Darmowy fragment publikacji:
Copyright © by Wydawnictwo W.A.B., 2004
Wydanie I
Warszawa 2004
3 wrzeÊnia 2000, czwartek, 6.03
Zaczynam dziÊ pisaç dziennik na mojej stronie
internetowej. Jest kilka powodów. Pierwszy, bo powie-
dziano mi, ˝e b´dzie super! Drugi, bo podczas wakacji
troch´ przyzwyczai∏am si´ do zapisywania zdarzeƒ,
refleksji, robienia notatek z dnia. Robi∏am to na zamó-
wienie, a teraz mi troch´ ˝al, ˝e ju˝ tego nie robi´,
i korzystam w zwiàzku z tym z pretekstu. Po trzecie,
wczoraj dosta∏am pismo z mojego teatru o takiej tre-
Êci: „Pani Krystyna Janda / aktorka / w miejscu / Na
podstawie rozporzàdzenia Ministra Kultury i Sztuki
z dnia 31.03.1992 r. w sprawie zasad wynagradzania
pracowników niektórych instytucji kultury/ Dz.U. nr 35
z 1992 r. Poz.151 z póêniejszymi zmianami / z dniem
7 wrzeÊnia 2000 r. przyznaj´ Pani nagrod´ jubileuszo-
wà za 25 lat pracy, tj. 100 wynagrodzenia miesi´cz-
nego /” i tu nast´puje osobisty dopisek mojego dyrek-
tora. Mog∏abym Wam to pismo zeskanowaç i w∏àczyç
do dziennika, ale dyrektor mojego teatru prawdopo-
dobnie mia∏by za to do mnie pretensje, na dodatek
s∏uszne. Otó˝. Po dwudziestu pi´ciu latach pracy,
takiej jak moja, nast´pujà zmiany w mózgu i nie mo˝-
na, a raczej trudno, coÊ robiç niepublicznie, tak ˝eby
si´ nikt o tym nie dowiedzia∏. OczywiÊcie, nie mówi´
o sprawach osobistych, intymnych, rodzinnych czy
zdrowotnych, mówi´ o jakiejÊ twórczoÊci. Ten dziennik
jest nià, czy chc´, czy nie. A pisaç coÊ tylko dla siebie?
W ka˝dym razie, ja tego po tylu latach „publicznego
˝ycia” ju˝ nie umiem, a poza tym to mnie nudzi,
i zresztà, po co? Ja mam potrzeb´ „dzielenia si´”
i kontaktu. A wi´c – publiczny dziennik, a raczej
dziennik z dost´pem dla ka˝dego.
5
Pozdrawiam najserdeczniej, za chwil´ zaczyna
si´ dzieƒ, ˝ycz´ wszystkiego dobrego. Chcia∏am jesz-
cze powiedzieç, ˝e ten ciemnoskóry zawodnik w re-
prezentacji Polski w pi∏ce no˝nej to skarb. Zrobi moim
zdaniem wi´cej w sprawie tolerancji w tym kraju ni˝
wszystkie programy wychowawcze rzàdowe i poza-
rzàdowe razem. Cudo. Dosta∏ polskie obywatelstwo
i paszport, brawo. Tylko cz∏owieku! Strzelaj te bram-
ki! Bo jak nie, to wiesz... to Polska! Karta sympatii si´
mo˝e odwróciç! ˚egnam i
id´ pod prysznic. Potem
siedem godzin na scenie w sprawie Nocy Helvera, oby
z jakimÊ rezultatem.
5 wrzeÊnia 2000, sobota, 6.14
DziÊ urodziny Cz∏owieka z marmuru, jak napisa-
li w „Gazecie Wyborczej”, czyli Jurka Radziwi∏owicza.
Pi´çdziesiàt lat. Od rana ró˝ne radia do mnie z g∏upi-
mi pytaniami: Czy dzwoni∏a ju˝ pani do m´˝a z ˝ycze-
niami?
Jurek. ˚or˝. Niebieskie oczy i
rozbrajajàcy
uÊmiech dziecka poparty niewinnoÊcià, czy li mruga-
niem oczami. Ca∏kiem niedawno na pytanie: Przyja-
ciel? bez namy s∏u odpowiedzia∏am: Jerzy Radziwi∏o-
wicz. Dlaczego? Przecie˝ rzadko si´ widujemy, nawet
od momentu jego przeprowadzki z Krakowa do...
tu, ko∏o mnie... do Kani. Przyjaciel, bo przyjaciel.
Niebieskie oczy, czy stoÊç, prawoÊç, rzetelnoÊç, lekka
naiwnoÊç i nieÊmia∏y uÊmiech. Jednym s∏owem –
jasna ∏àka. I tak pi´knie niós∏ t´ ceg∏´. Do dziÊ ten
jego chód mnie wzrusza. Jurku, nie da∏am si´ we-
pchnàç przez dziennikarzy w ˝arty na Twój temat.
Niech sobie ˝artujà na inny, Ty jesteÊ Cz∏owiek
6
z marmuru i wara! ˚y cz´ Ci wszy stkiego, wszy stkie-
go dobrego. Pami´tam, jak kiedy Ê szliÊmy razem
o ósmej rano Nowym Âwiatem, mijali nas ludzie,
uÊmiechali si´ do nas wszy scy, ca∏a ulica, ca∏e
miasto. CoÊ im razem przypominaliÊmy, coÊ wa˝ne-
go, ale i coÊ mi∏ego, to by ∏ wa˝ny poranek. Andrzej
Wajda te˝ si´ wzrusza, kiedy widzi nas r azem.
Ma od razu mokre oczy, a potem ukradkiem ociera to
wilgotne. Ca∏uj´ Ci´.
DziÊ w nocy przyje˝d˝a – wraca mà˝, mà˝,
mà˝!!!
Ca∏y dzieƒ próba, w niedziel´ te˝. J´druÊ, mój
synek, powiedzia∏ mi rano w ∏ó˝ku: – Lepiej byÊ mia-
∏a, jakbyÊ chodzi∏a do szko∏y, mielibyÊmy razem wol-
ne, a˝ dwa dni. – I zasnà∏ znowu. Wróci∏am z Wroc∏a-
wia o trzeciej rano, troch´ jestem zm´czona.
Dobrego dnia! Mam nadziej´, ˝e Wy macie wol-
ne. A swojà drogà, jak ja ∏atwo wesz∏am w to zwierza-
nie si´ do Internetu, zdumiewajàce, ta ∏atwoÊç wyni-
ka z charakteru mojego cholernego zawodu. Mam
nadziej´, ˝e nikt tego nie czyta, a w ka˝dym razie
niewiele osób.
6 wrzeÊnia 2000, niedziela, 6.05
Wczoraj widzia∏am swojà rol´ w nowym filmie
pana Zanussiego ˚ycie jako Êmiertelna choroba
przenoszona..., pisz´, widzia∏am swojà rol´, specjal-
nie, widzia∏am te˝ i film w ca∏oÊci, ale nie chcia∏a-
bym si´ na ten temat wypowiadaç, mo˝e to ktoÊ
czyta, a napisaç, co my Êl´ naprawd´, by ∏oby mo˝e
nieelegancko, wi´c omijam temat. Zresztà uwa˝am,
˝e od jakiegoÊ czasu nie powinnam si´ wypowiadaç
7
o twórczoÊci w ogóle, bo jestem walni´ta! Napraw-
d´! Moje kryteria, moje tempo wewn´trzne, sposób
my Êlenia tak ró˝nià si´ od tego, co czujà inni, ˝e
koƒcz´ z ocenà kogokolwiek i czegokolwiek, zajmuj´
si´ ty lko sobà. Ten nowy film pana Krzy sztofa jest
podobno pi´kny, màdry i w ogóle nienudny, widzia-
∏am zap∏akany ch ludzi wy chodzàcy ch z kina, wi´c
si´ zamykam na ten temat. Ja nie mog∏am w ogóle
wy siedzieç w kinie, a do siebie – aktorki tam grajà-
cej – mam pretensje monstrualne. Po co ja si´ tak
wzruszam na koƒcu? Kwiatek? A co to za kwiatek?
Co to ja nie mam pieni´dzy? Jeden storczyk? ˚e co?
˚e niby oryginalnie? Pewnie produkcja filmu nie
mia∏a pieni´dzy, a ja nie zwróci∏am uwagi, dali mi
do r´ki ten ˝a∏osny kwiatek i zacz´∏am z nim coÊ
graç bez sensu. Szklaneczka, woda, kwiatuszek do
wody, wzruszenie. Idiotka. Powinien wjechaç dupny
bukiet kwiatów, komórka w prezencie przed jego
Êmiercià i wy chodz´. A co to za bieganie po koryta-
rzu szpitala na koƒcu? Niby ˝e nie mog´ wytrzymaç?
˚e cierpi´? Wy sz∏o tak, jakbym ucieka∏a przed Szy-
monem Bobrowskim, grajàcym mojego faceta, a co
to, on mi zrobi∏ jakàÊ krzywd´? Szymon zresztà to
najlepsza postaç, jedy na niesk∏amana. Oj, pani Kry-
siu! Zastanowi∏aby si´ pani, co pani robi! W takim
ustawieniu tematu i przy takim g∏ównym bohaterze
filmu trzeba by ∏o za wszelkà cen´ trzymaç si´ pionu
i nie sentymentalnie, bo to ˝a∏osne. Trudno, wypa-
dek przy pracy. Pewnie to dlatego, ˝e pan Krzy sztof
zawsze obsadza mnie w tak zwany ch negatywny ch
postaciach, a ja chc´ ich w naiwny sposób broniç. A!
Rozpisa∏am si´, bo jestem z∏a! Idêcie do kina, ty lko
bez zegarka. ˚egnam wy nioÊle, szczególnie ˝e mój
8
mà˝, który robi∏ zdj´cia w tym filmie, nie powiedzia∏
mi, ˝ebym za ˝adne skarby Êwiata nie opuszcza∏a
g∏owy, bo mi „spada twarz”, a ja wcià˝ jà tam opusz-
czam. No, ale jak mam nie opuszczaç, skoro wcià˝
si´ tam martwi´. Jak si´ mam martwiç i mieç proble-
my – z g∏owà do góry? ˚eby nie by ∏o zmarszczek?!
Film bardzo wa˝ny, o temacie bliskim ludziom.
Widzia∏am, jak jedna pani po obejr zeniu bardzo
p∏aka∏a. Mo˝e te˝ ma problem, czy pope∏niç samo-
bójstwo, czy umrzeç w zgodzie z Bogiem i si∏ami
natury. Nigdy nie wiadomo. Przepraszam za ten
zapis, ale nie odpowiadam dziÊ za siebie.
7 wrzeÊnia 2000, poniedzia∏ek, 6.39
Jak to jest, ˝e za ka˝dym razem, jak ON wyje˝-
d˝a, psuje si´ w domu wszystko? Koƒczà si´ ˝arówki
i na ogó∏ te, które sà wysoko i nie ma do nich ˝adne-
go dost´pu, zaczynajà skrzypieç drzwi, zacina si´
ekspres do kawy i opiekacz do grzanek? Za ka˝dym
razem. Pies od razu w∏azi do ∏ó˝ka, bo nie wiadomo
skàd wie, ˝e wolno, koty bijà si´ w nocy po ca∏ym do-
mu, a g∏ównie w sypialni, albo budzà Êpiàcych o dru-
giej, ˝eby wstaç i daç im jeÊç. Jak to jest, ˝e jak ON
jest, dzieci i ja Êpimy spokojnie, zasypiamy i budzimy
si´ mniej wi´cej o czasie, a jak GO nie ma, dzieci
ju˝ od Êwitu siedzà przy komputerze albo budzà si´
za póêno i spóêniajà do szko∏y, a ja oglàdam nocami
filmy albo ∏a˝´ po domu, czytam, a Êpi´ chwilami,
po dwie trzy godziny w dziwnych porach nocy? Co to
jest, ˝e jak on wyje˝d˝a... Wyjecha∏. Zaczyna si´ znów
czas bez NIEGO.
9
9 wrzeÊnia 2000, Êroda, 8.55
Za chwil´ zaczynam nagranie Klubu kawalerów
dla Teatru TV. Jak zwykle przed nagraniem telewizyj-
nym, wszystko mi si´ wali na g∏ow´. Wczoraj o dwu-
dziestej trzeciej dowiedzia∏am si´, ˝e jeden z aktorów
grajàcy du˝à, bardzo znaczàcà rol´, nie b´dzie móg∏
zagraç, bo okaza∏o si´, ˝e ma zobowiàzania w jakiejÊ
mydlanej operze kr´conej dla telewizji. No có˝, m∏ody
kolega. Stuhrowi, Gajosowi, Zamachowskiemu si´ to
nie zdarza. Trudno. Pó∏ nocy szuka∏am wi´c aktora
do jednej z g∏ównych ról, co ja pisz´ aktora, partnera
dla Jurka Stuhra, Zbyszka Zamachowskiego, Janusza
Gajosa, Czarka Pazury, S∏awka Orzechowskiego, ba-
gatela! Nikt z tych, którzy przychodzili mi do g∏owy,
nie by∏ wolny. Gratuluj´. JeÊli ktoÊ wam b´dzie mówi∏
o bezrobociu aktorów, nie wierzcie. Nagranie zaczy-
namy jutro. DziÊ musz´ kogoÊ zaanga˝owaç i zrobiç
z nim przynajmniej jakàÊ prób´, sama, dobraç ko-
stium itd. Re˝yser to bynajmniej nie ten, kto re˝yseru-
je, tym si´ zajmuje na koƒcu. Najpierw osiemdziesiàt
procent energii i si∏y idzie w organizacj´. Nie bawi
mnie to. Inna sprawa, ˝e jest wielu re˝yserów, którzy
Êwietnie si´ czujà, kiedy organizujà, gorzej jak przyj-
dzie do wyre˝yserowania czegoÊ. G∏ównie organizacja
im idzie dobrze. Ale to inny temat.
Wczoraj wieczorem by∏am na przedstawieniu
Jeêdziec burzy w teatrze Rampa. Historia ˝ycia Mo-
rissona, Marysia, moja córka, gra tam jego ˝on´. Nie
mog´ nic powiedzieç na temat tego, co widzia∏am,
bo siedzia∏am z zatkanymi uszami. Ca∏y czas czu∏am
si´ tak, jakby ktoÊ dokonywa∏ na mnie gwa∏tu, si∏à
dêwi´ku i êle ustawionymi basami. Ludzie ko∏o mnie
10
wyszli po pierwszym akcie, te˝ siedzieli z palcami
w uszach.
Mary sia, z tego, co widzia∏am i rozumia∏am
na niemo, gra ∏adnie. Ma poczucie formy, jest praw-
dziwa, przekonujàco gra narkomank´. Ods∏oni∏am
uszy, ty lko jak Êpiewa∏ Staszewski, on zawsze spra-
wia mi przyjemnoÊç, i on by ∏ jakby mniej g∏oÊny.
Zdumiewajàce! Oklaski Êwiadczy ∏y o niebywa∏ym
sukcesie, podoba∏o si´ nadzwy czajnie. Widocznie
si´ starzej´ i nic ju˝ nie rozumiem. W ka˝dym razie
idêcie na to. Ale ostrzegam, to jest dla m∏ody ch,
starszym panom i paniom pójdà szwy po liftingach
i przestanà dzia∏aç sztuczne zastawki.
Co mnie czeka od jutra!? Trzymajcie za mnie
kciuki. Z pisaniem do Was te˝ nie wiem, jak b´dzie.
Jutro zaczynamy o piàtej rano, ekspozycja, to znaczy –
mo˝na kr´ciç tylko do czwartej po po∏udniu, potem ju˝
jest za ciemno, a jesteÊmy na zewnàtrz. Do nakr´cenia
z dziesi´ç scen i to zbiorowych. Ratunku!!! A przed
kamerà same gwiazdy. Ciekawe, jak ja mam ich wyre-
˝yserowaç, to znaczy namówiç do stylistyki, którà
wymyÊli∏am. Mam nadziej´, ˝e moi koledzy mi zaufajà,
tylko tyle. Powiedzia∏am im, to jest bardzo zabawna
sztuka, wy jesteÊcie fantastycznymi artystami, ludzie
oczekujà od was kaskad dowcipu, gagów, tysiàca min.
Na to czekajà. Spójrzcie, co si´ dzieje w telewizji, jak
grajà nasi koledzy, ˝eby zarobiç na ˝ycie i zdobyç s∏a-
w´ i popularnoÊç za wszelkà cen´, publicznoÊç ocze-
kuje od Was, takich, jak to si´ nieelegancko nazywa,
„jajcarzy” jeszcze wi´cej; mam proÊb´, dajcie jej
MNIEJ! Pozdrawiam. Zapomnia∏am, ˝e i ja tam gram.
Ale prawie wszystko sobie skreÊli∏am, bo ju˝ w czyta-
niu wychodzi to za d∏ugie. Trzymajcie si´ wiatru!
11
10 wrzeÊnia 2000, czwartek, 8.03
Wczoraj odby∏ si´ pogrzeb naszego sàsiada.
Fantastycznego faceta. By∏ to jeden z najpozytywniej-
szych ludzi, jakich spotka∏am w ˝yciu. Pracowity,
uczynny, dynamiczny, uÊmiechni´ty. Jeden z tych, dla
których nie ma rzeczy niemo˝liwych i pomys∏ów nie
do zrealizowania. Mia∏ troch´ ponad czterdzieÊci lat.
Umar∏. Czy Bóg jest sprawiedliwy? Nie. Jako Marlena
mówi´ na scenie: – Bóg w ka˝dym razie nie staje po
˝adnej stronie, jakby nie zajmowa∏ stanowiska. –
W ogóle ostatnio du˝o Êmierci, samobójstw zwyk∏ych
skromnych ludzi, samobójstw bez przyczyn, zdumie-
wajàcych, zaskakujàcych. To przera˝ajàce, ˝e obok
nas ˝yje tylu ludzi z piek∏em w Êrodku, z jakàÊ tra-
gicznà przera˝ajàcà tajemnicà wewnàtrz. Okna. Stra-
szà. Cz´sto, przeje˝d˝ajàc ko∏o szpitali, patrzàc na
okna, myÊl´ o tragediach, cierpieniu, które za nimi
istnieje, albo przeje˝d˝ajàc nocà przez miasto, po
spektaklach, po nagraniach, patrz´ w oÊwietlone o tej
zdumiewajàcej godzinie okna i nienawidz´ okien
w domach zwyk∏ych ludzi. Boj´ si´ pomyÊleç, co tam
si´ dzieje, co rozgrywa, a przecie˝ to mo˝e byç tylko
matka karmiàca dziecko lub ktoÊ, kto w∏aÊnie uczy si´
do egzaminu.
Przeje˝d˝a∏am dziÊ w nocy pod czarnymi oknami
mojego nie˝yjàcego sàsiada, pomyÊla∏am o jego ˝onie,
która tam gdzieÊ by∏a w Êrodku, o jego dzieciach. Tej
nocy po pogrzebie. Takie Êmierci uÊwiadamiajà wcià˝
na nowo bezsens poÊpiesznego, zagonionego ˝ycia, ja-
kie prowadzimy. Jak mówi´ w innej sztuce: – Co tak
naprawd´ w ˝yciu by∏o wa˝ne? Zastanów si´? Niewie-
le! I
jak ma∏o temu poÊwi´caliÊmy czasu i uwagi.
12
A potem pewnego dnia nagle uÊwiadamiasz sobie „ja
kocha∏am”, „ja nienawidzi∏am”, „umieram”.
Koniec. A ja? Czy ja ju˝ pami´tam tylko teksty
sztuk, w których gram, i nimi t∏umacz´ ˝ycie? Dno!
O co mi chodzi? Co za nastrój? To ta Êmierç,
o której myÊla∏am ca∏y dzieƒ, a mo˝e pierwszy dzieƒ
nagrania, które posz∏o nie najlepiej. Jutro znów zaczy-
nam o piàtej rano. Mo˝e jutro b´dzie lepiej. I pomyÊleç,
˝e robi´ tak pyszny, komediowy tekst, i mam tak
wspania∏ych aktorów! To depresja, którà zarazi∏ mnie
Ba∏ucki. Autor najÊmieszniejszych, najrozkoszniejszych
polskich komedii umar∏ Êmiercià samobójczà. Nie do
uwierzenia, cholera! Co za chandra! Przepraszam.
11 wrzeÊnia 2000, piàtek, 6.36
Dzisiaj b´dzie o dzieciach, a to z powodu e-mai-
lowego listu od przyjaciela z Niemiec. Ten ktoÊ ma
ma∏à córeczk´ tam urodzonà, dziecko dwuj´zyczne,
choç z polskim miewa k∏opoty. TatuÊ maleƒstwa,
a mój przyjaciel, jest wybuchowym, doÊç niekonwen-
cjonalnym cz∏owiekiem. Zdenerwowa∏ si´ w jakimÊ
sklepie podczas wakacji we Francji i doÊç cz´sto opo-
wiada∏ potem o tym wydarzeniu. Dziecko s∏ysza∏o
pewnie te opowieÊci, zresztà by∏o Êwiadkiem zajÊcia.
Pisze mi w liÊcie, ˝e wczoraj przypadkowo rozmawia∏
z ma∏à o wakacjach, wypad∏ mu z pami´ci jakiÊ szcze-
gó∏ i wtedy córeczka mu pomog∏a: – To by∏o ko∏o tego
sklepu, w którym si´ tak skurwi∏eÊ! Od razu skojarzy∏.
A teraz o moim m∏odszym synku. Odkry∏am
w nocy, podczas przeglàdania jego zeszytów w ra-
mach wyrzutów sumienia i nadrabiania obowiàzków
macierzyƒskich, takie wypracowanie:
13
Na wakacje pojecha∏em do Chorwacji, droga
by∏a d∏uga i kr´ta, a w samochodzie by∏o goràco. Jed-
nym s∏owem, drog´ sp´dzi∏em najniewygodniej, jak
si´ da. Wakacje, co tu mówiç o wakacjach, te sp´dzi-
∏em nawet, nawet, ale jacht by∏ najfajniejszy. Nieste-
ty na nim zwymiotowa∏em (i pobrudzi∏em pok∏ad),
a do tego pod kabinà i mój tata myÊla∏, ˝e to ry˝, któ-
ry robi∏ z takim specjalnym nadzieniem, a to dlatego,
˝e tak trz´s∏o.
Urocze prawda?
Wczoraj rano moja wnuczka wesz∏a niespodzie-
wanie, podczas mojej kàpieli, do ∏azienki. Za˝eno-
wana nagoÊcià i sytuacjà, nie bardzo wiedzàc, jak
si´ zachowaç, przywita∏am jà radosnym, zwyczajnym:
– Dzieƒ dobry, Lenka! Spojrza∏a na mnie uwa˝nie,
obejrza∏a mnie dok∏adnie w tej wannie i odpar∏a:
– Mów do mnie Blanka! I wysz∏a.
No, i co zrobilibyÊmy bez dzieci?
Nagranie Klubu kawalerów idzie lepiej, koledzy
sà nadzwyczajni, wszyscy robià naprawd´, co w ich
mocy, ˝eby mi pomóc. Grajà fantastycznie, no, ale
mam na planie „pierwszà lig´”. Ze zm´czenia upa-
dam na twarz, jutro zaczynamy godzin´ pó˝niej, tzn.
o szóstej, ale za to mamy wi´cej stron do nakr´cenia.
Kota nie ma. Id´ spaç, a raczej czo∏gam si´ do ∏ó˝ka.
Pozdrawiam. Na mnie nie liczcie. Dobranoc.
12 wrzeÊnia 2000, sobota, 15.47
Nie idzie mi! Beznadziejny dzieƒ, nie podoba mi
si´ to, co robi´. Czasem tak jest, nic si´ nie uk∏ada.
Beznadziejne. Przesadzam, ale prawie beznadziejne.
Nie doÊç, ˝e re˝yseruj´, to i w tym gram, nie mog´ na
14
siebie patrzeç w monitorach, ca∏y czas kombinuj´, jak
tu nakr´ciç, ˝eby siebie wyciàç. Do tego re˝yserowa-
nie w kapeluszu ze strusim piórem, d∏ugiej sukni
i w butach na obcasie to m´ka, szczególnie przy tym
tempie i liczbie scen do nakr´cenia. Na szcz´Êcie Dziu-
dziuliƒska to niedu˝a rola. OkropnoÊç. Inni grajà
Êwietnie, tylko ja nie mam dostatecznej wyobraêni, ˝e-
by to odpowiednio pokazaç. Co to b´dzie? Co to b´dzie!
Przyj´∏am metod´ rejestrowania jak najwi´kszej iloÊci
materia∏u z jak najliczniejszy ch ustawieƒ kamery.
Potem jakoÊ to zmontuj´. Oj! èle mi, êle mi, êle! Jutro
zaczynamy pracowaç w nocy i tych nocy b´dzie pi´ç.
Zrobi∏am jeden akt i kawa∏ek. Nie mog´ pisaç o niczym
innym, bo mnie telepie na ten temat. Nie mog´ siebie
znieÊç nawet na ekranie telewizora. To choroba. Dobra-
noc. Tym razem... ˝egna Was „sfrustowany” re˝yser.
14 wrzeÊnia 2000, poniedzia∏ek, 18.42
Pisz´ dopiero wieczorem, bo wróci∏am rano po
szesnastu godzinach zdj´ç nocnych. Bal w Krynicy.
Jak pisa∏am kr´c´ Klub kawalerów Ba∏uckiego dla
Teatru Telewizji. Re˝yseruj´ i gram Dziudziuliƒskà.
Dzisiejszej nocy, za chwil´, kolejna cz´Êç balu do na-
kr´cenia. W sumie ca∏y drugi akt. Umrzemy. Rano
wsiad∏am do stojàcego samochodu i tak siedzia∏am,
a by∏am przekonana, ˝e jedziemy, w tej chwili te˝ nie
jestem w lepszym stanie, ale musz´ wytrzymaç.
Mam na planie same gwiazdy, musz´ o nie
dbaç i robiç wszystko, ˝eby by∏y zadowolone i w do-
brym nastroju. Przed nami jeszcze cztery takie noce,
bo równie˝ ca∏y pierwszy akt do nakr´cenia, ale ju˝
we wn´trzu. Podobno noc by∏a zjawiskowo pi´kna,
15
nie zauwa˝y∏am. W ka˝dym razie, jeÊli chodzi o to,
co widz´ na monitorach, materia∏, który kr´cimy, jest
ju˝ du˝o lepszy ni˝ wczorajszy, a wi´c wszystko inne
nie ma znaczenia.
Nie otwieram gazety, telewizora i radia, bo tam
ciàgle s∏ysz´ albo siebie, albo swoje nazwisko. Zacz´-
li reklamowaç akcj´ Radia Zet – „Sto twarzy Krystyny
Jandy”, puszczajà to w kó∏ko, czasem te˝ list´ miast,
w których b´d´ gra∏a tej jesieni w ramach tej akcji,
i to mnie dopiero przera˝a. No nic, wróc´ do ˝ycia po
nagraniu, a teraz zajmuj´ si´ tylko tym, czy Czarek
Pazura dobrze wyszed∏ zza krzaka, czy Edyta Jungow-
ska w∏aÊciwie spojrza∏a na Jurka Stuhra, czy Janusz
Gajos ma na pewno dobre zbli˝enie. Zbyszek Zama-
chowski wzrusza mnie i rozczula jako NieÊmia∏owski,
ale on sam jest wiecznie z siebie niezadowolony i nie-
pewny, S∏awek Orzechowski jako Motyliƒski szalony,
cudny, choç ma wàtpliwoÊci, czy tak powinno byç.
Cudowny epizod zagra∏ Gucio Lutkiewicz, Êwietna
m∏oda Magda Wa∏ach z Krakowa – Marynia, Marcin
Dorociƒski jako W∏adys∏aw, pi´kny, smutny i chory,
ciàgle bierze aspiryn´ i blado si´ uÊmiecha, wolno
mówi i rusza si´, a mnie by si´ przyda∏o szybciej, a na
dok∏adk´ moja Marysia jako Minna – s∏u˝àca – moje
dziecko-aktorka na planie, dziecko zdenerwowane
i ciàgle pytajàce, czy jestem zadowolona i czy ona
na pewno da rad´... To jest teraz mój wszechÊwiat.
Iwona Bielska grajàca Mirskà ma czterdzieÊci stopni
i zapalenie p∏uc! Pieniàdze i kondycja produkcyjna,
w której musimy to robiç, sà straszne. Poganianie
niewolników na pustyni. Krzycz´ przez ca∏e nagranie:
– UÊmiechamy si´! To jest komedia! Lekko! Jasno!
Wszyscy zadowoleni! W ogóle nie jest nam zimno i nie
16
chce nam si´ spaç! Oglàdanie was musi byç przyjem-
noÊcià! – No nic, koƒcz´, bo mdlej´.
Ach, zapomnia∏abym, dziÊ odbywa si´ w ¸a-
zienkach uroczystoÊç zwiàzana z wydaniem nowej
ksià˝ki profesora Kwiatkowskiego, dyrektora ¸azie-
nek. Nie mog´ tam byç. Lubi´ Profesora, jako lice-
alistka przebiega∏am codziennie ca∏y park z góry, od
Placu Unii, dobiega∏am prawie zawsze spóêniona do
swojej szko∏y, liceum plastycznego, które wówczas
mieÊci∏o si´ w dawnej Szkole Podchorà˝ych, obok
pa∏acu, i codziennie spotyka∏am Profesora na space-
rze z psami. Mi∏y pan z rudà brodà. Wiedzia∏am, ˝e
mieszka w Pa∏acu, by∏ dla mnie tajemniczà i nie-
zwyk∏à postacià. DziÊ cz´sto z nim rozmawiam, nakr´-
ci∏am, dzi´ki jego przychylnoÊci, w parku i Pa∏acu
MyÊlewickim ca∏à mojà Fizjologi´ ma∏˝eƒstwa Balza-
ka dla telewizji. Niedawno Profesor powiedzia∏ mi, ˝e
nast´pna jego ksià˝ka b´dzie mia∏a tytu∏ Z∏oto cen-
niejsze ni˝ sztuka, w odró˝nieniu od s∏ynnej ksià˝ki
Bia∏ostockiego, z której wszyscy si´ uczyliÊmy Sztuka
cenniejsza ni˝ z∏oto. Rozumiem rozgoryczenie Profe-
sora doty czàce czasów
i stosunku do muzealnic-
twa, malarstwa i sztuki
w ogóle. To te˝ pendant do
moich zapisków wczeÊniej-
szych o kondycji robienia
Teatrów Telewizji. Profeso-
rze, wszystko minie. Bo˝e!
S∏abo mi! A tyle do nakr´-
cenia!
PS DziÊ odwiedzi∏a
mnie na planie wnuczka.
15 wrzeÊnia 2000, wtorek, 12.00
Wtorek? No je˝eli wtorek, to zaczynamy kr´ciç
pierwszy akt. (Dla cywilów wyjaÊniam, filmy i spekta-
kle teatralne kr´ci si´ nie w kolejnoÊci, czyli tak jak
sà napisane, tylko tak jak to jest mo˝liwe, to znaczy
zupe∏nie nie po kolei.) Nic ju˝ nie wiem, nic nie rozu-
miem. Nie mam refleksji na ˝aden temat, a co dopie-
ro na tematy ogólne. Nie Êpi´ czwartà dob´. W Êrodku
we mnie p∏onie ˝ràce ognisko. Oczy mam z piasku,
myÊli m´tne, krok chwiejny. Zdenerwowaç mnie ∏a-
two. Wczoraj nad ranem Jurek Stuhr zapyta∏ mnie:
– Panujesz dalej nad wszystkim czy lecimy na wolne
ko∏o? Odpowiedzia∏am, ˝e panuj´, ˝eby si´ nie mar-
twili, bo aktorzy, nawet aktorzy najwi´ksi i najbardziej
Êwiadomi, sà jak dzieci i nie wolno im okazaç ani s∏a-
boÊci, ani zwàtpienia. Ale Wy tutaj, w tym Internecie,
nie liczcie na mnie. Nie odpowiadam na Wasze listy,
bo nie mog´, co wi´cej, nawet ich nie czytam. Jeszcze
trzy noce. Ach! Zasnàç! Choç na chwil´! Proszków
nasennych nie bior´, bo mi nie wolno. Lec´ na mela-
toninie, ale ona nic nie daje. ˚egnam Was bez Êwiado-
moÊci, co b´dzie dalej.
16 wrzeÊnia 2000, Êroda, 10.04
Jadàc wczoraj na plan, czyli miejsce naszych
zdj´ç, zobaczy∏am na s∏upach w ÊródmieÊciu napisy:
„Olek, zaszyj si´”. Podobno w Kaliszu, podczas poby-
tu naszego prezydenta w ramach kampanii wyborczej
rozwini´to przed nim transparent z napisem: „Olek,
dzisiaj nie pij”. Sympatia pijàcego elektoratu widaç
wzros∏a nieprawdopodobnie i nie nale˝y tego lekce-
18
wa˝yç, bo pijàcych w tym kraju jest niewàtpliwie wi´-
cej ni˝ niepijàcych, to za przeproszeniem bardzo po-
wa˝ne lobby. W ogóle, niespodziewanie prezydent jest
narodowi du˝o bli˝szy po ostatnich informacjach na
temat jego „s∏aboÊci”. „Swój cz∏owiek i jaki odlotowy
jajcarz!” – jak omówili to panowie na parkingu hotelu
„Polonia”, gdzie kr´cimy.
Ju˝ prawie ca∏a ekipa, z którà pracuj´, jest cho-
ra i wszyscy chodzà na czworakach, tylko Czarek Pa-
zura, energiczny, ch´tny do pracy i odczuwa wieczny
niedosyt. Jak gra, wiemy wszyscy, ale ciàgle uwa˝a,
˝e czegoÊ nie dogra∏, i prosi o jeszcze jeden dubel,
czyli powtórk´. Wszyscy wybuchamy Êmiechem na te
proÊby, a Jurek Stuhr, pan profesor – dla Czarka,
poucza go za ka˝dym razem: „Synku, zagra∏eÊ tyle, ˝e
mo˝na kub∏ami wy nosiç, gdzie kochany czujesz
niedosyt?” Oni sà wszyscy wspaniali. Czuj´ dla nich
ogromnà wdzi´cznoÊç. Jurek Stuhr, Janusz Gajos sà
moimi serdecznymi przyjació∏mi, ale ze Zbyszkiem
Zamachowskim czy S∏awkiem Orzechowskim spoty-
kam si´ doÊç rzadko i tylko w pracy, z Czarkiem Pazu-
rà w ogóle po raz pierwszy. O kobietach nie mówi´, bo
sympatie sà tu oczywiste, a Marcin Dorociƒski to
przecie˝ mój Cyd, u mnie debiutowa∏.
Âci´∏am dàb w ogrodzie, bo musia∏am, i chce
mi si´ dzisiaj p∏akaç. Spa∏am znów tylko dwie godzi-
ny, od szóstej do ósmej rano. Obudzi∏a mnie proÊba
o podanie numeru faksu i przysz∏o zaproszenie na
festiwal w Istambule. Urocze. Która to ju˝ doba? Nie
pami´tam. Jeszcze dwie noce zdj´ç.
Idêcie spaç, a my b´dziemy staraç si´ zrobiç
dla Was „hiciora”, jak mówià m∏odzi aktorzy.
19
17 wrzeÊnia 2000, czwartek, 11.09
Wczoraj na planie ty siàce historyjek o przygo-
dach z policjantami, a raczej kontrolà drogowà. Za-
ÊmiewaliÊmy si´ wszy scy i noc mimo ostatecznej
utraty si∏ min´∏a bez m´ki. Niektórzy z aktorów do-
datkowo w ciàgu dnia grajà jeszcze w inny ch fil-
mach lub majà zaj´cia teatralne, w zwiàzku z tym
sà tacy, dla który ch wczorajsza noc by ∏a kolejnà
dobà „w pracy”, a rano, kiedy ja jad´ do domu, by-
najmniej nie spaç, bo ju˝ zasnàç nie mog´, ty lko
przygotowywaç, „ry sowaç” kadry do nast´pnej nocy
zdj´ç, oni udajà si´ znowu na jakiÊ inny plan zdj´cio-
wy! Szaleƒstwo!
NajÊmieszniejszà historyjk´ o „drogówce” opo-
wiedzia∏ Czarek Pazura. Zatrzyma∏ go kiedy Ê, gdzieÊ
na Wybrze˝u policjant. Czarek, poniewa˝ powa˝nie
przekroczy ∏ szybkoÊç, zaczà∏ szukaç dokumentów,
przygotowywaç si´ do kontroli itd., i wtedy do jego
samochodu wsunà∏ g∏ow´ stró˝ porzàdku, komplet-
nie pijany, i zapyta∏: – Wódeczk´? Czarek skonsterno-
wany wyjaÊni∏ mu, ˝e nie mo˝e piç, bo prowadzi,
wtedy policjant, starszy cz∏owiek, machnà∏ pogardli-
wie r´kà i wyjaÊni∏: – Ty lko jednego! Id´ dziÊ na
emerytur´ i pij´ z ka˝dym, kogo zatrzymam! Czarek
uczci∏ ma∏à wódkà ostatni dzieƒ pracy cz∏owieka
i odjecha∏, nierozpoznany zresztà. W lusterku wstecz-
nym spostrzeg∏, ˝e policjant zatrzymuje kolejnego
kompana do uczczenia tej wyjàtkowej okazji. Pozdra-
wiam.
DziÊ ostatnia noc, koƒczymy nagranie. Od jutra
inne ˝ycie.
20
18 wrzeÊnia 2000, piàtek, 16.28
Najpierw pierwszy raz od oÊmiu dni zwyczajnie
spa∏am, póêniej z t´pym bólem g∏owy i absolutnà b∏o-
gà w niej pustkà siad∏am na schodach przed domem
i patrzy∏am na Êwiat w moim ogrodzie. Otó˝ zawiada-
miam, ˝e jest pi´kny. Jest tak pi´kny, ˝e mo˝na zwa-
riowaç, ale nie da∏am tego po sobie poznaç. Siedzia∏
ko∏o mnie kot rudy i trzy psy, ptaki chodzi∏y po trawie,
nikt si´ nie ba∏, nikt poza tym nie móg∏ uwierzyç
w to szcz´Êcie, ˝e tak sobie siedzimy, wszyscy, nagle
razem i w ogóle nam si´ nie Êpieszy. Potem kolejno
przysz∏y dzieci ze szko∏y, gdzie pogubi∏y kurtki, mama
pojecha∏a po zakupy na rowerze, ciocia zamiata∏a
cudowne opad∏e liÊcie i uk∏ada∏a je w z∏ote stosy.
W pewnym momencie zawo∏ali mnie na obiad i by∏y
knedle ze Êliwkami, a potem znów siedzia∏am na
schodach. W Êrodku wariowa∏am ze szcz´Êcia, a na
zewnàtrz znów nic nie okazywa∏am, zachowywa∏am
pozory normalnoÊci. JeÊli Wam napisz´, ˝e za jakieÊ
dwadzieÊcia minut przyjedzie mà˝ z lotniska, po dzie-
si´ciodniowej nieobecnoÊci, i siàdziemy z nim na
schodach i tak b´dziemy siedzieç, to mi nie uwierzy-
cie. Pogrà˝am si´ w szaleƒstwo. Podà˝ajcie za mnà.
Wasza K.
19 wrzeÊnia 2000, sobota, 7.31
Do sztuki, którà mam robiç za kilka miesi´cy
z Marysià, mojà córkà, Opowiadania zebrane Donalda
Marguliesa, musz´ poznaç twórczoÊç kilku amerykaƒ-
skich pisarzy, poetów, przede wszy stkim Delmora
Schwartza, który jest tam bohaterem. Nic o nim nie
21
wiem, podobno by∏ niez∏ym poetà, pisa∏ te˝ opowiada-
nia i eseje. Nigdzie nie mog´ tego znaleêç, obdzwoni-
∏am wczoraj kilka bibliotek. W Internecie znalaz∏am
tylko zdj´cie jego nagrobka. Ale ciesz´ si´, czuj´, ˝e
zaczyna si´ nowa fajna przygoda. Rola jest nieefek-
towna, lecz wy Êmienita. Wczor aj te˝ s∏ucha∏am
pierwszy raz od bardzo dawna jazzu, i wróci∏y dawne
wspomnienia i uczucia. Moja bohaterka, Ruth, s∏ucha
jazzu bez przerwy. Mia∏am mi∏y wieczór, przyjemnoÊci
poszerzy∏am o moje ukochane tanga Astora Piazzolli
i by∏ komplet szcz´Êcia.
Nie wychodz´ z domu i dzisiaj, boj´ si´ troch´
otworzyç gazety, bo w ka˝dej jest moje zdj´cie, nie
najlepiej si´ z tym czuj´. Jutro mam godzinny wywiad
w Zetce na ˝ywo, b´d´ wi´c musia∏a ruszyç ty∏ek
i wyjÊç, jutro te˝ urodziny Magdy Umer, fajnie! Obej-
rza∏am jej ostatni program Pierwsze mi∏oÊci z ksi´-
dzem Kaziem Orzechowskim, wzruszajàcy, przejmujà-
cy, poza tym, ˝e ksiàdz wspomnia∏ o mnie, u˝ywajàc
„nieskromnych” s∏ów pod moim adresem! Wielki to
dla mnie honor. Ale by∏o mi g∏upio. Ksiàdz rzeczywi-
Êcie z wielkim upodobaniem chodzi na moje spektakle
i twierdzi, ˝e majà one dla niego znaczenie. Ciekawa
jestem, co powie, jak zobaczy Helvera.
Reklama, w której le˝y butelka piwa, a nad nià
jest napis: „Ono nigdy nie powie ci, ˝e boli je g∏owa”,
i reklama telewizyjna, w której kobieta gada, prasujàc,
mà˝ oglàda telewizj´ i w pewnym momencie ucieka
na piwo, wybijajàc dziur´ w Êcianie, sà obrzydliwe.
Kobiety, zacznijcie robiç reklamy! W∏aÊciwie mnie to
nie interesuje, ale tak kreowany wizerunek kobiety jest
po prostu niesprawiedliwy, a pozostaje w ÊwiadomoÊci,
np. dzieci uwielbiajàcych oglàdaç reklamy, na zawsze.
22
Pobierz darmowy fragment (pdf)