Elizabeth — krzyknął, unosząc głowę do góry. — Gdzie jesteś?
Elizabeth!
* * *
Sarah Bishop szybko uporała się z pracą i miała chwilę czasu, aby
przygotować się psychicznie na spotkanie z Robillardem. Odkąd, dziś rano,
zdecydowała się podejść do jego samochodu i wreszcie wyjaśnić, dlaczego prawie
każdego dnia siedzi w aucie przed kościołem, czuła się jak nowo narodzona. Ten
wyjątkowy mężczyzna chciał się z nią umówić. Z nią! Właśnie z nią!
Sarah Bishop, klasowa kujonka, dziewczyna na studiach uważana za
frajerkę. Nieatrakcyjna, wyśmiewana, samotna i bardzo nieszczęśliwa. Tylko
wśród książek czuła się kimś wyjątkowym. Tu odnajdywała spokój, zrozumienie
i akceptacje, a nawet miłość. Książki nie mogły jej zdradzić, zranić, ani opuścić.
Były jej wiernymi przyjaciółkami, towarzyszkami niedoli. Każdą traktowała jak
W KOLORZE KRWI www.miastoksiazek.com | 32
najcenniejszy skarb, w końcu każda powstała w umyśle jakiegoś człowieka. Była
jego nieśmiertelnością.
A teraz zjaw
Pobierz darmowy fragment (pdf)