Darmowy fragment publikacji:
dla ka(cid:380)dej kobiety, ka(cid:380)dego dnia(cid:8230)
Wi(cid:281)cej informacji znajdziesz na
www.harlequin.com.pl
Heather Graham
Księz˙ycowa zatoka
Tłumaczyła
Monika Krasucka
HEATHER GRAHAM
Księżycowa
zatoka
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
Tytuł oryginału: In the Dark
Pierwsze wydanie: Silhouette Books, 2004
Redaktor serii: Ewa Godycka
Opracowanie redakcyjne: Anna Bieńkowska
Korekta: Roma Sachnowska, Anna Bieńkowska
ã 2004 by Heather Graham Pozzessere
ã for the Polish edition by Arlekin – Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2007
Wszystkie prawa zastrzez˙one, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane
w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej ksiąz˙ce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych
– z˙ywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy Wydawnictwa Harlequin
i serii Harlequin Kolekcja są zastrzez˙one.
Wydawnictwo Arlekin – Harlequin Enterprises sp. z o.o.
00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4
Skład i łamanie: COMPTEXTÒ, Warszawa
Druk: ABEDIK
ISBN 978-83-238-3853-1
Indeks 365807
KOLEKCJA – 80
PROLOG
Alex o mało nie krzyknęła, gdy biegnąc w ciemno-
ści, bosą stopą trafiła na ostrą muszlę. W ostatniej
chwili stłumiła jęk, ale straciła równowagę. Zachwiała
się i upadła.
Zdezorientowana i oszołomiona po zderzeniu
z twardym piaskiem, lez˙ała nieruchomo i przeklinała
mrok. Za kilka godzin zacznie świtać.
Niebawem oko cyklonu przemieści się i huragan
Dahlia uderzy z nową siłą, smagając wyspę wichrem
dmącym z prędkością ponad stu sześćdziesięciu kilo-
metrów na godzinę. A ona lez˙y na plaz˙y, tuz˙ przy
brzegu, bezsilna i bezradna.
Przekręciła się na bok i spróbowała wstać. Bała się
sprawdzić, czy mocno skaleczyła stopę. Przez cały
6
KSIĘZ˙YCOWA ZATOKA
czas się modliła: błagam, pozwól mi dobiec do ośrod-
ka. Błagam...
W pobliskich zaroślach coś zaszeleściło.
Morderca był naprawdę blisko, deptał jej po piętach.
Musi natychmiast wstać i co tchu biec w stronę
budynków. Tam będzie bezpieczna. Czy na pewno?
Jeśli zdoła dobiec do głównego budynku, niepo-
strzez˙enie wślizgnie się do środka. Potem podczołga
do schowka za recepcją, gdzie trzymają pistolet. Była
prawie pewna, z˙e nikt go stamtąd nie zabrał.
Szybciej! Na co czekasz?, pośpieszała się w duchu.
Była sama. Nikt nie mógł jej pomóc. Nikomu nie
mogła ufać.
Mogła liczyć wyłącznie na siebie. A przeciez˙ de-
speracko chciała wierzyć, z˙e jest przynajmniej jeden
człowiek...
Spostrzegła go nagle. Był na tyle blisko, z˙e mimo
ciemności od razu go rozpoznała. Len Creighton. To
on lez˙ał przed nią na piasku.
Jeszcze jeden trup, pomyślała, drętwiejąc ze stra-
chu. Nie tak dawno zastanawiała się, gdzie podział się
Len. Teraz juz˙ wiedziała. Lez˙ał parę kroków od niej,
zwrócony twarzą do ziemi; z głowy ciekła mu krew.
Fale zalewały mu nogi, wyrzucając na brzeg kępy
wodorostów, które przyczepiały się do jego bezwład-
nego ciała. Małe kraby juz˙ go zwęszyły i podpełzały
jeden po drugim, by z bliska przyjrzeć się kolacji.
Zakryła dłońmi usta, z˙eby zdusić krzyk. Ponad jej
głową wiatr rozerwał gęste burzowe chmury i na plaz˙ę
spłynęło blade światło księz˙yca.
W tej samej chwili z zarośli wybiegł męz˙czyzna.
Heather Graham
7
– Alex! Chodź tutaj!
Zatrzymał się; pierś pracowała mu cięz˙ko, z trudem
łapał powietrze. Rozejrzał się na wszystkie strony,
a gdy ją zobaczył, zaczął machać, przyzywając ją do
siebie. Był uzbrojony w podwodną kuszę. Chyba
niedawno jej uz˙ył, gdyz˙ z grotu kapała krew.
– Alex, musisz mi zaufać! Biegnij do mnie! Szybko!
– Nie słuchaj go! – zawołał drugi męz˙czyzna.
Ten, który ją do siebie przyzywał, gwałtownie się
obrócił.
Jeszcze jedna nocna zjawa. Męz˙czyzna. W dodatku
równiez˙ uzbrojony. Lufa jego pistoletu była wycelo-
wana w pierś przeciwnika.
– Alex! Uciekaj! Nie ufaj mu! – krzyknął.
Męz˙czyźni stali naprzeciw siebie, mierząc się wro-
gim spojrzeniem; nieufni i czujni, az˙ nadto świadomi,
z˙e kaz˙dy z nich ma śmiercionośną broń.
– Alex!
Nie miała pojęcia, który z nich ją woła. Kiedyś
ufała im obu. Jednego z nich nawet kochała. Drugi
prawie zdobył jej serce.
– Alex!
U jej stóp lez˙ał człowiek, który prawdopodobnie
juz˙ nie z˙ył. Kolega z pracy. Dobry kumpel. Mijały
sekundy, a ona, zamiast go ratować, zamiast wbrew
rozsądkowi szukać oznak z˙ycia, stała jak posąg, spara-
liz˙owana myślą, z˙e jeden z męz˙czyzn jest mordercą.
A głupie serce upierało się, z˙e to nieprawda.
Niemoz˙liwe, z˙eby któryś z nich był zdolny popełnić
tak straszną zbrodnię. A juz˙ zwłaszcza nie on. Nie on!
Nie była w stanie logicznie myśleć. Wpatrywała się
8
KSIĘZ˙YCOWA ZATOKA
w nich bezradnie, a wewnętrzny głos z samego dna
duszy krzyczał, z˙e cała ta sytuacja to jakiś absurd.
Jednak fakty były bezlitosne.
Fale lizały jej stopy. Znała te wody tak dobrze jak
samą siebie. Rafa nie miała przed nią z˙adnych tajemnic.
Jej prześladowcy tez˙ znali ocean. Ale nie ten rejon.
Nie tę wyspę.
Miała tylko jedno wyjście, choć graniczyło ono
z czystym szaleństwem. Burza chwilowo ucichła,
jednak ocean wciąz˙ był bardzo wzburzony. Olbrzymie
fale były śmiertelnie niebezpieczne, podobnie jak zdrad-
liwe podwodne prądy.
Mimo to...
Nie miała wyboru.
Odwróciła się. Wskoczyła do wody i zaczęła pły-
nąć, az˙ do bólu świadoma, z˙e stawką w tym wyścigu
jest jej z˙ycie. Jeszcze parę dni temu nie uwierzyłaby,
z˙e coś takiego moz˙e się zdarzyć.
To wtedy wszystko się zaczęło. Zaledwie kilka dni
temu.
Rozgarniała wodę, mocno pracując rękami i noga-
mi. Oby jak najdalej od brzegu...
Nagle coś przemknęło obok niej. Pocisk? Strzała?
Podobno tuz˙ przed śmiercią człowiekowi przesuwa
się przed oczami całe z˙ycie.
Jednak ona nie cofnęła się pamięcią az˙ tak daleko.
Raptem o parę dni. Do pamiętnego wieczoru, gdy
w pobliz˙u laguny z delfinami znalazła pierwsze ciało.
Które zaskakująco szybko zniknęło.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Pamiętajcie, z˙e tu, w Moon Bay, traktujemy
delfiny jak naszych gości. Dlatego nie próbujcie ich
gonić. Po pierwsze, są szybkie i bez trudu wam umkną.
Po drugie, bardzo tego nie lubią. Zaczekajcie, az˙ same
do was podpłyną. Zrobią to na pewno, bo są niezwykle
towarzyskimi stworzeniami. My, trenerzy, nigdy ich
nie zmuszamy, z˙eby bawiły się z ludźmi. One same
muszą mieć na to ochotę. Nasze delfiny wiedzą, w jaki
sposób mogą wydostać się z basenu. Jeśli odpłyną,
nie zawracamy ich. W czasie wspólnej zabawy mo-
z˙ecie je głaskać, najlepiej wzdłuz˙ płetwy grzbietowej.
Pamiętajcie tez˙, z˙e nie wolno ich klepać ani drapać,
dobrze?
Alex McCord mówiła miłym, modulowanym gło-
10
KSIĘZ˙YCOWA ZATOKA
sem – w kaz˙dym razie łudziła się, z˙e tak odbiera go
jej ośmioosobowa grupa. Uśmiechała się często;
zwłaszcza przemawiając do dwóch kilkunastolet-
nich dziewczynek i nieco starszego chłopaka. Tłuma-
czyła, z˙e wcale się na nich nie gniewa, ale na
przyszłość muszą przestrzegać obowiązujących za-
sad.
Prócz nastolatków na pomoście stała piątka doros-
łych. Do nich tez˙ się uśmiechnęła, tyle z˙e z przymu-
sem. Az˙ ją od tego rozbolały mięśnie twarzy.
No proszę, kogóz˙ tu mamy! Nie wierzyła własnym
oczom.
Na ziemi są tysiące wysp. A na tych wyspach dzie-
siątki delfinariów oferujących przeróz˙ne atrakcje.
Więc jaki czort przyniósł Davida Denhema akurat
na jej wyspę? I skąd u niego to nagłe zainteresowa-
nie morskimi ssakami? Dla takiego eksperta ten
pokaz był banalną sztuczką z rodzinnego parku
rozrywki. David miał ogromną wiedzę i doświad-
czenie. Jego osiągnięcia robiły wraz˙enie: podpływał
do z˙arłaczy białych na Wielkiej Rafie Koralowej,
fotografował wieloryby na Pacyfiku, karmił rekiny
u wybrzez˙y Aruby i filmował tarło wielkich płasz-
czek na Kajmanach. Czego tu szukał? Alex od mie-
sięcy nie miała z nim kontaktu. Nie widziała go, nie
słyszała o nim. Nawet nie czytała artykułów na jego
temat.
A tu proszę, David ni z tego, ni z owego zjawił się
w Moon Bay. Podróz˙nik, badacz mórz i oceanów.
Nurek, fotograf, poszukiwacz skarbów. Metr dzie-
więćdziesiąt wzrostu, szerokie opalone bary, ogorzała
Heather Graham
11
twarz o regularnych rysach, do tego intensywnie
niebieskie oczy, którymi wpatrywał się w nią tak,
jakby kaz˙de jej słowo było objawieniem. A przeciez˙
wystarczyło posłuchać jego pytań, by zorientować się,
z˙e wie o delfinach nie mniej niz˙ ona.
Pewnie wcale by się nie przejęła jego obecnością,
gdyby nie fakt, z˙e właśnie znalazła sobie nowy obiekt
zainteresowań.
John Seymore, były komandos elitarnej jednostki
specjalnej Navy SEAL, przyjechał na Florydę z za-
miarem otwarcia bazy dla nurków. Według Alex był
fascynującym i atrakcyjnym męz˙czyzną. I wcale nie
ukrywał, z˙e jest nią tak samo zachwycony, jak ona
nim. Z urody przypominał Davida, tyle z˙e w wersji
blond i z zielonymi oczami. Jasnymi, wesołymi, bu-
dzącymi zaufanie.
Choć miał spore doświadczenie w nurkowaniu,
dołączył do grupy amatorów, która poprzedniego dnia
nurkowała pod jej opieką. Wieczorem spotkali się
w barze Tiki Hut.
– Zapisałem się na pływanie z delfinami – powie-
dział. – Mało o nich wiem, więc chciałbym je lepiej
poznać.
Wypili parę drinków... potańczyli. Było miło. Do
tego stopnia, z˙e którymś momencie Alex puściła
wodze fantazji i zaczęła sobie wyobraz˙ać, z˙e fajnie
byłoby się z nim kochać.
A tu bach! Następnego dnia zjawił się David.
I te wspaniałe miraz˙e rozwiały się, nim zdąz˙yły
nabrać konkretnych kształtów. Nie powinna przejmo-
wać się Davidem, przeciez˙ są rozwiedzeni. Miała
12
KSIĘZ˙YCOWA ZATOKA
prawo związać się z innym męz˙czyzną. Nie mówiąc
juz˙ o tym, z˙e mogła umawiać się na randki i nie
musiała mieć z tego powodu wyrzutów sumienia.
Zresztą była gotowa iść o zakład, z˙e przez ten rok jej
były mąz˙ tez˙ nie z˙ył w celibacie.
– Za chwilę poznacie bliz˙ej najbardziej niesamo-
wite z morskich stworzeń – wtrąciła Laurie Smith,
jedna z jej asystentek.
Słysząc ją, Alex uzmysłowiła sobie, z˙e jej mil-
czenie trwało trochę za długo. Nie miała nic przeciwko
temu, z˙e kolez˙anka przejęła inicjatywę. Czasami ła-
pała się na tym, z˙e mówi jak rutynowana przewo-
dniczka wycieczek, która ma dość ciągłego powta-
rzania tego samego. W jej przypadku nie było to
prawdą. Delfiny od zawsze ją fascynowały. Uwaz˙ała,
z˙e pod względem inteligencji nie mają sobie równych
wśród zwierząt. Mądrością i sprytem ustępowały im
nawet psy i szympansy.
– A wy traktujecie je jak króliki doświadczalne.
Z tą tylko róz˙nicą, z˙e zabawianie turystów to jednak
nie to samo co naukowe eksperymenty.
Kąśliwa uwaga padła z ust ostatniego członka
grupy. Alex dobrze wiedziała, z˙e akurat tego człowie-
ka nie wolno lekcewaz˙yć. Hank Adamson. Moz˙e nie
był tak dobrze zbudowany ani efektownie opalony jak
David czy John, ale z pewnością robił wraz˙enie jako
męz˙czyzna. Wysoki i gibki ciemny blondyn w naj-
modniejszych słonecznych okularach miał w sobie
magnetyczny urok. Jeśli chciał, potrafił być rozbraja-
jąco miły i uprzejmy. Albo bezgranicznie okrutny. Był
felietonistą lokalnej gazety, współpracował tez˙ z pis-
Heather Graham
13
mami podróz˙niczymi i współredagował turystyczne
przewodniki. Jeśli uznał, z˙e któryś ośrodek nie spełnia
jego wyśrubowanych wymagań, nie miał litości. Jedną
krytyczną recenzją potrafił pogrąz˙yć kaz˙dy motel,
hotel, restaurację, park rozrywki czy klub. Jego
uszczypliwy, aczkolwiek nie pozbawiony humoru styl
podobał się czytelnikom i przyniósł mu sporą popular-
ność. Alex uwaz˙ała go za irytującego gnojka, ale Jay
Galway, szef ośrodka i parku wodnego Moon Bay,
gotów był oddać duszę za pochlebny artykuł jego
pióra.
Po wczorajszym nurkowaniu Hank wyglądał na
zadowolonego. Jednak Alex wiedziała, z˙e dzienni-
karz wcześniej czy później zaatakuje. Czekała na to,
odkąd postawił nogę na wyspie. I właśnie się do-
czekała.
– Nasze zwierzęta nie są do niczego zmuszane,
panie Adamson. Jeśli chcą, bawią się z gośćmi, jeśli
nie, wracają na swoje terytorium. Poza tym wszystkie
nasze delfiny przyszły na świat w niewoli. Jedynym
wyjątkiem jest uratowana przez nas Shania. Została
pokaleczona przez śrubę łodzi i bez naszej pomocy na
pewno by zginęła. Kilka razy wypuszczaliśmy ją na
wolność, lecz zawsze wracała. Moim zdaniem delfiny
interesują się nami w takim samym stopniu jak my
nimi – stwierdziła, po czym zwróciła się do całej
grupy. – A więc zaczynajmy. Czy ktoś na specjalne
z˙yczenia?
– Chciałbym popłynąć na delfinie – wyrwał się
chłopak o imieniu Zach. Alex miała przeczucie, z˙e
będą z nim kłopoty.
14
KSIĘZ˙YCOWA ZATOKA
– Jazda na płetwie. Proszę bardzo. Chcesz być
pierwszy?
– Mógłbym?
Alex uśmiechnęła się do niego. Moz˙e wcale nie był
takim diabłem wcielonym, na jakiego wyglądał. Zre-
sztą delfiny miały cudownie kojący wpływ na ludzi.
Raz trafiła jej się grupa ,,trudnej’’ młodziez˙y ze szkoły
specjalnej. Początkowo wszyscy rechotali i zachowy-
wali się jak banda idiotów. Wystarczyło jednak, z˙e
wskoczyli do basenu, a od razu zmienili się w stado
potulnych baranków.
– Oczywiście, z˙e moz˙esz płynąć pierwszy. Z jed-
nym delfinem czy z dwoma?
– Z dwoma jest naprawdę super – podpowiedział
cicho David, uśmiechając się do chłopaka.
– Niech będą dwa!
– Więc wskakuj do basenu. W płetwach, ale bez
maski i fajki – poinstruowała.
Chłopak wskoczył do wody i rozłoz˙ył ramiona
tak,
jak mu kazała. Gdy był gotowy, Alex dała
znak dwóm delfinom. Katy i Sabra tylko na to
czekały; posłusznie podpłynęły do chłopaka, sunąc
tuz˙ pod powierzchnią niczym dwie srebrzyste bły-
skawice.
– Ale jazda! – zawołał rozpromieniony Zach,
gdy parę chwil później delfiny podwiozły go do
pomostu.
Pozostali członkowie grupy, zachęceni entuzjaz-
mem Zacha, kolejno próbowali jazdy na płetwie. John
Seymore wprawdzie nie wyraz˙ał swej radości tak
z˙ywiołowo jak dzieci, ale widać było, z˙e jest zadowo-
Heather Graham
15
lony. Nawet sceptycznie nastawiony Hank Adamson
– który tylko szukał okazji, z˙eby się do czegoś przy-
czepić – nie ukrywał, z˙e zabawa z delfinami sprawiła
mu przyjemność.
Alex obawiała się, z˙e David będzie narzekał na
nudę – pływanie na płetwie nie było dla niego
z˙adną atrakcją – albo zacznie się popisywać. Bóg
jeden raczył wiedzieć, co mogło mu przyjść do
głowy. Wystarczyło, z˙eby szepnął coś delfinowi,
a wtedy to łagodne i wytresowane zwierzę mogło
zareagować w zupełnie nieprzewidziany sposób. Na
szczęście David zachował się przyzwoicie, a gdy
wynurzył się z basenu, był gładki i milutki jak sam
delfin. Dopiero gdy cała grupa pływała w kółku,
postanowił dostarczyć towarzystwu trochę emocji.
Zanurkowawszy, zniknął pod wodą na tak długo, z˙e
parę osób zaczęło denerwować się, czy aby nie
utonął.
– Jest pani pewna, z˙e nic mu się nie stało?
– dopytywała zaniepokojona Ally Conroy, matka
Zacha.
– Proszę się nie martwić, dobrze go znam – odparła
z wymuszonym uśmiechem. – Wytrzymuje na bez-
dechu prawie tak długo jak delfiny.
Kiedy David wreszcie się wynurzył, Macy, etatowa
fotografka, spojrzała na nią i wymownie wzruszyła
ramionami. Obie doskonale wiedziały, z˙e Davidowi,
w odróz˙nieniu od większości turystów, nie zalez˙y na
pamiątkowym zdjęciu z delfinami.
– Jeśli chcecie, moz˙ecie teraz głaskać i przytulać
delfiny – zachęciła Alex swoich podopiecznych.
16
KSIĘZ˙YCOWA ZATOKA
David i John najwyraźniej nie byli zainteresowani taką
formą kontaktu ze zwierzętami; trzymali się z boku
i cały czas rozmawiali. Robili tak za kaz˙dym razem,
gdy była zajęta pozostałymi członkami grupy. Draz˙-
niły ją te ich pogaduszki, ale nie mogła zakazać
rozmowy dwóm dorosłym facetom. Teraz tez˙ jej
przeszkadzali, tym bardziej z˙e dołączył do nich Hank
Adamson. Nie pozostało jej nic innego jak zacisnąć
zęby i przymknąć oko na tę testosteronową imprezkę,
którą panowie urządzili sobie pod jej bokiem. Mogła
się tylko domyślać, z˙e rozmawiają o nurkowaniu – po
męsku, rzecz jasna.
Nie pojmowała, dlaczego tak się tym przejmuje.
David zniknął z jej z˙ycia. Nie, to kłamstwo, którym
lubiła się mamić. Nie zniknął. I nigdy nie zniknie.
Denerwowała ją ta myśl. A przeciez˙ kiedyś sama
doszła do wniosku, z˙e w ich związku coś szwankuje
i z˙e czas niczego nie zmieni, ani w niej, ani w nim.
Rozstali się. Nigdy nie z˙ałowała tej decyzji.
Irytacja brała się raczej z faktu, z˙e David zjawił się
bez uprzedzenia i to akurat w chwili, gdy pierwszy raz
od rozwodu pozwoliła sobie na flirt. A on nie dość, z˙e
jej w tym przeszkodził, to jeszcze dogadywał się z jej
przystojnym komandosem tak dobrze, jakby obaj znali
się od lat.
– Proszę pani, ci trzej cały czas gadają – szepnął do
niej Zach z chytrym błyskiem w oku. – Mogę za nich
pobawić się z delfinami?
Chętnie by mu pozwoliła. Ale nie w obecności
Hanka Adamsona, który nigdy nie wychodził z roli
wścibskiego reportera. Los Moon Bay zalez˙ał od tego,
Heather Graham
17
co Hank napisze. Dlatego Alex nie zamierzała od-
stępować od obowiązujących zasad.
– Chętnie bym się zgodziła, ale twoja kolej juz˙
minęła.
– Moz˙esz wejść zamiast mnie.
Alex nie zauwaz˙yła, z˙e David odłączył się od
swoich rozmówców.
– Jeśli pozwolę Zachowi
jeszcze raz wejść do
wody, dziewczynki tez˙ pewnie będą chciały. I co
wtedy?
– Odstąpię im swoją kolejkę – oznajmił niespo-
dziewanie Hank Adamson. Uśmiechnąwszy się do
niej, dodał: – Proszę się nie martwić, dostaniecie dobrą
recenzję.
– Wobec tego ja tez˙ odstępuję swoje miejsce dzie-
ciakom. – John Seymore nie chciał być gorszy.
– A więc dodatkowa runda dla najmłodszych ucze-
stników – oznajmiła.
Był to ostatni punkt programu. Gdy dobiegł końca,
grupa zaczęła się rozchodzić.
– Było świetnie! Bardzo ci dziękuję. – Uśmiech
Johna był przeznaczony tylko dla niej. – Chyba znowu
tu przyjdę. Muszę sprawdzić, czy w twoich grupach są
jeszcze wolne miejsca. Ominął mnie ostatni punkt
programu, a ja bardzo lubię się przytulać. Nawet do
delfinów.
Rozbawiona pokiwała głową.
– Coś mi się zdaje, z˙e naraziłem się ich treserce
– powiedział John miękko.
– Owszem.
Na tym skończyła się ich rozmowa. John odwrócił
18
KSIĘZ˙YCOWA ZATOKA
się i odszedł, a Alex zorientowała się, z˙e stojący tuz˙ za
nim David musiał wszystko słyszeć. Jednak jego
ciemnoniebieskie oczy miały nieodgadniony wyraz.
Gdy na niego patrzyła, nie mogła powstrzymać się od
refleksji, z˙e szybciej by o nim zapomniała, gdyby nie
był
taki przystojny. Tymczasem jego urodzie nie
zaszkodziła nawet kąpiel z delfinami. Słońce lśniło
w kropelkach wody na jego opalonych ramionach,
z ciemnych włosów spływały struz˙ki. David wyglądał
po prostu świetnie. Alex az˙ sobie westchnęła. I jeszcze
ten jego zapach... Ulotny i taki znajomy. Lekka woń
kosmetyków i naturalny zapach męz˙czyzny, morza
i słonego wiatru.
– Opracowaliście fajny program – pochwalił. – Po-
dobało mi się. Dziękuję – powiedział.
I odszedł. Nawet nie podał jej ręki.
– Dzięki za dobre słowo – odparła z przekąsem, ale
był juz˙ za daleko, by ją usłyszeć.
– Dobrze się czujesz?
Odwróciła się gwałtownie. Laurie przyglądała jej
się uwaz˙nie.
– Wspaniale! Zaraz zacznę skakać z radości – od-
parła.
– Moje biedactwo! – Rozbawiona Laurie prze-
chyliła głowę i wzięła się pod boki. – Dwaj najprzy-
stojniejsi faceci, jakich w z˙yciu widziałam, robią do
ciebie słodkie oczy, a ty masz taką minę, jakby cię osa
ugryzła.
– Zapewniam cię, z˙e David nie robi do mnie
słodkich oczu.
– Przeciez˙ widziałam, jak na ciebie patrzy.
Heather Graham
19
– Widocznie źle to zinterpretowałaś.
Laurie nie kryła zaskoczenia.
– Wydawało mi się, z˙e wasz rozwód był czystą
formalnością.
– Zgadza się. David nawet nie zauwaz˙ył, z˙e prze-
staliśmy być małz˙eństwem – odparła cierpko. – Kiedy
złoz˙yłam w sądzie papiery, był na rejsie po Karaibach.
Nawet do mnie nie zadzwonił, nie zaprotestował...
Przysłał tylko prawnika, który w jego imieniu jasno
dał do zrozumienia, z˙e mogę robić, co chcę, brać, co
chcę... Byliśmy małz˙eństwem i w pewnym momencie
po prostu przestaliśmy nim być. Wszystko stało się
tak szybko... W jakimś sensie poczułam się oszoło-
miona.
– To, z˙e nie robił trudności, jeszcze nie znaczy, z˙e
cię nienawidzi.
– A czy coś takiego mówiłam?
– Cóz˙... chcesz usłyszeć moją radę?
– Nie.
Laurie posłała jej ironiczny uśmiech.
– Wszystko przez to, z˙e nigdy nie byłaś w ,,Rand-
kowisku’’.
– Gdzie?
– W ,,Randkowisku’’. Nie pamiętasz, parę dni
temu mówiłam ci, z˙e się tam wybieram – zniecierp-
liwiła się. – To nowy klub w Key Largo. W całym
kraju istnieją juz˙ dziesiątki podobnych miejsc. Zaba-
wa polega na tym, z˙e idziesz tam i co chwila dosiadasz
się do innego stolika. Masz mniej więcej dziesięć
minut na rozmowę z osobą, która przy nim siedzi.
Pomysł nie jest głupi. Do tych klubów przychodzą
20
KSIĘZ˙YCOWA ZATOKA
fajni faceci, a nie jacyś kretyni. Niektórzy odreagowu-
ją zawód miłosny... jak ja. Inni po prostu się roz-
glądają. Sama pomyśl, robiąc zakupy w centrum
handlowym, moz˙esz minąć męz˙czyznę, który jest dla
ciebie stworzony, i nigdy nie zamienisz z nim słowa.
Przeciez˙ z˙adna normalna dziewczyna nie podejdzie
do faceta, który wpadł jej w oko, i nie powie, z˙e się
jej podoba. Nie spyta prosto z mostu, czy jest wolny,
czy ma ochotę na jakiś układ. A w ,,Randkowisku’’
sprawa jest jasna; spotykasz ludzi, którzy tak jak ty
szukają partnera. Kwestia preferencji seksualnych
i stanu cywilnego od początku nie budzi wątpliwości,
więc od razu wiesz, z kim masz do czynienia. Nie
ryzykujesz, z˙e natniesz się na dupka, który najpierw
naopowiada ci, z˙e jest wolny, weźmie od ciebie
więcej, niz˙ początkowo byłaś skłonna dać, a po
wszystkim grzecznie przeprosi
i powie, z˙e musi
zmykać do domu, bo z˙ona pewnie się niepokoi
– szydziła Laurie.
Alex patrzyła na nią z takim wyrazem twarzy, jakby
widziała ją pierwszy raz w z˙yciu. Laurie była napraw-
dę piękna. Naturalna platynowa blondynka, wesoła,
uśmiechnięta i spontaniczna. Czy to moz˙liwe, by
kobieta obdarzona taką urodą mogła mieć problemy ze
znalezieniem faceta?
Odkąd Alex zaczęła pracować w Moon Bay, nieco
straciła kontakt z rzeczywistością. Na obecnym etapie
z˙ycia miała tu idealne warunki. Mieszkała sama w ma-
łym, lecz przytulnym domku wśród bujnej zieleni. Nie
musiała martwić o tak prozaiczne sprawy jak sprząta-
nie czy zakupy, gdyz˙ o czystość dbała obsługa ośrod-
Heather Graham
21
ka; posiłki jadała w stołówce w głównym budynku.
Wieczorami w ramach rozrywki chadzała do baru Tiki
Hut nieopodal basenów, a gdyby to jej nie wystar-
czało, mogła kupić ksiąz˙ki w małej księgarni albo
pooglądać telewizję. Jej to odpowiadało, ale nie wszy-
scy byli w takiej sytuacji jak ona; ci, którzy nie
przyjechali tu leczyć złamanych serc, na pewno nie
byli amatorami takiego pustelniczego z˙ywota.
Nagle poz˙ałowała, z˙e zaprzątnięta własnymi spra-
wami, zobojętniała na problemy innych ludzi.
– I... jak było w tym ,,Randkowisku’’?
– Strasznie. I przygnębiająco – przyznała Laurie.
– Jesteś pewna, z˙e chcesz o tym usłyszeć?
– Tak, ale nie tutaj. Marzę, z˙eby wreszcie stąd
iść – odparła. Po drugiej stronie ich basenu, zwane-
go laguną, bar Tiki Hut zaczynał się zapełniać.
Wśród gości zauwaz˙yła Jaya Galwaya, szefa ośrod-
ka. Sącząc drinka, rozmawiał z Hankiem Adam-
sonem.
Alex nie miała ochoty dłuz˙ej się uśmiechać ani
podlizywać się Adamsonowi. Obok dziennikarza stał
jeszcze jeden męz˙czyzna. Rozpoznała go od razu,
gdyz˙ był częstym gościem ośrodka. Seth Granger,
nieprzyzwoicie bogaty biznesmen na emeryturze, po-
stanowił zająć się poszukiwaniem skarbów i wydo-
bywaniem mienia z zatopionych statków. Zapisał
się na rekreacyjne nurkowanie, a potem narzekał,
z˙e się nudzi. Alex az˙ świerzbił język, z˙eby mu po-
wiedzieć, iz˙ ktoś, kto nie potrafi podziwiać piękna
rafy koralowej, w ogóle nie powinien schodzić pod
wodę. I z˙e miejsca do nurkowania wybrano specjalnie
22
KSIĘZ˙YCOWA ZATOKA
po to, by uczestnicy wyprawy mogli na własne oczy
zobaczyć całe bogactwo podwodnego świata. Dlate-
go ktoś, kto postawił sobie za punkt honoru rywali-
zację ze współczesnymi piratami czy poszukiwacza-
mi skarbów, nie miał czego szukać w jej amatorskiej
grupie.
Jeśli znudzony bogacz miał ochotę porozmawiać
o wydobywaniu zatopionych ładunków, powinien po-
stawić drinka Davidowi. Z nim bez trudu znajdzie
wspólny język.
Jay Galway od pewnego czasu dawał jej znaki, ale
udawała, z˙e tego nie widzi.
– Moz˙e pójdziemy na plaz˙ę na drugim końcu
wyspy? – zaproponowała. – Tam w spokoju opo-
wiesz mi o swoim randkowym horrorze – dodała.
Nie czekając na odpowiedź, dziarsko ruszyła przed
siebie.
– Pan Galway do nas macha. – Laurie musiała
podbiec, z˙eby się z nią zrównać. – Chyba czegoś od
ciebie chce.
– Więc ruszaj się szybciej! – ponagliła kolez˙an-
kę. Nie zwalniając tempa, odwróciła się i pomachała
Jayowi. A potem jeszcze szybciej ruszyła przed sie-
bie.
Zatoczka z basenami delfinów znajdowała się na
wschodnim krańcu wysepki, jednej w wielu wysp
archipelagu Keys na południowym końcu Florydy.
Między poszczególnymi wyspami kursowała moto-
rówka oraz mały prom, który pięć razy dziennie
przypływał do Moon Bay. Park wodny, powstały
z inicjatywy wielkiej amerykańsko-niemieckiej firmy,
Heather Graham
23
liczył sobie zaledwie kilka lat. Skrawek ziemi, na
którym go zbudowano, wcześniej był popularnym
miejscem wypoczynku tutejszych mieszkańców.
Zachodnia część wysepki wciąz˙ jeszcze była dzie-
wicza. Bujna tropikalna roślinność stanowiła wspania-
łe tło dla szerokiej piaszczystej plaz˙y i szafirowej
wody.
Wieczorami Alex często chroniła się tu przed
gwarem ośrodka. Na szczęście goście, którzy mogli
swobodnie poruszać się po całej wyspie, rzadko zapu-
szczali się w te rejony. Jedynie miłośnicy słonecznych
kąpieli doceniali walory białej plaz˙y, ale ci byli juz˙ tak
spieczeni, z˙e raczej unikali słońca.
Choć dochodziła szósta, wciąz˙ było jasno i ciepło.
Morze falowało leniwie, palmy szumiały kojąco, po-
ruszane lekką bryzą, która dawała wytchnienie od
męczącego upału.
Alex spojrzała w niebo, intensywnie błękitne i czy-
ste. Co za cudny dzień, westchnęła. Gdzieś w oddali,
nad Atlantykiem lub Zatoką Meksykańską, zbierały
się groźne burzowe chmury, ale tu, w Moon Bay, było
zacisznie i spokojnie. Po prostu idealnie!
Zatrzymały się tuz˙ nad wodą i usiadły na mok-
rym piasku. Obydwie miały na sobie identyczne
firmowe stroje. Czarne poliestrowe topy bez ręka-
wów ozdobione z przodu kremowym logo Moon
Bay i czarne szorty z mocnego materiału. Ubrania
były wygodne i nie odsłaniały za wiele. Moon Bay
był ośrodkiem zbudowanym z myślą o rodzinach
z dziećmi.
A przy okazji wymarzonym schronieniem dla
24
KSIĘZ˙YCOWA ZATOKA
kogoś, kto pragnie zapomnieć o nieudanym małz˙eń-
stwie. Alex znalazła tu wszystko, czego potrzebowała
do szczęścia. Dobrą pracę, kontakt z naturą, prywat-
ność i spokój.
I nagle... zjawił się David. A niech go jasny szlag!
Nie zamierzała rujnować przez niego swoich planów.
Weźmie prysznic, załoz˙y coś fajnego, uczesze się,
umaluje... Będzie sączyła pina coladę i tańczyła w Tiki
Hut. Będzie otwarcie flirtowała z Johnem Seymo-
re’em. I kompletnie zignoruje fakt, z˙e wszystkie dzie-
wczyny w barze gapią się na Davida.
Koniec. Skończyło się. Ich drogi się rozeszły.
– No to jak? – zagadnęła ją Laurie.
– Co takiego? Przepraszam, zamyśliłam się.
– Chcesz, z˙ebym opowiedziała ci,
jak było
w ,,Randkowisku’’, czy wolisz, z˙ebym siedziała cicho,
podczas gdy ty będziesz sobie pluła w brodę, z˙e
rozwiodłaś się z takim fajnym facetem?
– Nigdy!
– Co nigdy? Nie chcesz słyszeć o ,,Randkowisku’’
czy... Rozwiodłaś się z nim, prawda?
– Tak. Miałam na myśli, z˙e nigdy nie będę z˙ałowa-
ła tej decyzji. To musiało skończyć się rozwodem.
– Dlaczego?
Alex nie odpowiedziała. Dlaczego? Dobre pytanie.
Bo mieliśmy odmienny pomysł na z˙ycie? Proste jak
dwa razy dwa. Nie, właśnie z˙e nie. Ich przypadek był
złoz˙ony,
jak większość podobnych historii. Moz˙e
winny był ich egoizm? Wieczny głód przygód trawią-
cy Davida i jej determinacja, z˙eby zostać profesjonal-
ną treserką?
Heather Graham
25
– O mój Boz˙e! – Laurie spojrzała na nią z trwogą.
– Chyba cię nie bił?
– Przestań! Nie bądź śmieszna!
– Więc o co poszło?
– Nie wiem. Po prostu było nam razem nie po
drodze.
– Hm... – Laurie delikatnie odsunęła stopą kraba,
spychając go z powrotem w stronę wody. – Gdybym to
ja była z˙oną Davida, byłoby mi z nim po drodze,
choćby do piekła. No ale ja przez˙yłam ,,Randkowi-
sko’’, a ty nie. Chciałaś, z˙ebym ci opowiedziała, jak
było...
– Przepraszam cię, Laurie. Kiepska ze mnie kum-
pelka. Wszystko przez to, z˙e przez˙yłam lekki szok.
Naprawdę fajnie się bawiłam w towarzystwie Johna
Seymore’a, a tu nagle... zjawił się David.
– A w czym on ci przeszkadza?
– Po prostu czuję się skrępowana.
– Przeciez˙ nie jesteście juz˙ małz˙eństwem, więc
w czym problem? Skoro dobrze ci z Seymore’em, to
korzystaj z okazji. Swoją drogą, niezły z niego przy-
stojniak. Nie to, co te sieroty z ,,Randkowiska’’.
– Nie mów, z˙e nie było tam z˙adnych ciekawych
facetów...
– Nawet jeśli byli, to ja z˙adnego nie spotkałam. Ale
co tam ,,Randkowisko’’, lepiej pogadajmy o twoim
miłosnym trójkącie.
– Nie ma z˙adnego trójkąta – skrzywiła się. – Pomó-
wmy o tobie. Jesteś atrakcyjna, fajna, miła i inteligent-
na. Wcześniej czy później spotkasz odpowiedniego
męz˙czyznę.
Pobierz darmowy fragment (pdf)