Murray N. Rothbard (1926-1995) był człowiekiem wyposażonym jedynie w maszynę do pisania, a stał się inspiracją do globalnej odnowy nauk wolnościowych. Podczas 45 lat pracy, w 25 książkach i tysiącach artykułów, walczył z każdym niszczycielskim trendem poprzedniego wieku — socjalizmem, upaństwowieniem, relatywizmem i scjentyzmem — obudził jednocześnie pasję wolności wśród tysięcy naukowców, dziennikarzy i aktywistów. Ucząc w Nowym Yorku, Las Vegas, Auburn i na konferencjach na całym świecie, Rothbard przewodził renesansowi austriackiej szkoły ekonomii. Inspirował zarówno akademicką jak i masową walkę z wszechwładnym państwem i dworem jego intelektualistów.
Ekonomiczny punkt widzenia to zbiór ponad 100 komentarzy autorstwa Murraya N. Rotbarda, poruszających szeroki wachlarz zagadnień. Choć dotyczą one wydarzeń gospodarczych w latach 80. i 90. XX wieku, to w zasadzie nie straciły nic na aktualności, jako że bolesne dla gospodarki skutki państwowego interwencjonizmu są ciągle takie same. Autor w charakterystyczny dla siebie, błyskotliwy sposób demaskuje powszechne wśród ekonomistów błędy, opłakane skutki opieki społecznej i mity na temat różnych rozwiązań politycznych, w tym również w sferze polityki fiskalnej oraz wymiany międzynarodowej, a także opisuje konsekwencje papierowego pieniądza i problemy transformacji ustrojowej w krajach byłego bloku wschodniego. Jest to doskonała lektura dla każdego zainteresowanego ekonomią i polityką gospodarczą, również dla osób dopiero zapoznających się z austriacką szkołą ekonomii i wolnorynkowym spojrzeniem na otaczającą nas rzeczywistość gospodarczą. Dzięki lekkiemu pióru i dowcipnemu stylowi Rothbarda Czytelnik będzie mógł bez problemu zrozumieć funkcjonowanie złożonych mechanizmów współczesnej gospodarki. Spis treści książki można obejrzeć, klikając w ten link .
Richard M. Ebeling: 'Książka - podzielona tematycznie - porusza niemal wszystkie istotne dla społeczeństwa problemy polityczne na przestrzeni dekady. [...] Czytając te ponad 100 artykułów, przypomniałem sobie, jak wielki jest mój dług intelektualny wobec Rothbarda i jak dzięki jego pracom na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci bogatsza stała się sprawa wolności.'
Robert P. Murphy: 'W tych kwestiach, w których się z nim zgadzałem, Rothbard wspaniale trafiał w samo sedno, czym od razu do mnie przemawiał. Można to zauważyć w tym zbiorze. Argumenty Rothbarda są nie tylko trafne, ale też ścisłe i bezpośrednie. Ten zbiór pokazuje również ogrom wiedzy Rothbarda. Parafrazując Marka Twaina, im jestem starszy, tym mądrzejszy staje się Murray Rothbard.'
Darmowy fragment publikacji:
72
SOCJALIZM PAŃSTWA DOBROBYTU
defi cytu federalnego od czasów lewicowych keynesistów w latach trzy-
dziestych. Możemy zatem oczekiwać jego wzrostu oraz całego zestawu
nowatorskich wymówek: wyciągania statystyk pokazujących, że defi cyt
i dług „w rzeczywistości nie są aż takie złe”, jak w którymś z lat po dru-
giej wojnie światowej, albo twierdzeń, że w „głębokim” i mętnym sensie
fi lozofi cznym tak naprawdę ani długu, ani defi cytu nie ma.
Jeśli chodzi o podatki, to prawdopodobnie możemy zaufać neokon-
serwatystom, że obniżą krańcowe stawki podatkowe dla wyższych pro-
gów oraz podatki od zysków kapitałowych, ale przecież w pozostałych
przypadkach możliwości są nieograniczone. Możemy się zatem spodzie-
wać dalszego „likwidowania luk” na wzór ustawy o reformie podatkowej
z 1986 roku, w następstwie której na rynku nieruchomości pojawił się
długotrwały i wciąż doświadczany krach. Możemy również spodziewać
się wzrostu akcyzy, a być może też krajowego podatku obrotowego lub
podatku od wartości dodanej.
Harry Hopkins podobno streścił podstawową strategię Nowego Ładu
w następujących słowach: „będziemy opodatkowywać i opodatkowy-
wać, wydawać i wydawać, wybierać i wybierać”. Mógłby również dodać:
kontrolować i kontrolować. Przez ostatnie dziesięciolecia zmieniły się ze-
wnętrzne formy, lśniące sidła, by skusić kolejne pokolenia frajerów. Jed-
nak istota stale rozrastającego się Lewiatana pozostała niezmieniona.
2 2 . P O O W O C A C H … 2 2
Jednym z najbardziej przerażających elementów Nowego Ładu była po-
lityka rolna: w imię „zwalczania depresji” rząd federalny zorganizował
ogromny kartel amerykańskich farmerów. W środku najgorszej depresji
w historii Ameryki rząd federalny narzucił farmerom, by uprawiali psze-
nicę na co trzecim akrze ziemi i by dokonali uboju jednej trzeciej swoich
prosiąt. Wszystko to miało przynieść wzrost cen na skutek wymuszone-
go spadku podaży. Kiedy mieszkańcy amerykańskich miast głodowali,
przedstawiciele lewicy winili „amerykański kapitalizm” za wymuszone
przez rząd obniżenie podaży produktów rolnych. Problemem jednak nie
był kapitalizm, problemem były zorganizowane grupy nacisku – w tym
wypadku agrobiznes – które wykorzystywały rząd federalny do zorga-
nizowania i egzekwowania polityki kartelu rolnego. Wszystko w imię
22 Artykuł opublikowany po raz pierwszy w „The Free Market” w październiku
1992 roku.
22. Po owocach…
73
pomocy „jednej trzeciej narodu”, którą Franklin D. Roosevelt postrzegał
jako „niedożywioną, „nieodzianą” i „żyjącą w nieodpowiednich warun-
kach mieszkaniowych”.
Polityka rolna Nowego Ładu trwa i rozwija się od 1933 roku, jej ma-
kabryczna logika jest realizowana kosztem konsumentów przez cały rok,
przez rządy demokratów i republikanów, w czasach dobrych i złych. Jeśli
chodzi o obcesowe niszczenie żywności przez rząd w trakcie recesji, jedna
rzecz budzi słuszne wzburzenie – o ile media w ogóle się tą sprawą zajmu-
ją. Wrzawę podnieśli właśnie farmerzy ze środkowych nizin Kalifornii,
która znajduje się w głębokiej recesji.
Szczególny problem stanowią owoce, uprawiane w Kalifornii brzo-
skwinie i nektaryny o nieco „zbyt małej wielkości”. Od lat trzydziestych
sekretarz rolnictwa ustanawia standardową wielkość brzoskwiń i nekta-
ryn. Owoce o choćby mikroskopijnie mniejszej wielkości lub wadze od
rządowego standardu są nielegalne i muszą zostać zniszczone przez farme-
ra pod groźbą surowych kar.
Nie oznacza to, że tych nieco mniejszych brzoskwiń i nektaryn nie
udałoby się sprzedać konsumentom. Wręcz przeciwnie, większość ludzi,
w tym wprawieni zbieracze owoców, nie jest w stanie dostrzec różnicy na
oko, przez co konieczne staje się wykorzystanie kosztownych wag i ma-
szyn sortujących. Szacuje się, że w sezonie uprawnym w 1992 roku sadow-
nicy z Kalifornii będą zmuszeni zniszczyć co najmniej 225 tysięcy ton za
małych owoców.
Rzecz w tym, że Gerawan Farming, największy na świecie plantator
brzoskwiń, nektaryn i śliwek, został oskarżony o złamanie prawa fede-
ralnego, gdyż zamiast niszczyć małe owoce, śmiał sprzedawać je hurtow-
nikowi z Los Angeles, który z kolei odsprzedawał je rodzinnym warzyw-
niakom, a te zaopatrywały biedniejszych konsumentów, skłonnych kupić
tańsze, choć mniejsze owoce.
Kluczowa tutaj jest oczywiście taniość. Sekretarz rolnictwa nie wymy-
śla sam swoich złośliwych regulacji. Zgodnie z prawem minimalną wiel-
kość określają komitety farmerów uprawiających dany produkt. Farmerom
wolno wykorzystywać rząd do egzekwowania karteli, w których większe
i droższe owoce chroni się przed ich mniejszą i tańszą konkurencją. To
tak, jakby Cadillac i Lincoln mogli egzekwować minimalną wielkość sa-
mochodu i zakazywać sprzedawania na rynku mniejszych pojazdów.
Prawdopodobnie najbardziej odrażającym aspektem tego systemu jest
to, że członkowie komitetów farmerskich uzasadniają swoje działania dą-
żeniem do zwiększania dobrobytu konsumentów. Tad Kozuki, członek
74
SOCJALIZM PAŃSTWA DOBROBYTU
ośmioosobowego Komitetu Zarządzającego ds. Nektarynek, wyraził opi-
nię, że „mniejsze owoce nie są aż tak atrakcyjne dla oka, dlatego też ko-
mitety próbują zadowolić konsumenta i uważają, że dzięki temu popyt na
nasze owoce wzrośnie”.
Brednie o „zadowoleniu konsumenta” przebił przewodniczący dziesię-
cioosobowego Komitetu Towarowego ds. Brzoskwiń John Tos, który uro-
czyście oświadczył, że „eliminujemy owoce o małej wielkości, gdyż tak
mówią nam grupy fokusowe”, a następnie dodał, że dwa wspomniane
komitety wydają właśnie 50 000 dolarów na bardziej szczegółowe analizy
preferencji konsumentów owoców.
Koledzy, nie wydawajcie tych pieniędzy. Mogę przewidzieć rezultat za
każdym razem: konsumenci będą zawsze woleli duże brzoskwinie od ma-
łych, tak jak mając do wyboru cadillaca i geo, będą woleli tego pierwszego
– oczywiście w prezencie i bez konieczności dopłacenia różnicy. Ma się
rozumieć, kluczowa w tym wszystkim jest cena. Mniejsze brzoskwinie by-
łyby tańsze, tak jak tańsze są geo, a konsumenci powinni mieć możliwość
wyboru pomiędzy różnymi gatunkami, wielkościami i cenami.
Eric Forman, zastępca dyrektora Wydziału Owoców i Warzyw Urzę-
du Rynku Rolnego podlegającego Departamentowi Rolnictwa, był nie-
co bardziej szczery od należących do kartelu farmerów. Powiedział, że
„konsumenci są gotowi wydawać więcej pieniędzy na duże owoce niż na
małe, dlaczego więc mielibyśmy osłabiać pozycję produktu przynoszącego
sadownikom większy zysk?” Innymi słowy, dlaczego mielibyśmy pozwo-
lić sadownikom „osłabiać” pozycję produktu przynoszącego duży zysk
w procesie niekiedy zwanym także konkurencją (w kręgach rolniczych
będącą najwyraźniej pojęciem, którego nazwy nie wolno wymawiać)?
W kwestii owoców rozsądek zachowują grupy konsumenckie i nękany
Gerawan Farming. Scott Pattison, dyrektor wykonawczy organizacji Con-
sumer Alert, słusznie zauważył, że ta polityka jest „skandaliczna”. Pyta
on: „Dlaczego biurokraci i sadownicy mówią nam, że nie istnieje rynek?
Gdyby konsumenci rzeczywiście nie kupowali małych owoców, to sadow-
nicy musieliby zrezygnować z prób ich sprzedania. Wydaje mi się jednak,
że matki z niskimi dochodami chętnie kupią mniejsze owoce, na które je
stać, by dać je potem swoim dzieciom na lunch”. Z kolei Dan Gerawan,
szef Gerawan Farming, trzymając nektarynkę, oświadczył sardonicznie:
„to jest zło, nielegalny owoc”. Gerawan dodał, że rząd „sankcjonuje nisz-
czenie owoców przeznaczonych dla biednych”.
Taka jest istota działania państwa dobrobytu: rząd tworzy karte-
le i ogranicza konkurencję, obniża produkcję, zwiększa ceny i szkodzi
23. Polityka głodu
75
w szczególności konsumentom o niskich dochodach. Czyni to za pomocą
dezinformujących kłamstw, wymyślanych przez technokratów zatrud-
nianych przezeń do administrowania państwem dobrobytu, a wszystko
to przy starej obłudnej śpiewce o tym, że polityka ta ma na celu dobro
konsumentów.
2 3 . P O L I T Y K A G Ł O D U 2 3
Media skupiają się z jednej strony na przerażających ujęciach umierają-
cych z głodu dzieci, a z drugiej na zarzutach wobec rządów – krajów Za-
chodu, Etiopii lub innych – które można by obarczyć odpowiedzialnością
za to, że pomoc humanitarna nie dotarła do głodujących ludzi na czas.
Tymczasem kwestie istotne i podstawowe w tej medialnej burzy zupełnie
zignorowano. Nie zadano na przykład pytania, dlaczego natura zdaje się
prześladować tylko kraje socjalistyczne. Jeśli problemem jest susza, to dla-
czego deszcze omijają tylko kraje socjalistyczne lub mocno etatystyczne?
Dlaczego Stany Zjednoczone nigdy nie cierpią z powodu złego klimatu,
który by przynosił klęski głodu?
Za katastrofalne braki żywności odpowiadają nie bogowie czy gwiaz-
dy, ale działania człowieka. Klimat nie jest powodem, dla którego przed
nadejściem komunizmu Rosja była eksporterem zboża, a Związek Sowiec-
ki jest teraz jego importerem. Natura nie jest odpowiedzialna za to, że
ze wszystkich krajów wschodniej Afryki to właśnie marksistowsko-leni-
nowskie społeczeństwa Etiopii i Mozambiku najbardziej cierpią z powodu
masowych klęsk głodu. Dane przyczyny przynoszą dane rezultaty. Nie-
uniknionym prawem natury i ludzkości jest to, że kiedy rolnictwo jest
regularnie paraliżowane i wyzyskiwane, produkcja żywności musi się za-
łamać, a skutkiem tego będzie klęska głodu.
Źródeł problemu należy szukać w Trzecim Świecie, gdzie a) rolnictwo
jest zdecydowanie najistotniejszym sektorem gospodarki i gdzie b) ludzie
nie są na tyle zasobni, by w czasie kryzysu kupować żywność za granicą.
Dlatego też dla ludzi z Trzeciego Świata rolnictwo jest najcenniejszą dzia-
łalnością i jest niezwykle istotne, by tej działalności nie krępować lub do
niej w żaden sposób nikogo nie zniechęcać. Gdzie jednak istnieje produk-
cja, tam istnieją również pasożytnicze klasy żerujące na producentach.
Kraje Trzeciego Świata stanowiły w XX wieku arenę dla marksizmu sto-
sowanego, rewolucji, zamachów stanu oraz panowania marksistowskich
23 Artykuł opublikowany po raz pierwszy w „The Free Market” w kwietniu 1985 roku.
180
PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ POD OSTRZAŁEM
daje się im swobodę myślenia, pracowania, inwestowania i wykorzysty-
wania swoich umiejętności. Postęp idzie w parze z wolnością.
5 5 . WO J N A P R Z E C I W K O S A M O C H O D O M 5 5
Jedną z fascynujących właściwości obecnego kształtu sceny politycz-
nej jest jej przejmująca i niemająca właściwie precedensu polaryzacja.
W ostatnich miesiącach jesteśmy świadkami powstawania wyraźnego,
aktywnego i bardzo rozległego oddolnego ruchu o charakterze ludowym,
kierującego się głęboką niechęcią do prezydenta Clintona jako człowieka,
do jego ideologii i polityki, do wszystkich ludzi z nim powiązanych oraz
do rządowego Lewiatana w Waszyngtonie.
Jest to ruch wyjątkowo powszechny i obejmuje zarówno mieszkań-
ców terenów wiejskich, jak i zwyczajowo umiarkowanych intelektuali-
stów i profesorów. Świadczą o tym osobiste rozmowy, oddolne inicjatywy
i sondaże opinii publicznej. Co dość dziwne, zazwyczaj w reakcji na tak
aktywny ruch ludowy druga strona, czyli rząd, spuszczała z tonu i zaczy-
nała iść z wiatrem. Jednak administracja Clintona mknie nieostrożnie
do przodu, czym przyczynia się w coraz większym stopniu do rozwoju
rzeczywistego kryzysu społecznego, czy też – jak powiedziałby Lenin –
„sytuacji rewolucyjnej”.
Administracja Clintona w odpowiedzi próbowała wręcz ograniczyć wol-
ność słowa swoich przeciwników. Pierwszy z dwóch najbardziej znanych nie-
dawnych przykładów to zgłoszony przez Clintona projekt rozszerzenia de-
fi nicji lobbyingu, tak by obejmowała właściwie każdą oddolną działalność
polityczną (co oznaczałoby przymus rejestracji i inne uciążliwe regulacje).
Na szczęście ten projekt „reformy lobbyingu” został zablokowany przez „ob-
strukcjonistów” z Senatu po tym, jak przeszedł przez Izbę Reprezentantów.
Drugi przykład to systematyczne działania prawne Departamentu
Mieszkalnictwa i Rozwoju Miejskiego (HUD) w celu odebrania wolności
słowa w sprawach politycznych i prawa do zgromadzeń tym, którzy sprze-
ciwiają się rozwojowi publicznego budownictwa mieszkalnego dla „bez-
domnych” w swojej okolicy. Okazuje się, że ta podstawowa aktywność
polityczna wolnych mężczyzn i kobiet jest „dyskryminacyjna” i w kon-
sekwencji „nielegalna”, a HUD zakończył szykany prawne wobec tych
obywateli dopiero wówczas, gdy spotkał się z wyraźną i surową krytyką
publiczną. Jednak nawet wtedy HUD nie przyznał, że się mylił.
55 Artykuł opublikowany po raz pierwszy w „The Free Market” w grudniu 1994 roku.
55. Wojna przeciwko samochodom
181
Najnowszy Clintonowski pochód w kierunku totalitaryzmu dopiero się
rozpocznie. Wygląda na to, że Biały Dom utworzył panel doradczy, znany
jako „komitet Białego Domu ds. pogadanek o samochodach”, który miał
przedstawić swoje zalecenia we wrześniu. Potrzeba „pogadanek o samo-
chodach” bierze się rzekomo stąd, że auta, emitując zanieczyszczenia, sta-
nowią zagrożenie dla środowiska.
To, że demonizowany pierwiastek chemiczny, ołów, został już wyeli-
minowany z benzyny, a za sprawą ciągłych działań władz federalnych
silniki samochodowe są coraz bardziej „paliwooszczędne”, co odbywa się
kosztem bezpieczeństwa, nie robi na tych ludziach żadnego wrażenia. Nie
da się zaspokoić apetytu tego agresywnego ruchu na rzecz pełnego kolek-
tywizmu: korzyści i ustępstwa tylko ich zachęcają i zaostrzają ich apetyt
na eskalowanie żądań. Dlatego też dla uczestników pogadanek o samo-
chodach zanieczyszczenia pochodzące z emisji spalin pozostają wciąż
równie poważnym zagrożeniem, jak kiedyś.
W skład panelu ds. pogadanek o samochodach wchodzą ci sami po-
dejrzani, co zwykle: Clintonowscy urzędnicy, ekolodzy, przychylni eko-
nomiści i kilka marionetek z przemysłu motoryzacyjnego. Oto niektóre
z nowatorskich pomysłów, jakie omawia się obok podwyżki podatku od
„paliwożernych” samochodów i ciężarówek (pytanie: czy jakiś samochód
sączy delikatnie paliwo, zamiast je „pożerać”?):
podniesienie minimalnego wieku, w jakim można otrzymać prawo jazdy;
nakazanie kierowcom, którzy przekroczyli wiek maksymalny, by oddali
prawo jazdy;
wprowadzenie limitu samochodów będących własnością jednej rodziny;
wprowadzenie możliwości dojazdu samochodem do pracy tylko w wybrane
dni.
Krótko mówiąc, planuje się wprowadzenie przymusowej reglamentacji
samochodów, by wymusić na niektórych grupach zupełne zaprzestanie jeż-
dżenia, a na innych zaprzestanie korzystania z samochodów, które łaskawie
pozwala im się posiadać. Jeśli to nie jest totalitaryzm, to co nim jest? Skoro
amerykańskie społeczeństwo naprawdę wścieka się na „grabież broni”, to
poczekajmy, co będzie, gdy sobie uświadomi, że Lewiatan planuje zagrabić
również samochody!
Oczywiście jeden z doradców Białego Domu, który rozmawiał o tym z pra-
są, przyznał, że niektóre z „bardziej szalonych pomysłów” zostaną odrzucone
przez komitet. Czy to jest jedyna szansa na zachowanie naszej wolności?
Tymczasem, jak zwykle, tylko lewica publicznie skrytykowała te
rozważania, skarżąc się, że uczestnicy pogadanek o samochodach nie
182
PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ POD OSTRZAŁEM
działają wystarczająco szybko. Dan Becker z Sierra Club narzeka, że
„w każdej sekundzie, kiedy słyszymy jęki z Białego Domu”, setki albo
tysiące litrów zanieczyszczeń trafi ają do powietrza. Kto wie? Może
doktor David Kessler, najwyraźniej etatowy przewodniczący Agencji
Żywności i Leków, przedstawi odkrycie, że emisja spalin jest „tok-
syczna”, dzięki czemu można by z dnia na dzień zakazać wszystkich
samochodów?
Powinniśmy sobie zdać sprawę z tego, że wojna przeciwko samochodom
nie zaczęła się wraz z odkryciem zanieczyszczeń. Wrogość do prywatnych
samochodów jest wśród lewicowych liberałów powszechna od dziesięcio-
leci. Początkowo znajdowała przejaw w niewspółmiernie wielkiej histerii
wokół pewnej pomniejszej kwestii estetycznej: stateczników w cadillacach
z lat pięćdziesiątych. Zdumiewające jest to, ile przelano atramentu i zmar-
nowano energii, by potępić grozę stateczników.
Wkrótce jednak okazało się, że lewicowo-liberalne uskarżanie się na
samochody ma niewiele wspólnego ze statecznikami czy zanieczyszcze-
niem. Lewicowców bowiem do szewskiej pasji doprowadza to, że prywat-
ny samochód to mocno indywidualistyczny, wygodny, wręcz luksusowy
środek transportu.
W przeciwieństwie do kolei samochód wyzwolił Amerykanów spod ko-
lektywistycznej tyranii transportu zbiorowego: od konieczności ocierania
się o „przekrój demokratycznego społeczeństwa” w autobusie lub pociągu
oraz od hegemonii stałych rozkładów jazdy i tras. Prywatny samochód
uczynił z każdego „króla drogi”, który może jechać, gdzie chce i kiedy
chce, nie musząc wyjaśniać tego z sąsiadami albo ze swoją „wspólnotą”.
Ponadto kierowca i właściciel samochodu może dokonywać wszystkich
tych cudów w wygodzie i luksusie, w przyjemnej atmosferze, bez potrzeby
wielogodzinnego przepychania się ze swoimi „demokratycznymi” towa-
rzyszami podróży.
I tak systemowa wojna przeciwko prywatnym samochodom rozpoczę-
ła się, a następnie nabrała rozpędu. Skoro nie mogą zabrać nam samocho-
dów od razu, to przynajmniej mogą w imię „wydajności paliwowej”, „wal-
ki z zanieczyszczeniem”, radości z ćwiczeń fi zycznych lub choćby estetyki
nakłonić nas albo przymusić do korzystania z samochodów, które byłyby
droższe, mniejsze i lżejsze, przez co mniej bezpieczne, a także mniej luk-
susowe, a nawet mniej wygodne.
Skoro niechętnie pozwolili nam tymczasowo zachować swoje samocho-
dy, to mogą przynajmniej nas ukarać, utrudniając nam jazdę. Jednak clin-
toniści w swojej wielopłaszczyznowej kampanii na rzecz kolektywizmu,
55. Wojna przeciwko samochodom
183
obejmującej opiekę zdrowotną, zabieranie broni oraz ataki na wolność
słowa i prawa palaczy, pokazali, że nigdy się nie poddają.
W przeciwieństwie do poprzednich administracji są oni niestrudzeni,
nieprzejednani i niczego nie przeoczają. Jeszcze wczoraj slogan: „jeśli po-
zwolimy im przyjść po nasze papierosy i broń, to następnym razem przyjdą
po nasze samochody” mógłby wydawać się absurdalną hiperbolą. Teraz jed-
nak ta wizja staje się aż nazbyt trzeźwą ilustracją rzeczywistości politycznej.
Pobierz darmowy fragment (pdf)