Darmowy fragment publikacji:
1
kwartalnik literacko-kulturalny
nr 17 (3/2o16) – lipiec/wrzesień 2016
ISSN 2299-5692
copyright © eleWator, Szczecin 2016
redagują:
Marcin Bałczewski (komiks), Andrzej Fogtt (sztuki plastyczne),
Krzysztof Lichtblau (sekretarz redakcji), Paweł Nowakowski (proza),
Paweł Orzeł (redaktor naczelny), Damian Romaniak (film),
Karol Samsel (eseje i szkice), Kamil Sipowicz (muzyka),
Maja Staśko (poezja polska), Leszek Szaruga (krytyka literacka,
zastępca redaktora naczelnego), Miłosz Waligórski (poezja zagraniczna)
stali współpracownicy:
Edward Balcerzan (Poznań), Łeś Bełej (Kijów),
Izabela Fietkiewicz-Paszek (Kalisz), Anna Frajlich (Nowy Jork),
Artur Daniel Liskowacki (Szczecin), Beata Patrycja Klary (Gorzów Wielkopolski),
Monika Petryczko (Szczecin), Małgorzata Południak (Dublin),
Andrzej Turczyński (Koszalin), Andrzej Wasilewski (Paryż),
redakcja techniczna: Iwona Kępisty
korekta: Anna Borowicka i Anna Nowakowska
grafiki na okładce: Krzysztof Schodowski, Anna Sztwiertnia
grafiki i obrazy w numerze: Tadeusz Baranowski
zdjęcie na 216 stronie: Andrzej Łazowski (www.lazowski.eu)
redakcja i wydawca: Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy
adres do korespondencji: 71-141 Szczecin, skrytka pocztowa nr 39
siedziba: 71-467 Szczecin, ul. Mariana Rapackiego 2
www.elewator.org / klichtblau@elewator.org
www.fundacja-berezy.org / biuro@fundacja-berezy.org
Tekstów niezamówionych redakcja nie zwraca i nie przechowuje.
Redakcja zastrzega sobie prawo do zmiany tytułów, skracania
oraz redagowania tekstów, o ile nie wypacza to sensu oryginału.
druk: KAdruk, Szczecin
publikacja współfinansowana ze środków Miasta Szczecin
oraz Stowarzyszenia Gmin Polskich Euroregionu Pomerania
dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
2
intro
Thomas
Stearns
Eliot
poezja
proza
ze szkicowników
Yeats mówi
poezja
epistoły
dziennik
teatr
z Ciężkowic
z Krakowa
z Częstochowy
sztuki
plastyczne
i architektura
5
6
13
20
24
26
34
40
45
46
52
66
68
72
78
80
82
93
100
112
115
121
122
134
141
142
144
148
spis treści
Natalia Malek, Architektura pierwszej nitki
Ewa Elżbieta Nowakowska, Tłumacząc kres dawnego świata na inne
języki. Moje powroty do Pieśni Symeona i Wędrówki Trzech Króli
T.S. Eliota
Agata Balsamo, Oszukać przeznaczenie. O czasie, Biblii i perspektywie
w Mordzie w katedrze T.S. Eliota
Karol Samsel, Dry Salvages i wojna
Marian Lech Bednarek, O Eliocie przy stole – opis fotografii
Dawid Szkoła, Strach w garstce popiołu
Blanka Kotlińska, „Te fragmenty wsparłem o moje ruiny”
Thomas Stearns Eliot, Zaufany sekretarz (fragment)
Wiesław Juszczak, Zaufany sekretarz. Komentarz
Jakub Pyda, Thomas Stearns Eliot i Jarosław Marek Rymkiewicz.
Poetyckie widzenie ogrodu
Agnieszka Adamowicz-Pośpiech, Wędrówka Trzech Króli T.S. Eliota –
podróż bez końca
Karol Samsel, Dwa wiersze z Eliotem w tle. Ecossaise, Dzieciożerstwo
Paweł Orzeł, (nasz Eliot) – rozmyte wspomnienie o śmierci
Damian Romaniak, Czas Apokalipsy Coppoli w kontekście
Wydrążonych ludzi Eliota
Uta Przyboś, Pytanie, Trzepot, W szybce, Namiastka miasta
Zuzanna Popiel, bliskość, nienawiść, za wcześnie na wnioski, módl się
do mojego boga
Radosław Wiśniewski, Trans-ferry
Jacek Wiaderny, Grzegorz Tomicki przegląda się w Dyckim (i jest mu
z tym do twarzy)
William Butler Yeats, Magia
Joshua Clover, Miasto promieniste, Oma, Moje życie w nowym
tysiącleciu, „Niestety, tak brzmi nazwa naszego miasteczka; przez
cały ten czas ją ukrywałem”
Bogdan Rogatko, Z listów do Son i od Son
Henryk Bereza, Refleksyjność (23.06.2005 r.)
Maciej Cisło, Błędy i owędy (ciąg dalszy „Błędnika”)
O czym myślimy przed zaśnięciem? Z Maciejem Englertem rozmawia
Artur Daniel Liskowacki
Waldemar Bawołek, Święty Marku, zmiłuj się nade mną
Tomasz Bohajedyn, Ogolona głowa Kurtza
Arkadiusz Frania, Szekspiriana
Andrzej Fogtt, Artyści 1
17 (3/2016)
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
krytyka
literacka
komiks
muzyka
stałe felietony
3
Ewelina Chodakowska, Język tańczący w ciemnościach (Marcin
Czerkasow, Przede wszystkim zniszczenia)
Sławomir Hornik, Trujące ziarno poezji (Urszula Honek, Sporysz)
Anna Łozowska-Patynowska, Pytanie czy odpowiedź? (Mirosław Mrozek,
Odpowiedź retoryczna)
Arkadiusz Frania, Zjawione wiersze Jacka od Kamieni (Jacek
M. Hohensee, Zjawy)
Mateusz Wabik, Świat zanurzony w ponurości (Damian Sawa, Moja wina)
Justyna Kasperek, Między słowem na światem (Karol Samsel, Jonestown)
Leszek Szaruga, Pro / za i przeciw. 11 (Mazllum Saneja, Listy do Ewy; Agim
Gjakova, Saga o wietrze; Fatos Arapi, Dajcie mi imię; György Spiró, Salon
Wiosenny; Wasyl Machno, Express „Venezia”)
Jakub Pyda, Szum codzienności czy kasandryczne wołanie? (Marcin
Karnowski, Przerzutka)
Marta Krawczuk, Homo sapiens wraca do natury (Kamil Sipowicz,
Ramona, Mila, Bobo i pięćdziesiąt sześć innych zwierząt)
Leszek Szaruga, Okoliczny Batman (Marika Krajniewska, Schronisko)
Damian Nowicki, Chaos we mnie, chaos poza mną (Imre Kertész,
Ostatnia gospoda)
Mateusz Dworek, Literatura i nauka, jak równy z równym (Hans
Magnus Enzensberger, Eliksiry nauki. Spojrzenia wierszem i prozą)
Paweł Orzeł, Czytanie – don’t try this at home (Pierre Bayard, Jak
rozmawiać o książkach, których się nie czytało?)
Anna Pietras, Paskudny, niewygodny babochłop w oficerkach (Monika
Talarczyk-Gubała, Wanda Jakubowska. Od nowa)
nadesłano
Jarosław Kozłowski, Z bibliotecznej teki. 4
Krzysztof Lichtblau, Wejść na szczyt (Scott McCloud, Stwórca)
Marcin Bałczewski, Niezwykły świat Thomasa Otta (Thomas Ott, R.I.P.
Best Of 1985-2004)
Kamil Sipowicz, Metrem na Goebbelsa
Adam Mańkowski, Akustyczne improwizacje w czterech ścianach (Se-
bastian Buczek i Tomasz Kowalski, ♫)
„poniewczasie” – Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Czaplicka Barbara,
Danielewska Łucja
„dlaczego nie jestem malarzem” – Małgorzata Południak, Podróż poza
czasem
„esoesy” – ADL, Szóste
„poza mainstreamem” – Izabela Fietkiewicz-Paszek, Znalazł sposób, by
z układania liter w wersy uczynić coś ważnego. Krzysztof Kleszcz
„bez przesady” – Edward Balcerzan, Czytelnicze labirynty (2)
Helena Raszka (1930-2016)
Piotr Michałowski, Helena Raszka – portret wielobarwny
150
153
156
159
161
163
165
168
172
174
175
177
179
182
184
186
187
188
190
193
196
198
202
204
206
208
209
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
4
Tadeusz Baranowski, bez tytułu, olej, akryl i materiały naturalne na płótnie, technika własna, 100 x 100 x 20 cm, 2015 r.
Tadeusz Baranowski (ur. w 1945 r. w Zamościu) – malarz, grafik, ilustrator, scenarzysta i rysownik komiksów, twórca
reklam. Absolwent Wydziału Grafiki i Malarstwa ASP w Warszawie, w pracowniach prof. A. Nacht-Samborskiego i prof.
A. Kobzdeja. Odznaczony przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego srebrnym medalem „Gloria Artis” (2007).
Brał udział w wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych, w Polsce i za granicą. Stworzył własną technikę malarską
wykorzystującą różnorodne materiały (tkaniny, polistyren, akryle, drewno itp.); pozwala ona na konstruowanie prac bliskich
płaskorzeźbie poprzez piętrowe nakładanie warstw różnorodnej materii. Jego obrazy znajdują się w zbiorach Galerii Teatru
Studio, MKiDN, Zachęty oraz w zbiorach prywatnych. Wydał m.in.: Skąd się bierze woda sodowa (1980, 1989, 2004),
Na co dybie w wielorybie czubek nosa eskimosa (1980, 1984), 3 przygody Sherlocka Bombla (1984, 2004), Antresolka
Profesorka Nerwosolka (1985, 2003), Podróż smokiem Diplodokiem (1986, 1988, 2005), Przepraszam remanent (1990),
Orient Men: Forever na zawsze (2002) i Szlurp i Burp (2012).
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
17 (3/2016)
intro
5
Natalia Malek
Architektura pierwszej nitki
Że jest młoda i nie wspinała się w słowackich Tatrach,
Heidi przypomniała sobie w połowie
miesiąca. Oblała się rumieńcem.
(Udział w fizjologii młodych kobiet
mają też sąsiadki galeriowca)
– Sprzętu już nie wypożyczę, ale może wystrugam sobie sanki?
Że jest młoda i nie próbowała niczyjej grasicy, rumiana Heidi
wpadła w złej alejce.
(Czyje są dzisiaj ziemie austriackie?)
– Chcę aktywnie włączyć się w poszukiwania. – zapisała w dzienniku.
Szukać szczerb i wyłomów, wymacywać rozstępy:
pod tunelem
śpi bryła.
Obok, na swoją kolej czekają niepewna lora i zżółkłe płachtowce.
Natalia Malek – poetka, amerykanistka, kuratorka wydarzeń literackich. Redaktorka pisma
„Wakat”. Mieszka w Warszawie. Publikuje wiersze, teksty krytyczne i przekłady, pisze o literaturze
i o sztukach wizualnych. Od 2011 r. współtworzy cykl feminariów o literaturze kobiet pt. „Wspólny
Pokój” w warszawskim SDK-u. Najmłodsza z Solistek z: Antologii poezji kobiet 1989-2009. Wydała:
Pracowite popołudnia (2010) i Szaber (2014).
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
6
Thomas Stearns Eliot
Ewa Elżbieta Nowakowska
Tłumacząc kres dawnego świata
na inne języki
Moje powroty do Pieśni Symeona
i Wędrówki Trzech Króli T.S. Eliota
Czasem zostaje nam dane zwiedzić wiele krajów, zabytków, świątyń, muzeów,
jednak z jakichś powodów w pamięci utkwią tylko nieliczne miejsca: po niektórych,
nawet tych, w których spędziliśmy długie godziny czy wręcz dni, ocaleje w umyśle
mgliste wspomnienie, jak w Elegii podróżnej Wisławy Szymborskiej, gdzie z pa-
ryskiego „bulwaru Saint-Martin zostały schodki / i wiodą do zaniku”, a z całego
miasta zostaje detal: „Biedna Uppsala / z odrobiną wielkiej katedry”. Mnie na za-
wsze zostało w pamięci kilkadziesiąt minut, które jako młoda studentka spędziłam
w weneckiej Szkole Świętego Rocha. Cały parter tej dostojnej instytucji zajmu-
ją malowidła Tintoretta, stworzone pod koniec jego życia. Wyczuwałam, że stano-
wią rodzaj pożegnania, gorzkiej konstatacji o przemianach, przemijaniu, ulotności.
W Zwiastowaniu uderzyła mnie destrukcyjność tego, co nowe. Maria, nieładna, pod-
starzała, wzdryga się przed Nowiną. Anioł wpada z takim impetem, że roztrzaskuje
kolumny budowli. Widać odłupany tynk, odsłonięte cegły, walające się w nieładzie
narzędzia w warsztacie cieśli. Historycy sztuki różnie oceniają wartość artystyczną
obrazu, na pewno jednak wywoływał i wciąż wywołuje żywe reakcje (jego dynamika
porwała na przykład słynnego krytyka wiktoriańskiego Johna Ruskina, który z za-
chwytem analizował jego wszystkie elementy i ich symbolikę), a ja stanęłam przed
nim jak wryta, olśniona t a k i m przedstawieniem Zwiastowania, wtedy bowiem,
dwudziestoletnia, nie wiedziałam jeszcze, że Nowina nie zawsze bywa dobra i po-
żądana, i że niekiedy pragniemy uchronić zastany, oswojony porządek świata.
Właśnie śmierć starego ładu i nadejście nowego pojawiają się bardzo wyraźnie
w licznych dziełach T.S. Eliota. Ostatnio najchętniej powracam do Pieśni Syme-
ona i Wędrówki Trzech Króli, należących do tak zwanych Poematów Ariela, czyli
zbioru utworów powstałych między 1927 a 1930 rokiem i wydanych przez firmę
Faber i Faber. Postać starca Symeona inspirowała na przestrzeni wieków cały sze-
reg wybitnych artystów, na przykład Giotta, Mantegnę czy Rubensa. Wśród nich
wyróżnia się jednak Rembrandt, dla którego Symeon musiał wiele znaczyć, skoro
genialny malarz poświęcił mu aż kilka swych rysunków i trzy płótna. Na obrazie
z 1628 roku Dzieciątko bezwładnie zwisa na rękach starca, jakby zapowiadając
dramatyzm opłakiwania martwego Chrystusa na rękach Maryi; kolejne poświęco-
ne Symeonowi malowidło powstało w roku 1631 – całe światło w przestronnej świą-
tyni skupia się na Dzieciątku, Maryi i Symeonie. Trzeci obraz z Symeonem, niedo-
kończony, szkicowy, pełen brązowych i rdzawych plam, został znaleziony w 1669
roku w pracowni malarza na drugi dzień po jego śmierci. Na twarzy starca maluje
się wysiłek, a jego wargi z trudem wypowiadają modlitwę, funkcjonującą w kultu-
rze jako Nunc Dimittis (jej parafrazę Mickiewicz umieścił w Panu Tadeuszu); ma
on przymknięte powieki – być może zmętniały wzrok nie jest już w stanie znieść
blasku Zbawiciela.
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
17 (3/2016)
7
Warto tu zauważyć, że nie tylko moja pamięć czy wyobraźnia łączy Zwiastowanie
z Ofiarowaniem w Świątyni; czyni tak również najstarsze znane przedstawienie Ofia-
rowania – mozaika na łuku tęczowym rzymskiego kościoła Santa Maria Maggiore,
pochodząca z pierwszej połowy V wieku naszej ery. Ofiarowanie zostało tu potrakto-
wane jako drugie objawienie zbawienia: dwaj aniołowie towarzyszą Maryi w drodze
do świątyni, a naprzeciwko tej sceny umieszczono właśnie Zwiastowanie.
Przypomnijmy kanoniczny tekst, dostarczający nam informacji o Symeonie –
jest to fragment drugiego rozdziału Ewangelii według św. Łukasza, wersy 25-35:
„A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek prawy i pobożny,
wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty
objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc
Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postą-
pić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił:
«Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa.
Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich na-
rodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela». A Jego ojciec
i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł
do Maryi, Matki Jego: «Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu
w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie,
aby na jaw wyszły zamysły serc wielu»” (za Biblią Tysiąclecia).
Ewangelia ukazuje zatem pogodne i harmonijne podejście sędziwego Symeona
do własnej śmierci: jego życie wypełniło się, ponieważ dostąpił chwały zobaczenia
światła Mesjasza. W tradycji prawosławnej Symeon zwany jest Bogopryimiec,
czyli „Ten-Który-Przyjmuje-Boga”; istnieje nawet specjalny typ ikon zwany Ikoną
Świętego Starca Symeona Przyjmującego Boga – wizerunki te przypominają ikony
Matki Bożej Czułej, czyli Eleusy, bowiem, podobnie jak Ona, Symeon trzyma Dzie-
ciątko w ramionach i przytula Je do siebie w tkliwym geście. Przyniesienie małego
Chrystusa do świątyni pamiętane jest w kościele katolickim jako Ofiarowanie Pań-
skie, a w prawosławiu – jako Spotkanie Pańskie, Sretienije Hospodnie. Spotykają
się tu Dwa Testamenty: Stary i Nowy, człowiek z Bogiem, starzec z dziecięciem.
Symeon raduje się, że w końcu może odejść z tego świata, przyjmuje śmierć jako
błogosławieństwo.
Nieliczni wiedzą jednak, że istnieją teksty apokryficzne, które podają nam je-
szcze inny, czysto fizyczny (a nie tylko duchowy) powód rozradowania Symeona,
wyjaśniają bowiem, czym się parał przed owym doniosłym zdarzeniem w świątyni
i dlaczego Ofiarowanie przyniosło mu wielką ulgę. Otóż wedle nieuznawanej przez
Kościół Ewangelii arabskiej Jana Symeon był wcześniej kapłanem oraz tłumaczem
Siedmioksięgu z hebrajskiego na grekę; wraz z innymi uczonymi wykładał nawet
księgi królowi Batulinus, tj. Ptolemeuszowi II Filadelfowi, który, jak podaje pseu-
doepigraf List Arysteasza, zamówił tłumaczenie Tory na grekę, pragnąc ją potem
włączyć do zbiorów Biblioteki Aleksandryjskiej. Zgodnie z Ewangelią arabską
Jana Symeon popełnił błąd w przekładzie mowy proroka Izajasza, ponieważ w zda-
niu „Oto Dziewica pocznie Syna i porodzi, a imię Jego będzie Emmanuel” nie zde-
cydował się na oddanie hebrajskiego słowa alma(h) jako „Dziewica” lub „Panna”
(w grece „parthenos”), lecz pozostał przy wersji żydowskiej: „młoda kobieta”. Wtedy
to przybył do niego nie Duch Święty, jak w kanonicznej Ewangelii, ale Anioł Boży,
który oznajmił, że tłumacz nie przestanie żyć na świecie „jako jeniec” dopóty, dopóki
Dziewica nie pocznie, a Symeon nie ujrzy jej Syna.
Apokryf opisuje między innymi losy Nikodema (występującego również w uz-
nawanej przez Kościół Ewangelii św. Jana) oraz jego towarzyszy, „starszych pośród
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
8
Thomas Stearns Eliot
synów Izraela”, którzy chcieli dowiedzieć się wszystkiego na temat Mesjasza, upew-
nić się, czy się już narodził i czy się zbliża. Co ciekawe, działali za podszeptem…
szatana, zapewne zgodnie z porzekadłem „ciekawość to pierwszy stopień do piekła”.
Postanowili zatem udać się do Symeona, by wypytać go o nurtujące ich kwestie.
W momencie ich spotkania w świątyni stary Symeon był już tak słaby, że leżał na
ziemi i słabym głosem odpowiedział na pozdrowienie. Potwierdził, że oto nadchodzi
już czas przybycia Zbawiciela świata i objaśnił, że wyczuwa to, gdyż ustępuje ból
ręki, jaki mu doskwierał, odkąd Symeon źle przełożył wspomniany już zwrot w mo-
wie Izajasza. Dolegliwość ta stanowiła karę dla tłumacza za to, że pobłądził. W kolej-
nym rozdziale Ewangelii arabskiej Jana następuje przedstawienie Chrystusa w świą-
tyni, w trakcie którego dochodzi do cudu: na widok Dziecięcia całkowicie niedołężny
Symeon „powstał i skoczył jak koziołek”, wziął Je na ręce i zmówił modlitwę, która
częściowo stanowi parafrazę kanonicznego kantyku Nunc Dimittis.
W Pieśni Symeona T.S. Eliota o takich nadprzyrodzonych zjawiskach nie ma mo-
wy: starzec świadom jest ulotności i kruchości własnego żywota. W scenerii roz-
kwitających rzymskich hiacyntów, zimowego słońca i uporczywie trwającej, jałowej
pory roku Symeon mówi do Pana: „My life is light, waiting for the death wind, /
Like a feather on the back of my hand”, co Józef Czechowicz przełożył jako: „Życie
traci na wadze. Śmierci czekam już / Jak na dłoni odwrociu puszek pióra mdły”,
a Krzysztof Boczkowski bliżej oryginału jako: „Moje życie bez wagi czeka na wiatr
śmierci, / Jak ptasie piórko na wierzchu mej dłoni”. Niewykluczone, że wyznanie to
czyni aluzję do skargi Hildegardy z Bingen, która w dziele Scivias pisała: „Wycią-
gam ręce do Boga, aby jak piórko bez wagi i mocy na wietrze wznieść się do Niego.
Albowiem dopóki jestem uwięziona w ciele i duszy niewidzialnej, w których istota
ludzka jest tak niedoskonała, nie mogę do końca zrozumieć tego, co widzę”.
W poemacie Eliota Symeonowi brakuje zachwytu, radości i poczucia ulgi, jakie
były udziałem starca w Piśmie Świętym i apokryfach, przejmuje go natomiast lęk
i trwoga o przyszłość kolejnych pokoleń jego dzieci, obawa o ich bezdomność i tu-
łaczkę, obezwładniają przepowiednie przyszłej Męki narodzonego Dziecięcia oraz
upadku Jerozolimy, dopadają go znużenie i apatia. Bierny świat zastyga w ocze-
kiwaniu na wiatr, który go zmrozi „ku krainie śmierci” (w przekładzie Boczkow-
skiego; w oryginale „towards the dead land”). Kluczowe jawią się tutaj określenia
obumierania i martwoty, które idą w przedziwnej parze z niedawnymi narodzinami:
„at this birth season of decease”, „I am dying in my own death and the deaths
of those after me”, „let thy servant depart” [wyróżnienia moje – EEN]. Obsesyjne
złączenie porodu i zgonu przywodzi na myśl dawne alegoryczne przedstawienia
dziecięcia śpiącego z trupią czaszką zamiast poduszki pod głową i wyobrażenia
Bożego Narodzenia z Dziecięciem położonym w żłobie w kształcie sarkofagu.
Spustoszony, ogarnięty stagnacją krajobraz nie może nie kojarzyć się z innymi
najsłynniejszymi poematami noblisty: Ziemią jałową i Wydrążonymi ludźmi. Gorz-
ka dla biblijnego starca jest myśl, że już za późno dla niego na uniesienia, dalszy
rozwój wiary, męczeństwo: „Not for me the martyrdom, the ecstasy of thought and
prayer, / Not for me the ultimate vision”, co Krzysztof Boczkowski przełożył ja-
ko: „Nie dla mnie męczeństwo i ekstaza myśli i modlitwy, / nie dla mnie ostateczna
wizja”. To inni będą wspinać się po szczeblach świętości, a światło spiętrzy się na
świetle, jak w niejasnej i tajemniczej frazie, kojarzącej się z widzeniami mistyków:
„Light upon light, mounting the saints’ stair”. Przejmujący jest zwłaszcza fragment
dotyczący braku ostatecznej wizji, co oznacza skazanie Symeona i jego współcze-
snych na fragmentaryczność percepcji Zbawienia, niedostępność pełni.
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
17 (3/2016)
9
Zagłębiając się w angielski oryginał i jego polskie przekłady, można odnieść nie-
odparte wrażenie, że i tłumacz, i czytelnik niczym Symeon błąkają się po omacku, nie
zawsze natrafiając na właściwe słowo, a czasem oddalają się od prawdziwej historii;
translacja przypomina więc wędrówkę. Oto przykład: Symeon przewiduje Mękę
Pana, Eliot zaznacza to jednak bardzo subtelnymi środkami wyrazu mówiąc, że na
razie świat pozostaje „[before] the stations of the mountain of desolation”. Choć
domyślamy się, że chodzi o Golgotę, oryginał pozostaje wieloznaczny, „desolation”
bowiem odnosi się do pustkowia, opustoszenia, ale i samotności, czy nieutulonego
żalu. Józef Czechowicz zbyt uściśla to jako „stacje góry ukrzyżowania”, nie pozosta-
wiając charakterystycznego dla kultury anglojęzycznej niedopowiedzenia, Krzysztof
Boczkowski natomiast wybiera chyba bardziej odpowiednie „zanim stacjami męki
będzie wzgórze opuszczenia”. Narodzone Dziecię to u Eliota „the still unspeaking
and unspoken Word”. Ważny jest kontekst całego zdania-prośby: „Let the Infant,
the still unspeaking and unspoken Word, / Grant Israel’s consolation / To one who
has eighty years and no to-morrow”. U Czechowicza to piękne określenie małego
Chrystusa zupełnie znika: „Niechaj Święte Niemowlę tchnie żar w nieme słowo /
Izraelowego rozradowania / Osiemdziesięcioletniemu, który jutra nie ma”. Wygląda
na to, że to Symeon włada jakimś „niemym słowem” i dopiero potrzebuje Dzie-
cięcia, aby je obdarzyło blaskiem. Sens oryginału zostanie całkowicie zmieniony.
Boczkowski zdecydował się na wersję wierniejszą tekstowi angielskiemu, nietra-
cącą jednak na poetyckim pięknie: „Niech Dzieciątko, Słowo jeszcze niemówiące
i niewymówione, / Udzieli pocieszenia Izraela / Temu, co ma lat osiemdziesiąt,
ale nie ma jutra”. Jak widać, polskojęzyczny czytelnik może podążać całkowicie
pobocznymi ścieżkami, nie mogąc dotrzeć do celu.
Częściowo podobne do Pieśni Symeona obrazowanie zostało zastosowane w in-
nym słynnym poemacie, Wędrówce Trzech Króli. Oba utwory, poza przynależ-
nością do zbioru Poematy Ariela, łączy splecenie narodzin i śmierci oraz motyw
błądzenia, u Symeona bardziej metafizycznego i duchowego (choć, jak pamiętamy
z apokryfu, także czysto językowego, co zostało wyżej zanalizowane), a u Trzech
Króli – zarówno dosłownego (ich wędrówka przypomina odnajdowanie drogi w la-
biryncie obcych lądów), jak i metaforycznego. Także ponura, zmartwiała sceneria
Wędrówki… jest szkicowo zaznaczona za pomocą pozornie wyświechtanego wy-
rażenia „the very dead of winter”, co po angielsku znaczy po prostu „w samym
środku zimy”. Słowo „dead”, czyli „martwy, umarły”, używane jest w wielu utartych
związkach frazeologicznych dla emfazy, na przykład jeśli pocisk trafi cel w sam
środek, mówi się „The bullet hit the target dead centre”, albo gdy coś dzieje się
punktualnie, co do minuty, jak przyjazd pociągu: „The train arrived dead on time”;
podobnie wyrażenie „in the dead of night / winter” oznacza sam środek nocy /
zimy. Eliot przemyślnie posłużył się tym frazeologizmem, odświeżając jego pier-
wotne znaczenie czegoś nieżywego (zwrot ten zaczerpnął zresztą, wraz z kilkoma
innymi wersami, z wygłoszonego w 1622 roku przed królem króla Jakuba I kazania
biskupa Andrewesa o Trzech Królach). Mędrcy brną przez zaspy zimy, trafiając
w końcu do rozkwitającej doliny, co przypomina hiacynty w Pieśni Symeona, jednak
zima, jak się wydaje, pozostanie niezwyciężona.
Pod koniec poematu Eliota narrator/król/mędrzec zastanawia się, czy on i je-
go towarzysze wędrowali ku narodzinom, czy ku śmierci? Do tej pory sądził, że są
one czymś różnym od siebie, całkiem odrębnym, a dopiero teraz uzmysłowił sobie
ich jedność: „…this Birth was / Hard and bitter agony for us, like Death, our de-
ath”, w tłumaczeniu Józefa Czechowicza: „Te narodziny były dla nas / Jak ciężka
i gorzka agonia, jak śmierć, nasza śmierć”… On także, jak Symeon, spodziewa się
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
10
Thomas Stearns Eliot
już tylko kresu swego życia, wręcz spogląda w jego kierunku z utęsknieniem: „I sho-
uld be glad of another death”, brzmi porażający, ostatni wers utworu. Należy za-
uważyć, że przez całą twórczość Eliota przewija się topos udręczonej starej osoby,
która z ochotą przyjęłaby śmierć jako uwolnienie od zgryzot i apatii, i której dar
wieszczenia przynosił wizję niekompletną lub wręcz poczucie nieszczęścia. Już
w motcie do Ziemi jałowej czytamy o skurczonej, zaschniętej Sybilli, tak małej,
że mieściła się w butelce – wedle mitu greckiego została obdarowana przez Apol-
lina wiecznym życiem, lecz nie wieczną młodością; Petroniusz twierdził, że pytana
przez dzieci: „Czego chcesz, Sybillo?”, odpowiadała: „Chcę umrzeć”. W tym samym
poemacie Eliota ważną rolę odgrywa sędziwy Tejrezjasz, ironicznie obserwujący
Nierzeczywiste Miasto, jego miałkość i powierzchowność; występuje on również we
wcześniejszym utworze Gerontion, co w grece znaczy po prostu „mały stary czło-
wiek”. Gerontion widzi przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, posiada wyostrzony
zmysł historyczny, komentuje znaki, które niegdyś scalały ludzkość we wspólnotę;
teraz następuje dezintegracja tej ostatniej, a diagnozy bohatera nie są już nikomu
potrzebne: „I am old man, / A dull head among windy spaces”, co w przekładzie
Czesława Miłosza brzmi: „Jestem stary człowiek, / Tępa głowa u wietrznych prze-
strzeni”.
Obecna „ziemia jałowa” kultury popularnej miażdży i ściera dawne mity wraz
z sacrum na papkę. Nie inaczej dzieje się z Trzema Królami, funkcjonującymi w na-
szych czasach jako baśniowe postacie w ludowo-jarmarcznych barwnych pochodach
dla dzieci, w papierowych koronach i tandetnych pseudohistorycznych kostiu-
mach, jako echo swej dawnej świetności. A przecież niegdyś należeli do strażni-
ków tajemnic, kapłanów zoroastryjskich, czcicieli ognia. Ewangelia według św.
Mateusza (rozdział drugi) określa ich jako Mędrców: „Gdy zaś Jezus narodził się
w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli
do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy
bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon». Skoro to
usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich
arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci
mu odpowiedzieli: «W Betlejem judzkim, bo tak napisał Prorok: A ty, Betlejem,
ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem
z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela». Wtedy Herod
przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy.
A kierując ich do Betlejem, rzekł: «Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię,
a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon». Oni
zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. A oto gwiazda, którą widzieli na Wscho-
dzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dzie-
cię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dzie-
cię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe
skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz,
żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny” (za Biblią
Tysiąclecia). Ostatnie zdanie tej relacji daje pole do domysłów, jakimi okrężnymi
trasami podróżowali Magowie z powrotem.
W średniowieczu byli tak istotni, że stworzono o nich liczne apokryfy. Dopiero
od VI wieku nazywano ich królami (po raz pierwszy odniósł się tak do nich w swych
pismach żyjący na przełomie II i III wieku apologeta chrześcijański Tertulian),
a z wieku IX pochodzą ich rzekome imiona: Kacper, Melchior i Baltazar. Do nieka-
nonicznych utworów snujących opowieści o tych zagadkowych postaciach zaliczają
się Ewangelie apokryficzne, w tym na przykład cytowana już Ewangelia arabska
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
17 (3/2016)
11
Jana, czy Ewangelia gruzińska, ale także cały Cykl o Trzech Magach, obejmują-
cy teksty syryjskie i ujgurskie; legendy na ich temat przytacza także Marco Polo
w słynnym Opisaniu świata.
Syryjska Opowieść o Magach z końca IV wieku zawiera wyjątkowo dla nas nie-
codzienne, za to typowe dla Orientu imiona aż dwunastu Magów, z których dla
przykładu zacytuję trzy: Zaharuandad syn Artabana, Hormizd syn Sanatruqa,
Ausztazp syn Guudafara. Byli strażnikami przykazań otrzymanych od praojca Ada-
ma, przechowywanych w jaskini na Górze Tryumfów. Wedle tych przykazań mieli
wyglądać gwiazdy zwiastującej narodziny z Dziewicy. W zoroastryzmie występuje
zrodzony z dziewicy zbawca, nic dziwnego więc, że część Persów przyjmowało chrze-
ścijaństwo (podobno wedle apokryfu nawrócili się też sami Magowie, ochrzczeni
przez Apostoła Judę Tomasza). Choć powszechnie przyjęto, że ze względu na wy-
mienione w Biblii trzy dary było trzech Mędrców (już święty Augustyn symbolicznie
odnosił to do Trójcy Świętej; ponadto wierzono, że reprezentują oni trzy wówczas
znane kontynenty: Europę, Azję i Afrykę), to w innych źródłach liczba ta waha się:
w Kościele syryjskim mowa jest o dwunastu Magach, inne apokryfy podają raz
trzech, raz dziesięciu, raz dwunastu, zaś malarstwo katakumbowe ukazuje dwóch
lub czterech magów. W tradycji syryjskiej uważano ich za kapłanów zoroastryj-
skich, którzy modlą się bezgłośnie, w milczeniu, do Pana Życia, skrywającego się
we własnym blasku.
Poemat Eliota nosi tytuł Journey of the Magi, dosłownie „Podróż Magów”, gdyż
w języku angielskim przyjęło się takie określenie; o wiele rzadziej używa się nato-
miast zwrotu „Trzej Królowie”. Utwór nie określa liczby Mędrców; mimo to Józef
Czechowicz przełożył tytuł jako Wędrówkę Trzechkrólową, a Krzysztof Boczkowski
– Wędrówkę Trzech Króli, zapewne ze względu na polską tradycję. Wydaje się,
że bliżej ducha oryginału mogłaby być wersja „Wędrówka Mędrców ze Wschodu”,
albo wręcz „Magów”, gdyż tak też mówi polskie tłumaczenie Ewangelii. Narrator
Wędrówki…, jeden z Magów, jest u Eliota bezimienny; nie wiemy, skąd pochodzi,
ani jakich tajemnic dostąpił, zanim wyruszył z innymi w podróż. Przemawia w licz-
bie mnogiej jako przedstawiciel pozostałych. Droga była trudna: surowa zima, wiel-
błądy pokładały się w rozmokłym śniegu, mieszkańcy mijanych wiosek okazywali
jawną wrogość, panowała drożyzna, brud, brakowało schronienia na noc. Magowie
stopniowo uświadamiali sobie absurd całej wyprawy, jej szaleństwo i chaos.
Po dotarciu do wspomnianej już wcześniej łagodnej doliny objawiły się im
znaki: trzy drzewa (zapowiedź Kalwarii z trzema krzyżami), galopujący biały koń
(zwiastun Apokalipsy św. Jana), sześć rąk, rzucających kości w grze o srebrniki
(przepowiednia rzucania losów o szaty Chrystusa i srebrniki Judasza). Mimo to z ich
perspektywy całość jawiła się niejasno, sens zamazywał się, wędrowcom nie udało
się niczego więcej dowiedzieć. Jechali dalej, nie zważając na brak informacji, i, jak
przyznaje Mag, w końcu trafili na miejsce, które mieli znaleźć. Było w zasadzie „za-
dowalające” (satisfactory), ale narrator nie ujawnia żadnych szczegółów. Ta osz-
czędność czyni poemat jeszcze bardziej sugestywnym i niesamowitym.
Wiemy, że Magowie wrócili do swych krajów odmienieni, owładnięci nieod-
wracalnym niepokojem: „…no longer at ease here”, nie potrafiąc już dojść do siebie
w dotychczasowych realiach, w otoczeniu ludzi wielbiących starych, „unieważnio-
nych” bogów (co stało się dla Magów jasne podczas ich podróży). Stąd też wes-
tchnienie narratora: „I should be glad of another death”, jego pragnienie śmierci,
gdy wokół są tylko czciciele umarłych religii – jak w wierszu Zbigniewa Herberta
Kapłan, w którym „bezsilny kapłan (…) podnosząc ręce / wie że z tego ani deszcz
ani szarańcza / ani urodzaj ani gromobicie”, a „dym ofiarny / dążący w zimne nie-
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
12
Thomas Stearns Eliot
bo / zaplata warkocz bóstwu / bez głowy”. Pozostajemy z uczuciem szukania po
omacku kolejnych znaków, zdezorientowani niczym Barabasz u Lagerkvista, czy
Chrystus-Człowiek w Ostatnim kuszeniu Chrystusa Kazantzakisa, którzy, nie do
końca rozumiejąc własną misję, dźwigają jej brzemię aż do końca…
Ja też wędruję, błądzę, wątpię, nie ustaję w wysiłkach. I ostatnio wracam do
tych dwóch tekstów Eliota częściej niż przedtem, chyba dlatego, że obecnie coraz
częściej następuje kres starego porządku, przyspiesza cykl przemian. Zamiast od-
powiedzi na swe rozterki przypadkowo znajduję w Internecie stronę, na której ucznio-
wie proszą się nawzajem o pomoc przy szkolnych zadaniach. Oto Zuzia z podstawów-
ki apeluje o radę w sprawie lekcji religii: „Polecenie: Zapisz wywiad z Symeonem.
Proszę was, pomóżcie”, i podaje, że chodzi o „klasę V, zeszyt ćwiczeń, Wydaw-
nictwo XYZ”. Internauci w podobnym wieku podsuwają pomysły, nie szczędząc
emotikonów:
Reporter: Witam ;) mógłbym panu zadać parę pytań dotyczących wydarzenia
w Jerozolimie?
Symeon: Ależ bardzo proszę.
W innej wersji wywiad zaczyna się tak:
Ja: Na co tak długo czekaliście?
Symeon: Tak długo czekaliśmy na tę światłość świata!
Ja: Dlaczego jest Pan nadal tak bardzo zdenerwowany?
Niestety nie mogłam przeczytać dalszego ciągu bez zalogowania się.
Partnerem tego portalu jest jeden ze znanych banków.
Oto światłość t e g o świata.
Ewa Elżbieta Nowakowska (ur. w Krakowie) – poetka, eseistka i tłumaczka (m.in. Alice Munro,
Thomasa Mertona, Elif Shafak i Williama Blake’a). Nominowana do Nagrody Głównej
im. J. Bierezina (1997) oraz do Nagrody Poetyckiej im. K.I. Gałczyńskiego Orfeusz za tom Merton
Linneusz Artaud (2013). Laureatka I nagrody w Konkursie im. K.K. Baczyńskiego (1998), Nagrody
„Krakowska Książka Miesiąca” za tom poetycki Trzy ołówki (kwiecień 2014); uhonorowana przez
Wisławę Szymborską II nagrodą w konkursie „Rynna poetycka” (2004). Wydała tomy wierszy:
Dopiero pod pewnym kątem (1999), Nieboskłony (2003), Oko (2010), Merton Linneusz Artaud
(2012), Trzy ołówki (2013), Nareszcie (2014), Aż trudno uwierzyć. Apokryfy krakowskie (2016)
oraz zbiór opowiadań Apero na moście (2010). Jej wiersze tłumaczono na język angielski, węgierski
i hiszpański. Wspólnie z Robin Davidson dokonała tłumaczenia i wyboru wierszy Ewy Lipskiej, który
ukazał się w USA pod tytułem The New Century. Poems (2009).
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
17 (3/2016)
13
Agata Balsamo
Oszukać przeznaczenie
O czasie, Biblii i perspektywie w Mordzie w katedrze
T.S. Eliota
„Widzenie jest wyznaczone dwiema granicami: silnym,
oślepiającym światłem i totalną ciemnością”.
Milan Kundera
Mord w katedrze jest misternie skonstruowanym dramatem. Podkreślić należy,
że to właśnie budowa utworu jest tym ze wszech miar wyrafinowanym zabiegiem;
na planie zdarzeń bowiem nie dostrzeżemy nic specjalnie zjawiskowego. Oto mamy
opowieść o arcybiskupie angielskim, który poróżnił się z królem, a waśń ta była na
tyle poważna, iż duchowny na siedem lat, jak dowiadujemy się od chóru, wyjechał
do Anglii. To co widzimy, to jego powrót, scenę, w której jest kuszony przez różne
„oblicza przeszłości”, w końcu zaś zabójstwo kapłana w katedrze. Potem sprawcy
czynu – rycerze – tłumaczą publiczności (Anglikom) motywy swego postępowania,
a chór modli się. W tak zwanym międzyczasie, to znaczy między jedną a drugą czę-
ścią dramatu, do widowni zwraca się sam Becket, który wygłasza kazanie o istocie
świąt Bożego Narodzenia. Nic niezwykłego, zwłaszcza że w zasadzie jest to odtwo-
rzenie losów historycznej postaci – Arcybiskupa Canterbury – kanonizowanego
przez Aleksandra III.
Dramat Eliota nie jest jednak jedynie rekapitulacją życia patrona Anglii. Przy
pierwszej lekturze można pogubić się w ilości nawiązań intertekstualnych, czy in-
terkulturowych, żeby wymienić jedynie kroniki historyczne Szekspira. Sądzę jed-
nak, że w dramacie tym jest dalece więcej do odkrycia. Dlatego pozwolę sobie zadać
kilka pytań do tego tekstu. Pozwolę sobie też spróbować odpowiedzieć. Kolejność
zaś wyznaczy właściwie chronologia utworu. Zacznijmy.
CZĘŚĆ I
Co robi chór?
Swój otwierający monolog kobiety z Canterbury kończą następującymi słowami:
„Nam biednym nie dane jest działać, /Lecz tylko patrzeć i świadczyć”1. I to jest do-
kładnie to, czego nie robią. Od początku utworu chór wyznacza optykę widza. W cy-
towanej powyżej wypowiedzi jest to najmniej zauważalne – ostatecznie możemy po-
wiedzieć, że to wprowadzenie odbiorcy w rzeczywistość przedstawioną, opisanie
życia ludności po wygnaniu Arcybiskupa. Taką interpretację potwierdzałby, nastę-
pujący zaraz po tym monologu, dialog Księży, z którego dowiadujemy się o konflik-
cie Becketa z królem. Przyjrzyjmy się jednak nieco dokładniej replice rozpoczyna-
jącej dramat i odpowiedzmy sobie na pytanie, czy faktycznie jego główną funkcją
jest zrelacjonowanie losów mieszkańców miasta. Po pierwsze, szczególnie znaczący
dla tej wypowiedzi jest czas, ujmowany w kategoriach pór roku i towarzyszącym im
pracom. Z informacji zawartych w didaskaliach wiemy, że akcja toczy się 2 grud-
nia.
1 W pracy posłużyłam się wydaniem: T.S. Eliot, Mord w katedrze, przeł. J.S. Sito, Warszawa 1998.
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
14
Thomas Stearns Eliot
Siedem lat i lato minęło,
Siedem lat, odkąd opuścił nas Arcybiskup (s. 8).
I dalej:
Przybądź grudniu szczęśliwy (…)
Czy Syn Człowieczy narodzi się znowu
W barłogu wzgardy? (s. 8).
Chór od początku sygnalizuje dwoistość czasu. Z jednej strony jest czas pór ro-
ku, który wyznacza rytm trwania prostych ludzi, i co ważne pokrywa się z czasem
boskim, z drugiej zaś mamy czas Tomasza Becketa. Powrót duchownego wzbudza
w recytujących kobietach lęk przed „zakłóceniem spokojnych pór roku”. Dlaczego
tak miałoby się stać? Wyjaśnia to fragment cytowany wyżej. Nie bez przyczyny
bowiem pojawia się tam cyfra siedem. Arcybiskup powraca w siódmym roku swego
wygnania, chwilę przed ponownym narodzeniem Chrystusa i zaraz po straszli-
wych wydarzeniach, które miały miejsce po wyjeździe duszpasterza z Anglii. W swo-
jej pierwszej wypowiedzi chór wspomina tylko o „ucisku rozmaitego rodzaju” (s. 8),
ale w kolejnych jest już znacznie bardziej szczegółowy. Opisuje rozwiązłość, biedę,
głód, gwałty… Zadaniem kobiet z Canterbury nie jest więc wcale, jak mówią: „zło-
żenie świadectwa” ani „patrzenie i świadczenie” (s. 9). Od początku sygnalizują one
bowiem, że mają jakieś „przeczucie”, a Księża zarzucają im zbytnią wiarę w „przy-
widzenia”. W efekcie ich funkcją, jako bohaterek obdarzonych wyższą świadomo-
ścią, jest nakreślenie perspektywy odbiorczej, którą stanowi biblijna Apokalipsa.
Przyjrzyjmy się dalej wypowiedziom chóru:
(…) przybyłeś śmierć niosąc (…)
Zagłada dla domu, dla Ciebie Tomaszu,
Zagłada dla świata (s. 13).
Tak komentowany jest powrót Arcybiskupa. Przeczucia apokaliptyczne nara-
stają. Co ciekawe, zgoła inne na te wieszczenia są reakcje księży i samego Becketa.
Duchowni biorą to za „gadanie głupich, rozplotkowanych bab”, którym się coś przy-
widziało, Tomasz z kolei doskonale zdaje sobie sprawę, że:
Mówią lepiej niż wiedzą; i więcej niż
Rozumiesz
Bo wiedzą i nie wiedzą, co znaczy działać czy
Cierpieć,
A cierpieć znaczy działać. Ani działacz nie
Cierpi, ani cierpiący nie działa.
Lecz obaj są pomieszczeni w działaniu wiekuistym
I wiekuistym cierpieniu, na które muszą się
Zgodzić wszyscy,
Tak, alby mogło się stać dla wszystkich
Pożądanym,
I które cierpieć muszą wszyscy, by go pożądać,
Aby utrzymał się wzór, bo wzór jest cierpieniem
I czynem, by koło mogło się kręcić
I wiecznie trwać w bezruchu (s. 16).
Ten pozornie sprzeczny wewnętrznie ustęp stanowi metaforyczny opis czasu
religijnego. Cierpiącym jest oczywiście Chrystus. Jednak akt cierpienia Jezusowego
(ani niczyjego innego) nie może być utożsamiony z działaniem, bowiem jest wpisane
w wielkie koło czasu, w ów „wzór”. To właśnie przerwania tej świętej powtarzalności
boją się kobiety z Canterbury, boją się, że przybycie Becketa prowadzi do faktyczne-
go działania, które jest równoznaczne z zaburzeniem naturalnego porządku. Wątek
ten rozwinie sam Arcybiskup w kazaniu wygłoszonym w Interludium. Powyższy
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
17 (3/2016)
15
cytat jest o tyle istotny, że te same słowa, ale w odniesieniu do Tomasza wypowie
czwarty kusiciel.
Na koniec pierwszej części zwiastowana przez chór Apokalipsa robi się coraz
bardziej czytelna. Siódemka nie jest już jedynym symbolem nadchodzącego końca.
Mówi się wprost o „diabelskim pomiocie”, który wydaje ziemia. Słowa te zapewne
odnoszą się do Arcybiskupa, którego postać zostaje nagle osadzona w kontekście An-
tychrysta. Wydaje się jednak, że nie miałby on być przeciw Jezusowi lecz zamiast
Niego. Wątek ten rozwinę omawiając scenę kuszenia, póki co sygnalizuję tylko,
że chór sugeruje wieloznaczność postaci Becketa w zbliżającym się Sądzie Ostatecz-
nym. Dalej następuje opis sturamiennej śmierci, która nadchodzi, a Bóg porzuca
ludność Canterbury. To kolejna aluzja do Antychrysta – separacja ludzi od Pana
– następny znak końca czasu, bo przecież:
Dzieci, jest już ostatnia godzina, i tak, jak słyszeliście, Antychryst nadchodzi, bo oto teraz właśnie
pojawiło się wielu antychrystów; stąd poznajemy, że już jest ostatnia godzina (1 J 2, 18).
W ostatnim monologu pierwszej części chór zwraca się bezpośrednio do To-
masza:
(…) Władcy Piekieł
Są tutaj,
Oplątują cię wkoło, leżą u twoich
Stóp (…)
(…) Ocal nas, ocal
Siebie, abyś mógł nas ocalić;
Zniszcz siebie, a zniszczysz i nas (s. 35-38).
Chór nie mówi jednak, w jaki sposób Arcybiskup ma siebie ocalić czy też znisz-
czyć. W kontekście poprzednich wypowiedzi kobiet z Canterbury, możemy się jed-
nak domyślać, że to, o co proszą Becketa – to, by odszedł. Czy wciąż jednak chodzi
o odpłynięcie do Francji? Czy taka interpretacja jest możliwa w obliczu stwierdzenia
obecności Władców Piekieł leżących u stóp duchownego? Co w takim razie będzie
faktycznym ocaleniem dla kapłana?
I nie wódź nas na pokuszenie…
Scena kuszenia w Mordzie w katedrze jest niemal tak zagadkowa jak pamięt-
na rozmowa Konrada z Maskami w Wyzwoleniu. Można oczywiście twierdzić,
że ustęp ten ma na celu jedynie dopełnienie charakterystyki Becketa, opowiedzenie
widzowi o przeszłości Arcybiskupa. Można próbować odwrotnie – oto kusiciele
przychodzą, by przypomnieć Tomaszowi kim naprawdę jest, a przynajmniej kim był
i zaoferować kim stać się może. Prawie jak duchy z Opowieści wigilijnej Dickensa.
Sądzę jednak, że znacznie ciekawsze będzie inne, nie mniej oczywiste, skojarzenie.
Mowa oczywiście o kuszeniu Chrystusa na pustyni. Porównajmy kolejno pokusy
Szatana i te, przed którymi stanął Becket.
A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód. Wtedy przystąpił ku-
siciel i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem» (Mt
4, 2-3).
Pierwszy kusiciel, który odwiedza Arcybiskupa przypomina mu dawne lata,
kiedy to wspólnie z nim i z królem biesiadowali. Namawia go do powrotu do daw-
nego, wspaniałego, beztroskiego życia. Nietrudno zauważyć paralelę między tymi
dwiema „przynętami” – obie odwołują się do dóbr doczesnych, bardzo, by tak rzec,
namacalnych. Jezus odpowiedział Szatanowi, iż człowiek żyje nie tylko chlebem,
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
16
Thomas Stearns Eliot
lecz także Słowem Bożym. Becket natomiast skonstatuje, że oto przeszłość pojawia
się, by nie myśleć tylko o teraźniejszości.
Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na narożniku świątyni i rzekł Mu: «Jeśli jesteś
Synem Bożym, rzuć się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić
cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień». Odrzekł mu Jezus: «Ale jest napisane także:
Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego» (Mt 4, 5-7).
Drugie „oferty” są już do siebie o wiele bardziej podobne. Chrystus miałby
dowieść swej władzy jako Syn Boży, Tomasz dostał możliwość odzyskania Kanc-
lerstwa, którego zrzekł się, dostawszy święcenia i arcybiskupstwo. W zamian musi
zrezygnować z pełnionej funkcji duchownego. Becket odrzuca i tę pokusę, tłuma-
cząc, że ci, którzy całą wiarę pokładają w porządku ziemskim, zapominając o Bogu
„zadufani w swej głupocie tylko zatrzymują / chaos”. Wybiera więc bycie sługą Naj-
wyższego Pana, rezygnuje z władzy doczesnej.
Ostatnie kuszenie na pustyni dotyczy zdrady. Władca Piekieł był gotów oddać
Jezusowi królestwa świata w zamian za pokłon. Całkiem podobną propozycję składa
Becketowi jego przedostatni gość:
W imieniu silnej partii (…)
Dla nas przychylność Kościoła byłaby bezcenna,
Błogosławieństwo papieża potężną pomocą w walce o wolność. Ty, gdybyś był z nami,
Dwie sprawy wygrałbyś jednym ciosem:
Dla Anglii i dla Rzymu (s. 27).
Arcybiskup bardzo zdecydowanie odrzuca tę pokusę – nie chce zdradzić ani
ojczyzny ani Boga. Wychodzi więc z trzech postawionych przed nim prób – jak
Chrystus – ręką zwycięską. Co ciekawe, sam fakt tych rozmów, przybycie owych
osobliwych gości nie zdumiewa Becketa. Mówi wręcz, że się ich spodziewał, zupełnie
jakby wiedział, że musi zostać „przetestowany” – w końcu jego spór z Henrykiem
dotyczył relacji kościół-państwo, a powrót Tomasza mógł oznaczać, że przychylił się
jednak ku władzy świeckiej. Na to wszystko duchowny z Canterbury był gotów. Za-
skoczył go dopiero czwarty przybysz: „Oczekiwałem / Trzech gości, a nie czterech”.
Czterej przybysze są bardzo znamienni – oto kolejna cyfra nawiązująca wprost do
janowej księgi. Nie utożsamiałabym co prawda Kusicieli z jeźdźcami apokalipsy,
ale z całą pewnością stanowią oni zapowiedź innej czwórki – Rycerzy – których
spokojnie będzie można porównać do postaci biblijnych.
Podszepty ostatniego z przybyłych są znacznie bardziej interesujące niż do-
tychczasowe. Oferuje on Becketowi pośmiertną sławę… męczennika:
Lecz pomyśl tylko o pośmiertnej chwale (…)
Święci i męczennicy władają zza grobu (…) (s. 31).
Arcybiskup Canterbury przyznaje, że myślał o takiej „karierze” i to jest dla niego
najbardziej przerażające – Kusiciel chce mu dać coś, czego tak naprawdę pragnie
za cenę, którą jest gotowy zapłacić. Pyta więc zrozpaczony:
Czy ani działać ani cierpieć nie mogę
Bez widma zagłady? (s. 33).
Wtedy pada niezwykle znamienna kwestia Kusiciela. Odpowiedzią są bowiem
słowa samego Becketa, które skierował wcześniej do chóru. Wypowiedziane jednak
po „ofercie” ostatniego gościa, nabierają innego sensu. Teraz bowiem strach kobiet
z Canterbury wydaje się całkowicie uzasadniony. Oto właśnie Arcybiskup dostał pro-
pozycję stania się cierpiącym, który uzyska pośmiertną sławę. Dostał propozycję
wejścia w tę rolę zamiast Chrystusa. Zamiast, czyli z greckiego anti. Dalsze wypowie-
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
17 (3/2016)
17
dzi to omówione już kwestie chóru o rodzącym się diabelskim pomiocie i władcach
piekieł leżących u stóp Tomasza Becketa. Sądzę, że na tym etapie analiz możemy
już odpowiedzieć na pytania, które padły w poprzedniej części niniejszego tekstu:
to, co jest wybawieniem dla Canterbury i dla samego Arcybiskupa – to jego śmierć.
Tylko ona bowiem jest w stanie zagwarantować ciągłość czasu, ową bezpieczną jego
kolistość. Duchowny doskonale zdaje sobie z tego sprawę, czego dowód daje w kwe-
stii zamykającej pierwszą część dramatu. Do tego wątku jednak powrócimy.
Interludium
W tej rozdzielającej dramat na dwie części partii, możemy wysłuchać kazania
Arcybiskupa Tomasza Becketa. Całość wypowiedzi stanowi parabazę. Kapłan tłu-
maczy nam dwa najważniejsze tematy utworu: czym jest czas religijny i kim jest
męczennik. Wątki te zostają splecione postacią pierwszego cierpiętnika chrystu-
sowego – św. Szczepana. Duchowny tłumaczy, że przyjście na świat Jezusa jest
równoznaczne z Jego śmiercią. Czcząc więc narodziny, oddajemy jednocześnie hołd
ofierze krzyża, ale i Zmartwychwstaniu. Swoistym dowodem na to jest los helleni-
sty, który został ukamienowany dzień po narodzinach Syna Bożego. Kanonizacja
Szczepana ukazuje, że przyjście na świat Chrystusa zapowiadało łaskę zbawienia
ludzi. Jednak, co podkreśla Arcybiskup, męczennikiem nie jest chrześcijanin, który
umiera, a ten, kogo Bóg powoła, by zginął w Jego imieniu. Następnie bohater zapo-
wiada publiczności, że wkrótce do grona bożych wybrańców dołączy kolejna osoba.
Czy więc ostatecznie Becket uległ ostatniej pokusie i wybrał drogę świętego?
CZĘŚĆ II
Tomasz Becket – święty czy pyszałek?
Tę część tekstu chciałabym poświęcić rycerzom, którzy zabili Arcybiskupa Can-
terbury. Po zamordowaniu duchownego, Pierwszy z nich zwraca się bezpośrednio do
publiczności – do Anglików – i prosi o wysłuchanie „ich wersji wydarzeń”. Niczym
Prospero, oddaje władzę w ręce obserwatorów, przekształca koniec sztuki w sąd
nad sobą i swymi towarzyszami. Jest to szczególnie interesujące w kontekście przy-
woływanej już po wielokroć Apokalipsy. Czy zatem odbiorca ma być Sędzią Osta-
tecznym? Tłumaczenie Rycerzy jest dość proste – działaliśmy z rozkazu króla, król
nie miał wyboru, zatem właściwie dla dobra Anglii, a poza tym wierzymy w Boga
i nie pijemy dużo, a z tego zlecenia nie ujrzymy ani funta. I nam przykro. Wszystkie
te wypowiedzi, okraszone skromnymi wtrętami na temat własnych niedostatków
oratorskich, do pewnego stopnia uznać można za farsę, zwłaszcza że są napraw-
dę komiczne. Pewnie całą sytuację tego nieoczekiwanego sądu można by nawet in-
terpretować z humorem, gdyby nie wypowiedź Czwartego Rycerza. Sugeruje on
bowiem, że Tomasz Becket właściwie popełnił samobójstwo. „Jak to?” zapytali-
byśmy zapewne na miejscu owych projektowanych przez tekst trzeźwych i bogo-
bojnych Anglików „przecież właśnie widzieliśmy…”. Tu, chciałoby się rzec, jest
pies pogrzebany, chociaż pewnie lepiej by było ująć to mniej dosadnie. Co widzi
widz? Od początku dramatu nasze spojrzenie jest kierowane na Arcybiskupa, a na
oświetlający go reflektor natychmiast nakłada się filtry. Pierwszy, jak mam nadzieję
wykazałam, to filtr nałożony przez chórzystki-wieszczki, czyli Apokalipsa. Zatem
już od pierwszej kwestii interpretujemy wszystkie zdarzenia w porządku wyższym.
W jeszcze innym świetle ustawiają Becketa Kusiciele. Raptem nie okazuje się on
taki święty, jak chcieliby Księża, ujawnione zostają grzechy i grzeszki z przeszłości
duchownego. Kolejną twarz Becketa poznajemy dzięki niemu samemu, gdy przy-
znaje się on do snów o swojej wielkiej ofierze i pośmiertnej chwale męczennika.
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
18
Thomas Stearns Eliot
To wszystko wiemy o Arcybiskupie z tekstu. Czy zatem na pewno zabójstwo, które
widzieliśmy (my, trzeźwi i bogobojni Anglicy) było tym, co naprawdę się zdarzyło.
Przeanalizujmy argumentację Ryszarda Brito:
Od chwili, gdy został Arcybiskupem, odwrócił całkowicie swoją politykę;
okazał się całkiem obojętny na losy kraju,
w rzeczy samej potwornym egoistą. Egoizm go pożerał;
na koniec stał się niewątpliwie manią. Mam niezbite
dowody na to, że przed opuszczeniem Francji przepowiadał
wyraźnie i wobec wielu świadków, że dni jego są policzone,
że będzie zabity w Anglii (…) postanowił umrzeć śmiercią męczeńską (…)
Mógł się przed nami ukryć, lecz on tego właśnie pragnął (s. 76).
Nie da się zaprzeczyć, że wypowiedź Rycerza jest bardzo spójna i klarowna,
a co ważniejsze zgodna ze wszystkim co o Arcybiskupie wiemy, ze wszystkim co
widzieliśmy. Potrzebowaliśmy tylko, by ktoś wytłumaczył nam (znowu) czego
byliśmy świadkiem, dopasował ostrość i kąt widzenia. Jeśliby na tym poprzestać,
uwierzyć Ryszardowi, uznając, że Becket wybrał drogę męczeńskiej śmierci, twier-
dząc uprzednio, że to Bóg wybiera, nie człowiek, mielibyśmy zdaje się problem z in-
terpretacją ostatniej linijki utworu. Wypowiada ją chór: „Błogosławiony Toma-
szu, módl się za nami”. Nikt najprawdopodobniej nie wznosiłby takich próśb do,
zapewne potępionej za zbytnią pychę, duszy. Powróćmy do pierwszej części utworu,
do momentu, w którym kobiety z Canterbury proszą Arcybiskupa, by ocalił sie-
bie i lud. Dotychczasowe analizy wykazały, że w tym przypadku „ocal” równe jest
„zniszcz”. Jak się okazuje, Becketowi zbędne były jakiekolwiek interpretacje, by
zrozumieć swoje położenie i swoją rolę. To właśnie do niego należy pierwsza pa-
rabaza w dramacie:
Wiem,
Że to, co winienem jeszcze pokazać wam
Z mojej historii,
Większości wyda się błahe lub gorzej:
Bezmyślnym samobójstwem szaleńca,
Zuchwałą pasją fanatyka.
Wiem, że historia wyciąga prawdziwe wnioski
Z bardzo odległych przesłanek (…)
Ja dłużej już ani działać ani cierpieć
Nie mogę (s. 40).
Arcybiskup informuje publiczność wprost – pokażę wam moją historię, którą
zinterpretujecie źle. Lecz to jedyne co może robić. Podobnie jak chór pozbawiony
zostaje możliwości działania i cierpienia, może jedynie na poszczególne zdarzenia
narzucać filtry interpretacyjne. Niestety szansa ta zostaje mu odebrana, co oczywi-
ste, w chwili śmierci. Po zgonie Becketa wypowiadają się właśnie Rycerze, którzy
bez problemu zmieniają optykę odbiorców. Zgodnie więc z przypuszczeniami Ka-
płana jego losy zostają zinterpretowane błędnie. Ale po czym w zasadzie poznać,
że perspektywa jest dobra? Najpierw zastanówmy się, ile ich mamy. Po pierwsze,
ta reprezentowana przez Arcybiskupa, do której opozycję stanowi punkt widzenia
Henryka II. Pozostałych bohaterów można właściwie rozpisać między te dwie stro-
ny: Rycerze wykładają rację króla, Księża stoją murem za Becketem (mimo że nie
do końca rozumieją całą sytuację), chór również opowiada się po stronie duchow-
nego. Problem moglibyśmy mieć z Kusicielami, ale ostatecznie można raczej uznać,
że albo wszyscy są po stronie władcy albo trzech z nich popiera monarchę, a jeden,
powiedzmy, wstrzymał się od głosu. Czyli w zasadzie 2:2. Remis? A może trzecia
perspektywa? Co znamienne dla tego dramatu, żadnego z przedstawicieli władzy nie
17 (3/2016)
Agata Balsamo
(ur. w Warszawie)
– studentka
trzeciego roku
filologii polskiej
Uniwersytetu
Warszawskiego.
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
19
ma obecnych w tekście. Ani Henryk II, ani Bóg Stwórca nie są postaciami dramatu
Eliota. Prawdopodobnie założyliśmy jednak, że skoro racje króla reprezentują Ry-
cerze, to za Pana możemy podstawić Arcybiskupa Tomasza. Szybko jednak uświa-
damiamy sobie niedorzeczność takiej pokrętnej logiki. Wszak Mord w katedrze
traktuje o tragedii jednostki (chciałoby się napisać samej w sobie), nie zaś o bo-
żym bojowniku… Trzecia perspektywa, to perspektywa nieobecnego Demiurga. I to
właśnie ta, jak wynika z ostatniej modlitwy chóru jest poprawna:
(…) rzecz każda istnieje jedynie
Jak Ty ją widzisz, jedynie jak Ty
Ją rozumiesz, bowiem rzecz każda
istnieje
W Twoim jedynie świetle (…) (s. 79).
Podsumowanie aż strach pisać, mogłyby wyniknąć z tego mało optymistyczne
zdania, jak na przykład: nieważne co widzisz, nieważne nawet co się stało – liczy
się to, jak ktoś ci o tym opowie. Nie wiem, na ile to uniwersalna prawda, a na ile
hołd złożony literaturze. Wolę więc, już niemal tradycyjnie, zakończyć pytaniem:
czy nie mrozi wam krwi w żyłach myśl o tym, że osią interpretacyjną utworu wy-
danego w 1935 roku jest Apokalipsa?
Tadeusz Baranowski, olej, akryl i materiały naturalne na płótnie, technika własna, 110 x 140 x 10 cm,
2015 r.
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
20
Karol Samsel
Dry Salvages i wojna
Thomas Stearns Eliot
Co właściwie znaczą słynne słowa Thomasa Stearnsa Eliota wypowiedziane
dla radia BBC w 1958 roku, w których powracał pamięcią do czasu pisania Czte-
rech kwartetów oraz esencjonalnie stwierdzał, że „trzy ostatnie Kwartety” są dla
niego „w pewnym sensie kwartetami wojennymi”1. Czy chodziło wyłącznie o pod-
kreślenie specyficznej metryki ważnego, może najważniejszego cyklu literackiego
poety? Zdaje się, że nie, na co polscy tłumacze i badacze Eliota zwracali uwagę już
wielokrotnie, choć rzadko, przyznajmy to, w kontekście kwartetu trzeciego, Dry
Salvages. Najczęściej spostrzegane są oczywiście reminiscencje wojenne w Little
Gidding, kwartecie czwartym. Nie omija ich Adam Pomorski, tłumacz Eliota naj-
silniej odwołujący się w swoich komentarzach do cyklu do polityczno-społecznej
wymowy całości2. Dość dobrze przecież wiadome jest, że „kwartet, opublikowany
w październiku 1942 roku, powstał w okresie ciężkich nocnych nalotów lotnictwa
niemieckiego na Londyn”3. Znana jest także z tego kwartetu charakterystyczna
metaforyczna denotacja Eliota. „The dark dove with the flickering tongue”, czyli
w przekładzie Michała Sprusińskiego „czarny gołąb z błyskającym językiem”, Adama
Pomorskiego – „gołąb mroku z ognistym językiem”, Krzysztofa Boczkowskiego –
„mroczny gołąb z iskrzącym językiem”, Władysława Dulęby z 1960 roku – „ciem-
ny gołąb z łyskliwym językiem”, to nic innego, jak ów „niosący śmierć niemiecki
bombowiec nurkujący” podobny do „chrześcijańskiego symbolu zstępującego
Ducha Świętego”4.
W wypadku Dry Salvages na ścisłe wtopienie historycznych faktów wojennych
w tekst kwartetu polscy tłumacze Eliota wydają się nie wskazywać. Wyjątkiem jest
tu znowu Pomorski, który jako jedyny informuje, że tekst, „opublikowany w lutym
1941 roku, powstał w tragicznym dla Wielkiej Brytanii okresie bitwy o Atlantyk, gdy
statki z zaopatrzeniem wojennym z Ameryki były dosłownie dziesiątkowane przez
niemieckie U-Booty”5. Ale już Mikołaj Sokołowski w sposób właściwy dla analiz
Eliotowskich poematów metafizycznych generalizuje ogólne przecież z natury tezy
na temat wojny w Dry Salvages6. Której z postaw należy się zatem nasza aprobata,
1 Za: T.S. Eliot, Szepty nieśmiertelności. Poezje wybrane, przeł. K. Boczkowski, Toruń 2013, s. 249.
2 Zdaniem Pomorskiego, już w drugim kwartecie East Coker Eliot zawarł dość czytelne aluzje do „kon-
kretnej polityki brytyjskiej, która doprowadziła do haniebnego układu monachijskiego w 1938 roku,
(…), »dziwnej wojny« 1939-1940, a w konsekwencji do druzgocącej klęski sprzymierzonych w kampanii
francuskiej w 1940 roku”. A. Pomorski, Komentarze i przypisy: „East Coker”, w: T.S. Eliot, W moim po-
czątku jest mój kres, przeł. A. Pomorski, s. 405.
3 A. Pomorski, Komentarze i przypisy: „Little Gidding”, tamże, s. 406.
4 T.S. Eliot, Little Gidding, przeł. M. Sprusiński, w: tegoż, Poezje, Kraków 1978, s. 219; Little Gidding,
przeł. A. Pomorski, w: tegoż, W moim początku jest mój kres, dz. cyt., s. 304; Little Gidding, przeł. K. Bocz-
kowski, w: tegoż, Wybór poezji, Wrocław 1990, BN II 230, s. 322; Little Gidding, przeł. W. Dulęba, w: te-
goż, Poezje wybrane, Warszawa 1960, s. 259. Zob. także: A. Pomorski, Komentarze i przypisy: „Little
Gidding”, dz. cyt., s. 407.
5 A. Pomorski, Komentarze i przypisy: „Dry Salvages”, dz. cyt., s. 405.
6 „Fragmenty The Dry Salvages zawierają wykład Eliota na temat śmierci. Wobec śmierci, szczególnie
w jej wojennym zintensyfikowaniu, wszelkie tradycyjne formy wrażliwości okazują się niestosowne.
Wojna sprawia, iż sztuka, wyrażająca rozmaite stany duchowe, przeobraża się w banał. Rozprawa Eliota
z tradycją poetycką wydaje się stanowcza i nieodwracalna”. M. Sokołowski, „Harmonium” Wallace Ste-
vensa oraz „Cztery kwartety” Thomasa Stearnsa Eliota – dwie drogi neoklasycznego asocjacjonizmu,
w: tegoż, Techniki asocjacyjne. Angielskojęzyczne „poematy o wzroście indywidualnego umysłu” od
17 (3/2016)
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
21
kto ma rację, która interpretacja: realistyczna bądź metafizyczna kwartetu Dry
Salvages powinna w tym wypadku przeważać? A może pytania, które zadajemy,
są pytaniami szerszymi, niż podejrzewamy, i należy je zadawać nie tylko wyłącznie
w horyzoncie eliotologii? Mówiąc możliwie najogólniej, chodzi nam o historyczne
uszczegółowienie poematu metafizycznego, o kontekstową, realistyczno-histo-
ryczną konkretyzację gatunku będącego skądinąd formalną strukturą wielkiego
uogólnienia. Czy to jeszcze licuje z Eliotem?
Jak bardzo może okazywać się to niezgodne z powszechnie przyjętą linią inter-
pretacyjną danego utworu, uświadomić nam może słynna metafora dzwonu, wła-
ściwie: podwodnego dzwonu. Odnajdujemy ją właśnie w Dry Salvages i za (nie
tylko przecież) polskimi tłumaczami Eliota wyjaśniamy jako „głos Boga lub prze-
znaczenia” (K. Boczkowski)7. Co jednak stanie się, kiedy przywołamy całą obudowę
tej metafory – umiejscowioną w wersach 48-50 kwartetu: „And the ground swell,
that is and was from the beginning / Clangs / The bell”, czyli w przekładzie Bocz-
kowskiego – „A fala denna, która jest i była od początku, / Uderza / w dzwon”8
i stwierdzimy, że plan metafizyczny tej metafory preorganizuje inny zgoła plan:
wcześniejszy, fizyczny, realistyczno-historyczny i kontekstowy. Ten zaś – związany
mógłby być z wydarzeniami II wojny światowej oraz druzgocącą klęską angielskiej
marynarki królewskiej Royal Navy w 1940 roku, w którym nazistowskie Niemcy
wypowiedziały Anglii nieograniczoną wojnę podwodną. Nie tylko U-Boot jest me-
taforą tych czasów (i tym samym: metafory upadku wielowiekowej, brytyjskiej flo-
ty), lecz także – sonar.
Dry Salvages jest poematem wojennym. Ściślej: wojennym poematem metafi-
zycznym. Nieco zapomina o tym Pomorski, ten sam, który – przypomnijmy – jako
jedyny z polskich przekładowców Czterech kwartetów, wskazywał na wiążący dla
tej części kontekst bitwy o Atlantyk. To on jednak, nie kto inny, przeinacza nie-
stety czwartą część Dry Salvages (jej treścią jest modlitwa do Królowej Niebios
o przetrwanie dla żywych i o wieczny spokój dla martwych, wszystkich, którzy dziś
lub kiedykolwiek walczyl
Pobierz darmowy fragment (pdf)