Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Dla mojego męża…
Błażej
Siedziałem na ławce obok starej fontanny, powtarzając do
egzaminu. Czytałem o historii wychowania fizycznego i wciąż
nie rozumiałem, po jaką cholerę każą nam się tego uczyć. Było
przecież tyle ważniejszych i na pewno bardziej interesujących
tematów niż te nędzne daty, które jak na złość nie wchodziły
mi do głowy.
Patrzyłem na koślawe litery napisane ręką jednej z dziewczyn
z naszego roku. W tym momencie żałowałem, że wybrałem
pracę zamiast wykładów, ale z czegoś trzeba żyć, bo kasa z nieba
nie spadała. Przynajmniej nie mnie.
– Siema, kujonie! – Głos Romka w jednej chwili doprowadził
mnie do furii.
Zerknąłem na niego, jak szczerzy swoje białe równe zęby
zrobione za kasę jednej z jego „przyjaciółek”. W modnym gar-
niturze wyglądał niczym amant filmowy, a nie student piątego
roku wychowania fizycznego na najlepszej akademii w Polsce.
– Może byś się przywitał z kumplem, a nie poświęcasz tym
bzdetom tyle uwagi, jakby co najmniej był tam zapisany kod do
zbawienia świata.
– Uczę się, gdybyś nie zauważył – burknąłem zły. – Okuli-
sta przyjmuje całkiem niedaleko, może znajdzie dla ciebie jesz-
cze chwilę.
– Nie pierdol już! Chodź lepiej ze mną na parking.
Zmierzyłem go gniewnym spojrzeniem, lecz był zbyt pod-
jarany, aby dostrzec, że spotkanie z nim nie jest mi na rękę.
Ja naprawdę wierzyłem, że jeszcze zdołam się czegoś nauczyć.
I pomyśleć, że gdyby nie choroba Piotrka, dziś czułbym się spo-
kojniejszy. Jednak w pracy w fast foodzie nie mogło zabraknąć
nikogo z obsady. Nie było Piotrka, musiał zastąpić go ktoś inny,
w tym przypadku ja.
Poszedłem za Romkiem, mając nadzieję, że uda mi się go
spławić w ciągu pół godziny, ponieważ tyle zostało mi do eg-
zaminu u Bola. Taką ksywę profesor zyskał sobie, powtarzając
przy każdej okazji: „jesteś cienki Bolek”.
– Widzisz tamto cacko? – Roman wskazał dłonią czarnego
lśniącego mercedesa.
– Trudno go nie zauważyć – wyznałem. – Ciekawe, który
z wykładowców dorobił się na studentach tyle, żeby kupić may-
bacha. Chyba że to ten, co zwinęli Rydzowi spod Radia.
Romek zaśmiał się, najwyraźniej przypominając sobie histo-
rię maybachów, które ojciec dyrektor otrzymał w prezencie od
bezdomnego. Sprawa dość szeroko opisywana była w mediach,
dzięki czemu niemal każdemu coś się obiło o uszy.
– Wykładowcy to wożą się gównami – rzucił kumpel, a ja
nie mogłem się w tej kwestii z nim nie zgodzić. – Ten wózek
jest mój, taki tam prezent na urodziny od Ewki – dokończył,
otwierając drzwi auta.
Patrzyłem zdumiony, przetwarzając w głowie wypowiedziane
przez niego słowa. Z rozdziawionymi ustami otworzyłem drzwi
od strony pasażera, aby zająć miejsce obok Romka.
– Przecież to cacko musiało kosztować fortunę.
Kolega odpalił silnik i sprawnym ruchem wyjechał z miej-
sca parkingowego.
– Pewnie jak był nowy, to kosztował tyle, co wille na jednym
z tych drogich osiedli, ale teraz wart jest góra trzysta tysięcy. –
Machnął lekceważąco ręką. – Ewka powiedziała, że jej się już
znudził i stary obiecał kupić jej nowe audi, które widzieli na ja-
kichś targach motoryzacyjnych. A tego szkoda było wyrzucać,
więc sprezentowała go mnie.
– Wyrzucać? – zdziwiłem się. – Mogli go sprzedać.
Romek parsknął śmiechem, skręcając w prostopadłą ulicę.
– Widać, że nie znasz tego świata. Jak masz kasę, to nie
sprzedajesz, chyba że to inwestycja, a kilkuletni maybach raczej
nią nie jest.
Spojrzałem w szybę, kompletnie nie rozumiejąc tego, co do
mnie mówi. Widać jednak miał rację. Ja nie tylko nie znałem
„tego świata”, ale także do niego nie pasowałem, choć Romek
niejednokrotnie powtarzał, bym znalazł sobie „przyjaciółkę”,
która w zamian za dobry seks będzie kupowała mi, co zechcę.
– Mamy egzamin – przypomniałem mu, zauważając, że je-
steśmy coraz dalej od uczelni.
– Chuj z nim! – Romek z dumą trzymał kierownicę swojego
nowego auta. – Ewka obiecała, że to załatwi, a ja jej kurewsko
wierzę.
– Może tobie załatwi – zauważyłem, bojąc się nawet myśleć,
w jaki sposób będzie wyglądało to „załatwianie” z Bolem.
Zważywszy jej zamożność, stawiałem na przekupstwo, jed-
nak mając na uwadze relacje z Romkiem, wiedziałem, że nie
zawaha się obciągnąć sorowi, jeśli zajdzie taka potrzeba.
– Jęczysz gorzej niż dawno niepukana dziunia. – To jedno
porównanie sprawiło, że się zamknąłem. – Ewka ma dziś na chacie
jakąś przyjaciółkę, którą rzucił mężulek, zostawiając po sobie
całkiem sporo kasy. Jej się nie chce grać roli pocieszycielki, tym
bardziej że mam dziś urodziny i należy mi się dymanko, aby uczcić
własne ćwierćwiecze.
– Nie będę pieprzył za kasę – oburzyłem się, wyczuwając
podtekst kumpla.
Romek wyjął z kieszeni spodni srebrne zawiniątko i włożył
mi je w dłoń.
– Nic na siłę stary, ona potrzebuje tylko pocieszenia. Twoja
gadka szmatka zapewne jej wystarczy, ale gdybyś chciał jednak
zamoczyć, to radzę: miej to przy sobie.
Schowałem prezerwatywę, żeby nie słuchać jego trucia.
– Grzeczny chłopczyk – pochwalił mnie. – Jeszcze będą z cie-
bie ludzie. Na kurczakach się nie dorobisz, uwierz mi.
Olałem jego przytyk do mojej pracy w fast foodzie, nie chcąc
się dziś z nim kłócić. Jeżeli faktycznie nie musiałem bzykać
jakiejś starej dupy, a w zamian miałem dostać zaliczenie u Bola,
to wypadało się zgodzić.
Zatrzymaliśmy się przed wielkim budynkiem, wokół którego
postawiono solidne ogrodzenie.
– Tu mieszka ta twoja Ewka? – zapytałem zaskoczony.
Faktycznie, spodziewałem się okazałej willi, jednak to, co zo-
baczyłem, było znacznie większe od zwykłego domu. Uśmiech-
nął się i poklepał mnie po plecach.
– Basen jest nasz, ale czuj się, jak u siebie.
– I nikogo tu nie ma? – zdziwiłem się, że w takiej posiadłości
nie ma żadnej obsługi.
– Ewka dała im dziś wolne – chyba czytał w moich myślach
– jej mąż byczy się w Stanach, więc nie musimy cisnąć się u mnie
na chacie. Aha, jeszcze coś: twoja dupa ma na imię Dagmara,
ale nie mów do niej po imieniu. Ewka twierdzi, że woli być
anonimowa, bo wiesz, szuje z aparatami wszędzie węszą i boi
się, że ktoś sprzeda temat. Rozumiesz... że szuka pocieszenia.
– To co mam robić? – zapytałem, czekając na kolejne wskazówki.
Romek ponownie poklepał mnie po plecach, otwierając drzwi
– O nic nie pytaj i nie zrób mi wstydu!
– Spoko, stary! – Przybiłem mu piątkę. – Wszystkiego naj-
domu.
lepszego!
Liliana
Malowałam rzęsy, starając się nie myśleć o minionym wie-
czorze, aby ponownie się nie rozpłakać. Wiedziałam, że nasze
małżeństwo nigdy nie należało do normalnych, jednak wczo-
raj Sebastian złamał wszelkie warunki naszej umowy. Może
nie dosłownie, ale zrobił to z czystą premedytacją i nie miałam
ochoty na niego dziś patrzeć. Cieszyłam się, że musi wyjechać
na kolejną ważną „delegację”, pod którą kryły się zupełnie inne
spotkania niż te biznesowe.
Pukanie do drzwi sprawiło, że zesztywniałam. Spojrzałam
na zegarek, próbując sobie przypomnieć, o której godzinie Se-
bastian miał wylecieć na Wyspę. Gazety rozpisywały się o jego
podróży w interesach do Hiszpanii, jednak on interes chciał tam
tylko „umaczać” w kimś innym.
– Lila, to ja. – Usłyszałam dobrze znany mi głos i zza drzwi
wyłonił się mężczyzna.
Nie chciałam, by wchodził do środka, lecz on już wślizgnął
się do sypialni. Wpatrywał się chwilę w mój dekolt, odbijający
się w wielkim lustrze. Cieniutki peniuar, jaki miałam na sobie,
zdecydowanie więcej odkrywał, niż powinien.
– Nie mówiłam „proszę”! – Ostrym głosem próbowałam go po-
wstrzymać.
Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia, wciąż nie spuszczał
ze mnie wzroku.
– Chciałem ci powiedzieć, że Stary już pojechał – doniósł Cichy.
Powróciłam do malowania rzęs, starając się nie pokazać, że po-
czułam ulgę.
– Na chuj mi to mówisz? W dupie mam jego i ten cały syf tutaj.
Słyszałam, jak podchodzi do mnie. Poczułam silną dłoń na ra-
mieniu, odgarniającą włosy z mego karku. Przyjemny dreszcz prze-
szedł ciało w tej samej chwili, kiedy odwrócił mnie w swoją stronę.
– Powiedz to jemu! – Wskazał nabrzmiałe krocze, które mia-
łam na wysokości oczu. – Weź go – rozpiął rozporek – ulży ci!
– Spierdalaj! – krzyknęłam, przypominając sobie, że to ja
w tym domu stawiam warunki.
Próbowałam go odepchnąć, lecz stał nieruchomo, wymachu-
jąc swoim przyrodzeniem tuż przed moimi ustami. Chciałam to
zrobić, żeby zatracić się, zapomnieć o Sebastianie.
– Wiem, że się kłóciliście. - Mężczyzna pochylił się i zgarnął
w dłoń moje włosy. Przez chwilę poczułam się bezsilna, zdana
na jego łaskę. Kiedy przycisnął moją twarz do siebie, wiedziałam,
że muszę... że chcę skosztować jego smaku.
Nie powinien jednak uznać, że zbyt szybko uległam, dlatego
szarpnęłam głową i obróciłam twarz ku górze.
– Pamiętaj, że to ty jesteś tu dla mnie, nie ja dla ciebie – przy-
pomniałam mu, choć tak naprawdę pragnęłam dokończyć to, co
zaczęłam przed chwilą.
– Powiedz tylko słowo, a…
– Pieprz mnie! – Spragniona przerwałam mu wpół zdania.
Chwycił mnie mocno, pociągając do góry, bym wstała z krze-
sła. Delikatnie zrzucił ze mnie szlafrok i pochłaniał pożądli-
wym wzrokiem każdy szczegół mojej figury. Wiedziałam, że go
pociągam. Nawet gdyby próbował się tego wyprzeć, jego ciało
aż krzyczało zachwytem, gdy mógł mnie podziwiać.
– Mówiłem Staremu, że te dziesięć patyków szybko się zwróci.
– Patrzył jak zahipnotyzowany na moje sterczące cycki.
– Zwróci? – Nie zdziwiłam się specjalnie, wiedząc, że chodzi
mu o silikony, które zafundowałam sobie rok temu, powiększając
nędzne B na piękne, obfite D.
tując się niczym najlepszym trunkiem.
Nachylił się, by wziąć w usta sutek. Ssał przez chwilę, delek-
– Przyjmuję to jako premię – wyznał całkiem poważnie.
– A już myślałam, że ja nią jestem – mruknęłam kokieteryjnie,
cofając się w stronę łóżka.
Popchnął mnie lekko, a kiedy upadłam na pościel, błyska-
wicznie znalazł się obok. Słyszałam, że oddycha ciężko, choć
jeszcze nic między nami nie zaszło. Kiedy wsunął dłoń między
moje uda, otworzyłam się na ten dotyk. Nie chciałam czekać,
nie pragnęłam tym razem żadnej gry wstępnej, musiałam poczuć
go jak najszybciej. Kiedy wszedł we mnie, otuliłam go nogami
i unosząc gwałtownie biodra, zmusiłam do przyspieszenia tempa
i wzmożenia wysiłków. Tym razem chciałam, żeby było brutal-
nie, mocno do bólu. Aby ból fizyczny pozwolił mi zapomnieć
choć na chwilę o wczorajszym upokorzeniu, zagłuszył je swoją
intensywnością.
– Głębiej – zachęcałam go, chcąc zatracić się w tym niemal
zwierzęcym akcie.
To cierpienie było moim lekarstwem… Cichy był moim lekar-
stwem, po które musiałam sięgnąć praktycznie zaraz po ślubie.
Błażej
Chata Ewki wyglądała imponująco. Kiedy zajrzałem do wnę-
trza, na myśl cisnęło mi się jedynie pytanie, co robi jej mąż, że stać
go na takie luksusy. Ładna czarnulka powitała nas w progu: mnie
skinęła głową, a Romka namiętnie pocałowała. Odwróciłem
wzrok z zażenowaniem, czując się jak podglądacz. Ewka musiała
to zauważyć, bo szybko przerwała czułości i podeszła, aby mnie
obejrzeć z każdej strony.
– No, będą z niego ludzie, jak już wejdzie na salony – zaśmiała
się do Romka, nie zwracając uwagi na to, że wszystko słyszę. –
Tylko jakiś taki grzeczniutki się wydaje.
– To pozory. – Romek puścił do mnie oczko.
Jego wzrok wręcz nakazywał, bym go nie zawiódł. Klepnął
Ewkę w jędrny pośladek schowany w kusych szortach. Ten klaps
wywołał uśmiech na jej twarzy.
– To my pójdziemy do basenu, a Dora czeka na ciebie w sy-
pialni. – Pociągnęła Romka w kierunku wnętrza domu, wska-
zując mi schody.
– Dora? W sypialni?
Sam nie wiedziałem, co wywołało we mnie większe zdzi-
wienie. Romek mówił o jakieś Dagmarze, a Dora było raczej
skrótem od imienia Dorota. I ta sypialnia. Chyba trzeba być
idiotą, żeby nie skojarzyć, po co mężczyzna i kobieta spotykają
się w tym miejscu.
– Powiedziałeś mu! – oburzyła się, klepiąc Romka delikatnie
w ramię. – Prosiłam, żebyś dochował tajemnicy, a teraz Daga
będzie się wkurwiać, że jakiś młokos wyda ją mendom.
– Nie przesadzaj, Błażej to spoko ziom, znamy się od pię-
ciu lat.
Zmierzyła go wzrokiem, który mówił tylko tyle, że dzisiejszy
dzień Romek zapamięta na długo. Trochę nawet mu zazdrości-
łem, obawiając się, że ta cała Dagmara czy tam Dora okaże się
jakąś nudną babką w średnim wieku, ani do popatrzenia, ani do
pogadania. Ewka zdecydowanie odbiegała od tych stereotypów,
a jej młodzieżowy strój działał na mężczyzn jednoznacznie.
– Spoko. Daga się przebiera, bo przed chwilą wyszłyśmy
z sauny. Jak będziecie mieli ochotę, to ona wie, jak ją włączyć,
ale nie radzę tam uprawiać seksu, bo my z Romkiem mieliśmy
tam niezłe przeboje.
Zerknęli na siebie, śmiejąc się w głos. Widać było, że do-
brze bawią się w swoim towarzystwie, co nawet trochę tłuma-
czyło sposób zarabiania Romka na życie. On traktował to jak
rozrywkę, z której czerpał korzyści, ona zaś miała młodego
kochanka na każde skinienie.
Oddalili się, znikając za szklanymi drzwiami, a ja stałem jesz-
cze chwilę, nim wszedłem na pierwszy ze stopni prowadzących
na piętro. Ciekawiło mnie, jak wygląda ta cała Dagmara, choć
dzięki opowieści o porzuconej przez męża kobiecie mogłem so-
bie ją wyobrazić i z pewnością nie była podobna do Ewy, z którą
Romek już pewnie baraszkował w basenie.
– Ty jesteś kolegą Romka? – W połowie schodów zaczepiła
mnie zgrabna, otulona jedynie w szlafrok blondynka.
Skinąłem głową, nie wiedząc, co więcej powiedzieć. Ona mu-
siała być ową Dagmarą, zupełnie inną, niż sobie wyobrażałem.
Inną na plus.
– Usiądziemy gdzieś? Ewka i Rysiek mają całkiem fajną salę
zabaw w piwnicy – zaproponowała, ciągnąc mnie za rękę.
„Sala zabaw”, myślałem, widząc jedynie pokój rodem z fil-
mów o Greyu, w którym główny bohater zabawiał się z Anasta-
zją. Wizja wiszących przy suficie lin, kajdanek i różnego rodzaju
pejczy o dziwo mnie nie zniesmaczyła, lecz myśl, że Dagmara
wzięła mnie za zwykłą męską dziwkę, cholernie raniła moje ego.
Wstukała kod i otworzyła drzwi, za którymi ukazał się praw-
dziwy salon gier i rozrywek, zupełnie nie związany z Greyem.
Stół bilardowy, sala kinowa na dziesięć osób, jednoręki bandyta
i inne rzeczy, o których zwykli śmiertelnicy nawet nie śnili, by
posiadać je w swoich mieszkaniach. A oni to mieli. Ta cała Ewka
z mężem i pewnie Dagmara także, bo widok tego miejsca nie
robił na niej wrażenia.
– Zagramy partyjkę? – Wskazała stół bilardowy, na którym
po chwili zaczęła ustawiać bile. – Jeśli ja trafię, ty zdejmujesz
jakąś część ubrania, jeśli ty – zawahała się, oblizując ponętnie
usta – możesz zażyczyć sobie, czego zechcesz.
Zdziwiła mnie jej bezpośredniość, lecz przytaknąłem ruchem
głowy. W myślach obliczałem, ile razy musiałaby trafić, bym
stanął przed nią nago, i stwierdziłem, że ma marne szanse.
mają pierwszeństwo.
byłem dumny.
– Biorę całe – powiedziałem, sięgając po kij.
– A gdzie maniery? – zaśmiała się. – Uczono mnie, że kobiety
Rozbiłem bile, które rozłożyły się na całym stole, z czego
– Ty ustalałaś zasady, wystarczy.
Puściła do mnie oczko, a na jej twarzy rysowało się uznanie.
Nachyliła się, wypinając w moją stronę pośladki, których krą-
głość idealnie podkreślał satynowy szlafroczek, i wymierzyła
kijem w jedną z bil, która, niestety, trafiła do łuzy.
– Cholerna szczęściara – skwitowałem to, zdejmując koszulkę
i kątem oka rejestrując zadowolenie rysujące się na jej twarzy.
Uśmiechnęła się, przymierzając się do kolejnego strzału.
– Czuję, że rozebranie ciebie będzie łatwiejsze niż wydawanie
pieniędzy mojego byłego męża.
Na wspomnienie o mężu posmutniała. Odłożyła kij na stół i po-
deszła do mnie na tyle blisko, że czułem jej oddech na moim torsie.
Utkwiła we mnie spojrzenie, a potem chwyciła za pasek od spodni
i przyciągnęła do siebie. Stałem przed nią jak sparaliżowany, czekając
na rozwój wydarzeń, a jednocześnie w mojej głowie kłębiły się myśli,
których w tym momencie nie powinienem mieć.
Dagmara się nie cackała. Chwyciła mocno mojego sztywnego
penisa w dłoń i ruszając nim w górę i w dół, przykucnęła, by
wziąć go w usta. Mimo że cała krew odpłynęła mi w strategiczne
miejsce, to odzyskałem racjonalne myślenie. Odsunąłem się,
wyrywając się z jej uścisku.
– Co ty, kurwa, robisz? – Nie wiem, po co zadałem jej to
pytanie, skoro jej zamiary nie budziły wątpliwości.
– Obciągam ci. – Przysunęła się i ponownie chwyciła w dłoń
moją męskość. – Nie mów, że ci się to nie podoba, bo on nie
potrafi oszukiwać.
Jej słodki głos prawie mnie przekonał, jednak myśl o tym, jak
przedmiotowo traktuje naszą znajomość, nie dawała mi spokoju.
Nie mogłem jej na to pozwolić, byłem facetem i musiałem mieć
jaja, które aktualnie rozsadzał nadmiar testosteronu.
Ponownie się cofnąłem, lecz ona nie miała w planie odpuścić.
Patrzyła pożądliwym wzrokiem, jakby mój członek miał stać się
jej obiadem.
– Pierdolony wstydniś! – wykrzyczała, kiedy podciągnąłem
w pośpiechu spodnie. – Nie za to zapłaciłam tysiaka! Nie za to,
żeby tobie sprawić przyjemność! To ty powinieneś mnie dymać
na wszystkie możliwe sposoby, a nie ja się łaszę jak nędzna suka.
Taka sama jak ta, do której zwiał ten parszywy kutas, mój mąż.
– Zapłaciłaś za spotkanie ze mną?
– Tak. I radzę ci, żebyś oddał Ewce te pieniądze, bo ja nie chcę
cię już widzieć . Nie po takim upokorzeniu, jakie mnie spotkało.
– Upokorzeniu? – zdziwiłem się, lecz nie czekałem na od-
powiedź, tylko wyszedłem z sali zabaw, a potem pognałem do
maybacha Romka, aby na niego poczekać.
Liliana
Moja znajomość z Cichym byłą jedyną pamiątką po „tamtym
życiu”, do którego nie chciałam wrócić. Jego też miało w nim nie
być, jednak układ, jaki zawarłam z Sebastianem, miał rację bytu
tylko wtedy, gdy miałam przy sobie kogoś zaufanego. A Cichy
właśnie taki był. Milczał jak grób, a kiedy trzeba, stawał na wy-
sokości zadania, wysyłając mnie w inny wymiar.
I tak było również tego ranka. Brał mnie na kilka sposo-
bów, pozwalając w ten sposób zapomnieć o kłótni z mężem.
Nie dopytywał o szczegóły, lecz zbity wazon, który nadal leżał
na podłodze w sypialni, wystarczył, by zrozumieć, że nie poszło
o nic. Cichy wiedział, że kochałam te bibeloty, które warte były
często więcej niż niejeden samochód.
– Może wyskoczymy na kilka dni za miasto? – zaproponował,
choć powinien wiedzieć, jaka będzie moja odpowiedź.
Nie pierwszy raz rzucał takie pomysły, lecz ja nie wyobra-
żałam sobie, co miałabym z nim robić zamknięta w jednym
pomieszczeniu przez całe dnie. Owszem, seks z nim należał do
udanych, jednak to było tyle. Nie łączyło nas nic więcej prócz
kilku chwil zapomnienia.
– Ile razy mam ci… – zaczął całować ponownie moją szyję,
mając nadzieję, że tym razem zmienię zdanie, lecz postanowiłam
być nieugięta.
– Dość! Na dziś mi wystarczy.
– Ale ja…
– W dupie mam, co ty byś chciał! – krzyknęłam. – Ubieraj się
i spierdalaj. Nie chcę dziś już na ciebie patrzeć! Weź sobie wolne!
Cichy nie dał po sobie poznać, że go uraziłam. I za to go ce-
niłam. Musiał mieć twardą psychikę, skoro nie zawinął się stąd
zaraz po poznaniu reguł gry, w której to ja byłam panią.
– Zostanę, gdybyś jednak zmieniła zdanie.
Przygryzłam dolną wargę, wiedząc, że to go jeszcze bardziej
podnieci. Nie myliłam się. Jego męskość znów urosła do niewy-
obrażalnych rozmiarów, co odebrałam jako komplement.
– Nie musisz, są tutaj i inni. – Udałam obojętną.
Odwrócił się i wyszedł z sypialni bez słowa. Wiedział, że nie
blefuję, a moje słowa musiały lekko zranić jego dumę i o to mi
chodziło. Niech wie, kto tutaj jest górą.
Błażej
– Ciebie już kompletnie popierdoliło? Dupa chce ci obcią-
gnąć, a ty jakąś cnotkę niewydymkę zgrywasz, jakbyś miał ta-
kich okazji na pęczki – burzył się Romek, kiedy pół godziny
później wsiadł do auta. – Ja rozumiem, jakbyś miał coś robić, ale
miałeś tylko stać i pozwolić, by ssała twojego kutasa.
– Czy to prawda, że ona zapłaciła za…
Nie wiedziałem, jak nazwać usługę, jaką miałem na myśli.
Być szczerym i nazwać to seksem, czy udawać, że nie wiem, o co
chodziło i płaciła za czas ze mną. Daga od początku miała jasne
zamiary, a Romek i Ewka doskonale o tym wiedzieli. Wrzucili
mnie w sidła tej piranii, myśląc, że postawię przyjemność ponad
moje zasady.
– I chuj z tym, że zapłaciła! – Romek nie widział w tym nic
złego. – Ona ma kasę, a ty interes, który można użyć, żeby za-
robić. To proste, stary.
– Mogłeś mi chociaż, kurwa, powiedzieć, a nie udawać pajaca
i wyskakiwać z gadką-szmatką.
Romek zaśmiał się, sięgając po opakowanie z gumami leżące
w schowku. Wyjął jedną i włożył do ust, po czym podsunął
mi paczkę.
– No mogłem i co wtedy? Wszedłbyś, zdjął gacie i powie-
dział: „Obciągaj za tysiaka”? Błażu, wyluzuj i daj się ponieść.
Karina już dawno się zaręczyła z tym mięśniakiem, z którym ci
przyprawiła rogi, a ty wciąż po niej płaczesz i myślisz, że wróci.
– Nieprawda! –zaprzeczyłem odruchowo, choć Romek miał
sporo racji.
Mój ostatni związek uważałem za wyjątkowy. Pewnie sam
klęknąłbym przed Kariną, gdyby nie wieść o ciąży… z innym.
Byłem wpierw na nią wściekły, że wybrała jednego z tych, co
mają mięśnie zamiast mózgu, choć przecież sam regularnie by-
wałem na siłce. A potem byłem zły na siebie, że zamiast chodzić
z nią, wolałem zapisać się na tańszą siłownię, oszczędzając przy
tym trochę kasy na wakacje. I ja oszczędzałem, a ona puszczała
się w szatni z tym dryblasem, któremu niedługo miała urodzić
małego Pudziana.
– Pierdol ją i pokaż, że powinna żałować. – Wiedział, jak
mnie zachęcić. – Smażąc kurczaki jej raczej nie zaimponujesz,
a taka Daga mogłaby cię nieźle ustawić.
– Daga raczej nie zechce mnie widzieć – zauważyłem.
– Daga nie, ale innych jest w mieście na pęczki. Wystarczy
wiedzieć, gdzie szukać.
Szelmowski uśmiech Romka zdradzał jego zamiary. On na-
prawdę chciał stać się moim korepetytorem w dziedzinie życia,
której dotąd nie chciałem znać.
Liliana
Ból głowy nie dawał mi spokoju przez resztę dnia. Planowa-
łam wybrać się na zakupy, by choć trochę zrekompensować sobie
kłótnię z Sebastianem, lecz migrena była silniejsza.
Połknęłam tonę tabletek przepisanych przez lekarza, który był
dobrym znajomym mojego męża, i położyłam się do łóżka. Przez
chwilę chciałam wstać, zmienić pościel, na której wciąż czułam
zapach Cichego i mnie, o którym teraz nie mogłam myśleć. Nie,
nie miało to nic wspólnego z wyrzutami sumienia, bo takowych nie
miałam od dawna. Każdy z nas wiedział, jakie są reguły tej gry, lecz
mnie one zaczynały powoli nudzić. Nudziła mnie ta stagnacja, która
teoretycznie powinna dawać mi poczucie bezpieczeństwa. W końcu
miałam ich obu. Męża i kochanka, a oni nie mieli nic przeciw temu.
Zamknęłam oczy, próbując przypomnieć sobie początki mojej
znajomości z Sebastianem. Nie, nie te przykre, lecz te, kiedy za-
czął się o mnie starać, obiecując rzeczy, o których nawet nie śniłam.
Byłam wtedy zwykłą Lilką, a on stworzył ze mnie dzisiejszą Li-
lianę, której wielu unikało. Często się z tego śmiałam, jednak gdzieś
wewnątrz zastanawiałam się, jak ci wszyscy ludzie zareagowaliby
na dawną mnie. Mnie, której już nie było. Starzy znajomi, jeśli
można było ich tak nazwać, zapewne nie poznaliby mnie na ulicy.
Sebastian, jak obiecywał, dał mi wszystko, a może nawet i więcej. Ja
w zamian miałam po prostu być. Uśmiechać się, dobrze wyglądać
i, co najważniejsze, nie pyskować, a to przychodziło mi najtrudniej.
Podniosłam się, aby podejść jeszcze raz do drzwi i upewnić
się, że są zamknięte. Przekręcony klucz wystawał z nich, unie-
możliwiając wejście od zewnątrz. Myślałam chwilę o Cichym,
który pewnie za jakiś czas będzie próbował tu powrócić, i cie-
szyłam się, że tym razem go uprzedziłam. Nie miałam ochoty
na jałowe rozmowy, a nawet na seks, który dawał mi przecież
tyle ukojenia. Miałam ochotę jedynie na sen. Sen, który zabierze
ten przeklęty ból z mojej głowy.
Błażej
Czułem się jak na wykładzie. On mówił, a ja nawet przez
chwilę zastanawiałem się, czy nie powinienem notować tych
„cennych” informacji. Zdawałem sobie sprawę, że ludzi z kasą
da się rozpoznać z daleka, ale Romek mógłby o tym napisać co
najmniej trylogię poradników, które sprzedawałyby się w setkach
tysięcy egzemplarzy, gdyby potencjalni kupcy zobaczyli zdjęcie
Ewki, z którą regularnie sypiał, na dodatek dostając za to krocie.
– Tylko pamiętaj, że musisz być pewny siebie. – Uniósł palec,
co mnie rozśmieszyło, lecz szybko uspokoił mnie karcącym spoj-
rzeniem. – Jak będziesz takim łapucapu jak zawsze, to nie masz
szans na dobra partię, a do takiej cię przygotowuję. Wszystkie
Kariny spierdalają, a ty stajesz się wicemenem.
– Wice co? – Nie rozumiałem, o co mu chodzi.
Klepnął mnie w czoło, patrząc na mnie z wyższością.
– Wicemen to taki gorszy tytuł mena, który należy do mnie.
Jestem prawdziwym facetem, jakiego chcą bogate laski, a ty bę-
dziesz tym, który będzie bzykał te, które ja odrzuciłem – tłuma-
czył – czyli od Ewki wara.
– Kumam, jednak możesz mówić do mnie po polsku, bo może
nie wyglądam, ale rozumiem. – Zaśmiałem się. – Ta twoja Ewka
ma jakieś wtyki w tym świecie?
Spojrzał na mnie, kręcąc z niezadowoleniem głową. Im dłużej
myślałem o jego propozycji, tym bardziej mi się ona podobała.
W zasadzie nikt w tym układzie nie cierpiał, a każdy czerpał
korzyści. Już nie myślałem o sobie jak o męskiej dziwce, zamie-
niając to stwierdzenie na chwilowego kochanka, planując zostać
nim do czasu, aż poznam dziewczynę, która zawróci mi w głowie
co najmniej jak Karina.
– Ewka ci raczej nie pomoże, bo Daga była chętna, a teraz
faktycznie musi ją pocieszać, choć tyle mieliśmy planów na dziś.
– Wciąż kiwał głową, jakby weszło mu to już w nawyk. – I po-
myśleć, że chata wolna, szampan w wiadrze, a ja jedyne, z czym
się dymam, to z twoją pustą mózgownicą, żeby wpoić ci maniery.
Parsknąłem głośno, nie wierząc, że użył sformułowania „ma-
niery”, mówiąc o jawnym dawaniu dupy. Dla Romka faktycznie
musiało to wyglądać najnormalniej w świecie albo właśnie tak
pragnął to widzieć.
– Jutro ruszaj na podryw i szukaj dziuni śmierdzącej kasą.
Takie poznaje się na kilometr, mówię ci.
– Jutro?
Ziewnął teatralnie, zakrywając usta ręką.
– A na co chcesz, kurwa, czekać? Młodszy nie będziesz, ład-
niejszy też nie, a i radziłbym iść, póki się nie rozmyślisz, bo ja
tam bym dał obciągnąć Dadze, nawet robiąc minetę Ewce.
– Zostaw szczegóły dla siebie – poprosiłem lekko zażenowany
jego bezpośredniością.
On jednak wyjął portfel i wyciągnął kilka srebrnych paczuszek,
w których znajdowały się prezerwatywy. Przesunął je w moim
kierunku, dając znak, abym schował je do kieszeni.
– Radzę ci się do tego przyzwyczaić, bo świat, do którego
wchodzisz, to jedno wielkie bagno, w którym każdy tylko na-
kurwia, jak może. – Brzmiał poważnie. – To prezent od wujka
Romka na start, póki jesteś jeszcze goły.
Mogłem to skomentować, lecz chyba zabrakło mi odwagi.
Kłótnia z nim nie wchodziła w rachubę, skoro wciąż potrzebo-
wałem jego pomocy.
– Jak znajdziesz klacz, to cyknij foto i wyślij do mnie, a ja
ocenię, czy warto. – Trochę wkurwiała mnie jego pewność sie-
bie, ale wiedziałem, że i ja muszę się jej nauczyć, więc pokornie
słuchałem. – Znam już ten świat od dość dawna i zawsze to
lepiej się kogoś poradzić. Sam nie miałem takiego nauczyciela,
jaki trafił się tobie, więc zazdroszczę.
– Ewka nie jest pierwszą? – zdziwiłem się, zupełnie nie wy-
łapując komplementu, jaki wypowiedział pod swoim adresem.
Dotąd byłem niemal pewien, że jest z Ewką już kilka lat,
choć nigdy nie wymieniał jej imienia. Chwalił się licznymi pre-
zentami, ładnym i przestronnym apartamentem, ale nigdy nie
zdradzał więcej, niż powinien. Nigdy, aż do dziś, kiedy i mnie
wciągnął w tę nieczystą, ale chyba fascynującą grę, gdzie dobrze
opłacany seks stał na pierwszym miejscu.
– Nie będę wdawał się w szczegóły, ale przez pięć lat było
ich więcej niż paluszków w jednej, a nawet w dwóch dłoniach.
Wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia, nie wierząc, że mówi
o tym z takim spokojem. Od zawsze ciekawiło mnie, dlaczego
kobieta sypiająca z różnymi facetami łatwo dostaje miano dziwki,
a facet, który dupczy codziennie inną, uznawany jest za macho.
I Romek nim był, podczas gdy ja prezentowałem się przy nim
raczej jak prawiczek. A może lepiej nowicjusz.
Liliana
Nie zmrużyłam oka, wciąż wpatrując się w drzwi. Sama siebie
nie rozumiałam, bo z jednej strony nie chciałam, aby Cichy po-
nownie przekroczył próg sypialni, lecz z drugiej pragnęłam, by
wyważył te cholerne deski i wziął mnie ponownie w pachnącej
nami pościeli. To rozchwianie sprawiło, że zapragnęłam whisky.
Wiedziałam, że nie rozwiąże ona problemów, ale choć trochę
zagłuszy myśli biegnące w dwie przeciwległe strony.
Sięgnęłam po słuchawkę telefonu, który znajdował się na noc-
nym stoliku, aby wybrać numer do kuchni. Sebastian, wyposa-
żając dom, pomyślał przede wszystkim o wygodzie i możliwości
zdalnego kontaktowania się z każdym pomieszczeniem. Dzięki
temu mogłam zawołać zawsze panią Wandę, by przyniosła mi
trunek do pokoju.
– Whisky, i to podwójną – powiedziałam, słysząc grzeczne
„kuchnia, słucham”.
Zrezygnowałam z grzecznościowych formułek, bo każdy
wiedział, że tylko ja i Sebastian mamy możliwość dzwonienia,
a mąż płacił każdemu niemałą pensję, więc mogłam wymagać
posłuszeństwa. On nie zwracał na to żadnej uwagi, , bo stale zni-
kał z domu, oczywiście podróżując w interesach, co nikogo nie
dziwiło. A to, że nie uczestniczyłam w tych wyjazdach, stawało
się przedmiotem plotek, w których uznawano mnie za wyrodną
żonę, nie wspierającą ciężko pracującego męża. Czasem chcia-
łam powiedzieć im prawdę i zobaczyć miny, które zasługiwałyby
na pewno na Oscara. Chciałam, lecz nie mogłam. A może wo-
lałam z tym jeszcze poczekać.
Musiałam wstać, aby otworzyć drzwi, by Wanda nie miała
problemu z dostarczeniem mojego zamówienia. Doskonale wie-
działam, że do alkoholu dołączy jedno z tych swoich ciast, które
piekła chyba z nudów. W naszej kuchni nie było wiele do robie-
nia, a i przyjęcia dla przyjaciół ograniczaliśmy do minimum, co
nie zadowalało kucharki.
Zdecydowane stukanie, które wyrwało mnie z zamyślenia,
zupełnie nie pasowało do Wandy. Było mocniejsze i dobrze mi
znane. Wiedziałam, że osoba stojąca za drzwiami nie poczeka
na moje „proszę”, bo zaraz sama naciśnie klamkę, tak samo jak
wtedy, kiedy próbowałam zasnąć.
– Już myślałem, że tu zgniłaś – powitał mnie z tym swoim
zawadiackim uśmiechem, stawiając obok mnie filiżankę, nad
którą unosiła się para. – Nie lubię, kiedy tak robisz.
W jego głosie słychać było wyrzuty, których być nie powinno.
– Moja sypialnia to mój azyl.
– Jakoś rano o tym nie pamiętałaś – zauważył zaczepnie.
Po raz kolejny poczułam, że chce coś ugrać, lecz wciąż nie
miałam pojęcia co. Moje poranne zapomnienie nie miało tu nic
do rzeczy, choć gdyby Cichy chciał, to już dawno powiedziałby
Sebastianowi, że regularnie pieprzy mnie w naszym małżeńskim
łożu. Doskonale wiedziałam, jak zareagowałby na to mój mąż,
i tym razem wolałam odpuścić Cichemu.
– Ostatni raz! – Próbowałam brzmieć groźnie, jednak on nie
zwracał na to uwagi.
Patrzył jedynie na moje ciało, jakby chciał przyspieszyć po-
wolne ściąganie biustonosza i dorwać się do moich piersi.
– Pamiętaj, że wciąż to ja mam więcej do stracenia niż ty –
wyznał, nim zatopił się w moich ustach.
Ponownie poczułam przyjemne mrowienie, które zapowia-
dało nadchodzącą wolnym krokiem ekstazę. Cichy całował
moje ciało, schodząc coraz niżej, aż w końcu doszedł językiem
do mojej nabrzmiałej łechtaczki. Okrężnymi ruchami pieścił
ją, drażniąc jednocześnie delikatnie palcem. Jęknęłam głośno
z podniecenia, co spowodowało, że uniósł się na moment i zakrył
dłonią moje usta.
– Drzwi są otwarte – przypomniał mi, a ja wiedziałam,
że fakt, iż w każdej chwili ktoś może nas nakryć, jeszcze bar-
dziej go podnieca.
Ponownie osunął się między moje uda, kontynuując piesz-
czoty. Przyspieszone bicie serca zwiastowało, że zaraz nadejdzie
najważniejszy moment, lecz Cichy nie miał w planach na to po-
zwolić. Chwycił mnie mocno w tali, uniósł i przewrócił na brzuch.
– Klękaj! – rozkazał, a ja posłusznie wykonałam polecenie,
wiedząc, co zaraz nastąpi.
Poślinił palce lewej dłoni, delikatnie nawilżając nimi mój od-
byt, by mógł wejść w niego bez problemu. Przez chwilę penetro-
wał go, by rozluźnić mięśnie, aż wszedł głęboko, sprawiając mi
początkowo ból, który po chwili przerodził się w przyjemność.
Prawą rękę wsadził między moje uda, wsuwając dłoń w wilgotną
szczelinę. Poruszał się rytmicznie w przód i w tył, pobudzając
mnie jednocześnie opuszkami. Tłumiłam krzyk, jaki rósł we
mnie, skupiając się na odgłosach klaśnięcia naszych ciał, które
zdawały się wypełniać całą moją małżeńską sypialnię.
Błażej
Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Miałem wrażenie, że moja
głowa wypełnia się tabelkami podobnymi do arkusza kalkula-
cyjnego, w którym wpisywałem kolejne zarobione „przyjemnie”
pieniądze. Wciąż bałem się nazwać tego po imieniu, ale przecież
nie chciałem zrobić nikomu nic złego. Nikogo nie zdradzałem,
nie raniłem. Byłem fair i to się dla mnie liczyło.
Zgodnie z radą Romka wybrałem się do galerii. Rankiem,
gdy byli tam ci, którzy z wygody lub nadmiaru pieniędzy nie
musieli pracować. Mnie interesował ten drugi typ. Sprawdzi-
łem zapisane na kartce nazwy sklepów, w których kupują tylko
kobiety z odpowiednio zasobną kartą kredytową. Wszedłem do
jednego z nich, aby upewnić się, że Romek mnie nie oszukuje.
Zerkając na metkę, zorientowałem się, że zwykła szmatka wi-
sząca na wieszaku nawet w promocji kosztuje więcej niż trzy
moje miesięczne wypłaty.
Zająłem miejsce na pomarańczowej sofie wykonanej z taniej
ekoskóry, która znajdowała się nieopodal butiku. Teraz mogłem
udawać, że czytam, jednocześnie wypatrując idealnego celu.
Lustrowałem od góry do dołu wchodzące do sklepu kobiety,
zwracając uwagę na to, czy wychodzą z niego obładowane, czy
z pustymi rękoma. Takie odrzucałem na wstępie, bojąc się,
że nadzieję się na paniuśkę, która groszem nie śmierdzi, a jedy-
nie odwiedza to miejsce, by pomarzyć, że kiedyś będzie w stanie
wydać tyle siana na jakiś ciuszek.
Siedziałem już dobre trzy godziny, gdy obok mnie przeszła
ona. Nie musiała wchodzić do sklepu, żebym wiedział, że ma
kasę. Kasę i klasę, które czuć było na kilometr. Szła swobodnym
krokiem, kołysząc zalotnie biodrami.
Wstałem z miejsca, ruszając za nimi. Nie wyglądali jak mał-
żeństwo, jednak nie mogłem mieć pewności. Postanowiłem ich
śledzić i zrobić tak, jak radził mi Romek. Gdy tylko weszli do
kolejnego sklepu, cyknąłem babce fotę przez witrynę i wysła-
łem MMS-em do kumpla. Nie musiałem długo czekać na od-
powiedź, gdyż przyszła po chwili: „Jeśli złowisz Wiśnicką, to
wiszę ci wiadro whisky”. Zaśmiałem się, wystukując odpowiedź:
„Czyli ryba warta mojej przynęty?”. „Lizałbym jej nawet chod-
nik, jeśli zechciałaby na mnie spojrzeć! .
Te słowa spowodowały, że poczułem, jak przyspiesza mi puls.
Miałem swoją szansę, tylko musiałem ją wykorzystać. Kobieta
z dryblasem wyszli ze sklepu, mijając mnie, jakbym był niewi-
dzialny, co trochę zmniejszyło moją pewność siebie, tak choler-
nie mi teraz potrzebną. Ponownie ruszyłem za nimi, patrząc,
jak wchodzą do drogiego butiku z bielizną. W głowie powoli
układał mi się plan, musiałem tylko liczyć na łut szczęścia.
Przeglądała wyeksponowane na wieszakach delikatne ciuszki,
a potem wybrała kilka z nich, by móc je przymierzyć. Dryblas
poszedł za nią, lecz nim się nie przejmowałem. Jakoś nie wy-
glądał na specjalnie rozgarniętego, co działało na moją korzyść.
Wszedłem niezauważony do sklepu, czując, że takich jak
ja traktują raczej jak złodziei, a nie klientów. Bez problemów
zlokalizowałem przymierzalnię, w której była Wiśnicka, ciesząc
się, że dryblas nie zwraca na nic uwagi i podziwia własną mu-
skulaturę w sąsiednim lustrze. Cichutko wsunąłem się za kotarę;
pomieszczenie było dużo większe niż typowa przymierzalnia.
Stała bokiem do lustra. Prawie naga, lecz już widok jej ster-
czących piersi sprawił, że poczułem, jak krew dopływa do naj-
czulszego męskiego organu. Gdy usiłowała zdjąć z wieszaka ko-
lejny biustonosz do przymierzenia, miałem chwilę, by podziwiać
jej nagie pełne piersi. Powoli uniosła głowę, a ja zorientowałem
się, że zaraz mnie zobaczy. Zbliżyłem się, by stanąć tuż za jej
plecami i zakryć dłonią usta, by nie krzyczała. Zdążyłem to
zrobić, lecz jej wzrok zdawał się być przerażony.
– Ciii – szepnąłem wprost do jej ucha – za kotarą stoi goryl,
a wątpię, aby był szczepiony na wściekliznę.
W odbiciu lustra ujrzałem błysk w jej oczach. Dopiero teraz
mogła zobaczyć moją twarz, co wydawało się podniecające. Cały
stres mnie opuścił w chwili, w której oczy kobiety się rozjaśniły,
dodając mi pewności siebie.
– Radziłbym ci nie krzyczeć, bo drapieżniki zazwyczaj wy-
bierają słabsze osobniki, a ty nie wyglądasz na władczynię stada.
Podniosła rękę, aby odsunąć moją dłoń. Mimowolnie spojrza-
łem na jej biust, który przeze mnie świecił nagością.
– Ten goryl – kiwnęła na kotarę – to najsłabszy osobnik w sta-
dzie.
Zaśmiałem się, nie mogąc się powstrzymać. „Piękna, bogata,
inteligentna i dowcipna”.
– Lila, jakiś problem? – Śmiech uaktywnił dryblasa, który
stał za cienką, materiałową zasłoną.
Stałem przerażony, czekając, co zrobi. Mogłem ponownie
zatkać jej usta, ale cisza jeszcze bardziej zaniepokoiłaby goryla.
– Tak, kurwa, cycki mi się nie mieszczą w D – powiedziała
stanowczym tonem, przyprawiającym mnie o dreszcze. – Przy-
nieś większy, i to z każdego fasonu –rozkazała.
Byłem pewien, że dryblas ze spuszczona głową ruszył w kie-
runku ekspedientki, by poprosić ją o pomoc.
– Naprawdę D?
Jakimś cudem zdobyłem się na odwagę i położyłem dłoń
na jednej piersi, chcąc sprawdzić wielkość.
– Silikony, choć nie wyglądają – rzekła, szybko się orientując,
że nie powinna ze mną rozmawiać. – Masz minutę, by wyja-
śnić, jak się tu znalazłeś, a potem spierdalasz sam lub Cichy ci
w tym pomoże.
Jej władczy ton głosu dla mężczyzny brzmiał podniecająco.
Już wyobrażałem sobie, jak przejmuje pałeczkę w łóżku, choć
wciąż nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć.
– Szukam pracy, a ty możesz mi ją dać – chciałem, aby brzmiało
to dwuznacznie.
– A co ja, kurwa, pośredniak? – Zaśmiała się. – Masz szczę-
ście, że jesteś dowcipny i kupiłeś mnie tym tekstem o gorylu,
bo inaczej…
Odwróciłem ją przodem i przycisnąłem do siebie, a potem
rozgniotłem jej usta namiętnym pocałunkiem. Miękkie wargi
smakowały drogą pomadką, która pewnie zostawi ślad na mojej
twarzy. Całowałem ją, czekając aż i ona podejmie moją grę, co
nastąpiło szybciej, niż się spodziewałem. Nasze języki wirowały,
jakby prowadziły ze sobą walkę.
– Lilka, jesteś tam? – Mężczyzna zza kotary przerwał chwilę
intymności. – Mam te staniki, które chciałaś. Każdy w rozmia-
rze E. – W jego głosie słychać było ekscytację.
– Oddaj je ekspedientce i spadamy. Mam dość przymierzania
na dziś – odpowiedziała. – Przydaj się na coś – tym razem skie-
rowała słowa do mnie, podając mi jeden ze staników.
– Myślałem, że już się przydałem. – Uśmiechnąłem się ni-
czym zdobywca, ponownie chcąc zatopić się w jej ustach, lecz
ona mnie odsunęła.
– Nie dla psa kiełbasa! – Cmoknęła mnie w policzek, zakła-
dając bluzkę oraz marynarkę. – A jego – wskazała na stanik –
zatrzymaj sobie na pamiątkę.
Wzięła torebkę i odsunęła lekko materiał, aby wyjść z przy-
mierzalni, tak by nie było mnie widać. Byłem na siebie wściekły,
że spieprzyłem tak dobrą sytuację, jednak nie potrafiłem logicz-
nie wytłumaczyć, co poszło nie tak. Przecież oddała pocałunek,
pozwoliła na pierwszy kontakt, samej też w nim uczestnicząc.
Wyszedłem po cichu z przymierzalni, tym razem skupiając
na sobie wzrok sprzedawczyni. Uważnie obejrzała moje dłonie,
a ja cieszyłem się, że schowałem stanik do wielkiej kieszeni,
która przez to odstawała, co i ona musiała widzieć. Z sercem
na ramieniu przemierzyłem sklepowe bramki bez zbędnych pi-
sków, lecz wciąż bez nadziei na łatwy zarobek.
Liliana
Wybrałam się na zakupy jedynie z nudów. Kilka lat temu
nawet nie pomyślałabym, że kasa może być jedną z recept na tę
dolegliwość. Myślałam raczej, że bogacze nigdy jej nie odczu-
wają, mając zaplanowany dzień od a do zet. Jakie było moje
zdziwienie, gdy okazało się, że bogaci mają gorzej niż biedota.
Im nie wypada iść do kina czy na kręgle, bo takie atrakcje po-
winni mieć w swoich domach, które nawet najlepiej wyposażone
z czasem po prostu stawały się nudne.
Cichy pojechał ze mną, choć protestowałam. Tłumaczył,
że Sebastian byłby zły, gdyby dowiedział się, że chodzę sama
po mieście, lecz ja wiedziałam, że miał nadzieję na seks w jednej
z przymierzalni. Tak, nie byłby to pierwszy raz i pewnie gdyby
mój mąż się o tym dowiedział, złoiłby mi skórę, a Cichego za-
biłby bez wyrzutów, bo przecież reputacja jest najważniejsza. Ale
co zrobić, gdy seks jest dobrym sposobem na nudę?
Kupiłam kilka łaszków, których chyba nawet nie zamierza-
łam nosić. Wolałam te od projektantów, lecz w ich butikach się
nie relaksowałam. Były zbyt małe, klaustrofobiczne. Zupełnie
inne niż galeria.
Postanowiłam wpaść jeszcze do sklepu z bielizną, by kupić
coś na wieczór. Liczyłam, że Cichy ponownie odwiedzi moją
sypialnię, choć ja będę udawała obojętną. Po wczorajszym analu
nie miałam wątpliwości, że czuje do mnie coś więcej. Coś, czego
czuć nie powinien.
Za każdym razem, kiedy mnie pieprzył, problemy odlatywały
na inną planetę. Pozwalały żyć tu na ziemi, przez chwilę upewniając
mnie, że orgazm jest najlepszym lekarstwem. Najlepszym do czasu
otrzeźwienia, które przy Cichym przychodziło niestety zbyt szybko.
Przymierzałam kolejny stanik, gdy spostrzegłam kątem oka
sylwetkę stojącego za mną mężczyzny. Nie widziałam twarzy, lecz
byłam pewna, że to Cichy ma ochotę na szybki numerek. Dopiero
gdy duża dłoń zakrywająca mi usta nie okazała się szorstka, lecz
wręcz delikatna, zorientowałam się, że to nie on. Musiał widzieć
przerażenie w moich oczach, kiedy wyznał szeptem:
– Ciii za kotarą stoi goryl, a wątpię, aby był szczepiony na wście-
kliznę.
Pomyślałem o Cichym, który faktycznie przypominał trochę
wspomniane zwierzę, lecz w stosunku do mnie był potulny ni-
czym mały baranek.
Moje oczy błysnęły, gość kupił mnie tym poczuciem humoru.
Był obcy, lecz biła od niego jakaś pozytywna aura. Wpatrywał
się w mój biust, a ja dopiero teraz przypomniałam sobie, że nie
mam stanika. Odpowiedziałam mu w jego stylu, co wywołało
śmiech, który zaniepokoił Cichego.
„Kurwa, nie tak wyobrażałam sobie ten dzień”, myślałam, od-
prawiając goryla po większe staniki. Ciekawiło mnie, co chłopak
tu robi, tym bardziej że był przystojny i pewnie sporo młodszy
ode mnie.
Gdy wspomniał coś o szukaniu pracy, pomyślałam, że Se-
bastian go odrzucił podczas aplikacji do jednej z naszych firm
i teraz próbował grać mną, lecz on, ku mojemu zdziwieniu, za-
czął mnie namiętnie całować, zachłannie wpychając w moje usta
język. Tak bardzo pragnęłam czegoś nowego, czegoś innego, niż
mógł zaoferować mi Cichy, że odwzajemniłam pieszczoty. Za-
traciłam się w tańcu naszych języków na tyle, że ostudził mnie
dopiero głos Cichego, któremu w głębi serca dziękowałam, że nie
posunęłam się dalej, choć moje ciało krzyczało o więcej.
Wyszłam z przymierzalni, opuszczając szybko sklep, aby znik-
nąć z pola widzenia nieznajomego. Przyspieszony puls i podniece-
nie kazały mi zostać, lecz rozsądek nakazywał uciekać. I pewnie
tak by się stało, gdyby nie dzwonek telefonu oznajmiający połącze-
nie z moim mężem.
– Tak? – zapytałam niepewnie, przełykając głośno ślinę.
Cichy już po moim spokojnym tonie poznał, kto dzwoni.
Oddalił się na chwilę, aby dać mi trochę prywatności. On tak
samo jak ja bał się Sebastiana. Wiedział, że jedno potknięcie
może kosztować go nie tylko posadę, ale i życie. Już nie takich
mój mąż wywoził za miasto, by kopali w lasach swoje groby.
– Jakaś menda jest tutaj na wakacjach i cyknęła mi zdjęcie.
Trafiło już pewnie na wszystkie portale z zapytaniem, gdzie
moja żona i, kurwa, masz tu przylecieć. Innego wała zrobić nie
możemy – mówił tak szybko, że trudno było go zrozumieć. –
Zabukowałem ci dwa bilety na dziś. Masz pięć godzin i radzę
się pospieszyć.
– Ale…
– Nie ma, kurwa, żadnego „ale”, tylko ślij mi mailem zdję-
cia dowodów, bo potrzebuję danych do biletu. I ruszaj dupsko,
bo następny samolot dopiero jutro, a ja nie zamierzam kisić się
w apartamencie, kiedy jest tak cholernie pięknie.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on już się rozłączył.
Jak zawsze nie dał mi dojść do słowa, co nawet mnie tym razem
cieszyło. Mogłam powiedzieć za dużo lub zaśmiać się z jego
gadki, że nie zamierza kisić się w apartamencie, doskonale zdając
sobie sprawę, że paparazzi miał cholerne szczęście, że nakrył
mojego męża poza łóżkiem, gdzie zazwyczaj załatwiał swoje
„interesy”.
Cichy zobaczył, że chowam telefon, i podszedł do mnie. Z mojej
twarzy na pewno wyczytał, że coś jest nie tak, jednak nie zapytał.
– Sebastian zabukował dwa bilety. Za pięć godzin mam sa-
molot.
– Co się stało? – Na jego twarzy można było zobaczyć radość,
co wkurwiało mnie doszczętnie.
– Jakaś menda go nakryła i muszę lecieć grać razem z nim
szopkę – wydukałam.
– Mówiłem ci, że zasługujemy na wakacje. – Uśmiechnął się,
jakby Sebastian spełnił jego marzenia.
Kątem oka zobaczyłam chłopaka, z którym całowałam się
w przymierzalni, i sama nie wiem czemu, nagle zapragnęłam
z nim pogadać. Miałam nadzieję, że chociaż on nie będzie się
cieszył z mojego nieszczęścia, jak robił to teraz Cichy.
– Pokaż dowód! – nakazałam zaskoczonemu chłopakowi.. –
No już, dawaj! – ponaglałam go.
Wpatrywał się we mnie niebieskimi jak ocean oczami, prze-
nosząc co jakiś czas spojrzenie na Cichego. Niepewnie wyjął
z kieszeni portfel, podając mi plastik.
– Błażej Lwowski – przeczytałam – rocznik dziewięć trzy –
wyjęłam telefon, aby zrobić zdjęcie.
– Coś przeskrobałem? – Obecność Cichego pozbawiła go
pewności siebie.
– Raczej wygrałeś – sprecyzowałam. – Za pięć godzin mamy
samolot. Zabierz ze sobą letnie ubrania, bo na Fuercie pewnie
jest ze czterdzieści stopni.
Błażej
Wytrzeszczyłem oczy, bo kompletnie nie wierzyłem w to,
co słyszę. „Samolot, Fuerta, czterdzieści stopni i pięć godzin”,
powtarzałem sobie w myślach, próbując połączyć to w całość.
– Mail poszedł, więc nie ma odwrotu! – Posłała mi zwycię-
ski uśmiech, patrząc z wyższością na dryblasa. – Swoje wakacje
spędzisz w Polsce. Ja lecę z Błażejem.
Miałem wrażenie, że mówi to tylko dlatego, aby go wkurwić.
Dryblas nie miał wątpliwości, że kobieta mówiła poważnie, za-
gryzł zęby i udał się do wyjścia.
– Za dwie godziny bądź u mnie, musimy zdążyć na lotnisko.
– Czyli gdzie? – zapytałem zmieszany.
– Znalazłeś mnie tutaj, to myślę, że i z tym zadaniem sobie
poradzisz. – Jej zaczepny ton miał w sobie coś z flirtu.
– Będę przed czasem – powiedziałem już do jej pleców, lecz
byłem pewien, że się uśmiecha.
Patrzyłem jeszcze przez chwilę na oddalającą się sylwetkę
Lilki, nie mogąc uwierzyć, że lada chwila będę z nią sam na sam.
Choć tak naprawdę nie wiedziałem jeszcze, na co się piszę, wizja
zagranicznego wyjazdu całkowicie pochłonęła moje myśli.
Wyjąłem telefon, aby wybrać numer Romka. Tylko on jeden
spośród moich znajomych mógł wiedzieć, gdzie mieszka bogata
piękność, z którą byłem umówiony.
– Jeśli dzwonisz, abym cię pocieszył, to marne szanse, bo Ewka
właśnie robi mi loda.
Postanowiłem pominąć gadkę o prywatności, bo wiedziałem,
że to i tak nie miało sensu.
– Gdzie mieszka Lilka?
– Lilka? – zapytał, jednocześnie wydając z siebie jęk.
– Wiśnicka – wyjaśniłem, byle nie musieć dłużej słuchać od-
głosów, jakie z siebie wydawał. – Wyślij mi pilnie SMS-em jej
adres, jak już dojdziesz – dodałem, rozłączając się.
Znałem ten odgłos, który zwiastował nadchodzącą kulmi-
nację i euforię, ale nie miałem w planach dzielić z nim tego
przeżycia. Niespecjalnie jarało mnie jego życie erotyczne, ale
Romek lubił się nim chwalić.
Ruszyłem do wyjścia, zerkając na zegarek, aby odliczyć czas.
Miałem go naprawdę niewiele, ale musiałem zdążyć. Lilka była
tego warta, a ja czułem, że złowiłem naprawdę rzadki okaz rybki.
Podziękowania
Sama nie wiem, jak to się stało, że napisałam erotyk. Chyba
obudziła się we mnie Mira i powiedziała, że fajnie byłoby stwo-
rzyć coś „ostrzejszego”, nawet jeśli z pewnych względów nie będę
mogła tego podpisać imieniem i nazwiskiem, tak jak innych
moich książek. Dlatego każdemu, kto wie, mówię, że to Mira
stworzyła „Tylko seks”, bo tak faktycznie się stało. A czy to jed-
norazowy wybryk, czy nie, to już zależy od Was, kochani. Czy
zaakceptujecie moją anonimowość, bez oceniania. Bo nie chcę
kłamać, po prostu tak musi być i już. Może kiedyś to wyjaśnię,
lecz nie teraz, nie dziś.
Trudno dziękować, gdy każdy będzie doszukiwał się w tym
podpowiedzi, kim jestem. Dlatego napiszę, że dziękuję tym oso-
bom, którym zawsze. One już będą wiedziały, o kogo chodzi.
I Tobie, Czytelniku, bo to Ty pozwoliłeś mi powołać na świat
Mirę Gross, która ma do powiedzenia całkiem sporo. I teraz nią
jestem, w tej książce i na fanpage, gdzie można mnie znaleźć.
Jestem Mirą i nawet mi się to podoba.
Do zobaczenia,
Wasza Mira
Tylko seks
Copyright © Mira Gross
Copyright © Wydawnictwo Inanna
Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak
Copyright © for the cover photo by Viorel Sima | karuka
Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.
Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2020 r.
druk ISBN 978-83-7995-444-5
epub ISBN 978-83-7995-445-2
mobi ISBN 978-83-7995-446-9
Redaktor prowadząca: Ewelina Nawara
Redakcja: Aleksandra Ślósarek
Korekta: Monika Hallman
Adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski
Projekt okładki: Aleksandra Bartczak
Skład i typografia: www.proAutor.pl
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jaki-
kolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, foto-
optycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana
w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
MORGANA Katarzyna Wolszczak
ul. Kormoranów 126/31
85-432 Bydgoszcz
sekretariat@inanna.pl
www.inanna.pl
Książka najtaniej dostępna w księgarniach
www.MadBooks.pl
www.eBook.MadBooks.pl
Pikantnie po włosku
Gosia Lisińska
Czy szalony romans ma szanse przerodzić się
w coś trwałego? Zwłaszcza szalony romans
z własnym szefem?
Życie Magdy nigdy nie było poukładane czy
zwyczajne, a związek z Roberto bynajmniej tego
nie zmienia. Przynosi za to mnóstwo namiętno-
ści, ale i pytań, których dziewczyna dotychczas
sobie nie zadawała.
Jak potoczą się jej losy? Jakie ostatecznie podej-
mie decyzje?
Tego dowiecie się z tej zabawnej i bardzo erotycznej powieści.
W tej książce jest pikantnie między bohaterami na kilka różnych sposobów –
pikantne kłótnie, pikantny seks, a przede wszystkim pikantny uśmiech na
twarzy czytelnika.
Grażyna Wróbel – Czytaninka
Gosia Lisińska ma talent do tworzenia lekkich, pozytywnych i przy tym nie-
zwykle zabawnych historii. Koniecznie musicie poznać Magdę i jej pikantne
włoskie perypetie.
Kasia Olchowy – Kulturantki.pl
Zakręcona i śliczna Polka, plus ponętny i seksowny Włoch — duet idealny?!
A może mieszanka wybuchowa? Czeka na Was dużo śmiechu i dużo gorących
emocji! Druga część “Świateł w jeziorze” jest, jak sam tytuł wskazuje, bardziej
pikantna, bardziej niegrzeczna, ale wciąż tak samo zabawna!
Agnieszka Rybska – Blonderka.pl
Światła w jeziorze
Gosia Lisińska
Gdy po dwóch latach kompletnej uczuciowej
suszy, dopadnie cię klęska urodzaju, możesz
mieć problem z wyborem.
Karolina jest zabawną i błyskotliwą dziewczy-
ną, od roku zakochaną bez wzajemności w ko-
ledze z pracy. I oto któregoś dnia spotyka go
nad jeziorem, a wszystko się zmienia. Że jed-
nak świat bywa złośliwy, na drodze Karoliny
staje nie tylko Kuba, ale i pewien nieprawdo-
podobnie seksowny Włoch…
Przezabawne perypetie miłosne i rodzinne
głównej bohaterki są tematem pierwszej obyczajowej powieści Gosi Lisińskiej
z serii Miłość w Tychach.
„Światła w jeziorze” to idealne połączenie doskonałego humoru oraz seksownego
romansu. Będzie gorąco, zmysłowo i zabawnie. Historia Karoliny pochłonie Was
w mgnieniu oka i nie pozwoli odłożyć książki, dopóki nie poznacie zakończenia.
To życiowa, ale posypana odrobiną magii powieść, która umili długie zimowe
Meg Adams, blogerka Niegrzeczne Dziewczyny Recenzują
wieczory.
Ja ciebie mocniej
Małgorzata Lisińska
Kiedy wydaje ci się, że masz wszystko i naraz
tracisz grunt pod stopami…
Jasiek zdobywa miłość swego życia, ale czy
zdoła ją utrzymać? Czy potrafi oprzeć się po-
kusom? I czy miłość wystarczy, by odbudować
to, co wydawało się utracone?
Wróć do Tychów, by poznać losy brata Karo-
liny, przebojowej bohaterki Świateł w jeziorze,
i kolejny raz zakochać się w tym mieście.
Popularne przysłowie mówi, że milczenie jest złotem. Jednak w małżeństwie
Janka i Anki, borykających się z nową, niełatwą codziennością, milczenie
doprowadza do katastrofy. „Ja ciebie mocniej” Gosi Lisińskiej w piękny sposób
pokazuje, jak ważnym elementem każdego związku jest szczera rozmowa. To
mocno dająca do myślenia historia niełatwej miłości, po przeczytaniu której,
zaczynamy zastanawiać się, co w naszym życiu powinno stanowić największą
wartość: kariera, pieniądze, małżeństwo, dzieci? Gorąco polecam.
Izabela Grabda, autorka Przypadek Lidki
Spełniacze
Małgorzata Falkowska
Spełniając marzenia innych, spełniasz się i Ty!
To miał być zwyczajny projekt na studia.
Dominika, Maciej i Julian mieli pomysł, by
spełniać marzenia. Zaczęło się od listów dzie-
ciaków z pobliskiego Oratorium, jednak dzięki
determinacji trójki przyjaciół i z pomocą pro-
fesora Kellera, swoją działalność rozpoczęła
Fundacja Spełniacze.
Dwanaście miesięcy w roku – dwanaście ma-
rzeń do spełnienia.
Małgorzata Falkowska zaprasza czytelników w niezwykłą podróż pełną do-
bra, miłości i wzajemnej tolerancji. Dwanaście wyjątkowych listów, dwana-
ście wyjątkowych historii, wielu naprawdę życzliwych ludzi. Poznaj Fundację
Spełniacze, jej założycieli i dzieciaki, którym pomogli.
Niektóre marzenia spełniają się same, innym trzeba trochę pomóc.
Małgorzata Falkowska
Zaskocz mnie
Daria Skiba
ONA ma pasję, za którą skoczyłaby w ogień.
Ma marzenia.
ON wymarzoną pracę i życie, które wydaje się
innym niemal idealne.
Antek i Jagoda są niczym ogień i woda.
Ona, bez planów na przyszłość, żyjąca „tu i te-
raz”.
On, poukładany, planujący przyszłość i zako-
chany w swojej dziewczynie.
Czy tych dwoje może się wzajemnie zrozumieć?
Parkour jest ich odpowiedzią.
Uparta nauczycielka i uczeń, który nie chce się poddać.
Wspólne ćwiczenia pokazują obojgu, że mimo wielu różnic, są do siebie
bardziej podobni, niż mogli się spodziewać.
Co się stanie, gdy światy i poglądy tych dwojga się zderzą?
Joy
Hermia Stone
Joy jest przeciętną dziewczyną. Ma zwyczajną
pracę, kilku w miarę normalnych znajomych
i nie wyróżnia się niczym poza tym, że mieszka
z mężczyzną idealnym, który zawsze spełnia
jej marzenia. Prawdopodobnie dlatego, że jest
wymyślony… No, może nie do końca. Ory-
ginał istnieje. To wokalista znanego zespołu
Sundance, otoczony tłumem fanek, zarabia-
jący miliony i odnoszący sukcesy playboy.
W życiu jednak różnie bywa. Być może ta
dwójka zetknie się w świecie jak najbar-
dziej rzeczywistym.
Joy, będąc w trudnej sytuacji życiowej, zatrudnia się u managera Sundance.
Prawdziwe kłopoty zaczną się, gdy spotyka swojego idealnego faceta i pozna
go bliżej. Dowie się wiele nie tylko o swoich uczuciach ale też o prawach
rządzących rynkiem muzycznym i o panujących w nim stosunkach między-
ludzkich. Wkrótce Joy, jej znajomi i wszyscy członkowie zespołu Sundance
przekonają się, co się stanie, gdy spełnią się czyjeś marzenia.
To nie jest prosta romantyczna opowieść o namiętnej miłości nieśmiałej
dziewczyny i gwiazdy rocka. To nie jest kolejna odsłona bajki o kopciuszku.
Ta opowieść może zaskoczyć.
Na lodzie
Małgorzata Falkowska
Uczestnictwo w olimpiadzie to cel każdego
sportowca. Dla Leny, łyżwiarki figurowej,
kwalifikacja na igrzyska w Pjongcznagu to
efekt ciężkiej pracy i wielu wyrzeczeń. Gdy
niefortunny wypadek zaprzepaszcza jej szansę
na udział w Zimowych Igrzyskach Olimpij-
skich, dziewczyna się załamuje. Bliscy, mar-
twiąc się o nią, zapisują łyżwiarkę na terapię
do Krzyśka Łukaszewskiego, który jak nikt
inny wie, co znaczy stracić wszystko, o czym
się marzyło.
Czy Luki pomoże Lenie na nowo uwierzyć
w siebie? A może to ona okaże się jego lekiem w walce z demonami prze-
szłości i ciężką chorobą.
Małgorzata Falkowska boleśnie pokazuje, jak jedna sekunda potrafi pogrzebać
nasze największe marzenia. „Na lodzie” to książka pełna emocji i walki odzy-
skanie siebie i swojej wewnętrznej siły do życia. Polecam.
Aleksandra Rak, autorka powieści Echo
Siła jej piękna
Antologia
Autorki:
Agnieszka Opolska
Agnieszka Sudomir
Agnieszka Zakrzewska
Alicja Wlazło
Anna Karnicka
Daria Skiba
Maria Zdybska
Małgorzata Fałkowska
WYJĄTKOWE HISTORIE DLA
WSZYSTKICH WYJĄTKOWYCH KOBIET
Osiem utalentowanych polskich autorek i jedno niełatwe
zadanie. Odnalezienie siły i piękna, które tkwią w każdej z nas.
Opowiadania wchodzące w skład antologii są tak różnorodne jak
kobiety, które je napisały. Autorki opowiadają o zwycięstwie
w zmaganiach z przeciwnościami losu i osobistymi dramatami.
Czy twoja historia jest podobna? Czy teraz uwierzysz
w siebie? Czy dotrzesz do ukrytej w tobie siły? Każda
z nas jest inna, piękna na swój wyjątkowy sposób!
OD KOBIET DLA KOBIET
ODNAJDŹMY W SOBIE SIŁĘ I PIĘKNO!